Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

Co to jest młoda fantastyka?

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Cetnarowski
« 1 2 3 4 »

Michał Cetnarowski

Co to jest młoda fantastyka?

Z drugiej strony, w podobnej dyskusji powinien zapewne być i advocatus angeli, i advocatus diaboli, czasem wchodzący w swoje role na wyrost, radykalizujący poglądy: to, co w rozmowie przy kawiarnianym stoliku jest czarno-siwo-beżowo-białe, na papierze – bądź podczas rozmowy „bardziej oficjalnej”, kiedy już nie można grać chrząknięciami i półgestami nad niedopowiedzianym zdaniem – najczęściej dąży do binarności: czarne i białe, dobre bądź złe; bez półcieni. Źle by zresztą było, gdybyśmy się zaczęli tylko kiziać i miziać, wygłaszając peany, jaka to nasza fantastyka – czy kolejne pokolenie autorów – jest wspaniała. Pytanie, przynajmniej retorycznie, zawsze można odwrócić: jeśli kondycja jest taka dobra, to czemu jest tak źle? To znaczy, czemu nie sypią się na fantastów wszelkie możliwe nagrody literackie, krajowe i zagraniczne, czemu na słowo „fantastyka” co poniektórzy „krytycy głównonurtowi” (z grona genologicznych rasistów) dalej krzywią się i parskają z lekceważeniem…? Dziś tak dzieje się już na szczęście chyba coraz rzadziej, ale czy Paszport Polityki, który moim zdaniem niezasłużenie ominął Dukaja, to nie sytuacja znamienna? Inna rzecz, to pozostałe tytuły nominowane do Paszportu, Aleksander Kościów i Sylwia Chutnik. Przecież w ich książkach, zwłaszcza u Kościowa, elementu fantastycznego nie trzeba wcale szukać na siłę: on tam jest i już. Czyli w stawce jurorskiej znalazła się jedna hard SF i dwie książki, powiedzmy, „okołofantastyczne”… „Lód” był wśród nich chyba najdojrzalszy, najlepszy literacko, a mimo to przegrał, i to jest znamienne, to znaczy łatka „fantastyka” to najwidoczniej dalej jest piętno kulturowego (ale już nie popkulturowego?) trędowatego. Niemniej takie zestawienie wydaje się charakterystyczne.
Otóż ciekawe literackie sprawy dzieją się dziś, jak się wydaje, na „pograniczu konwencji” – pomiędzy fantastyką a mainstreamem. Tomasz Piątek, Kościów, ba, Jerzy Pilch (z „Marsz Polonia”), Krzysztof Varga (z „Nagrobkiem z lastryko”), Rafał Nowakowski („Rdza”), Olga Tokarczuk – to tylko część autorów, którzy w swoim pisaniu „wychodzą poza realizm”. Oczywiście to nie znaczy, żeby te książki i inne podobne, niewymienione, dzięki temu automatycznie prezentowały jakiś nadpoziom literacki, wszystkie były „niesamowicie świetne” tylko ze względu na takie zacieranie granic. Mówiąc o „ciekawych sprawach”, myślę raczej o tym jako o zjawisku: czy jeśli tendencja się umocni i nie wygaśnie, to właśnie na takim pograniczu będą mogły powstawać teksty, które wpompują nową krew w fantastykę, wzbogacą konwencję? Czas i talenty autorów pokażą. Póki co, jak się zdaje, od drugiej strony też następuje rozpoznawanie terenu walką: Orbitowski, Twardoch, Szostak, z „młodych” (czy w tym zestawieniu: „najmłodszych”) Małecki czy Łukasz Śmigiel (obyczajowa „Muzykologia”) – na ile to „jeszcze fantastyka”, a na ile już – po prostu – „literatura współczesna”? Czyli – czy Kościelscy dla „Lodu” to przypadek, czy wyznacznik szerszych przemian?
Jak się okazuje, fantastyka (jako konwencja bądź rezerwuar autorów) mogłaby mieć większy wpływ na literaturę współczesną niżby się to wydawało na pierwszy rzut oka.
Oczywiście to nie jest znak, żeby wszyscy inni autorzy porzucili teraz smoki i statki kosmiczne i zaczęli pisać thrillery polityczne czy realizm magiczny (mitologiczny?) we współczesnych scenografiach. Literatura fantastyczna to jednak proza gatunkowa, jak romans, kryminał czy bondowska sensacja. Po tym zresztą być może da się „odróżnić” fantastę od niefantasty: pierwszy wchodzi w fantastykę z bagażem czytelniczych schematów/rozwiązań, pojawiających się w ramach konwencji najczęściej, więc „wie, jak ją pisać”, rzadziej się wyłoży na nieświadomej „powtórce z rozrywki”; drugi „odkrywa Amerykę na nowo”, często błądząc po bezdrożach wtórności, czasem jednak robiąc coś wspaniałego, bo autor nie wiedział „jak się tego nie pisze” – i napisał po swojemu, bez cugli schematów i sztywnych matryc gatunku. Marker genologiczny osadza się tu na nośniku najprostszym – „miejscu” literackiego startu: „jeśli zaczynałeś jako fantasta, jesteś fantastą”. (Miniaturowa „Droga do Baru Evil Horse” Wojciecha Kuczoka z „Nowej Fantastyki” to byłby wtedy falstart, albo autor potrafił sobie później wykształcić odpowiedni mainstreamowy fenotyp…) Ale właśnie dziś, jak się wydaje, taka sytuacja zaczyna się powoli odwracać.
Co to mogłoby znaczyć i dla mainstreamu, i dla fantastyki? Dla głównego nurtu: m.in. „dyscyplinę fabularną” i, na przykład, nowe, ciekawsze „scenografie” (pisał już o tym Orbitowski w „Czasie Fantastyki” 4(17)/2008). A dla fantastyki – nową natlenioną krew pisarskich technik, odświeżenie konwencji. Książki o „facetach z mieczami” („rakietach z blasterami”) to zapewne dalej pozostanie jej główna siła uderzeniowa, niemniej można o nich pisać powielając sposoby, w jakich o nich pisano do tej pory – albo można spróbować inaczej. Dukaj z „Lodem” spróbował dokonać mariażu hard SF i realistycznej prozy XIX-wiecznej. A więc sztywne granice konwencji można (jeśli ktoś potrafi) przekroczyć bez szkody dla „poczytności” dzieła; ba, jeszcze ją wzbogacając. Inna sprawa, jak taką próbę zakończyć sukcesem (tzn. dobrą książką): w ramach konwencji pisze się najczęściej nie dlatego, bo taka jest tajna zmowa autorów, tylko ponieważ korzystanie z gotowych rozwiązań jest najłatwiejsze. Porzucając te rozwiązania, trzeba by wkroczyć na ziemie dziewicze – i to jest wyzwanie. Rzeczą, której nie powinno się lekceważyć, są też pieniądze: kiedy ktoś zarabia z pisania, musi napisać n książek rocznie, bo inaczej nie opłaci rachunków za mieszkanie. Przy dużym tempie siłą ekonomicznego bezwładu wybiera się zatem rozwiązania pisarskie, które takie tempo utrzymać pozwolą (np. cykle). Dlatego, swoją drogą, sporo (procentowo) ciekawych tekstów powstaje pod piórami „amatorów”, tj. autorów, dla których pisanie nie jest główną gałęzią utrzymania, którzy piszę nie „bo muszą” (w domyśle – zarobić), tylko – „bo MUSZĄ”: napisać; bo inaczej nie potrafią. „Grafomania”, patrząc od strony etymologicznej, to nie powinno być w takim razie określenie na twórczość „autorów kiepskich”, ale raczej określenie na autorów-obsesjonatów (P. K. Dick, Ernest Hemingway, Gustav Flaubert, Jan Parandowski), których napędzał „przymus pisania”.
Jak na tym tle wypadają autorzy „młodzi”? Różnie, ale chyba nie najgorzej: np. „Wyspa” Joanny Skalskiej, „Harpunnicy” Andrzeja Miszczaka, „Przenicowanie” Tomka Kiliana – koszula najbliższa ciału, podaję zatem tytuły z „Nowe idzie”, od tegośmy zresztą zaczynali – to, patrząc tylko „po streszczeniu fabuły”, mogłyby być „klasycznie fantastyczne” teksty, odpowiednio: postapo o katastrofie, kosmiczna space opera i horror. A co mamy? „Apokalipsę bez apokalipsy” i „obyczajówkę” w nowym-starym świecie („Wyspa”), rozbudowanego psychologicznie bohatera, dla którego ważniejszy od kontaktu ze „standardowymi Obcymi” jest kryzys wiary („Harpunnicy”), czy pisaną z nerwem opowieść o wielkiej tęsknocie i marzeniach, których nie można spełnić, zamiast „klasycznych” wampirów/upiorów/zombie i krwi na ścianach – w moim zdaniem świetnym „Przenicowaniu”.
Uff, cholera jasna, trochę się rozgadałem…
MF: Bronisz się jak lew, może więc spróbujmy z innej beczki. Jak dotąd zarysowałeś podział na dwie grupy młodych twórców, zresztą nie tylko młodych. Pierwsza z nich to „konserwatyści”, albo inaczej, pisarze tworzący fantastykę przygodową. Druga natomiast – twórcy „odmienni”, wychodzący poza ciasne ramy gatunkowe. Jasne, to jest podział sztuczny i nieuwzględniający choćby osób, które chcą pisać i przygodowo, i „odmiennie”. (Przykładem choćby „Pies i klecha” Orbitowskiego i Urbaniuka). Na dodatek to podział jakościowy. No, ale zawsze jakiś. Ciekawi mnie natomiast, czy pokusiłbyś się o pogrupowanie młodych twórców ze względu na interesującą ich tematykę, podejmowane w twórczości problemy?
MC: No, to okopaliśmy się na z góry upatrzonych pozycjach, a teraz możemy popróbować walki podjazdowej… (śmiech) A serio, to trafiasz z tym pytaniem celnie, bijesz na miękkie. Bo rzeczywiście, jeśli autorzy „młodzi” mieliby się jakoś wyróżniać, „charakteryzować”, to właśnie taka byłaby chyba najlepsza weryfikacja: jeśli się wyróżniają, to czym? I właśnie tu zaczynają się schody (i pewnie całe szczęście; to czyni zabawę ciekawą): co na przykład łączy takich autorów jak Nowak, Zbierzchowski, Haka, Skalska, Miszczak? Czy jest jakiś „motyw przewodni”, temat, po który sięgają częściej niż po inny? Kiedyś pisano o dominacji „fantastyki socjologicznej” (lata 80.) czy „religijnej” (początek 90.). Czy dziś, choćby wśród części autorów, dałoby się znaleźć taki wspólny mianownik?
Jak już było mówione, niektórzy czytelnicy „Nowe idzie” zwracali uwagę na przewijający się przez większość tekstów przetwarzany na różne sposoby motyw katastrofy. Kiedy na zbiór spojrzeć pod tym kątem, rzeczywiście coś chyba byłoby na rzeczy (tak na jawę z jungowskiego neverlandu archetypów przebijając się dominujące aktualnie nastroje?). Ale czy można z tego ekstrapolować szerszą tendencję, jakiś „leitmotiv pokolenia”? Chyba nie. Po pierwsze: próba jest raczej zbyt mała. Po drugie: motyw „końca świata” (fizycznego, osobistego) jest „nośny fabularnie”, jak motyw samotnego mściciela, szeryfa-stróża porządku, trójkąta miłosnego itp. – właśnie na takich szkieletach poplit najczęściej rozpina swoje opowieści. Czy wybór podobnych scenografii albo takie prowadzenie głównego wątku wynikałyby zatem ze świadomego przeświadczenia o kolejnym „końcu czasów”, czy z inercji konwencji?
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Nowe przyszło
— Michał Kubalski

Tegoż autora

RP Productions
— Michał Cetnarowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.