Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Wolff
‹Pasterz gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Wolff
TytułPasterz gwiazd
OpisNiedawno ukończyła japonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Rok spędziła w starej stolicy Japonii, Narze, mieście opanowanym przez jelenie. Jej największą pasją jest pisanie, lecz z zapałem oddaje się również kaligrafii (japońskiej i europejskiej), malarstwu i rysunkowi. Zadebiutowała w 2009 roku w numerze 14 „Magazynu Fantastycznego” opowiadaniem „Włamywacz na latającym wozie”. Najzabawniejsza praca dorywcza, jaka jej się przytrafiła: wypisywanie pismem gotyckim dyplomów na Mistrzostwach Świata w Sumo.
Gatunekfantasy

Pasterz gwiazd

« 1 2 3 4 6 »

Magdalena Wolff

Pasterz gwiazd

Zwabione zapachem biesiadowania, zleciały się do nich kawki. Ostrożnie trzymały się na uboczu, wystarczająco blisko jednak, by nie przegapić okazji na pochwycenie okruchów. Stawało się coraz cieplej i Milana postanowiła zdjąć z pleców chustę, którą owinęła się w obronie przed porannym chłodem. Nagle ogłupiały Promyk zagapił się na jej krągłe piersi, wypięte, gdy ściągała materię. Kawałek chleba upadł mu na ziemię, czarne oczko kawki zabłysło pożądliwie. Chłopak zrozumiał obawy matki Milanki.
Zawstydzony zerknął na twarz dziewczyny, ale Milana się uśmiechała. Ostrożnie oparł się ramieniem o jej ramię. Siedzieli tak przez chwilę, wsłuchując się w brzęczenie pszczół, pracowicie uwijających się wśród niebieskich kwiatków, które tu i ówdzie porastały kurhan. Promyk co jakiś czas spoglądał na profil dziewczyny, na jej spuszczone, wyginające się ku górze rzęsy. Kosmyk złotych włosów wymknął się z warkocza; chłopiec odruchowo odgarnął go z jej policzka. I nie potrafił już cofnąć ręki, kiedy podniosła na niego jasne, nakrapiane brązowymi cętkami oczy.
Pierwszy pocałunek był taki… miękki. Kiedy Promyk otworzył oczy i spojrzał na Milankę, dostrzegł na jej policzkach uroczy rumieniec. Sam czuł na twarzy zdradzieckie gorąco. Posiedzieli jeszcze chwilę w milczeniu, ale była to chwila pełna ekscytacji i radości.
Niebo poczęło się chmurzyć, powietrze jakby zgęstniało. Promyk zaproponował, żeby już wracać do domu, a Milana od razu skinęła głową. Zdaje się, że w drodze o czymś rozmawiali, ale gdyby ich potem zapytać, co było przedmiotem rozmowy, żadne nie umiałoby udzielić zadowalającej odpowiedzi.
Tymczasem nadciągały coraz ciemniejsze chmury i nie uniknęli pierwszych kropli deszczu. Drobna mżawka w okamgnieniu przerodziła się w prawdziwą ulewę.
– Schowajmy się w jaskiniach! – zaproponowała Milana. – To niedaleko, a inaczej przemokniemy na amen.
Lekko wilgotna łąka zmieniła się w pluszczące błocko, jednak schronienie rzeczywiście było niedaleko. Gnani wichurą, wbiegali już pomiędzy drzewa okalające wzniesienie, na którym znajdowały się jaskinie, gdy luźny łapeć zsunął się Promykowi z nogi i utknął w błocie. Chłopak cofnął się o kilka kroków i wyciągnął zgubę. Wzuł łapeć i na powrót zawiązał sznurek. Gwałtownie uniósł głowę, gdy usłyszał trzask grubej, łamanej przez wicher gałęzi. Pod drzewem właśnie przechodziła Milanka.
Czas jakby zwolnił bieg. Promyk wyraźnie widział, jak na twarzy dziewczyny odmalowuje się przerażenie, usta otwierają się do krzyku. Jasne stało się dla niego, że grozi jej śmierć.
I nie wiedział, co się nagle z nim stało. Ramię samo wysunęło się błyskawicznie do przodu, przepłynęła przez nie fala gorąca i oślepiające światło wytrysnęło z jego palców. Nieziemski wiatr rozwiał mokre włosy Milanki, gdy ciężka gałąź została zmieciona znad jej głowy niczym słomka.
Deszcz chłodził rozpalone policzki Ioela. Chłopak nie był w stanie się poruszyć. Jak sparaliżowany patrzył na ocaloną Milanę, na jej wciąż rozszerzone strachem oczy.
– Chodź, już prawie dotarliśmy – jej słaby głos wyrwał go z otępienia. Podążył za nią do wylotu jaskini, gdzie skulili się, drżąc z zimna i nie mówiąc ani słowa. Tym razem nie było to radosne milczenie.
• • •
Rodzina nie zdziwiła się, że po takiej burzy wrócił w niezbyt dobrym nastroju. Matka podała mu kubek gorącego mleka, a Promyk chwycił go i zaszył się na stryszku, gdzie ponuro wsłuchiwał się w siąpiący teraz równo deszcz.
Jego świat się zawalił. I to akurat wtedy, gdy chłopcu zdawało się, że zyskał wielkie szczęście. Urocza Milanka była mu przychylna. Przynajmniej do momentu, kiedy okazało się, że jest jakimś przeklętym odmieńcem. Może boginki podmieniły go w dzieciństwie. Może wcale nie urodził się pod tą strzechą, może jako niemowlę miał kołyskę z liści nenufarów, a kolorowe motyle przylatywały, by trzepotać przed jego oczami.
Co teraz zrobi Milana? Czy rozpowie wszystkim, co widziała? Czy przez wzgląd na wieloletnią przyjaźń zatrzyma to dla siebie? Czy będzie musiał odejść z wioski?
W jednej chwili utracił wszystko: rodzinę, dom, dziewczynę.
Tak myślał w chwilach zwątpienia. Zaraz po nich nadchodziły jednak podejrzenia, że może po prostu przydarzyło mu się coś dziwnego, wcale nie jest odmieńcem, a tylko leśne licho spłatało mu figla, ratując przy tym Milanę. Zazwyczaj efekty pomocy istot nadprzyrodzonych miały dwie strony. Zawsze trzeba było jakoś zapłacić. Uratował dziewczynę, ale jednocześnie ją stracił. Spodziewał się, że Milanka będzie go teraz unikać.
Nie chodzili już na spacery, nigdy nie zostawali sam na sam. Nadal się do niego uśmiechała, ale jakby nieśmiało, a on już nie miał odwagi wyciągnąć ręki w jej stronę.
– Synku, coś ty taki ostatnio markotny? – zapytała pewnego dnia matka. – Coś cię boli?
Spojrzał na nią żałośnie.
Jak ja ci mogę powiedzieć, co mnie boli? – pomyślał. Nie wiem nawet, czy na pewno jesteś moją matką.
Potrząsnął tylko głową.
Matka podejrzewała, że ma to jakiś związek z dziewczyną, zauważyła bowiem, że Promyk nie jest już w takiej dobrej komitywie z Milanką, jak to bywało wcześniej.
Westchnęła. Każde dziecko w końcu dojrzewa… A on ma przecież szesnaście lat. Milana w zasadzie mogłaby już iść za mąż. Tylko Promyk za smarkaty dla niej jeszcze, choć urodzeni jednego roku…
Nadeszła wreszcie Noc Kupalna. Dziewczęta od rana były rozchichotane, chłopcy chodzili po wiosce, prężąc się jak nigdy. Promyk przemykał między chatami niczym cień. Tej nocy miało powstać wiele par. Przygnębiało go zastanawianie się nad tym, kto może złowić wianek Milanki, rzucony na rzekę. Sam nie śmiał nawet próbować.
Późnym popołudniem wygaszono wszystkie ognie we wsi i mieszkańcy zebrali się na szczycie pobliskiego wzgórza. Byli też ludzie z kilku innych wiosek. Co roku za pomocą losów wybierano dwóch mężczyzn, by wbili w ziemię brzozowy kołek – wierzono bowiem, że to drewno ma moc odstraszania złego. Nakładano nań koło uczynione z jesionu, którego szprychy owinięte były łatwo zajmującą się ogniem słomą. Przygotowanie koła należało do najstarszej kobiety, ona też mocowała je na kołku. Na zboczu wzgórza czekały już przygotowane na ogniska stosy.
Promyk obserwował, jak dwaj mężczyźni kręcili kołem, coraz szybciej i szybciej. Wysuszone drewno skrzypiało, słoma rozmywała się w jasne smugi. Wszyscy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w wirujące koło. Stare kobiety śpiewały pieśń opowiadającą o czasach, kiedy świat był młody. Wreszcie trące o siebie drewno skrzesało iskrę – powitano ją głośnymi okrzykami. Dwaj mężczyźni zepchnęli płonące koło z kołka i potoczyli je ku stosom, które prędko się zapalały.
Ktoś wyjął skrzypki, ktoś inny fujarkę i rozpoczęły się tańce wokół ognisk – najpierw w korowodzie, potem już w coraz większym bezładzie. Promyk czmychnął przy pierwszej sposobności. Odszpuntowano nowe baryłki z piwem, ktoś dobrotliwie wcisnął chłopakowi gliniany kufel do ręki.
Ilustracja: <a href='mailto:wolffowna@gmail.com'>Magdalena Wolff</a>
Ilustracja: Magdalena Wolff
Wypił pospiesznie i odstawił naczynie na najbliższą z ław. Zapadał już zmrok i zabawa rozkręcała się coraz bardziej; nikogo nie zdziwił oddalający się w krzaki Promyk. Mignęła mu tylko twarz Milanki, która z rozpuszczonymi włosami i wiankiem na głowie tańczyła wraz z innymi dziewczętami. Mieszali się z nimi młodzieńcy, z oczami błyskającymi jak u drapieżnych kotów. Jednak panny nie dopuszczały ich do siebie, dopóki nosiły swoje wianki. Wkrótce udadzą się nad rzekę, gdzie będą się kąpać, wykorzystując wyjątkową, oczyszczającą moc wody w noc przesilenia. Chłopcy zaś w tym czasie mieli skakać przez ogniska, pozwalając się oczyścić nie wodzie, a ogniowi.
Promyk nie wziął w tym udziału. Wszedł w gęstwinę, która jeszcze nie zapełniła się parami, niby to szukającymi kwiatu paproci. Las przyjemnie chłodził skórę, rozgrzaną po pobycie wśród ognisk. Między drzewami przeświecały gwiazdy, zawsze wywołujące u Promyka tęsknotę, choć od czasu wypadku z gałęzią wpatrywał się w nie częściej. Tylko one zdawały się go pocieszać.
Czy Milana znajdzie sobie dzisiaj męża? Czy poczeka jeszcze choć jeden rok? – zastanawiał się.
Wzdrygnął się słysząc pohukiwanie nocnego ptaka. Wydało mu się, że między gałęziami dostrzegł niewyraźną sylwetkę. W półmroku co chwila otaczały go jakieś twarze, jakby znajome, choć przysiągłby, że nigdy w życiu ich nie widział. Szedł wśród szeptów i duchów, otumaniony mocą tej nocy. Ostatnio widywał różne zjawy, nawet za dnia, ale nie tak wiele jak teraz. Na gałęzi drzewa przysiadł chłopiec w białej tunice i sandałach. Jego błyszczące w mroku oczy nie miały źrenic – były czystym błękitem.
Powietrze było słodkie i parne, a Promykowi zwidywały się błędne ogniki.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

06 II 2011   11:32:04

Wzruszające :).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bo wiemy więcej, niż nam się wydawało…
— Agnieszka „Raven” Szmatoła

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.