Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jack McDevitt
‹Chindi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułChindi
Tytuł oryginalnyChindi
Data wydania26 maja 2010
Autor
PrzekładJolanta Pers
Wydawca Solaris
CyklAkademia
ISBN978-83-7590-051-4
Format700s.
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Chindi

Esensja.pl
Esensja.pl
Jack McDevitt
« 1 2 3 4 5 6 »

Jack McDevitt

Chindi

Nie zjadła kolacji. Czuła wyczerpanie, niepokój, zmęczenie, niepewność. Przerażenie. Co ma powiedzieć Harper i Dimennie, kiedy dotrze do stacji? Ludzie, miejcie nadzieję, że nic się nie stanie. Bo jeśli tak, kogo będziecie chcieli uratować?
Siedziała pogrążona w czarnych myślach, gdy zamigotała lampka ostrzegawcza. Kilka pulpitów wyłączyło się, parę ekranów zgasło. Światła przygasły, wentylatory umilkły i przez chwilę na mostku było bardzo cicho. Po chwili wszystko wróciło.
– Wszystko pod kontrolą – odezwał się Bill.
– Dobrze.
– Takie zjawiska mogą czasami występować.
Statek automatycznie wyłączał większość układów, by chronić je przed skokami energii.
– Wiem.
– Ludzie ze „Spokoju” odpowiedzieli.
– Wrzuć na ekran.
Odpowiedział Barber. Gruby, łysiejący, łatwo się denerwujący, nie lubił, kiedy mu przeszkadzano, kiedy coś poszło nie tak, jak powinno. W chwili szczerości – a takie nie przytrafiały mu się często – wyznał Hutch, że został pilotem statków międzygwiezdnych, żeby zrobić wrażenie na kobiecie. I że to nie miało znaczenia, bo i tak od niego odeszła. Hutch jakoś to nie zdziwiło.
Był w swoim gabinecie.
– Hutch – odezwał się – strasznie mi przykro z powodu tej sytuacji. „Wildside” był największym statkiem, jakim dysponowaliśmy. A oni tam siedzą od lat. Na pewno przez te parę tygodni nic im się nie stanie. Z tego co wiem, „Lochran” jest już dalej niż powinien w stosunku do planu. Mam tu parę osób, które spędziły trochę czasu na „Renesansie” i mówią, że to miejsce zawsze przeraża, kiedy leci się tam po raz pierwszy. To dlatego, że leci się przez chmury gazu i nic nie widać.
– Prosiłbym się, żebyś po przybyciu na miejsce postępowała delikatnie. Nie mów, że na „Wildside” masz za mało miejsca. Jeśli o tym nie będziesz wspominać, nawet się o tym nie dowiedzą. Mógłbym wysłać drugi statek, ale wydaje mi się, że to przesada. Jakoś sobie poradzisz.
– Sprawdzę, jak wygląda sytuacja z „Lochranem”, powiem im, że w tej sytuacji czujemy się trochę niepewnie. Może trochę ich pogonię. – Przeczesał dłonią rzednące włosy i spojrzał prosto do kamery. – A tymczasem jesteś nam potrzebna, żeby ich trochę uspokoić. Dobrze? Wiem, że sobie poradzisz.
Jego ponurą twarz zastąpił pierścień gwiazd, logo stacji „Spokój”.
– To wszystko? – spytała. – Tylko tyle ma mi do powiedzenia?
– Pewnie zmieniłby zdanie, gdyby tu był i mógł wyjrzeć przez iluminator.
– Założę się, że tak.
Zamilkł i zmarszczył czoło, jakby coś przyciągnęło jego uwagę.
– Kolejna wiadomość – oznajmił. – Ze stacji „Renesans”.
Hutch poczuła ucisk w żołądku.
Tym razem pojawił się sam dyrektor stacji. Lawrence Dimenna, A.F.D., G.B.Y., dwukrotny laureat Nagrody Brantstatlera. Był przystojny, w jakiś prosty i surowy sposób. Jak wielu znakomitych stulatków, wyglądał stosunkowo młodo, ale w jego oczach czaiła się pewność i zdecydowanie, jakie przychodzą dopiero z wiekiem. Nie wyczuła w nim ani śladu życzliwości. Miał jasne włosy, wyraźnie zarysowaną szczękę i nie był zadowolony. Mimo to zdołał się uśmiechnąć.
– Pani kapitan Hutchins. Cieszę się, że udało się pani tak szybko dotrzeć.
Siedział za biurkiem. Na grodzi za jego plecami wisiało kilka plakietek, tak umieszczonych, żeby było je widać. Powiększenie nie było jednak wystarczające, żeby dostrzec, co na nich napisano, a uznała, że wykonanie zbliżenia nie byłoby zbyt uprzejme. Na jednej widniał jakiś brytyjski herb. Rycerz Królestwa?
Spuścił wzrok, rozejrzał po niemałej powierzchni swego biurka i znów spojrzał jej prosto w oczy. W jego oczach czaił się strach.
– Doszło do wybuchu – oznajmił. Mówił obojętnym tonem, jakim zwykle mówili reporterzy znajdujący się w samym środku kłopotów. – Proteusz wystrzelił olbrzymi rozbłysk.
Poczuła, jak serce zaczyna jej bić mocniej.
– Mówiłem, że coś takiego może się wydarzyć. Na stacji powinien być statek gotowy do lotu.
Mój Boże. Czy on rzeczywiście wypowiedział te słowa, czy jej się tylko wydawało?
– Wydałem rozkaz ewakuacji. Kiedy dotrze tu pani jutro, kilku techników będzie czekać, żeby natychmiast zatankować paliwo – zamilkł na sekundę. – Przypuszczam, że będzie to niezbędne.
– Na pewno wskazane – odparła, wyrwana z osłupienia. – Jeśli będzie na to czas.
– Dobrze, zajmiemy się tym. Nie przypuszczam, by mogła pani zrobić coś, by przyspieszyć sprawę?
– To znaczy dotrzeć na stację szybciej? Nie. Nie mogę zmienić obecnego planu lotu.
– Rozumiem. Cóż, nie szkodzi. Nie przypuszczam, żeby rozbłysk dotarł tu szybciej niż o 9:30.
Odczekała kilka sekund.
– Ma pan na myśli całkowitą utratę stacji?
Odpowiedź nadeszła po kilku minutach.
– Tak – odparł i odniosła wrażenie, że się jąka. Z trudem panował nad sobą. – Szanse na to, że stacja przetrwa, są niewielkie. Cóż, będę z panią szczery. Jutro o tej samej porze stacji już raczej nie będzie. – Głowa mu opadła, a po chwili znów spojrzał na nią. – Dzięki Bogu, że pani tu jest, pani kapitan. Przynajmniej wydostaniemy stąd ludzi. Jeśli przybędzie pani na czas, zatankujemy paliwo i będziemy w drodze na trzy godziny przed uderzeniem. Czasu powinno starczyć.
– Wszyscy są już gotowi do wejścia na pokład. Jeśli potrzeba pani czegoś jeszcze, proszę zawiadomić oficera operacyjnego, albo mnie, dopilnuję, żeby to załatwić. – Wstał, a kamera podążała za nim, gdy obchodził biurko dookoła. – Dziękuję, pani kapitan. Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby pani tu nie było.
Mrugnęła lampka odpowiedzi. Skończył mówić. Czy ona chciała mu jeszcze coś powiedzieć?
Nie było słychać silników, jedynymi odgłosami na statku było elektroniczne ćwierkanie instrumentów i cichy szum powietrza w kanałach wentylacyjnych. Chciała mu wszystko powiedzieć, rzucić w oczy prawdę, powiedzieć, że nie ma miejsca dla wszystkich. Mieć to z głowy.
Nie zrobiła tego jednak. Musiała mieć czas do namysłu.
– Dziękuję panu, profesorze – rzekła. – Do zobaczenia rano.
Znikł i patrzyła z rozpaczą na pusty ekran.
– Co zamierzasz zrobić, Hutch? – spytał Bill.
Niełatwo było jej ukryć wściekłość w głosie.
– Nie wiem – odparła.
– Może zaczniemy od powiadomienia Barbera. Hutch, to nie twoja wina. Nikt cię nie obwinia.
– Może nie zauważyłeś, Bill, ale to ja jestem osobą, na której się to wszystko skupi. To ja muszę powiedzieć Dimennie, że rozbłysk jest większym problemem, niż mu się wydaje. – Boże, jak wrócę, uduszę Barbera. – Potrzebujemy pomocy. Czy ktoś jeszcze jest w pobliżu?
– „Kobi” leci w stronę stacji „Spokój” w celu dokonania naprawy. – „Kobi” był statkiem kontaktowym, finansowanym przez Fundację Poszukiwań Obcych Cywilizacji. Poszukiwał kogoś, z kim można by porozmawiać. Przez czterdzieści lat nikogo nie znalazł. Ale cały czas latał, szkolił kapitanów statków i inne zainteresowane osoby, które chciały się dowiedzieć, co robić w razie spotkania z obcymi. Hutch przeszła takie szkolenie. Nie wykonuj żadnych gwałtownych manewrów. Migaj światłami „w zachęcający sposób”. Rejestruj wszystko. Wyślij ostrzeżenie do najbliższej stacji. Nie ujawniaj żadnych informacji strategicznych, jak położenie ojczystej planety. Jeśli zostaniesz ostrzelany, natychmiast uciekaj. Kapitanem „Kobi” był Chappel Reese, uparty, nerwowy, łatwo się irytujący. Ostatnia osoba na świecie, która nadawałaby się do witania spotkanych przypadkowo obcych. Ale był opętany sprawą i miał krewnych na wysokich stanowiskach.
– Ilu pasażerów może pomieścić „Kobi”?
– To jacht. Maksymalnie ośmiu. W awaryjnej sytuacji dziesięciu. – Bill potrząsnął głową. – I jest już pełny.
– Kto jeszcze?
– „Kondor” jest niedaleko.
Statek Preachera Brawleya. Poczuła coś na kształt nadziei.
– Gdzie on jest?
Brawley był postacią nieomal legendarną. Uratował kiedyś misję naukową, której uczestnicy źle wyliczyli orbitę i byli bliscy wessania przez gwiazdę neutronową, innym razem przewiózł zarażonych chorobą ocalałych członków misji z okolic Antaresa II, nie zważając na własne bezpieczeństwo, i uratował członka załogi na Beta Pac, zabijając jeden okaz występującego tam drapieżnego gada kluczem nasadkowym.
Bill zrobił zadowoloną minę.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krzywa wznosząca
— Michał Kubalski

„Mary Celeste” w kosmosie
— Michał Kubalski

Rejs do przyszłości, czyli Pana książka pozbawiła mnie posiłku
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.