WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Szpon Srebrnego Jastrzębia |
Tytuł oryginalny | Talon of the Silver Hawk |
Data wydania | 4 czerwca 2004 |
Autor | Raymond E. Feist |
Przekład | Justyna Niderla |
Wydawca | ISA |
Cykl | Konklawe Cieni |
ISBN | 83-7418-022-6 |
Format | 400s. 115×175mm |
Cena | 27,90 |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Szpon Srebrnego JastrzębiaRaymond E. Feist
Raymond E. FeistSzpon Srebrnego JastrzębiaSzpon rzucił ostatni z worków z mąką na stos, który właśnie skonstruował. Z Latagore przybył wóz z zapasami i chłopiec spędził całe popołudnie, rozładowując go, nosząc ciężkie paczki w dół po schodach i układając je w piwnicy pod kuchnią. Poza mąką, mającą wystarczyć na całą zimę, na wozie przyjechały także kosze z importowanymi z dalekich krain warzywami i owocami, zakonserwowanymi za pomocą jakichś magicznych sztuczek, których Szpon nie rozumiał, chociaż usłyszał kiedyś w kuchni, że taka magiczna konserwacja była tak droga, że przechodziło to wszelkie pojęcie, dlatego pozwolić na nią mogli sobie tylko bardzo zamożni i szlachetnie urodzeni. Leo i Marta przejęli kontrolę na chmarą różnych, małych skrzynek, zawierających przyprawy, zioła i dodatki, które każdy kucharz ceni sobie wyżej niż złoto i diamenty. Wszystkie te zapasy na zimę, wraz z uzyskanymi na jesieni zbiorami z ogrodu oraz z mięsem, jakie przynosili z lasu Kaleb i Szpon, wskazywały na to, że w zimne dni raczej nie zabraknie wszystkim dobrego jedzenia, znacznie lepszego niż to, do którego chłopiec był przyzwyczajony. – Szponie! – usłyszał głos Leli z góry. Pospieszył po szerokich, drewnianych stopniach i zobaczył ją, stojącą obok wozu z radosnym wyrazem twarzy. – Popatrz! – Pokazała na niebo. Padał śnieg. Malutkie płatki wirowały, popychane lekkim, stałym wiatrem. Większość topiła się po zetknięciu z ziemią. – To tylko śnieg – powiedział Szpon. Lela wydęła wargi, przyjmując jedną z tych min, które sprawiały, że żołądek chłopca zaczynał podrygiwać. – To cudowne – westchnęła. – Czy nie uważasz, że śnieg jest piękny? Szpon patrzył na lecące płatki przez dłuższą chwilę, zanim się odezwał. – Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. W mojej wiosce śnieg oznaczał tylko długie miesiące spędzone w ciepłym domu albo polowanie w zaspach sięgających ci aż do piersi, tak były wielkie. – Dla jakiejś przyczyny, wymawiając słowo „piersi”, chłopiec opuścił wzrok i zatrzymał go na pokaźnym biuście Leli, ale po chwili speszony odwrócił oczy. – Po polowaniu zawsze bolały mnie palce u stóp. – Och! – zawołała tonem dezaprobaty. – Nie masz za grosz poczucia piękna. Ja pochodzę z kraju, gdzie nigdy nie pada śnieg. To jest wprost śliczne! Szpon uśmiechnął się. – Skoro tak mówisz. – Zajrzał na tył wozu i zobaczył, że jest pusty. – Muszę iść i odszukać woźnicę, żeby mu powiedzieć, że skończyłem. – Zamknął wielkie drewniane drzwi prowadzące do piwnicy, a potem podszedł do kuchennego wyjścia. Kiedy znalazł się w środku, zdał sobie sprawę, jak zimno jest na dworze. Kuchnia wydawała mu się ciepła i przytulna. Woźnica i jego pomocnik siedzieli przy małym stole w kącie pomieszczenia, jedząc posiłek przygotowany im przez Martę. Podnieśli głowy znad talerzy, kiedy Szpon do nich podszedł. – Rozładowałem już wóz – powiedział. Pomocnik woźnicy, wymizerowany człowieczek z nosem, który przypominał dziób sępa, uśmiechnął się, ukazując pustkę w miejscu, gdzie powinien mieć dwa przednie zęby. – Bądź dobrym chłopcem i wyprzęgnij konie, dobrze? Jeszcze nie skończyliśmy jeść, a nie powinniśmy ich tak zostawiać na dworze. Jest zimno i zmarzną. Zostajemy tutaj na noc. Wyruszymy na północ jutro z samego rana. Szpon skinął głową i odwrócił się, ruszając w kierunku drzwi. Lars zastąpił mu drogę. – Nie powinieneś wyręczać go w jego obowiązkach. Wyprzęganie koni to jego praca. Szpon wzruszył ramionami. – Mnie to nie przeszkadza. Nie ma żadnych gości, którymi się trzeba zająć, a do wyboru mam skrobanie garnków tutaj albo doglądanie koni na zewnątrz. Nie ma żadnej różnicy. – Rób, co chcesz – odparł Lars i wrócił do swoich zajęć. Szpon wyszedł z powrotem na dwór. Te kilka chwil w kuchni sprawiło, że powietrze na zewnątrz z chłodnego zrobiło się po prostu nieprzyjemnie zimne. Pospieszył do wozu i poprowadził konie w kierunku drzwi do stajni. Przez ostatnie miesiące nauczył się doskonale sobie radzić z wszelkimi marudnymi stworzeniami i, podczas gdy kilka prób nauki jazdy konnej nie było zbyt miłe, chłopiec doszedł do wniosku, że praca w stajni jest całkiem prosta, łatwa i nawet przyjemna. Ciężki wóz ciągnął zaprzęg złożony z czterech koni i Szpon spędził dobrą chwilę, przekonując te uparte stworzenia, aby cofnęły się o kilka kroków, zanim ustawił wóz w takim miejscu, żeby nikomu nie przeszkadzał. Szybko wyprzągł zwierzęta, wprowadził je do stajni i poumieszczał w boksach. Potem zaczął szczotkować je po kolei. Nawet stojąc bez ruchu przez pół godziny, podczas rozładowywania wozu, konie nie wyschły jeszcze z potu, który pokrył ich boki podczas długiej jazdy tego popołudnia. Kiedy je szczotkował, para unosiła się z grzbietów zwierząt, gdyż powietrze stawało się coraz zimniejsze. Kiedy już chłopiec przyniósł zwierzętom wodę i paszę, zorientował się, że pogoda robi się naprawdę poważnie zimowa. Wyszedł na zewnątrz na placyk przed stajnią i spojrzał w górę, w niebo. Zachodziło słońce, ale widział, że chmury stawały się coraz ciemniejsze i grubsze, a śnieg padał coraz większymi płatkami. Szpon pomyślał sobie, że woźnica i jego pomocnik muszą się śpieszyć w drodze do Latagore, w przeciwnym bowiem razie nie dojadą tam wcale, tylko spędzą parę dni zasypani w zajeździe. O ile będą mieli szczęście. Jeżeli nadchodził naprawdę potężny front opadów, możliwe, że utkną u Kendrika na całą zimę. Kolacja minęła bez żadnych wydarzeń. Po tym, jak uprzątnięto już kuchnię i przygotowano ciasto na chleb na jutrzejszy poranek, Szpon miał właśnie zamiar udać się do pokoju, który zajmował wraz z Larsem i Gibbsem, kiedy podeszła do niego Lela. – Nie idź jeszcze do swojego pokoju – poprosiła go szeptem. Położyła mu dłoń na ramieniu i zaprowadziła go do znajdującej się pomiędzy wspólną salą i jadalnią spiżarni. Popchnęła lekko drzwi do wspólnej sali i zostawiła je uchylone. Przed kominkiem siedział cicho Gibbs, trzymając w dłoniach kufel ciemnego piwa i wpatrując się w dogasające polana. Lela zamknęła drzwi i uśmiechnęła się psotnie. – Lars potrzebuje pokoju na chwilę. – Ale po co? – zapytał Szpon. Otworzyła szerzej oczy i zachichotała. – Po co? Nie wiesz? Zmarszczył brwi. – Przecież gdybym wiedział, to bym się nie pytał. Rozbawiona położyła mu dłoń na brzuchu i pchnęła go lekko. – On i Meggie są tam razem. – Dlaczego? – zapytał Szpon. A potem, zanim dziewczyna zdołała odpowiedzieć, pojął wreszcie. – Chcą być przez chwilę sami? – Oczywiście, ty głupku! – zawołała ze śmiechem. – Moi ludzie robili to w inny sposób – wyjaśnił. – Mieszkaliśmy razem we wspólnych domach przez całą zimę i często mężczyzna z kobietą leżał razem pod naręczem niedźwiedzich skór. Wszyscy inni udawali, że tego nie widzą. – Ale my tutaj zauważamy takie rzeczy – odparła dziewczyna, patrząc na niego roziskrzonym wzrokiem. – Wyglądasz na zmartwionego – stwierdziła raczej, niż zapytała. – Co się stało? Myśli Szpona powróciły do dziwacznego uśmiechu i zadartego noska Meggie. Przypomniał sobie, jak poruszają się jej dziewczęce, szczupłe biodra, kiedy wspina się pod górę. – Nie wiem, co się dzieje – odezwał się w końcu. Nagle Lela otworzyła szerzej oczy. – Jesteś po prostu zazdrosny! – Nie znam tego słowa – odparł Szpon. – Chcesz Meggie dla siebie! – zawołała z wesołym śmiechem. Nagle na twarz Szpona uderzył rumieniec i chłopiec pożałował, że nie znajduje się akurat w innym miejscu. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz – wymamrotał. Lela przyglądała się chłopcu aprobującym wzrokiem przez dłuższą chwilę. – Zmieniasz się w przystojnego, młodego mężczyznę, Szponie – odezwała się w końcu. Oparła dłonie na jego biodrach i przycisnęła się do niego, przysuwając twarz do jego twarzy. – Czy miałeś już kiedyś kobietę? Szpon poczuł, jak jego puls zaczyna galopować i zabrakło mu słów. W końcu potrząsnął przecząco głową. Lela zaśmiała się i odepchnęła go od siebie. – Jesteś jeszcze takim dzieckiem. Nagle Szpon poczuł, że ogarnia go złość. Dla jakiejś przyczyny ta uwaga zabolała go. – Nie, jestem mężczyzną z ludu Orosinich! – prawie zawołał. – Poszedłem na rytuał wizji i… – przerwał na chwilę – miałbym na twarzy tatuaże dowodzące mej dorosłości, gdyby cała moja rodzina nie została zabita. Twarz Leli złagodniała i dziewczyna podeszła znów blisko do niego. – Przepraszam cię. Zapomniałam. Jego gniew szybko się ulotnił, gdy przytuliła się do jego ciała i pocałowała go. Dotyk jej miękkich, ciepłych ust wytrącił go z równowagi. Szpon stracił głowę. Przycisnął ją mocno do siebie, co wywołało pisk protestu. Odepchnęła go lekko, niby rozzłoszczona. – Delikatnie – upomniała chłopca. Szpon zamrugał oczami, zawstydzony. Jego umysł tonął w myślach, których nie potrafił nazwać. Pragnął znów dotknąć jej ciała i przywrzeć do jej ust. – Nie masz pojęcia o grze, jaka toczy się pomiędzy mężczyzną i kobietą. – Uśmiechnęła się. – O jakiej grze? Wzięła go za rękę. – Widziałam, jakich gier uczą cię Robert i Magnus. Teraz myślę, że nadszedł czas, abyś nauczył się najlepszej z nich. Czując strach i dygocząc z niecierpliwości, Szpon ściskał dłoń Leli, podczas gdy dziewczyna prowadziła go przez wspólną salę do pokoju, który dzieliła z Meggie. Widząc, co się dzieje, Gibbs uśmiechnął się szeroko i uniósł swój kubek z piwem w geście pozdrowienia. Kiedy wdrapywali się na schody do pustego teraz pokoju dla gości, Gibbs skrzywił się. – Muszą zatrudnić tutaj jeszcze jedną dziewczynę. To tylko muszą zrobić. Nie znajdując innego pocieszenia, Gibbs wybrał się po kolejny kufel piwa, zanim udał się na poszukiwania miejsca, w którym będzie mógł spędzić dzisiejszą noc. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pisarskie pazury
— Eryk Remiezowicz
Esensja czyta: Lipiec 2015
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jeżeli nie możesz być lwem, bądź lisem
— Anna Perzyńska
Wstęp do kontynuacji
— Joanna Słupek
Cudzego nie znacie: Wróg mojego wroga
— Ewa Pawelec