Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Kubasiewicz
‹Pieśń końca›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Kubasiewicz
TytułPieśń końca
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodzona w roku 1990, obecnie studiuje socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Czyta wszystko, co znajdzie się w zasięgu jej rąk, najchętniej jednak fantastykę. Pisze odkąd pamięta, choć dopiero ostatnio postanowiła zademonstrować swój tekst szerszej publiczności – „Pieśń końca” jest więc jej debiutem.
Gatunekrealizm magiczny

Pieśń końca

« 1 2 3

Magdalena Kubasiewicz

Pieśń końca

Oczy Kali z każdym kolejnym dniem zdawały się blaknąć, szarzeć, stawały się mniej przerażające, za to bardziej puste, martwe. Cienie coraz śmielej do niej przypełzały, oplatały jej ramiona, nogi i głowę, tworząc wokół kobiety pulsującą zasłonę ciemności. Nie odpychała ich, nieraz stawała w bezruchu, wpatrując się gdzieś w przestrzeń, wsłuchując się w ledwo słyszalne szepty widm. Eve i Adam unikali Cieni – i unikali Kali. Bali się jednak ją opuścić na dobre. Świat przerażał ich znacznie bardziej niż ona.
– Zniszczenie i życie zawsze idą w parze – powiedziała pewnego dnia, powtarzając słowa, które skierowała do Eve, zanim zmieniła Adama. – Idźcie do doliny, w której przebudził się Adam.
Cienie wiły się wokół jej szczupłych nadgarstków, tańczyły wokół, blisko jak nigdy wcześniej. Eve popatrzyła na Kali z przerażeniem.
– A ty? – spytała niespokojnie, zaciskając palce na ramieniu Adama. Przygarnął ją do siebie i przez chwilę Eve wydawało się, że w czarnych oczach Kali widzi ból, zaraz jednak znikł i pomyślała, że musiało się jej wydawać.
– Co ma zrobić bogini zniszczenia, która unicestwiła cały świat? Znalazłam odpowiedź, mała – szepnęła Kali, uśmiechając się lekko. Cienie oplatały ją tak ciasno, że nie można było już stwierdzić, gdzie jest ona, a gdzie one. – Idźcie do doliny, moje dzieci, a wszystko co tam znajdziecie, będzie wasze, oprócz drzewa rosnącego w samym jej sercu. Do niego się nie zbliżajcie.
Apokalipsa wstała i ruszyła przed siebie. Po chwili rozpłynęła się w mroku. Eve zapłakała, wtulając się w Adama.
Ostatni krok został wykonany. Kali stała się jednym z Cieni.
• • •
Świat doliny oczarował ich swoim pięknem.
Woda w rzekach była przezroczysta, a liście na drzewach zielone. Ptaki latały pod niebem i śpiewały, a rośliny kwitły wszystkimi barwami tęczy.
Eve i Adam nie wiedzieli, jak to możliwe, ale po pewnym czasie przestali zadawać sobie to pytanie. Dolina żyła, żyli oni i nic więcej nie potrzebowali do szczęścia. Powoli zapominali o popiołach i prochu, o szarym niebie, o Cieniach, a nawet o Kali. Czasem wydawało się, że to wszystko, co wydarzyło się zanim zeszli ze wzgórza, było tylko koszmarnym snem.
W samym sercu doliny rosła jabłoń, rodząca czarne jabłka. Eve i Adam nigdy ich nie zrywali, choć po pewnym czasie (nie liczyli dni ani nocy, więc mogło upłynąć ich bardzo, bardzo wiele) nie pamiętali już dlaczego. Zresztą dlaczego mieliby sięgać po ciemne owoce drzewa, którego liście były szare i budziły dawno pogrzebane wspomnienia? Mieli przecież dla siebie rumiane jabłka, złociste banany i żółte gruszki. Zwykle nie zwracali nawet uwagi na jabłoń i tylko czasem nocą Eve spoglądała w jej stronę. Miała wtedy wrażenie, że widzi dziwne cienie krążące wokół pnia. Przypominała sobie czyjeś czarne oczy i biegła do Adama, chcąc schronić się w jego ramionach.
Wraz z każdym kolejnym zmierzchem wzrok Eve coraz częściej kierował się ku jabłoni. Nawiedzały ją niepokojące myśli, powracały obrazy martwego świata, echa słów wypowiadanych gdzieś na pustkowiu.
Skąd wiesz, że żyjemy? – pytał szelest liści i kręciła głową, usiłując odegnać od siebie to pytanie.
Ktoś powinien podziwiać dzieło bogini – słyszała w szmerze rzeki, która brała swój początek na wzgórzu przy dolinie. Adam nie zapytał Eve, dlaczego przestała tam przesiadywać.
Co ma uczynić bogini, która zniszczyła cały świat? – szeptał wiatr wprost do jej ucha, a przed nim nie potrafiła uciec.
Jak to się właściwie stało? Jak powstała dolina? Dlaczego słońce, które kiedyś niewiele dawało światła, płonęło jasno na błękitnym niebie? Gdzie znikły Cienie i Kali? Co sprawiło, że świat – przynajmniej jedna jego część – ożył? Rozmyślała nad tym, gdy zapadał zmrok, później przez całe noce, a wreszcie te pytania prześladowały ją bez przerwy i wciąż patrzyła na czarną jabłoń, przeczuwając, że dzięki niej mogłaby znaleźć odpowiedzi.
W bursztynowych oczach Adama na stałe zamieszkał niepokój i troska. Widziała je w jego tęczówkach za każdym razem, gdy na nią spoglądał. Martwił się jej zachowaniem, przemianą, która w niej zaszła, a ona nie umiała go uspokoić. Doszło do tego, że przebywał cały czas z Eve, obawiając się zostawić ją samą choćby na chwilę. W głębi duszy była mu za to wdzięczna: gdyby nie on, z pewnością pobiegłaby w końcu do czarnego drzewa. A coś podpowiadało jej, że byłaby to zła decyzja.
Tego wieczora słońce zabarwiło niebo czerwienią, a powietrze było tak ciężkie, że aż nie dało się oddychać. Zmierzch wyzwolił cienie, które spowiły całą dolinę i po raz pierwszy to miejsce wydało się Eve nieprzyjazne. Gdy uniosła głowę, nie zobaczyła gwiazd ani księżyca i znów przypomniała sobie czarne oczy, ciemniejsze niż nocne niebo, równie dalekie i nieprzeniknione.
Mam na imię Apokalipsa. Ty też powinnaś mieć imię. Nazwę cię Eve. Nigdy nie zapomnij tego słowa.
Adam odszedł tylko na moment, ale ta chwila wystarczyła. Zdążyła zerwać owoc ciemnej jabłoni i wtedy szare liście zadrżały, choć nie było wiatru, a z doliny doszedł lament, jakby z wielu gardeł wyrwał się okrzyk przestrachu. Nim Adam dobiegł do Eve, na grubym konarze drzewa siedziała już kobieta, która przypominała być może Kali, ale w pewien sposób się od niej różniła.
Z włosów znikły siwe pasma. Możliwe zresztą, że to zawsze był tylko popiół, który na nich osiadł. Teraz były jednolicie czarne, równie ciemne jak jej suknia, chociaż nie tak, jak oczy. Znikło gdzieś zmęczenie i smutek, kryjące się wcześniej w duszy Kali, odciskające swe piętno na wiecznie młodej twarzy.
– Coś ty zrobiła, Eve? – spytała, a w jej głosie nie było ani gniewu, ani żadnych innych emocji. Adam objął Eve w pasie, jakby chciał ją osłonić.
– Kali – szepnęła po prostu w odpowiedzi, wyciągając łapkę. Kobieta nie drgnęła, nie wzięła jej ciepłych palców w swoje lodowate dłonie, tylko patrzyła na nią obojętnie.
– Uwolniłaś mnie – westchnęła zamiast tego, odpowiadając na swoje własne pytanie. – Nie bez powodu uwięziłam sama siebie. Raz postanowiłam nie być egoistką, ale twoje samolubstwo wszystko zniszczyło.
Umilkła na chwilę i zaśmiała się. Słysząc ten upiorny śmiech, Adam mocniej przyciągnął do siebie Eve, odgradzając ją od Kali swoim ramieniem.
– Co za ironia, prawda? Przynajmniej ten jeden jedyny raz nie ja dokonałam aktu destrukcji. Moja mała, wzięłam wszystko co pozostało, Cienie i wreszcie siebie, aby ożywić świat, który zniszczyłam, a ty zaczęłaś wszystko od początku. Zamknęłam piekło w środku raju, ty zaś otworzyłaś do niego drogę.
– Co teraz będzie? – spytała cicho Eve, opuszczając wyciągniętą łapkę, tuląc się do Adama.
Kali milczała. W końcu wzruszyła lekko ramionami, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, który nie sięgnął oczu.
– Co ma zrobić bogini, która zniszczyła świat? – zapytała po raz wtóry, spoglądając na Eve i Adama. – Może tylko stworzyć coś, co będzie mogła zniszczyć. Ogród umrze. A potem będę iść za wami i niszczyć. Będę towarzyszyć wam i wszystkim waszym potomkom. Pozwolę wam budować jedynie po to, żeby później obrócić wasze dzieła w proch. Istnieję właśnie dla niszczenia. I nie chcę być sama.
Nawet uwięziona pozostawała blisko nich.
Śmierć potrzebuje życia, które mogłaby niszczyć, a ono znów powróciło na świat. Kali zaśmiała się znowu, unosząc blade ramiona ku niebu. Ten śmiech był pieśnią końca dla ogrodu, zwiastunem tułaczki Eve i Adama, początkiem i zakończeniem jednocześnie. Później rozpłynęła się, stając się Cieniem, ale ten Cień zamieszkał w sercach jej dzieci, niewidzialny, lecz zawsze obecny pomiędzy wszystkimi synami Adama i córami Eve, popychający do tworzenia nowego tylko po to, by później obracać je w popiół.
koniec
« 1 2 3
7 września 2010

Komentarze

« 1 2
12 X 2010   12:30:30

Niby nie najlepsze, ale jako jedno z niewielu w Esensji ma sporo komentarzy!

Cytat z poczatku opowiadania jest doskonalym podsumowaniem: "Zwykle jednak mnie przeklinają, a ja odczuwam radość z tego powodu, bo jeżeli ktoś cię nienawidzi i pragnie twojej śmierci, to znaczy, że ciągle jeszcze żyjesz." (lol)

Zycze powodzenia i chetnie przeczytam inne teksty.

12 X 2010   12:56:10

Zazwyczaj tak jest ,że do napisania komentarzy prowokują inne komentarze,bardziej nawet niż sam tekst:)Magda jako studentka socjologii zapewne jest tego świadoma:)A to opowiadanie ma w sobie coś zaczepnego,grafomania jest jednak prowokująca i zwraca uwagę i tak się właśnie zastanawiam,czy to zamierzony efekt czy autorka tak po prostu pisze,dlatego chętnie przeczytałabym coś jeszcze :)

12 X 2010   15:26:49

Tiaaa,nieważne co o Tobie piszą Magdaleno,byle pisali i nie przekręcali nazwiska,można powiedzieć,że masz okazję posmakować sławy.A niektórzy komentatorzy to chyba wychowali się na...Pudelku .Opowiadanie spoko,utrzymane jest w takim trochę podniosłym i sztucznym stylu,ale mi się to podoba ,pasuje do całości.

16 X 2010   10:16:49

Parafrazując fragment zacytowany przez Mariana,jeśli ktoś krytykuje twoje opowiadanie,to znaczy,że je czytał;)Ale niestety,to znaczy również,że mu się nie spodobało;)

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Harda warszawska wiedźma
— Miłosz Cybowski

Krótko o książkach: Ta starsza, mroczniejsza magia
— Anna Nieznaj

Krótko o książkach: A trup ściele się gęsto
— Anna Nieznaj

Krótko o książkach: Bluszczowy Dwór
— Anna Nieznaj

Uporać się z przeszłością
— Joanna Kapica-Curzytek

Esensja czyta: Lipiec 2016
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Wiedźma, ale taka bez miotły
— Dominika Cirocka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.