Kiedy koleżanki z pracy opowiadały mi o językowych i pozawerbalnych pomysłach swoich dzieci, często żałowałam, że nie utrwalają tych anegdot na papierze. Usprawiedliwiłam je dopiero wtedy, gdy na świecie pojawiła się Oliwka – moja blondwłosa i niebieskooka bratanica. I tym głębszy jest mój podziw dla Jacka Pałki, który nie dał szybko przemijającym fazom dzieciństwa swego synka zniknąć bez śladu, lecz z co smakowitszych kawałków przyrządził prawdziwą czytelniczą ucztę. „Bazylek daje sobie radę” to już druga z cyklu opowieści, w których obserwujemy zawieranie znajomości z rzeczywistością przez bystrego, pewnego siebie i zaprzyjaźnionego ze swoim tatą chłopca.
Uroki dzieciństwa
[Jacek Pałka „Bazylek daje sobie radę” - recenzja]
Kiedy koleżanki z pracy opowiadały mi o językowych i pozawerbalnych pomysłach swoich dzieci, często żałowałam, że nie utrwalają tych anegdot na papierze. Usprawiedliwiłam je dopiero wtedy, gdy na świecie pojawiła się Oliwka – moja blondwłosa i niebieskooka bratanica. I tym głębszy jest mój podziw dla Jacka Pałki, który nie dał szybko przemijającym fazom dzieciństwa swego synka zniknąć bez śladu, lecz z co smakowitszych kawałków przyrządził prawdziwą czytelniczą ucztę. „Bazylek daje sobie radę” to już druga z cyklu opowieści, w których obserwujemy zawieranie znajomości z rzeczywistością przez bystrego, pewnego siebie i zaprzyjaźnionego ze swoim tatą chłopca.
Jacek Pałka
‹Bazylek daje sobie radę›
Urok książek o Bazylku jest urokiem dziecka. Bazylek posiada wszystkie cechy, które czynią obcowanie z małymi ludźmi odświeżającym i pełnym wzruszeń. Po pierwsze, jest szczery, nie ukrywa swoich odczuć, nie czuje się skrępowany konwencjami. Zrzędzącego Dziadka karci następującymi, wypowiedzianymi „grzecznie, acz stanowczo” słowami: „Hej, dziadku, a co ty dzisiaj jesteś takim marudnym ponurakiem?”. Bez zażenowania broni swoich potrzeb. Kiedy ojciec prosi, by dał mu ugryźć czekoladowego rogalika, godzi się, ale czyni zastrzeżenie: „Nie za dużo, bo jestem strasznie głodny. I w miarę możliwości bez czekolady, bo na czekoladzie mi szczególnie zależy”. Zmusza do autentyczności także ludzi wokół siebie. Nie waha się wyjawić, że tata płakał na „Sinbadzie”.
Jak wszystkie dzieci, wykazuje genialną psychologiczną intuicję. Wie, jak sformułować prośbę, by ojciec nie mógł odmówić („Tato, jestem taki chorutki. Kup mi w Supersamie taki mały zestawik żołnierzyków”). Owoce owej intuicji są szczególnie zabawne, gdy występuje ona w kombinacji z potrzebą szczerości. Pobawiwszy się żołnierzykami, Bazylek wyjawia: „Widzisz, prosiłem kiedyś mamę o te żołnierzyki i mi powiedziała, że ewentualnie na Dzień Dziecka. […] A dzisiaj spróbowałem z tobą i od razu mi te żołnierzyki kupiłeś”.
Zabawy Bazylka stanowią przepocieszny komentarz do otaczającej go rzeczywistości. Oto na przykład rozmowa dwóch plastikowych strażaków, trzymanych przez Bazylka w prawej i lewej ręce: „»Nieźle wyglądasz, szefuńciu, jak na kompletnego głupka« – mówi (ustami chłopca, oczywiście) Mirek. »Przegiąłeś« – warczy Łukasz i rzuca się na podwładnego.”
Wreszcie dla Bazylka nie jest jeszcze oczywiste znaczenie kryjące się za słowami, dzięki czemu potrafi spojrzeć na różne sprawy w oryginalny, zaskakujący sposób. I tak na przykład „wąż strażacki” to pyton dostarczający dodatkowej motywacji ludziom, którzy odmawiają wyskoczenia z palącego się domu na płachtę rozpostartą w dole przez strażaków. A ojciec otrzymuje tytuł „króla wolności” bynajmniej nie za to, że potrafi być przyjacielem syna, również nie z wdzięczności za nieoczekiwany prezent, lecz dlatego, że „nikt na świecie nie ubiera się wolniej”.
Zasługa nie należy jednak całkowicie do Bazylka. Jacek Pałka przez wiele lat był dziennikarzem i widać to w strukturze jego książki. Dzieli się ona na krótkie scenki, z których każda przedstawia Bazylka w jakiejś zabawnej lub nowej sytuacji i każda kończy się pointą. Dzięki takiemu układowi czytelnik przez książkę dosłownie pędzi i ani przez chwilę nie doświadcza pokusy, by zajrzeć na ostatnią stronę. Pałka posługuje się potoczną, ale ładną polszczyzną, usianą słowami zapożyczonymi ze słownika gimnazjalistów, których uczy angielskiego, a także słowami „osobistymi”, wymyślonymi lub przerobionymi na rodzinny użytek. Narracja autora stanowi świetne uzupełnienie i znakomitą oprawę dla zachowań Bazylka. I tak jedna z opowiastek zaczyna się następująco: „Bazylek uknuł dziś swoją kolejną misterną intrygę”…
Wybrane przez Pałkę scenki dają pewne wyobrażenie o wspólnym bytowaniu ojca i syna. Jest to obraz namalowany jasnymi barwami, choć zamiast mamy, która pojawia się tylko marginesowo, występuje Duża Dama, opiekunka Małej Damy. Mimo rozstania rodziców, potraktowanego przez autora bardzo dyskretnie, Bazylek jest dzieckiem szczęśliwym, a Pałka – szczęśliwym ojcem. Czytając tę książkę, zanurzamy się w świecie ludzi nienarzekających, zadowolonych z życia – aż nie chce się wierzyć, że autor i jego otoczenie są Polakami. No, oczywiście jest to świat stworzony ze słów, więc na pewno różni się od rzeczywistego, ale właśnie dzięki temu stanowi tak przyjemny azyl na kilka jesiennych popołudni.