Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jack McDevitt
‹Chindi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułChindi
Tytuł oryginalnyChindi
Data wydania26 maja 2010
Autor
PrzekładJolanta Pers
Wydawca Solaris
CyklAkademia
ISBN978-83-7590-051-4
Format700s.
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Chindi

Esensja.pl
Esensja.pl
Jack McDevitt
« 1 2 3 4 6 »

Jack McDevitt

Chindi

– Witajcie, „Wildside” – powiedział. – Proteusz wita.
– Witajcie, „Rensesans”. – Powstrzymała szeroki uśmiech. Wymiana sygnałów trwała nieco ponad minutę.
– Doktor Harper chce z panią rozmawiać.
Ustąpił miejsca wysokiej, ciemnowłosej kobiecie, która wyglądała na przyzwyczajoną do wydawania rozkazów innym. Hutch poznała pojawiającą się czasem w doniesieniach mediów Mary Harper. Miała akcent z wyższych sfer i patrzyła na Hutch tak, jakby ta była smarkaczem, który spóźnił się z przyniesieniem obiadu. W wojnie o niezamykanie stacji Harper walczyła ramię w ramię z Dimenną.
– Kapitan Hutchins? Cieszę się, że pani już tu jest. Będziemy się czuli bezpieczniej, wiedząc, że mamy statek do dyspozycji. Tak na wszelki wypadek.
– Miło mi, że mogę pomóc – odparła Hutch.
Harper odrobinę złagodniała.
– Wiem, że pani miała już lecieć do domu, kiedy otrzymała pani ten przydział, więc chciałam tylko powiedzieć, że bardzo doceniamy to, że przyleciała tu pani tak szybko. Prawdopodobnie nie jest to wcale konieczne, ale odrobina ostrożności nie zaszkodzi.
– Oczywiście.
Harper chciała powiedzieć coś jeszcze, ale burza przerwała transmisję. Bill próbował kilku różnych kanałów i w końcu znalazł jakiś, z którym się udało.
– Kiedy możemy się pani spodziewać?
– Jutro koło szóstej.
Harper najwyraźniej się niepokoiła, ale ukrywała to pod spokojnym uśmiechem i czekała, aż dotrze do niej odpowiedź od Hutch. Kiedy tak się stało, skinęła głową i Hutch odniosła wrażenie, patrząc jej w oczy, że kobieta odlicza sekundy do chwili otrzymania odpowiedzi.
– Dobrze – rzekła z biurokratycznym entuzjazmem. – W takim razie do zobaczenia.
Nie macie tu zbyt wielu gości, pomyślała Hutch.

Stacja regularnie wysyłała raporty na „Spokój”, rejestrując odczyty temperatury na różnych poziomach atmosfery, wahania grawitacji, prognozy dotyczące tempa kolapsu, gęstości obłoku i całe mnóstwo innych szczegółów.
„Wildside” wpłynął w strumień danych przesyłanych między „Renesansem” a „Spokojem” i przez kilka minut był w stanie odbierać transmisje. Hutch patrzyła na liczby płynące przez kilka ekranów, przemieszane z pojawiającymi się co jakiś czas analizami wykonywanymi przez SI „Renesansu”. Niewiele jej mówiły. Temperatury jądra i prędkości wiatru nie znaczyły więcej niż prognozy pogody. Było tam jednak kilka obrazów protogwiazdy, spowitej obłokiem.
– W jakim stopniu oni są pewni – zwróciła się do Billa – że zapłon nie nastąpi jeszcze przez tysiąc lat?
– W tej chwili nie ferują takich wyroków – odparł. – Ale z tego, co rozumiem, istnieje prawdopodobieństwo, że zapłon nuklearny mógł się już zacząć. Już jakieś dwa tysiące lat temu.
– I oni by o tym nie wiedzieli?
– Nie.
– Myślałam, że w takim przypadku protogwiazda w jakimś stopniu by eksplodowała.
– W ciągu kilkuset lat po narodzinach gwiazda skurczyłaby się, zmieniłaby kolor z żółtego na biały i stałaby się znacząco mniejsza. To nie jest proces, który zachodzi w mgnieniu oka.
– Cóż, dobrze wiedzieć. Więc to nie jest tak, że ci ludzie siedzą na beczce z prochem.
Wizerunek Billa uśmiechnął się. Miał na sobie żółtą koszulę, rozpiętą przy szyi, granatowe spodnie i kapcie.
– Tak czy inaczej, nie na takiej beczce z prochem.
Opuścili strumień danych i sygnał zanikł.
Hutch odczuwała znudzenie. Od opuszczenia „Spokoju” minęło sześć dni i tęskniła za towarzystwem ludzi. Rzadko latała bez pasażerów i raczej za tym nie przepadała, i w końcu zaczęła uspokajać Billa, który wiedział, że czasem się tak zachowuje, że nie powinien traktować tego tak osobiście.
– To nie jest tak, że twoje towarzystwo mi nie wystarcza – wyjaśniła.
Jego obraz znikł, zastąpiony logo „Wildside”, z orłem przelatującym na tle księżyca w pełni.
– Wiem – odparł, urażonym tonem. – Rozumiem.
Miało to jej pomóc. Westchnęła i spojrzała w mgłę. Usłyszała delikatne piknięcie, które zwykle oznaczało jego odejście. Przeważnie miało zapewnić jej prywatność. Tym razem jednak było to coś innego.
Próbowała czytać przez godzinę, obejrzała jakąś starą komedię (słuchając, jak nagrany śmiech i oklaski niosą się echem po statku), zrobiła sobie coś od picia, poszła do siłowni, poćwiczyła trochę, wzięła prysznic i wróciła na mostek.
Poprosiła Billa, by wrócił, i zagrali kilka partyjek szachów.
– Znasz kogoś z „Renesansu”? – spytał.
– O nikim takim nie wiem.
Kilka nazwisk z listy załogi wyglądało znajomo. Może byli pasażerami podczas innych lotów. Przeważnie astrofizycy. Paru matematyków. Kilku techników-informatyków. Paru techników zajmujących się remontami. Szef kuchni. Zastanowiła się, kim był ten młody człowiek o błyszczących oczach.
Całkiem wygodnie tam żyją, pomyślała.
Szef kuchni. Lekarz.
Nauczyciel.
Zatrzymała się.
Nauczyciel?
– Bill, po co im tam nauczyciel?
– Nie wiem, Hutch. To rzeczywiście dziwne.
Poczuła dreszcz wędrujący w dół kręgosłupa.
– Połącz mnie z „Renesansem”.
Minutę później pojawił się technik o błyszczących oczach. Znów próbował być czarujący, ale zignorowała to.
– Macie na stacji kogoś o nazwisku Monte DiGrazio. Figuruje w spisie jako nauczyciel. Czego on uczy?
Patrzył na nią w zadumie, czekając, aż transmisja do niego dotrze.
– Co o tym sądzisz? – spytał Bill. Siedział w skórzanym fotelu, w gabinecie pełnym książek. Słyszała trzaskanie ognia w kominku.
Już miała udzielić odpowiedzi, ale zamilkła.
Jej pytanie dotarło do technika i zrobił zdumioną minę.
– Uczy matematyki i nauk ścisłych. A czemu pani pyta?
Hutch rozzłościła się na myśl o własnej głupocie. Zadaj właściwe pytanie, idiotko.
– Czy macie na pokładzie nieletnich? Ile tam jest w sumie osób?
– Chyba możesz mieć rację – rzekł ostrożnie Bill.
Założyła ręce na piersi i pochyliła się, jakby chcąc stanowić mniejszy cel.
Technik patrzył na nią spod zmarszczonych brwi.
– Tak. Mamy dwudziestu trzech nieletnich. W sumie pięćdziesiąt sześć osób. Monte ma piętnastu uczniów.
– Dziękuję – rzekła Hutch. – „Wildside” rozłącza się.
Łagodne rysy Billa stwardniały.
– Jeśli więc rzeczywiście będziemy musieli ich ewakuować…
– …prawie połowę trzeba będzie zostawić. – Hutchins potrząsnęła głową. – Nieźle ktoś to zaplanował.
– Hutch, co robimy?
Niech ją diabli, jeśli wiedziała.
– Bill, połącz mnie ze „Spokojem.”
• • •
Wybuchy we wnętrzu Proteusza nasilały się. Hutch obserwowała jeden, który rozciągał się na miliony kilometrów, wypiętrzając się poza brzeg chmury gwiazd, zanim stracił impet.
– Mamy połączenie ze „Spokojem” – poinformował Bill.
Sprawdziła schemat organizacyjny personelu i dowiedziała się, że w chwili, gdy nadejdzie wiadomość, wachtę będzie pełnić Sara Smith. Sara była dynamiczna i ambitna, chciała szybko awansować na szczebel kierownictwa. Czasem niełatwo było się z nią dogadać, ale powinna zrozumieć problem i potraktować go poważnie. To szef Sary, Clay Barber, przydzielił Hutch tę misję i wysłał ją tam zupełnie nieodpowiednim „Wildside”.
Spróbowała się opanować. Robienie awantur nie było profesjonalne.
Zamrugała zielona lampka na konsoli.
– Saro – odezwała się Hutch, patrząc prosto w obiektyw, lecz starając się mówić spokojnie – moim zadaniem miała być ewakuacja stacji „Renesans”, jeśli wystąpi jakiś problem. Najwyraźniej jednak ktoś zapomniał o członkach rodzin. Na „Wildside” nie będzie miejsca dla wszystkich. Nawet w przybliżeniu.
– Poinformujcie Claya. Potrzebny nam większy statek, i to natychmiast. Nie wiem, czy rzeczywiście dojdzie do eksplozji, ale w tej chwili sytuacja wygląda tak, że musielibyśmy zostawić jakieś dwadzieścia osób.
– Nieźle, Hutch – skomentował Bill. – Chyba poruszyłaś właściwą nutę.

« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krzywa wznosząca
— Michał Kubalski

„Mary Celeste” w kosmosie
— Michał Kubalski

Rejs do przyszłości, czyli Pana książka pozbawiła mnie posiłku
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.