Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Wizje alternatywne 3›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWizje alternatywne 3
Data wydanialuty 2001
RedakcjaWojtek Sedeńko
Wydawca Solaris
ISBN83-88431-09-9
Format361s. 120×195mm
Cena35,50
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Aguerre w świcie

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 7 »

Jacek Dukaj

Aguerre w świcie

Ona kiwa głową niepewnie – przytakując? zapraszając? okazując rezygnację? Zaraz odwraca się z powrotem ku miastu. Widok wielkich przestrzeni wywołuje u niej dreszcze, podświadomie buduje wrażenie zimna; więc tym mocniej obejmuje się ramionami, ściślej zamyka szatę.
Aguerre – już w bardziej swobodnym stroju: szarych lnianych spodniach o szerokich nogawkach, niedopiętym kaftanie OHX (fioletowa satyna przeszywana srebrem, czarne mankiety) – podchodzi do niej, nachyla się. Znowu sam nie musi jej dotykać, stampa przyciąga ją i tak; Carla ciąży ku xenotykowi, odchyla się od futryny, traci równowagę… W ostatniej chwili odwraca się i z wysiłkiem odstępuje wstecz. Przelotny gniew na jej twarzy.
– Chodź, przejdziemy się – mówi szybko Aguerre.
Wychodzi na balkon, w Iluzjonie/Edit/Aguerre03 zamawia ścieżkę. Czarny jęzor wyrasta mu spod stóp wprost w przepaść. W półobrocie burmistrz wyciąga zapraszająco rękę ku lady Amiel.
Spacerują pod gwiazdami. Ścieżka szybko wybiła wzwyż, meandrują po niebie ponad dachami Aguerre City. Najmocniejszy teraz jest cień nie od pierścienia, lecz od Śmierci Tataux – stroboskopowe światło, stroboskopowa ciemność.
Stampa w końcu, rzecz jasna, zwyciężyła i wędrują bok w bok, Aguerre obejmuje Carlę długim ramieniem, ona zapada się w niego, kryje twarz w miękkim fiolecie – barwie gleju.
– Gdybyś popłynął z nami do Sardynii – odzywa się po raz pierwszy.
Aguerre mruga szybko. Gdybym popłynął z nimi do Sardynii. Mój Boże, czyż i ja nie śniłem o takich niemożliwościach? Przekleństwo wyborów dokonanych. Dwadzieścia trzy lata; ona miała wówczas niecałe dwadzieścia. Duszny koniec sierpnia, Adriatyk, wesele w jakiejś wiosce, bodajże córka wójta wychodziła za mąż. Głośna muzyka zwabiła turystów. Przemieszaliśmy się, pośród tańczących tubylców, w chybocie świateł kolorowych żarówek, w zapachu potu, alkoholu i morza, tak bliskiego przecież – wystarczyło spojrzeć ponad murkiem ogrodu gospody, Księżyc ślizgał się po ciemnych falach. – Fred, Carla, poznajcie się. – Kto nas sobie przedstawił? Tego akurat nie pamiętam. Pierwszy taniec i potem wszystkie inne, przez sześć godzin do świtu. Najśmieszniejsze jest to, że nawet jej nie pocałowałem; także słowa były niewinne, jeśli w ogóle jakieś były, bo we wspomnieniu nie rozmawiamy, tylko tańczymy, coraz wolniej, coraz bliżej, patrząc sobie w oczy i uśmiechając się, lekko, najlżej, tym podświadomym skurczem warg, bardziej do swoich myśli, aniżeli do drugiej osoby; w milczeniu. Była w biało-błękitnej bawełnianej sukience do kolan, na wąskich ramiączkach; przepocony materiał przylgnął jej do pleców, tym bardziej, że przyciskała go moja dłoń. Nie miała stanika. Przesuwałem kciuk cal w górę, cal w dół, po linii jej kręgosłupa. Tyle. Wszystko było w spojrzeniu. Musiałem być pijany: w tym potrząśnięciu głową, którym odrzucała wstecz długie blond włosy (wówczas nosiła długie), widziałem przyszłą grację ruchów naszych jeszcze nie poczętych córek. Zapadała mi się w pierś, już wtedy (są stampy glejowe i są stampy psychologiczne; które potężniejsze?). Ale zaraz musiała się odrywać, by ponownie zajrzeć mi w twarz; albo ja ją odchylałem. Cały czas utrzymywałem się w tym przyjemnym stanie ćwierćerekcji, na granicy fizycznych pożądań. Przez materiał sukienki oraz koszuli czułem nacisk jej brodawek. Zanurzeni byliśmy nawzajem w swych aurach, aż po podświadomą harmonię ruchów. I spojrzenie; i ten uśmiech. Bolały mnie nogi; ją zapewne też. Kiedy usiedliśmy i opróżniliśmy szklanice miejscowego wina, słodkiego i kwaśnego zarazem, powiedziała: – Wypływamy pojutrze z przyjaciółmi do Sardynii, na trzy tygodnie; znajdzie się miejsce. – Jak tylko zrobię test na zgodność, mam już opłacony, we wtorek. – Okay – odparła i uśmiechnęła się do Księżyca. Dolałem jej wina. Chłodny wiatr osuszał skórę. Była zbyt piękna, balon euforii rozsadzał mi klatkę piersiową. Uścisk jej dłoni; i jak we wnętrzu mojej kuliły się jej palce… Nigdy nie popłynąłem do Sardynii. Szansa niczym jeden do kilkuset milionów – a jednak w czwartek miałem już Stróża, w piątek zasnąłem ostatni raz, w niedzielę byłem xenotykiem. Dwadzieścia sześć lat temu. Kreist, gdybym popłynął!
– Musimy porozmawiać. O Gabrielu.
Carla nie odpowiada. Zatrzymują się; ale ścieżka rośnie dalej, kreśląc ponad miastem randomiczną krzywą.
Aguerre siada, opierając się plecami o balustradę, stampa grawitacyjna pociąga kobietę za nim – stampa oczywiście sama z siebie nie jest na tyle silna, by powodować pozostającym w równowadze ciałem człowieka, lecz Carla znajduje się obecnie w takiej otchłani bezwoli, że najsłabsze nawet pchnięcie, o ile umiejętnie przyłożone, ciśnie ją ku czynom najstraszliwszym; usiąść na chwilę ponad stolicą xenotyków u boku alternatywnej miłości swego życia… takie rzeczy nie sięgają nawet powierzchni jej myśli.
– To nie był quinceyowiec. Ten morderca. To znaczy… orzeczenie Sądu Estetycznego wypadło na jego korzyść, zabił go zgodnie z ich kanonami piękna; ale tak naprawdę to był Kameleon.
Zerka na nią, by się zorientować, czy Carla rozpoznaje termin – ale wygląda, że ona w ogóle nie poświęca mu uwagi: z dłonią płasko przyciśniętą do karbonowej powierzchni alejki, głową przechyloną, nasłuchuje dźwięków zza kurtyny ciszy.
– Słyszysz? – pyta szeptem. – Ten szum.
Aguerre nakrywa jej dłoń swoją dłonią, większą, przeciętą dwiema żyłami gleju, drobne krople gęstego fioletu wypacają się na owłosionej skórze.
– To wewnętrzne arterie żywokrystu – tłumaczy jej powoli. – W każdej rosnącej jeszcze ścieżce wyczujesz to drżenie. Nawet najgorętszy żywokryst nie podoła krzywej energetycznej dla przyrostu masy w takim tempie: transportuje się wewnętrznymi kanałami moduły makrocząsteczkowe, płynne masy rekonfiguracyjne. To słyszysz; to czujesz. Jak rośnie. O Kameleonach coś wiesz?
– Tak. Chyba tak.
– Ktoś to zlecił. Wysokie sfery. Polityka; a wbrew pozorom nie ma tak wielu powodów dla mordu politycznego. W dzisiejszych czasach, po prawdzie, nie ma już chyba żadnych. A jednak to musiało przejść przez oficjalne struktury rządowe. Któreś z mocarstw. To jest ten poziom technologii. Słuchasz mnie?
– Mam czterdzieści pięć lat.
– Tak.
– Jedna trzecia życia. Dwie trzecie, jeśli nie liczyć ewidentnej starości. Na cholerę mu był de Quincey?
– Nie masz racji, ta furtka w konstytucji Gabriela to był tylko szczęśliwy bonus dla wykonawcy; skoro posłali aż Kameleona, zabiliby go i tak. Opowiedz mi.
– Co?
– Opowiedz, czym on się ostatnio zajmował. Z kim kontaktował. Jakieś konflikty. Kontrakty. Groźby może. Cokolwiek.
– A co powiedział Kameleon? Zatrzymałeś go przecież. Prawda?
– Kameleon nic nie powiedział. Miał zawieszonego execa autoletalnego, sperwertował się nam momentalnie do rakowatej zgnilizny.
– Ach.
Zaciska palce na dłoni Carli.
– Opowiedz.
Kobieta podciąga kolana, opiera o nie brodę. Wiatr zsuwa poły szlafroka z jej ud, ta sama gładkość jedwabiu. Aguerre odruchowo poprawia materiał.
– Jak się czujesz? – pyta cicho.
Carla po raz pierwszy podnosi na niego wzrok. Wszystko jest w spojrzeniu.
4. ILUZJON/OPEN/VENICE00
W Wenecji pada deszcz, gołębie się gdzieś skryły. Na Piazza San Marco glinna staruszka walczy z glinnym pudelkiem na długiej smyczy. Aguerre przeskakuje ponad smyczą – choć nie musi. Staruszka go nie widzi, zamknięta w CLay, Corporeal Layer (of Reality). Widzą go za to bodaj wszyscy goście i obsługa glinnej restauracji, niegdyś kawiarenki Byrona i Balzaca, do której Aguerre wchodzi; fioletowy kaftan skrzy się pod ich astygmatycznymi spojrzeniami.
Yesada Ori OHX (ledwo dwa lata bezsenności; numer 603 u Łużnego) wstaje na powitanie Aguerre, jak nakazuje etykieta Zakonu – Aguerre czuje, że Yesada wstałaby i tak, z czystego, szczerego szacunku. Ta dwudziestoletnia xenotyczka, oryginalnie na genach hinduskich i japońskich, fenotypuje się postacią tak młodej, drobnej, filigranowej wręcz dziewczyny, że Frederick w bezpośredniej jej obecności – glinnej czy iluzyjnej, bez znaczenia – mimowolnie zapada się w formy paternalistyczne; a ona odpowiada mu symetrycznym odbiciem. Bardzo długie, kruczoczarne włosy, skóra jak miód… Technologia poszła przez ten czas znacznie do przodu, syzygie z ostatnich lat są już prawie bezbłędne: żadnych zewnętrznych skaz glejowych, wybroczyn fioletu.
Yesada uśmiecha się, kłaniając. Zawsze jakoś instynktownie budzi w nim sympatię. Pamięta, jak składała przysięgę, cały rytuał na sztywnej edycji – tak była przerażona. Jej rodzice, dziadkowie, pradziadkowie – od świtu w błocie pól ryżowych; gdyby nie Karta Bostońska, nigdy nie opuściłaby swojej wioski.
Gritz.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj

Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj

Córka łupieżcy
— Jacek Dukaj

Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj

SF bez taryfy ulgowej
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.