Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Kubasiewicz
‹Pieśń końca›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Kubasiewicz
TytułPieśń końca
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodzona w roku 1990, obecnie studiuje socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Czyta wszystko, co znajdzie się w zasięgu jej rąk, najchętniej jednak fantastykę. Pisze odkąd pamięta, choć dopiero ostatnio postanowiła zademonstrować swój tekst szerszej publiczności – „Pieśń końca” jest więc jej debiutem.
Gatunekrealizm magiczny

Pieśń końca

« 1 2 3 »

Magdalena Kubasiewicz

Pieśń końca

– Zostałaś nią?
Powieki opadły, przysłaniając wieki uwięzione w ciemnych tęczówkach Kali. Ta podniosła się, stanęła nad brzegiem jeziora, w którym od dawna już nie było wody, roztarła dłonie. Cienie wirowały w tańcu.
– Boginie nie umierają – wyszeptała tak cicho, że Eve nie miała pewności czy na pewno to usłyszała, czy tylko sobie wyobraziła. Gdzieś wysoko nad nimi zgasła gwiazda, kolejny kawałek nieba pogrążył się w mroku. – Co ma uczynić bogini zniszczenia po tym, jak już unicestwiła cały świat?
Odwróciła się i przez jedno mgnienie wieczności Eve widziała w niej tę, na której rozkaz zawalały się góry, oceany występowały z brzegów, słońce wypalało ziemię, deszcz zatapiał doliny. Widziała w niej istotę godną imienia Apokalipsy. Zaraz jednak złudzenie przeminęło i oto znów stała przed nią tylko Kali, władczyni nicości, bogini pozbawiona wyznawców, magini nie posiadająca magii, ogień odcięty od powietrza, kwiat wyrwany z gleby, pył na wietrze. I po raz pierwszy Eve zrobiło się żal Kali, choć nie żałowała jej tak mocno, jak siebie samej.
– Zamiast mnie zniszczyć, dałaś nowe życie.
– To też był sposób na zniszczenie. Znacznie okrutniejszy niż śmierć.
Zerwała się do biegu, nie czekając na Eve pognała przed siebie, zaskakując tym chyba nawet Cienie, które gwałtownie przerwały taniec. Nigdy dotąd nie biegła, a teraz pędziła tak, jakby ścigały ją demony. Eve poderwała się z miejsca, nagle przerażona, że oto Apokalipsa postanowiła dopełnić swego dzieła zniszczenia poprzez pozostawienie jej tutaj samej, bo nic straszniejszego nie mogłaby uczynić.
– Kali! – krzyknęła z rozpaczą, rzucając się w pogoń, ale Apokalipsa była już daleko. Nigdy nie odczuwała zmęczenia, nie w sensie fizycznym, mogła więc biec tak bez końca i Eve wiedziała już, że nie zdoła jej dopędzić.
– Kali! – wykrzyknęła znowu bez nadziei na to, że zostanie usłyszana, a jednak dziewczyna zatrzymała się i trwała w bezruchu, póki Eve nie znalazła się przy jej boku. Owłosione ramiona objęły Kali w pasie, z oczu Eve płynęły łzy, gdy tuliła się do swojej towarzyszki, której nienawidziła, którą pragnęła porzucić każdego dnia, ale bez której nie potrafiłaby egzystować. Blada dłoń delikatnie pogładziła miękkie futro.
– Mogłabym zniszczyć cię po wielokroć.
– Ale tego nie zrobisz.
– Nie. Nie zrobię – przyznała Kali, uśmiechając się lekko. Wolną ręką potoczyła dookoła, wskazując otaczające je pustkowie. – Ktoś powinien podziwiać dzieło bogini.
Odetchnęła głośno, wciągając w płuca powietrze. Pamiętała, że kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy świat jeszcze żył, a ona była człowiekiem, miało zupełnie inną woń. Teraz czuć w nim było stęchliznę i pył. Powinno się jej to podobać, powinna lubić ten zapach, ale tęskniła za aromatem żywicy i morskiej soli. Tęskniła zresztą za bardzo wieloma rzeczami.
– Nie podoba mi się twoje dzieło – mruknęła Eve, wciąż tuląc się do Kali, drżąc ze strachu.
Śmiech Kali rozbrzmiał na pustkowiu. Nigdy dotąd nie śmiała się i Eve wolałaby, aby tak pozostało, ponieważ nie był to przyjemny dźwięk.
– Mnie też, mała. Mnie też.
Coś w głębi tych czarnych oczu powiedziało Eve, że Kali zaczęła destrukcję świata od unicestwienia samej siebie.
• • •
Kali milczała. Stała w bezruchu, nawet nie mrugając, twarz miała pozbawioną wyrazu, a oczy – te zmęczone, stare oczy – wydawały się zupełnie puste i zimne, dwa czarne kamienie pozbawione życia. Z początku Eve także bała się drgnąć, lękała się spłoszyć ten widok, wizję z pięknego snu. Potem nie chciała się poruszyć, skoro Kali trwała nieruchoma niczym posąg. W końcu jednak (mogły minąć minuty, godziny, może nawet dnie) zrozumiała, że Apokalipsa może stać zastygła w takiej pozycji przez całe wieki aż do końca świata. Chociaż nie. To nie było dobre porównanie.
– Są takie jak ja – szepnęła cicho Eve, przypatrując się zagajnikowi. Wydawało się, że na liściach osiadł popiół, ale to po prostu taki odcień przybrała ich zieleń. Niemniej drzewa żyły. I żyły małpy, choć wyglądały na ociężałe, zmęczone, ich sierść była zmatowiała, rzadka, ciała niektórych znaczyły ślady mutacji. – One żyją, Kali. Żyją.
– One umierają, Eve. Umierają – sprostowała Kali, a w jej głosie dało się słyszeć żal. – Czujesz ten zapach, mała siostrzyczko? To smród zgnilizny. Tam leży padlina. A te małpy, które wciąż się poruszają, też już gniją. Oddychają, jedzą i skaczą, ale są martwe. Umiem wyczuć śmierć.
Owłosiona łapka zacisnęła się na białej dłoni Apokalipsy. Palce Eve zawsze były ciepłe, a ręce Kali – lodowato zimne. Eve nie lubiła patrzeć w oczy swej towarzyszki, ale teraz to zrobiła, jej bursztynowe tęczówki spojrzały w dwie ciemne otchłanie.
– Proszę – wyszeptała. – Proszę.
– O co mnie prosisz? O ratunek? O życie? – Kali zaśmiała się gorzko, jednak nie wypuściła łapki Eve. – Mnie? Eve, Eve, gdybym cię wtedy nie znalazła, stałabyś się taka jak one. Byłaś jedynym żyjącym stworzeniem, jakie tu spotkałam. One są już martwe i jest dla nich za późno. Mogę tylko ukrócić ich cierpienia.
– Nie! Kali, Kali, jestem jedną z nich. Jeśli nie możesz ich ocalić, uczyń mnie taką jak one. Pozwól tutaj zostać i umrzeć z nimi.
Blade palce rozłożyły się gwałtownie, kobieta odwróciła się, zeszła ze wzgórza. Eve przez chwilę stała niezdecydowana, niepewna, w którą stronę podążyć. W końcu pobiegła za Kali, która zatrzymała się w połowie zbocza, spuściła głowę.
– To ja, Kali, a oto moje dzieło. Pył i popioły – wyszeptała cicho. – Próbowałam zniszczyć cały świat, ale nie udało się, bo nie umiałam unicestwić siebie. Nie do końca. Czego ty ode mnie chcesz, Eve?
– Chcę umrzeć. Chcę umrzeć albo żyć, byleby z nimi.
Kali uniosła dłoń, dotknęła swojego policzka, gładkiego i chłodnego jak ściany jej pałacu, po którym dziś zostały tylko zgliszcza. Pałac był potężny, piękny, zimny, pozbawiony życia. Zupełnie jak ona. Odsunęła rękę od twarzy, spojrzała na suche palce i pożałowała, że nie umie płakać. Przypomniała sobie posąg bogini, który stał w największej z pałacowych komnat, te kamienne, puste oczy posągu, które nie znały łez.
– Stałam się nią. Dokładnie tak jak pragnęłam – wyszeptała tak cicho, że sama ledwo usłyszała te słowa. Odwróciła się do Eve. – Chcesz, żebym zrobiła im to samo, co tobie? Zdjęła z drzew i ofiarowała świadomość? Nadała imiona? Czy nie za to właśnie mnie nienawidzisz? Skazujesz ich na ten sam los?
Eve wahała się tylko przez ułamek sekundy. Kiwnęła głową. Kali minęła ją, znów wdrapując się na wzgórze, spoglądając na dolinę i rosnące w niej drzewa.
– Zniszczenie i życie zawsze idą w parze. Jeśli wezmę całe życie, które tu pozostało, jeden z nich może stać się podobnym tobie. Ocalonym i przeklętym, podobnie jak my. Czy tego pragnie twoje serce, Eve?
Nie doczekała się odpowiedzi, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Eve. Nie było trudno odczytać prawdę z tych bursztynowych oczu. Na twarzy Kali pojawił się blady uśmiech.
– Jesteś bardziej samolubna niż ja, mała. Dobrze. Chodźmy rzucić klątwę. W tym zawsze celowałam.
Później, dużo później, gdy liście drzew zamieniły się w popiół, gdy małpy umarły już naprawdę, gdy szare niebo stało się czarne, Kali klęczała z głową jedynego ocalonego na kolanach. Eve pochylała się nad nim i to ją zobaczył najpierw, kiedy już uniósł powieki.
– Kim jesteś? – spytał i zamrugał szybko, jakby zdziwiony brzmieniem własnego głosu. Powoli usiadł i spojrzał na Kali. – Kim jesteście? Kim jestem ja?
– Jestem Apokalipsa – powiedziała Kali, a jej oczy były stokroć ciemniejsze niż niebo nad nimi. – Tobie zaś nadaję imię Adam. Adamie, poznaj Eve.
Chwyciła jego palce i wetknęła je w łapkę Eve. A kiedy na siebie patrzyli, Kali wydawało się, że coś rozdziera ją od środka na strzępy. Nie powinno tak być. Czyż nie pozbawiła się serca już dawno temu? Skąd więc ten ból w klatce piersiowej? Czy przez wieki nie poznała dobrze samotności? Dlaczego więc teraz czuła taką pustkę, dlaczego była tak przeraźliwie samotna, stokroć bardziej niż wtedy, gdy była sama, zupełnie sama?
Podniosła się i odeszła parę kroków, zostawiając ich we dwoje, zajętych sobą nawzajem. Świadomość, że gdyby znów pobiegła przed siebie, to Eve nie próbowałaby jej dogonić, zdawała się być nie do zniesienia.
• • •
« 1 2 3 »

Komentarze

« 1 2
12 X 2010   12:30:30

Niby nie najlepsze, ale jako jedno z niewielu w Esensji ma sporo komentarzy!

Cytat z poczatku opowiadania jest doskonalym podsumowaniem: "Zwykle jednak mnie przeklinają, a ja odczuwam radość z tego powodu, bo jeżeli ktoś cię nienawidzi i pragnie twojej śmierci, to znaczy, że ciągle jeszcze żyjesz." (lol)

Zycze powodzenia i chetnie przeczytam inne teksty.

12 X 2010   12:56:10

Zazwyczaj tak jest ,że do napisania komentarzy prowokują inne komentarze,bardziej nawet niż sam tekst:)Magda jako studentka socjologii zapewne jest tego świadoma:)A to opowiadanie ma w sobie coś zaczepnego,grafomania jest jednak prowokująca i zwraca uwagę i tak się właśnie zastanawiam,czy to zamierzony efekt czy autorka tak po prostu pisze,dlatego chętnie przeczytałabym coś jeszcze :)

12 X 2010   15:26:49

Tiaaa,nieważne co o Tobie piszą Magdaleno,byle pisali i nie przekręcali nazwiska,można powiedzieć,że masz okazję posmakować sławy.A niektórzy komentatorzy to chyba wychowali się na...Pudelku .Opowiadanie spoko,utrzymane jest w takim trochę podniosłym i sztucznym stylu,ale mi się to podoba ,pasuje do całości.

16 X 2010   10:16:49

Parafrazując fragment zacytowany przez Mariana,jeśli ktoś krytykuje twoje opowiadanie,to znaczy,że je czytał;)Ale niestety,to znaczy również,że mu się nie spodobało;)

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Harda warszawska wiedźma
— Miłosz Cybowski

Krótko o książkach: Ta starsza, mroczniejsza magia
— Anna Nieznaj

Krótko o książkach: A trup ściele się gęsto
— Anna Nieznaj

Krótko o książkach: Bluszczowy Dwór
— Anna Nieznaj

Uporać się z przeszłością
— Joanna Kapica-Curzytek

Esensja czyta: Lipiec 2016
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Wiedźma, ale taka bez miotły
— Dominika Cirocka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.