Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Raymond E. Feist
‹Szpon Srebrnego Jastrzębia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSzpon Srebrnego Jastrzębia
Tytuł oryginalnyTalon of the Silver Hawk
Data wydania4 czerwca 2004
Autor
PrzekładJustyna Niderla
Wydawca ISA
CyklKonklawe Cieni
ISBN83-7418-022-6
Format400s. 115×175mm
Cena27,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Szpon Srebrnego Jastrzębia

Esensja.pl
Esensja.pl
Raymond E. Feist
« 1 2 3 4 17 »

Raymond E. Feist

Szpon Srebrnego Jastrzębia

Usiadł, opierając się plecami o kamienie, które powoli rozgrzewały się w promieniach wschodzącego słońca, pomimo utrzymującego się w powietrzu chłodu, i upił kolejny łyk wody. Westchnął ciężko i spojrzał na niebo. Dlaczego nie miał żadnej wizji? Dlaczego nie otrzymał żadnej wiadomości od bogów, którzy nadają imiona mężczyznom?
Jego imię będzie kluczem do na’ha’tah, sekretnej natury istnienia, tej części jego osobowości, którą zna tylko on i bogowie. Inni ludzie poznają jego imię, gdyż wyjawi im je z dumą, ale nikomu nie wyjawi sekretnej natury wizji ani tego, co imię oznacza naprawdę. Nie zdradzi, jakie miejsce bogowie przeznaczyli mu we wszechświecie, jakie otrzymał od nich zadanie i jakie jest jego przeznaczenie. Jego dziadek powiedział mu raz, że niewielu mężczyzn właściwie rozumie swoje na’ha’tah, chociaż wielu tak się właśnie wydaje. Czasami, mówił starzec, przesłanie jest proste: bądź dobrym mężem i ojcem, czyń dobro w swojej wiosce, wspomagaj kraj i plemię, bądź wzorem do naśladowania, gdyż z twego nasienia narodzi się wybraniec, na’rif, który dokona wielkich czynów po twojej śmierci.
Kieli wiedział, co jego dziadek powiedziałby w tej właśnie chwili. Stwierdziłby, że chłopiec zanadto się martwi i po prostu powinien odłożyć troski na bok i pozwolić bogom przekazać swoją wolę. Kieli wiedział, że ojciec powiedziałby dokładnie to samo, dodając od siebie parę słów o tym, że ten, który pragnie polować i zasiadać w długim domu albo być dobrym mężem, najpierw musi się nauczyć cierpliwości i uważnego słuchania.
Zamknął oczy i wsłuchał się w poszum wiatru przemykającego górskimi szczytami. Słyszał lekki szum, kiedy wicher poruszał delikatnie gałązkami cedrów i sosen. Czasami wiatr był okrutnym towarzyszem; przedostawał się przez najgrubsze futra i kaleczył ciało jak zimne, bezlitosne szpony. Ale potrafił także przynieść ze sobą ukojenie, chłodząc nieznośnie gorące letnie powietrze. Jego ojciec opowiedział chłopcu o głosach wiatru i o tym, jak nauczyć się je rozumieć, tak jak orły i sokoły budujące gniazda pomiędzy niedostępnymi krawędziami szczytów. Kieli podniósł gwałtownie głowę, słysząc, jak poranne powietrze przecina głośny pisk. Zobaczył srebrnego jastrzębia, który właśnie upolował królika nie dalej niż dwanaście metrów od ogniska chłopca. Ptak należał do najrzadszego gatunku, występującego tylko w wysokich górach. Miał szare pióra, cętkowane czarno w okolicy szyi i barków, ale połyskliwe upierzenie sprawiało, że jastrząb wyglądał jak srebrny, kiedy unosił się na tle czystego nieba. Jednym uderzeniem skrzydeł ptak spadł na przerażonego królika i porwał swoją ofiarę w powietrze. Jak kotek niesiony przez matkę, królik zwisał bezwładnie ze szponów jastrzębia, niejako poddając się losowi. Kieli wiedział, że zwierzątko jest w szoku. Natura oszczędziła mu bólu i strachu, przytępiając jego zmysły. Chłopiec widział kiedyś jelenia leżącego bez ruchu na ziemi w oczekiwaniu na myśliwego, który nożem skróci jego cierpienia spowodowane niecelnie wypuszczoną strzałą.
Daleko zobaczył inne ptaki, leniwie unoszące się w porannym powietrzu; łapały unoszące się z nagrzanych przez słońce kamieni ciepłe powietrze, które pozwalało im szybować w poszukiwaniu zdobyczy. Wiedział, że to myszołowy. Ich potężne skrzydła pozwalały im na szybowanie na prądach ciepłego powietrza, podczas gdy oczy ptaków wypatrywały w dole umierających i martwych zwierząt. Na ziemi były brzydkie i niezgrabne, wyrywając sobie nawzajem strzępy padliny, ale w powietrzu wyglądały pięknie i majestatycznie.
Na południu zobaczył kanię o czarnym ogonie, balansującą w powietrzu; ogon kierowała w dół i uderzała kilkakrotnie skrzydłami, a potem pozwalała ciału opaść kilka metrów. Opadała i unosiła się nad miejscem, gdzie znajdowała się jej potencjalna ofiara. Nagle z zadziwiającą zwinnością rzuciła się w dół szponami naprzód i z precyzją graniczącą z nadnaturalnymi zdolnościami uderzyła w ziemię ciasnym łukiem. Wzniosła się z powrotem w powietrze w ułamku sekundy, ściskając w pazurach piszczącą mysz.
Z daleka dotarły do niego odgłosy lasu. Dźwięki dnia i nocy różniły się od siebie. Teraz dzienni mieszkańcy puszczy zaczynali podkreślać swoją obecność, podczas gdy ich nocni sąsiedzi szukali kryjówek, aby przespać słoneczne godziny. Dzięcioł hałaśliwie poszukiwał robaków w korze sąsiedniego drzewa. Kieli poznawał po sekwencjach następujących po sobie stuknięć, że szukający śniadania ptak należy do gatunku dużych dzięciołów noszących na główkach charakterystyczne czerwone czapeczki. Ptak uderzał w drzewo wolno, głośno i nieprzerwanie, inaczej niż jego mniejszy, niebieskoskrzydły kuzyn.
Słońce wzniosło się wyżej na porannym niebie. Ognisko zgasło, gdyż Kieli nie potrzebował już ciepła. Górskie szczyty nagrzewały się szybko. Kieli walczył z pokusą wypicia do końca wody pozostałej w tykwie, gdyż wiedział, że musi mu ona wystarczyć aż do chwili, kiedy będzie gotów, aby podjąć wędrówkę w kierunku wioski. Napije się do woli ze strumienia na szlaku, ale najpierw musi tam dotrzeć. Jeżeli zmarnuje wodę teraz, później może nie starczyć mu sił na dojście do strumyka.
Zdarzało się, chociaż bardzo rzadko, że chłopcy ginęli na szczycie góry. Plemię przygotowywało ich najlepiej, jak to było możliwe, ale ci, którzy nie zdołali przetrwać ceremonii nadawania imienia, uznawani byli za odrzuconych przez bogów, a lamenty ich rodzin napełniały goryczą radość Święta Przesilenia Letniego.
Robiło się coraz goręcej i powietrze wyschło. Nagle Kieli zorientował się, że zaczął wiać sa’tata. Wiatry z północy przynosiły chłód niezależnie od pory roku, ale letnie zachodnie bryzy stawały się w tym okresie suche i gorące. Chłopiec widział, jak trawa brązowieje i kruszy się na wietrze w niecałe trzy dni, a owoce schną na gałęziach. Mężczyźni byli niespokojni, a kobiety łatwo wpadały w gniew, kiedy sa’tata wiał dłużej niż kilka dni; skóra wysychała i piekła. W takie dni Kieli i jego brat pływali w jeziorach i rzekach, ale zanim docierali do wioski, ich skóra była już sucha i nie czuli na sobie długo chłodnego dotyku wody.
Kieli wiedział także, że jest w niebezpieczeństwie, gdyż, jeżeli tu zostanie, sa’tata wyssie z jego ciała każdą kroplę wilgoci. Spojrzał na niebo i doszedł do wniosku, że do południa zostały mu już tylko dwie godziny. Popatrzył na słońce, znajdujące się teraz w połowie wysokości zenitu, i zamrugał, kiedy poczuł, jak w oczach zbierają mu się łzy.
Kieli pozwolił swemu umysłowi wędrować swobodnie przez chwilę, zastanawiając się, kogo wybiorą na jego towarzyszkę przy stole. Chłopiec zapragnął przez moment, aby jego ojciec spotkał się z rodzicami jednej z młodych dziewcząt mieszkających w wiosce. Wśród rodaków Kieli mógł wybrać jedną z trzech: Rapanuanę, córkę Dymu W Lesie, Janatuę, córkę Wielu Złamanych Włóczni i Oko Niebieskoskrzydłej Cyraneczki, córkę Śpiewającego Dla Wiatru.
Oko Niebieskoskrzydłej Cyraneczki była od niego starsza o rok i otrzymała swe kobiece imię zeszłego lata, ale w wiosce nie było żadnego chłopca w odpowiednim wieku, aby mogła się z nim wtedy połączyć. Tego roku, razem z Kielim, w dorosłość miało wejść sześciu chłopców. Dziewczyna posiadała dziwaczne poczucie humoru i Kieli zawsze się zastanawiał, co ją tak bardzo śmieszy w danym momencie. Często wydawało mu się, że jest nim zainteresowana i w jej obecności czuł się niezręcznie. Chociaż starannie to ukrywał, bał się dziewczyny trochę bardziej niż innych. Ale Rapanuana była gruba i miała zły charakter, a Janatua zawsze chodziła ze ściągniętą twarzą i z nieśmiałości nie odzywała się do chłopców. Oko Niebieskoskrzydłej Cyraneczki była wysoka i silna, a jej miodowobrązowe oczy o surowym wyrazie zwężały się w szparki, gdy się śmiała. Miała skórę jaśniejszą niż inne dziewczęta, pokrytą mrowiem piegów. Twarz w kształcie serca okalała grzywa włosów o barwie letniego zboża. Kieli modlił się do bogów, aby jego ojciec spotkał się z rodzicami tej właśnie dziewczyny w noc przed Przesileniem Letnim, a nie z innymi. Nagle poczuł przypływ strachu. Zdał sobie sprawę, że jego ojciec mógł spotkać się z rodzicami dziewcząt spoza jego wioski, mieszkających w pobliskich siołach, z ojcem tępej Pialui, albo ładnej, ale wiecznie narzekającej Nandii!
Westchnął. I tak nie mógł nic na to poradzić. Słyszał historie o mężczyznach i kobietach, którzy się kochali, sagi opowiadane przez bajarzy przy ogniskach, opowieści zaczerpnięte od bardów z nizin i zawleczone na wyżyny Orosinich. Jednak wśród jego ludzi to ojciec wybierał narzeczoną dla syna i przyszłego męża dla córki. Czasem zdarzało się, że chłopiec, nie, już mężczyzna, wracający z wyprawy po wizje od bogów nie zastawał w wiosce narzeczonej, która miała mu towarzyszyć w święcie dojrzałości i musiał czekać kolejny rok na inną dziewczynę. Czasami, choć rzadko, mężczyzna odkrywał, że żaden ojciec nie chce oddać mu swej córki i wyruszał do innej wioski w poszukiwaniu żony albo rezygnował z małżeństwa i pozostawał sam. Słyszał raz o wdowie, której ojciec umarł, zanim zdążył znaleźć dla niej nowego męża. Kobieta ta zamieszkała z jednym z samotnych mężczyzn, ale nikt w wiosce nie uważał tego za właściwe.
Westchnął ponownie. Chciał, żeby już było po wszystkim. Był głodny i marzył o odpoczynku we własnym łóżku. I pragnął Oka Niebieskoskrzydłej Cyraneczki, chociaż dziewczyna sprawiała, że czuł się przy niej niezręcznie.
Wraz z wiatrem dotarł do niego dźwięk, który, jak się domyślał, wydała z siebie niedźwiedzica prowadząca młode. Zwierzę wydawało się zaniepokojone i Kieli domyślił się, że młode niedźwiedziątka właśnie wdrapują się na drzewo na rozkaz matki. Chłopiec usiadł. Co mogło aż tak zaniepokoić czarnego niedźwiedzia tutaj, w wysokich górach? Może duży drapieżnik, leopard albo kuguar? Na tej wysokości nie spotykało się raczej ogromnych skalnych lwów. Kieli pomyślał, że to może polujący wywern i poczuł się nagle mały, słaby i doskonale widoczny na tle skał.
« 1 2 3 4 17 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Pisarskie pazury
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Lipiec 2015
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jeżeli nie możesz być lwem, bądź lisem
— Anna Perzyńska

Wstęp do kontynuacji
— Joanna Słupek

Cudzego nie znacie: Wróg mojego wroga
— Ewa Pawelec

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.