Z mojej osobistej lektury, nie poprzedzonej sumiennym zapoznaniem się z interpretacjami krytyków literackich, przetrwały dwie refleksje. Pierwsza związana jest ściśle z kategoriami Innego i Obcego, jakie podsunięto studentom polonistyki do analizy współczesnej prozy. Dawidek był początkowo po prostu inny od swoich szkolnych kolegów - nie chodził z nimi na religię, nie uczestniczył w zabawach. Miał obszerną wiedzę, umiejętności, które przyciągały, niebezpieczne zamiłowanie do militariów z ostatniej wojny, wybuchów i znaczków z Hitlerem. Wszystko to jednak nie wykluczało wejścia do grupy. Siła Dawidka tkwiła w obcości, która pojawiła się później. Wynikała ona z obawy i niezrozumienia jego tajemniczych zdolności.
Notatka o „Weiserze Dawidku” Pawła Huelle
[Paweł Huelle „Weiser Dawidek” - recenzja]
Z mojej osobistej lektury, nie poprzedzonej sumiennym zapoznaniem się z interpretacjami krytyków literackich, przetrwały dwie refleksje. Pierwsza związana jest ściśle z kategoriami Innego i Obcego, jakie podsunięto studentom polonistyki do analizy współczesnej prozy. Dawidek był początkowo po prostu inny od swoich szkolnych kolegów - nie chodził z nimi na religię, nie uczestniczył w zabawach. Miał obszerną wiedzę, umiejętności, które przyciągały, niebezpieczne zamiłowanie do militariów z ostatniej wojny, wybuchów i znaczków z Hitlerem. Wszystko to jednak nie wykluczało wejścia do grupy. Siła Dawidka tkwiła w obcości, która pojawiła się później. Wynikała ona z obawy i niezrozumienia jego tajemniczych zdolności.
Paweł Huelle
‹Weiser Dawidek›
Jeśli ktoś choć raz poczuł się inny w grupie, obcy wobec niej, powinien sięgnąć po tę książkę. Dlaczego?
„Weiser Dawidek” został napisany już jakiś czas temu. Doczekał się nawet ostatnio pięknego wydania w twardej oprawie, ze zdjęciami przenoszącymi czytelnika do dawnego Gdańska. Książka jest zestawiana z takimi dziełami, jak „Blaszany bębenek” Guentera Grassa i „Hanemann” Stefana Chwina, jako trzecie ogniwo tryptyku stanowiącego swoistą monografię Gdańska. Miasto jest tam nie tylko tłem wydarzeń, ale także jednym z bohaterów. Nie tylko to łączy te książki. Wspólne jest także dziecięce spojrzenie na wojnę.
Interpretatorzy odnajdywali w „Weiserze Dawidku” wspaniale opowiedziany mit dzieciństwa, a w innej warstwie subtelną, jeśli można tak powiedzieć, powieść historyczną. Wiadomo – Gdańsk – historia układa się w tym miejscu niezwykłymi warstwami. Ci, którzy lubią szukać głębiej, znajdą w „Weiserze” przestrzeń przenikania się tajemnicy, zjawisk niezwykłych, często niewytłumaczalnych, z realiami dnia codziennego chłopców z Wrzeszcza, dla których wakacyjna przygoda zmieniła się w nierozwiązywalną zagadkę zniknięcia Dawidka.
Z mojej osobistej lektury, nie poprzedzonej sumiennym zapoznaniem się z interpretacjami krytyków literackich, przetrwały dwie refleksje. Pierwsza związana jest ściśle z kategoriami Innego i Obcego, jakie podsunięto studentom polonistyki do analizy współczesnej prozy. Dawidek był początkowo po prostu inny od swoich szkolnych kolegów – nie chodził z nimi na religię, nie uczestniczył w zabawach. Miał obszerną wiedzę, umiejętności, które przyciągały, niebezpieczne zamiłowanie do militariów z ostatniej wojny, wybuchów i znaczków z Hitlerem. Wszystko to jednak nie wykluczało wejścia do grupy. Siła Dawidka tkwiła w obcości, która pojawiła się później. Wynikała ona z obawy i niezrozumienia jego tajemniczych zdolności. Tajemnica zaczęła fascynować, chłopcy byli świadkami hipnotyzowania drapieżników w ZOO, lewitacji, a wreszcie tajemniczego zniknięcia. Okazało się jednak, że Dawidek nie musiał wchodzić do grupy, ani grupa nie musiała go oswajać, aby relacje między nimi były pozbawione agresji. I tu odpowiedź na postawione na początku pytanie.
Druga refleksja może się wydać obrazoburcza, choć pewnie wcale nie jest nowa. Sytuacja rysująca się w „Weiserze” przypomina mi główny wątek Nowego Testamentu. Jest tu charyzmatyczna postać żydowskiego chłopca tańczącego przy dźwiękach fletni Pana, unoszącego się w powietrzu przy blasku świecy. Są podążający za nim Szymon, Piotr i Paweł. Jest oddana mu we wszystkim Elka w czerwonej sukience. Mało tego – miasto przepełnione jest atmosferą przeczucia jakiejś bliżej nieokreślonej katastrofy. Zatokę wypełniają śnięte ryby, ktoś widział nad Gdańskiem kometę o końskiej głowie. Na brętowskim cmentarzu pojawia się umysłowo chory człowiek, żółtoskrzydły, który bije w dzwony i głosi apokaliptyczne wizje. Chłopcy, dopuszczeni do niektórych tajemnic Dawidka, piszą po zniknięciu mistrza swoje wersje wydarzeń na potrzeby śledztwa. Torturowani przez nauczyciela są zmuszani do powiedzenia prawdy. Ale przecież dorośli wcale nie chcą jej usłyszeć, bo nie mogliby jej przyjąć. Czy zagadka zniknięcia ma rozwiązanie?
W powieści mniej istotne wydają mi się fakty, ale to, przez jaki filtr poznawczy można je zobaczyć. Zachęcam do własnych poszukiwań. Mogą się one okazać istotne przy refleksji nad innymi tajemnicami – tymi przeżywanymi osobiście, a nie tylko za pośrednictwem literatury.
Po „Weisera Dawidka” warto sięgnąć, choćby już raz kolejny, także z tego względu, że jego ekranizacja niedawno pojawiła się w kinach. W „Pegazie” z 16 stycznia br. panowie Świtlicki i Dyduch przepytywali Wojciecha Marczewskiego na okoliczność premiery filmu „Weiser”. Reżyser zwrócił uwagę na to, że dzieciństwo jest nieustannym przebywaniem w przestrzeni tajemnicy, a człowiek dorosły, po przejściu przez machiny szkoły, służby wojskowej itp., traci wrażliwość na niezracjonalizowane sfery życia. Czy każdy i nieodwołalnie? Może film „Weiser” podsunie odpowiedź, bo książka nie jest raczej dla dzieci.