Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przewrotni i nieschematyczni

Esensja.pl
Esensja.pl
Robert Słonka
Istnienie takich zespołów jak Myopia uznać należy za bardzo budujące zjawisko. Z dala od medialnego zgiełku grupa tworzy muzykę, której granie nie ma zapełnić im portfeli, tylko zaspokoić własne ambicje i zaintrygować. O idei grupy, jej najnowszym albumie „Biomechatronic Intervention”, swojej fascynacji jazzem oraz filmami science-fiction opowiadał mi gitarzysta Robert Słonka.

Robert Słonka

Przewrotni i nieschematyczni

Istnienie takich zespołów jak Myopia uznać należy za bardzo budujące zjawisko. Z dala od medialnego zgiełku grupa tworzy muzykę, której granie nie ma zapełnić im portfeli, tylko zaspokoić własne ambicje i zaintrygować. O idei grupy, jej najnowszym albumie „Biomechatronic Intervention”, swojej fascynacji jazzem oraz filmami science-fiction opowiadał mi gitarzysta Robert Słonka.
Jacek Walewski: Cieszę się, że nadal w podziemiu działają takie zespoły jak Wasz. Niepatrzące na trendy i grające muzykę trudną w odbiorze i nieschematyczną.
Robert Słonka: Faktycznie, Myopia porusza się w podziemiu zarówno jeśli chodzi o popularność, jak i o muzę, którą tworzymy. Nieoglądanie się na trendy to dla nas podstawa nieskrępowanej twórczości. Co do trudności odbioru – chyba tak jest we wszystkich dziedzinach sztuki, że rzeczy wymagające zagłębienia się czy też parokrotnego poznania znajdują węższe grono miłośników. Najczęściej są to nieszablonowe i nieschematyczne projekty.
JW: Wasza nazwa oznacza „krótkowzroczność”. Dość przewrotna jak na muzykę, jaką gracie…
RS: Nazwę zespołu wymyślili jej założyciele, czyli Bogdan Kubica i Robert Kocoń. Poza fajnym brzmieniem słowa, doskonale pasuje ono do myślenia muzycznego, które pokonuje krótkowzroczność, czyli otwierania się na wszelkie nowe formy dźwiękowe i nie tylko. Sięgając wprost do tego, co stworzyli Bogdan i Robert, Myopia to twór powstały podczas Wielkiego Wybuchu, dającego początek Wszechświatowi; który podróżując w czasie i przestrzeni analizuje stopień rozwoju poszczególnych jego zakątków. Nazwa przewrotna – i o to chyba chodzi, Myopia jest zaskakująca, inna, przewrotna.
JW: „Biomechatronic Intervention” nie jest łatwy, „wchodzi” dopiero po kolejnych przesłuchaniach.
RS: Cieszę się, że dałeś radę parę razy ją przesłuchać, to jest budujące (śmiech). A poważniej rzecz ujmując, spotykamy się z takimi opiniami, że płyta jest ciężka przy pierwszym zetknięciu – ale o tym już mówiłem, że wszystko, co nie standardowe i nieszablonowe ciężej „wchodzi”. Za to po przetrawieniu smakowane jest dużo głębiej. Nie liczymy absolutnie na zachwyt od pierwszego przesłuchania. Choć i z takimi opiniami się spotykamy.
JW: Słuchanie Waszej muzyki to jak jazda rollercoasterem. Co chwile serwujecie słuchaczowi ekstremalne, nagłe zmiany.
RS: Takie zawsze było założenie muzyczne Myopii. Mówię w tym momencie za resztę zespołu, ale to, że dołączyłem do chłopaków wynika wprost z muzyki, jaką usłyszałem na dwóch poprzednich płytach. Grali muzę dokładnie taką, jaką chciałem grać, a nieprzewidywalność oraz otwartość stylistyczna była jej główną cechą i cieszę się, że na siebie trafiliśmy. Jeśli chodzi o „Biomechatronic…”, to na pewno ta płyta posiada tę cechę, jest nieprzewidywalna – jest to płyta bardzo gęsta formalnie, dużo się dzieje instrumentalnie oraz jest zróżnicowana wokalnie. Na pewno zaskakuje nietypową harmonią oraz rytmiką utworów, zmianami klimatów i tempa.
JW: Przy poznawaniu płyty miałem też niemało zabawy z wynajdywaniem riffów, które są „poukrywane” w aranżach.
RS: Riffy na płycie powstały jako pierwsze ślady utworów. Do nich Bogdan Kubica dopracowywał rytmikę, potem Robert Kocoń linię basu, a na końcu powstały linie melodyczne. Z „ukryciem” riffów jest tak, że często grane są w innym metrum niż sekcja, co utrudnia ich wychwycenie. Riffy w muzyce Myopii składają się z pod-riffów, czyli małych sekwencji upychanych w riff podstawowy, gram tak zwaną pełną gitarą, co umożliwia mi uzyskiwanie brzmień polifonicznych – efekt jest taki, że ma się wrażenie prowadzenia kilku równolegle granych riffów niekoniecznie w tym samym metrum. To tak w skrócie.
JW: Jako gość na płycie pojawił się Szymon Czech, który pomógł Wam także zarejestrować album. Czy jego solówki w dwóch numerach były przez Was zamierzone, czy była to jego inicjatywa już w studiu?
RS: Już przed wejściem do studia ustaliliśmy, że Szymon (pozdrawiamy!) po nagraniu przez nas materiału dogra swoja gitarę w ustalonych miejscach. Właściwie miał pełną swobodę przy nagrywaniu swojego instrumentu, zdecydował się na dwa sola i wyszło znakomicie. Coraz częściej rozmawiamy z chłopakami nad zwiększeniem partii solowych w utworach. Być może w kolejnym projekcie będzie to możliwe do zrealizowania.
JW: Intryguje mnie także twój styl gry na gitarze. Tradycyjnych riffów w muzyce Myopii nie uświadczymy…
RS: Faktycznie, nie gram klasycznej metalowej gitary. Praktycznie nie używam powerchordów, moja gra oparta jest o specyficzne akordy grane lewą rękę z wykorzystaniem charakterystycznych współbrzmień takich, jak sekundy, trytony, seksty oddające klimat psychodelii. Podobnie jeśli chodzi o tętno utworów, za które odpowiedzialna jest prawa ręka – staramy się pisać kompozycje o ciekawych rozwiązaniach rytmicznych, niepokojących i niestandardowych. Jeśli zerknąć na historię rocka, ten styl gry wywodzić można od Roberta Frippa i nieodżałowanego Denisa „Piggy” D’amoura. Obecnie gitarzyści, którzy mnie najbardziej inspirują to Fryderyk Thordendal z Meshuggah oraz Omar Rodriguez Lopez, znany z Mars Volta. Pomysły czerpię - podobnie jak każdy muzyk – z przetworzeń własnych fascynacji muzycznych i zabarwieniu ich własnymi odkryciami. Jeśli chodzi o improwizację, to poświęcam jej bardzo dużo czasu – praktycznie w ogóle nie ćwiczę w inny sposób - z luźnej improwizacji czerpię pomysły dla Myopii oraz własnych kompozycji.
JW: Robicie wszystko, by nikt nie uznał Was za zespół stricte metalowy. Niby opieracie swoje utwory na przesterowanych gitarach, ale aranżacje kojarzą się czasami nawet z jazzem.
RS: To prawda. W naszej muzyce na pewno gruntem jest szeroko pojęty metal czy tez jego math lub cyber odmiana. Spotkaliśmy się także z określeniem, które przypadło mi do gustu – psycho metal, jeśli chcemy używać klasyfikatora. Natomiast rzeczywiście harmonia utworów zbliża naszą muzykę do jazzu. Nawet przez moment mieliśmy taki pomysł, by zagrać nasze utwory właśnie w konwencji jazzowej, ćwiczyliśmy na próbach przeróbkę utworu „Destabilisation”, ale porzuciliśmy ten pomysł na rzecz pracy nad nowym projektem.
JW: Myślę, że mogłoby to ciekawie zabrzmieć…
RS: Bardzo lubię jazz. Miałem nawet paroletni okres w życiu, gdy metal poszedł w odstawkę i słuchałem tylko jazzu. W tej muzyce pociąga mnie to wszystko, co robimy w Myopii, czyli niesamowita otwartość utworów, duże umiejętności wykonawcze muzyków, nieprzewidywalność improwizacji i rzecz chyba najważniejsza – możliwość pełnego pokazania się jako muzyka, zarówno technicznie, jak i emocjonalnie. Inspiruje mnie cały szereg jazzmanów, wspomnę tylko jednego – wirtuoza klimatyka Patha Metheny. Moja edukacja muzyczna wiele mu zawdzięcza. Jeśli mowa o inspiracjach, to poza jazzem inspirują mnie kapele, nazwijmy to, alternatywne oraz te, w których słychać wielkie emocje. Mam tu na myśli Radiohead, Sigur Rós, Nine Inch Nails czy też twórczość Stevena Wilsona.
JW: Dołączyłeś do Myopii stosunkowo niedawno. Gdzie grałeś poprzednio?
RS: W wieku kilkunastu lat zaczynałem w żywieckiej kapeli Pretekst, która nigdy nie zaistniała. Jako ciekawostkę powiem, że tworzyli ją muzycy, którzy zasilili później bielską formację Atharoth i nagrali kultowy „Gloomy Experiment”. Później były epizodyczne raczej spotkania muzyczne (nagrania w szufladzie) oraz nagrania własne w studiu, także dla własnej przyjemności. Przez cały okres gromadziłem pomysły i nabierałem doświadczenia, co znalazło swój finał w dołączeniu do Myopii w 2006 r. Aż nie chce się wierzyć, że pewne riffy przetrwały tak długo i czekały na swój czas – dość powiedzieć, że główny motyw utworu „Biocybermedical Alterations” wymyśliłem 20 lat temu.
JW: Ponoć każdy muzyk ma zboczenie związane z tym, że słuchając muzyki, zwraca szczególną uwagę na instrument, na którym gra. Ty grasz w tak nieschematyczny i „pokręcony” sposób, że słuchanie na przykład AC/DC musi być dla Ciebie straszną nudą…
RS: Coś w tym jest, choć akurat AC/DC szanuje bardzo, wychowałem się na „Higway to Hell” i „Back In Black” – czym innym jest klasyka, historia rocka, a czym innym słuchanie współczesnych nieciekawych zagrywek. Na szczęście jest dużo dobrej muzy wokół nas, trzeba tylko umiejętnie ją wyłuskiwać z zalewu tandety i wtórności.
JW: Jakie jest Twoje zdanie na temat gustu muzycznego polskich metalowców? Grupy waszego pokroju, starające się grać coś innego niż wszyscy, przekraczać pewne granice, są raczej mało popularne w naszym kraju…
RS: Wiesz, wydaje mi się, że w każdej dziedzinie sztuki są rzeczy bardziej i mniej popularne. Łatwiejsza w odbiorze muzyka siłą rzeczy trafi do szerszego grona, każda trudność w sztuce wymaga pewnego „wyrobienia i obycia”. Najbardziej popularny jest kicz, gdyż jest najbardziej zrozumiały i oczywisty, nie ma w nim elementu zastanowienia, refleksji, konieczności ponownego wniknięcia. Stąd też muzę, którą gramy, z pełną świadomością kierujemy do niezbyt licznego grona. I nie wiem, czy to tylko polska specyfika. Generalnie wytwórnie nie są zainteresowane promowaniem sztuki bardziej ambitnej. Przed wydaniem „Biomechatronic” rozesłaliśmy prezentację naszych planów do naprawdę wielu wytwórni płytowych – skutek był zerowy. Nie było zainteresowania wydaniem naszej płyty, nie tylko w Polsce. Obecnie ponowiliśmy tę próbę, zdecydowaliśmy się na wysyłkę naszej płyty do 6 wytwórni (2 krajowe, 4 ogólnoświatowe) z propozycją związania się z nimi. Czekamy na odzew.
JW: Śledzisz polski underground? Jakie zespoły są twoim zdaniem warte polecenia?
RS: Niestety, nie śledzę na bieżąco tego, co się wydarza w polskim podziemiu. Z rzeczy, które ostatnio wpadły w moje ręce to demówka grupy Vanity, którą polecam. Wiem, że Mothra nagrała ciekawy materiał i chętnie się z nim zapoznam. Na pewno ostatnia NYIA to rzecz wyjątkowa nie tylko na naszym podwórku. Kibicuję Antigamie, wreszcie polskie podziemie zostało zauważone przez dużą wytwórnię.
JW: Wasze teksty związane są z tematyką science-fiction. Masz jakiś swoich ulubionych pisarzy gatunku?
RS: Specjalistą w tej kwestii jest oczywiście Bogdan, autor tekstów na wszystkich płytach. W latach szkolnych czytałem sporo tego typu rzeczy. Coś, co utkwiło mi szczególnie w pamięci to „Cieplarnia” Briana Aldissa – fantastyczna powieść bardziej może z krainy fantasy, ale bardzo organiczno-mrocznej.
JW: Co z filmami? Ponoć fani tego typu obrazów dzielą się na fanów Star Wars i Star Trek?
RS: Podobnie jak Bogdan (Kocoń, perkusista – przyp. autora) zdecydowanie stawiam na Star Wars. Uwielbiam dobre kino science fiction, w historii kina wyróżniłbym filmy poszczególnych dziesięcioleci: lata 50-te - „Zakazana Planeta” z młodziutkim Leslie Nielsenem; lata 60-te - klasyk klasyków „Odyseja kosmiczna 2001” Kubricka ; lata 70-te - „Gwiezdne wojny” film, który wywrócił kino do góry nogami oraz „Obcy” Ridleya Scotta, mój ulubiony film – do dziś robi wrażenie scenografia Gigera; później lata 90-te - „Mroczne miasto”, obraz z fantastycznym klimatem, a ostatnio oglądany to „W stronę słońca” – ładna realizacja, końcówka do bani.
JW: Czy filmy inspirują Cię do pisania muzyki? W swojej recenzji „Biomechatronic…” napisałem, że płyta brzmi jak soundtrack do horroru science-fiction…
RS: Inspiruje mnie każdy klimat, w tym także filmowy – moim marzeniem byłoby, aby cała płyta miała swój odpowiednik w obrazie. Byłoby to idealne uzupełnienie treści słownej i muzyki. Udało nam się – dzięki pracom Ani (kolejna okazja, by jej podziękować) – oddać we wkładce klimat, który idealnie pasuje do muzyki, każdy z utworów ma swoją grafikę. A wracając do pytania: inspiracją jest wszystko, co nas otacza, zarówno dobry film, jak i klimat na górskim szczycie, czego udaje nam się od czasu do czasu wspólnie doświadczyć.
JW: Bogdan Kubica w którymś z wywiadów przyznał, że jest wielbicielem prozy Stanisława Lema. Jego opowiadania często miały metaforyczny charakter. Czy jakieś Wasze teksty też można tak interpretować?
RS: Myślę, że Bogdan mógłby lepiej odpowiedzieć na to pytanie. Ja odbieram jego teksty jako pewne wizje (podobnie jak u Lema) pewnych możliwości rozwojowych naszej cywilizacji. Nie szukając za daleko - „Biomechatronic…” to opowieść, która jak najbardziej może się ziścić w jakiejś niedalekiej przyszłości tutaj na Ziemi. Wizja planety zawładniętej przez Mega-Komputer jest naprawdę do wyobrażenia, skoro praktycznie z każdym rokiem wzrasta poziom kontroli poszczególnych jednostek na naszej planecie. Coś, co na początku wydaje się ułatwieniem życia (wszczepy, poprawki organizmu), połączone z totalną kontrolą (każdy z nas jest w jakiś sposób kontrolowany praktycznie od momentu narodzin), prowadzić może do takiego rozwoju sytuacji, jak w opowiadaniu Bogdana. To nasz apel do Panów Informatyków, Genetyków i Biocybermedyków: Uważajcie, co kreujecie (śmiech).
JW: Wspomniałeś wcześniej, że powoli przygotowujecie już nowe kawałki.
RS: Tak, od paru miesięcy pracujemy nad nowym projektem Myopii. W zasadzie większość rzeczy gitarowych już jest przygotowana, powoli tworzą się bębny i bas. Mamy wrażenie, że płyta będzie na jeszcze wyższym poziomie wykonawczym, takie rzeczy były sygnalizowane na „Biomechatronic” , jednak tutaj odzywają się w jeszcze bardzie ekstremalnej i pokręconej formie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem w niezbyt odległej przyszłości będziemy chcieli zarejestrować materiał.
koniec
29 kwietnia 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Jazz cały czas mnie kształtuje
Marcin Hałat

13 X 2021

Ze skrzypkiem jazzowym i klasycznym rozmawia Sebastian Chosiński.

więcej »

Nie przegap: Październik 2019
Esensja

31 X 2019

Oto co zrecenzowaliśmy w październiku – jeśli coś ciekawego wam umknęło to akurat zdążycie nadrobić w weekend.

więcej »

Emocje są dla mnie w muzyce najważniejsze
Piotr Schmidt

19 VII 2018

Rok po nagraniu doskonałej płyty „Dark Morning” i na niespełna dwa miesiące przed publikacją – wypełnionego gwiazdami – albumu „Saxesful” postanowiliśmy dowiedzieć się od twórcy obu płyt, trębacza Piotra Schmidta, jak rozpoczęła się jego przygoda z jazzem, co dała mu współpraca z pianistą Wojciechem Niedzielą oraz czy jako pedagog widzi w swoim otoczeniu młodych artystów, którzy w przyszłości mogą wpłynąć na oblicze polskiego jazzu…

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Muzyka bardzo ludzka
— Robert Słonka

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.