Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

A.R.R.R. Roberts (jako Don Brine)
‹Kod Edy Vinci›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKod Edy Vinci
Tytuł oryginalnyThe Va Dinci Cod
Data wydania25 października 2005
Autor
PrzekładTomasz Bieroń
Wydawca Zysk i S-ka
ISBN83-7298-848-X
Format172s. 125×195mm
Cena19,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Kot da Vinci
[A.R.R.R. Roberts (jako Don Brine) „Kod Edy Vinci” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Nie, nie kot. ‘Cod’. Czyli dorsz. A w ogóle Robert Langdon, pardon, Donglan, to safandułowaty nudziarz. Nie, żeby u Dana Browna było inaczej, ale u Dona Brine’a (vel Sos Własny) nikt nie ma już co do tego wątpliwości. To się musiało w końcu stać. „Kod Leonarda da Vinci” doczekał się swojej parodii – „Kodu Edy Vinci”.

Dawid Juraszek

Kot da Vinci
[A.R.R.R. Roberts (jako Don Brine) „Kod Edy Vinci” - recenzja]

Nie, nie kot. ‘Cod’. Czyli dorsz. A w ogóle Robert Langdon, pardon, Donglan, to safandułowaty nudziarz. Nie, żeby u Dana Browna było inaczej, ale u Dona Brine’a (vel Sos Własny) nikt nie ma już co do tego wątpliwości. To się musiało w końcu stać. „Kod Leonarda da Vinci” doczekał się swojej parodii – „Kodu Edy Vinci”.

A.R.R.R. Roberts (jako Don Brine)
‹Kod Edy Vinci›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKod Edy Vinci
Tytuł oryginalnyThe Va Dinci Cod
Data wydania25 października 2005
Autor
PrzekładTomasz Bieroń
Wydawca Zysk i S-ka
ISBN83-7298-848-X
Format172s. 125×195mm
Cena19,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Akcja powieści rozgrywa się w Londynie. Kiedy kustosz Galerii Narodowej, Jacques Sauna-Lurker, zostaje okrutnie zamordowany za pomocą metrowego dorsza, najbardziej niegramotny anagramotolog z Uniwersytetu Londyńskiego, Robert Donglan, o godzinie dziewiątej wieczorem zostaje sprowadzony na miejsce zbrodni przez inspektora Charlesa „Krzywego” Tasha z CBŚ, by rozpocząć walkę na śmierć i życie z nieokreślonym przeciwnikiem. Celem jest wyjaśnienie przedwiecznej tajemnicy. Zagadkowy przekaz: „Kościół katholicki kazał mnie zabić”, skreślony ostatkiem sił przez zadorszowanego kustosza, zostaje rozkodowany, ale w rozgrywkę włącza się nieoczekiwanie piękna, powabna i apetyczna kryptolożka Sophie Nudivue, która pomaga Donglanowi w ucieczce z łap podejrzanego inspektora Tasha. To tylko początek spirali zdarzeń, prowadzącej do sedna tajemnicy, która może zdruzgotać podwaliny naszej cywilizacji.
Powieści Browna to bardzo wydajne pożywki dla kultur bakterii z gatunku Parodia travestis. Nie dziwota, że A.R.R.R. Roberts (jako Don Brine) rzucił się na ów podatny grunt i zaczął ile wlezie natrząsać się z brownowskich bohaterów spod jednej sztancy, z zamiłowania do dygresji i prostych technik wprowadzania suspensu, łopatologicznej faktografii, urywania akcji w najmniej spodziewanym, więc i najbardziej spodziewanym momencie, by na następnej stronie trywialnie ją podjąć, itp. Razem z nim natrząsamy się i my, np. kiedy narrator ni z gruszki, ni z pietruszki, serwuje nam pouczające wykłady na temat historii, sztuki i historii sztuki, czy też prędkości dźwięku w różnych gazach, lub gdy do roli Donglana w ewentualnej ekranizacji typuje czołówkę hollywoodzkich aktorów: „byle to nie był nieznośnie wciskający się w każdą produkcję filmową Tom Hanks”.
Czyżbyśmy zatem, w samą porę, bo pomiędzy wydaniem oryginału książkowego a premierą jego ekranizacji, otrzymali dobrą, nieżenującą, a śmieszną parodię bestsellera? Zamiast banalnie odpowiadać wprost, posłużę się cytatem:
Odbicie w lustrze było odbiciem jego samego, wysokiego, przystojnego mężczyzny o serdecznej twarzy, nieco szpakowatego na skroniach, co dla Amerykanów może stanowić źródło niejakiej konfuzji, ponieważ Anglicy inaczej piszą słowo ‘siwy’: grey zamiast gray. Logika (jeśli w odniesieniu do ortografii języka angielskiego można mówić o jakiejkolwiek logice) nakazywałaby również inaczej je wymawiać, grij zamiast grej, ale oni tego nie robią.
Roberts/Brine z powodzeniem rozpoznał i wydobył na wierzch słabości oryginału. Zawziął się i wymyślił spisek bezczelnie urągający zdrowemu rozsądkowi czytelnika, a zarazem analogiczny do „tajemnic” Browna. Celnie zakpił z papierowych postaci i ośmieszył ich nieskazitelność. Akcję poprowadził na złamanie karku, wyjaśnienia niemiłosiernie poodwlekał, a żarty bardzo takie sobie, przeplótł dowcipami całkiem niczego sobie. Zapewnił rozrywkę prostą, ale przyjemną w odbiorze, czym dorównał pierwowzorowi. A jednak zachował się egoistycznie i, nie bójmy się tego słowa, szowinistycznie, sporą część humoru opierając na grach językowych, osadzonych na gruncie języka angielskiego.
Tłumacz, Tomasz Bieroń, zrobił co mógł. Dobrą, momentami bardzo zabawną polszczyzną, starał się nadrobić „niedostatki” oryginału. Jednak już na starcie skazał się (a może skazał go wydawca?) na porażkę, obierając złą strategię przekładu. Na pewno nieraz zadrżała mu ręka (mniemać tak pozwala jego warsztat), niemniej przemógł się i zostawił w książce rzeczy, które powinien był wyciąć bez cienia litości.
Z trudno przekładalnych żartów z francuszczyzny Donglana i angielszczyzny Nudivue tłumaczowi udaje się jeszcze tu i ówdzie jakoś wybrnąć. Gorzej z licznymi odwołaniami do postaci anglojęzycznego obszaru kulturowego, które w polskim przekładzie zostają zredukowane do nic nie znaczących nazwisk. Gry językowe (jak powyższa z grey i gray) zwyczajnie żenują, zamiast bawić czy choćby pozostawać niezauważonymi. Z okładki straszą mało śmieszne „trudne słowa” (które to pojęcie, w angielszczyźnie dotyczące kilkusylabowych wyrazów, zwłaszcza pochodzenia łacińskiego, w polszczyźnie nie wywołuje porównywalnych emocji). Donglan traci całą stronę na roztrząsanie przedrostków nieistniejącego słowa „konkluzywny”, a czytelnik czuje, że w tym momencie powinien się śmiać, ale na twarz wypełza mu jedynie wymuszony grymas.
Zważywszy na to, że dorsz jest absolutnie kluczowym elementem układanki, do której rozwiązania zmuszony jest skołowany Donglan, wypada nam z tym większą troską pochylić się nad ciężką dolą tłumacza. Oryginalne „The Da Vinci Code”, czyli „Kod Leonarda da Vinci”, przeistacza się bowiem w „The Va Dinci Cod”, czyli „Dorsz va Dinciego”. Jak się do tego ma „Kod Edy Vinci”? Nieszczególnie. I w tym sęk.
Trudno wyobrazić sobie, by ktoś był w stanie wykoncypować dobry ekwiwalent nieszczęsnego tytułowego dorsza. Ale wiele z nieprzekładalnych lub przekładalnych nieśmiesznie fragmentów można było przecież po prostu wyciąć. Książka straciłaby na objętości, ale zyskałaby na klarowności. Ledwo by wtedy, co prawda, przewyższała objętością obszerne opowiadanie, ale niedostatki rozmiarowe w dwójnasób nadrobiłaby intensywnością i zrozumiałym, po prostu swojskim, humorem.
„Kod Edy Vinci” może być strawnym deserem po lekturze lub seansie „Kodu da Vinci”. Uchachać się nie uchachamy, ale rozerwiemy raczej na pewno.
koniec
20 maja 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Bezlitośnie swojski drań
— Dawid Juraszek

12 polskich fantastów
— Dawid Juraszek

Lepiej sprawdź, czy kabina znajduje się za drzwiami…
— Dawid Juraszek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.