Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Raymond E. Feist
‹Szpon Srebrnego Jastrzębia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSzpon Srebrnego Jastrzębia
Tytuł oryginalnyTalon of the Silver Hawk
Data wydania4 czerwca 2004
Autor
PrzekładJustyna Niderla
Wydawca ISA
CyklKonklawe Cieni
ISBN83-7418-022-6
Format400s. 115×175mm
Cena27,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Szpon Srebrnego Jastrzębia

Esensja.pl
Esensja.pl
Raymond E. Feist
« 1 2 3 4 5 17 »

Raymond E. Feist

Szpon Srebrnego Jastrzębia

Wywern, młodszy brat smoka, radził sobie z pół tuzinem, a nawet większą liczbą doświadczonych wojów, więc chłopiec, uzbrojony jedynie w ceremonialny sztylet i tykwę z wodą stanowił bardzo łakomy kąsek dla głodnego potwora.
Polujące wilki także mogły wystraszyć niedźwiedzicę. Dzikie psy i wilczarze na ogół omijały niedźwiedzie szerokim łukiem, ale młode były łatwą zdobyczą, o ile sforze udałoby się odciągnąć matkę od jednego z nich.
Albo byli to ludzie.
W pewnej odległości w powietrzu utworzył się krąg myszołowów i chłopiec poderwał się z ziemi, aby mieć lepszy widok. Zakręciło mu się nagle w głowie, gdyż wstał zbyt szybko. Opierając się ręką o skałę dla podtrzymania równowagi, wpatrzył się w przeciwległy stok. Słońce było teraz wystarczająco wysoko na niebie, aby przegonić poranne mgły i chłopiec wyraźnie widział myszołowy i kanie, krążące nad jakimś odległym miejscem. Kieli był znany w wiosce z doskonałego wzroku. Niewielu z jego plemienia widziało tak dobrze jak on, a w historii jego klanu żaden człowiek nie miał lepszego wzroku. Jego dziadek żartował sobie, że czegokolwiek by chłopcu brakowało, nie są to oczy jastrzębia.
Przez chwilę Kieli patrzył, nie rozumiejąc tego, co widzi, a potem zdał sobie sprawę, że ptaki krążą nad wioską Kapoma! Niepokój przemknął przez jego umysł niczym iskra i chłopiec bez wahania pomknął na szlak. Kapoma było wioską najbliżej sąsiadującą z jego własną.
Było tylko jedno możliwe wytłumaczenie, dlaczego tak wielu padlinożerców krążyło nad wioską: odbyła się tam bitwa. Poczuł, jak panika zaczyna przyćmiewać mu umysł. Najwyraźniej nikt nie zadbał o grzebanie zabitych. Jeżeli maruderzy rozeszli się po dolinach, następną zaatakowaną wioską będzie Kulaam!
Serce ścisnęło mu się na myśl o rodzinie walczącej z wrogiem bez niego. Dwukrotnie już podczas swego dziecięcego życia zostawał w okrągłym domu z kobietami, podczas gdy mężczyźni bronili wioski przed napastnikami. Raz walki miały charakter klanowy. Mężczyźni walczyli z wojownikami z wioski Kahanama. Drugi raz banda goblinów szukała w wiosce dzieci na ofiarę swoich ciemnych praktyk religijnych, ale solidna palisada okazała się wystarczającą obroną przed napastnikami. Któż mógł atakować wioski tym razem, zastanawiał się, zbiegając ścieżką w kierunku drzew rosnących poniżej.
Moredhelowie, nazywani przez ludzi z nizin Bractwem Mrocznego Szlaku, nie byli widziani w tych stronach od czasu dzieciństwa jego dziadka, a trolle zazwyczaj omijały wioski Orosinich z daleka. Nie wiedział nic o żadnych waśniach klanowych toczących się w pobliżu. Ludzie, którzy mieszkali w Dorzeczu na północnym wschodzie, byli raczej pokojowo nastawieni, a Księstwo Farinda na południu nie miało żadnych zatargów z Orosinimi.
A więc zbójcy. Łowcy niewolników z Miasta Inaska albo z Przylądka Wartownika w Miskalon czasem zapuszczali się aż w góry. Wysocy, silni Orosini o jasnych albo rudych włosach osiągali wysokie ceny na targowiskach w Imperium Wielkiego Keshu. Kieli poczuł strach, który natychmiast sparaliżował jego umysł.
Wypił resztkę wody z ziołami, jaka mu jeszcze została, owinął sobie sznur z tykwą wokół pasa i podbiegł kilka kroków w dół zbocza. Stracił nagle równowagę. Chcąc się podeprzeć, wyciągnął w bok prawą dłoń, ale zamiar się nie powiódł i chłopiec upadł, uderzając ciężko w twarde skały. Poczuł nagły ból, aż zakręciło mu się w głowie. Lewe ramię bardzo go bolało. Nie wydawało się złamane, ale od barku aż do łokcia biegła brzydka, czerwona pręga, która zapewne wkrótce zmieni się w ogromnego siniaka. Zabolało, kiedy spróbował poruszyć ręką. Spróbował wstać, ale ból sprawił, że poczuł się słabo. Usiadł i zwymiotował na ziemię.
Nagle przestał dobrze widzieć. Cały krajobraz przybrał jaskrawożółty kolor. Chłopiec upadł na plecy na pylistą drogę. Niebo ponad nim zajaśniało brylantową bielą, żar zalał mu twarz. Oczy Kieliego zamgliły się. Ziemia pod nim wirowała i wirowała, aż wszystko uciekło spod niego i poczuł, jak zanurza się w ciemny tunel.

Obudził go ból. Otworzył oczy, kiedy poczuł to na lewej dłoni. Zmrużył powieki, skupiając wzrok w jednym punkcie, próbując zogniskować spojrzenie rozkojarzone zawrotami głowy. A potem zobaczył to dokładnie.
Na jego ramieniu, lekko wygięte, spoczywało coś, co wyglądało jak rozczapierzone pazury. Kieli nie poruszył głową, tylko powiódł oczyma w bok. Zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od jego nosa stał srebrny jastrząb. Ptak jedną łapą opierał się na ramieniu chłopca, szponami znacząc skórę, ale nie uszkadzając jej. Tak jakby chciał zbudzić nieprzytomnego chłopca, jastrząb ponownie zagiął szpony, wbijając je odrobinę głębiej.
Kieli złapał się na tym, że patrzy w czarne oczy ptaka. Pazury jastrzębia zacisnęły się po raz kolejny i Kieli poczuł ból w ramieniu. Chłopiec nie oderwał jednak wzroku od oczu ptaka. A potem usłyszał słowa: Wstań, mały bracie. Wstań i bądź szponem swojego ludu. Tak jak czujesz moje pazury na swoim ramieniu, pamiętaj, tak masz strzec i bronić, walczyć i mścić się. Kieli poderwał się z ziemi i stanął, ciągle z jastrzębiem na ramieniu. Ptak załopotał skrzydłami, aby utrzymać równowagę.
Kieli na chwilę zapomniał o bólu, kiedy tak stał, patrząc na jastrzębia. Ptak także spoglądał na chłopca. Potem kiwnął głową, tak jakby zgadzał się z Kielim. Ich oczy spotkały się ponownie i ptak ze skrzekiem poderwał się do góry. Chłopiec poczuł na uchu muśnięcie skrzydeł. Prawe ramię Kieliego zabolało go i chłopiec podniósł dłoń, aby je zbadać. Zobaczył na skórze ślady po ukłuciach ptasich szponów.
Czy to była moja wizja? – zastanawiał się po cichu. Żaden jastrząb nie zachowywał się podobnie w całej historii jego ludu. Nagle, zaszokowany swoją głupotą, przypomniał sobie powód, dla którego tak pędził w dół na złamanie karku.
Skały wokół niego ciągle kąpały się w upale południa. Poczuł się słaby. Lewe ramię bolało go mocno, ale umysł miał jasny i wiedział, że zdoła dotrzeć do strumienia. Szedł uważnie, patrząc pod nogi i wybierając oparcie na kamieniach, aby ustrzec się przed ponownym upadkiem i bólem. Jeżeli członków jego klanu czekała walka, on też, ze zranionym ramieniem czy ze zdrowym, musi stanąć jako mężczyzna, którym jest od tej chwili, u boku swego ojca, wujów i dziadka i bronić swej wioski.
Kieli szedł w dół szlaku, potykając się na pylistej dróżce. Jego lewe przedramię wysyłało sygnały bólu, silniejsze z każdym krokiem. Odgrzebał w pamięci piosenkę, litanię otępiającą umysł, która stłumi cierpienie, i zaczął cicho śpiewać. Szybko poczuł ulgę, chociaż pieśń nie działała tak skutecznie, jak zapewniał go dziadek. Ramię ciągle go bolało, ale przynajmniej ból nie ogłupiał go i nie zaćmiewał mu umysłu.
Dotarł do strumienia i wskoczył do niego. Ból w ramieniu eksplodował, podsycony tak nierozważnym postępkiem. Kieli zaczerpnął gwałtownie powietrze i spora ilość wody wdarła mu się do otwartych ust. Odwrócił się na plecy i wypluł wodę. Parskając, usunął płyn z nosa i usiadł na dnie rzeczki, pokasłując. W końcu przeturlał się na kolana i napił się wody. Napełnił szybko tykwę, znów przymocował ją do pasa i podjął przerwany marsz.
Umierał z głodu, ale woda na chwilę uspokoiła jego pusty żołądek. Do wioski musiał iść jeszcze dwie godziny. Gdyby biegł stałym, regularnym tempem, dotarłby na miejsce pół godziny przed tym czasem. Ale ze zranionym ramieniem i osłabiony głodem nie miał sił na bieg. Poniżej strumienia szlak zanurzał się w potężny las, gdzie upał dnia nie dawał się tak bardzo we znaki. Chłopiec ruszył szybkim marszem, biegnąc na odcinkach, gdzie ścieżka była równa i gładka. Poruszał się tak cicho, jak tylko potrafił, skupiając się na czekającej go walce.

Zbliżywszy się do wioski, Kieli usłyszał odgłosy bitwy. Poczuł dym. Kobiecy krzyk przebił jego serce niczym ostrze miecza. Czy to krzyczała jego matka? Nieważne, wiedział, że ktokolwiek to był, znał tę kobietę przez całe swoje życie.
Wyjął zza pasa ceremonialny sztylet i ujął go mocno prawą dłonią. Tak bardzo chciałby mieć teraz dwie sprawne ręce i miecz albo włócznię. W upale dnia nie odczuwał potrzeby pełnego ubioru, chociaż w nocy brakowało mu płaszcza i tuniki, ale teraz poczuł się szczególnie pozbawiony osłony. Mimo tego jednak, pospieszył w kierunku wioski, a podniecenie odczuwane w związku z oczekiwaną walką odsunęło ból ramienia i zmęczenie na dalszy plan.
Duszące chmury dymu, pomiędzy którymi ukazywały się języki ognia, ukryły przed nim zniszczenia, ale i tak chwilę później został przywitany przez ruiny. Dotarł do miejsca, w którym szlak opuszczał las i zanurzał się pomiędzy warzywne ogrody wioski, zanim dotarł do palisady. Brama była otwarta, tak jak w czasie pokoju. Nikt nigdy nie zaatakował wioski podczas Przesilenia Letniego. Święto to było nieoficjalnym dniem zawieszenia broni, nawet podczas wojen. Stan drewnianych ostrokołów i towarzyszących im ziemnych umocnień powiedział chłopcu, że wrogowie wpadli do wioski przez bramę, zanim sygnał alarmu zdołał ostrzec jej mieszkańców. Większość ludzi powinna znajdować się na głównym placu, przygotowując się do święta.
« 1 2 3 4 5 17 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Pisarskie pazury
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Lipiec 2015
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jeżeli nie możesz być lwem, bądź lisem
— Anna Perzyńska

Wstęp do kontynuacji
— Joanna Słupek

Cudzego nie znacie: Wróg mojego wroga
— Ewa Pawelec

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.