Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Wolff
‹Pasterz gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Wolff
TytułPasterz gwiazd
OpisNiedawno ukończyła japonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Rok spędziła w starej stolicy Japonii, Narze, mieście opanowanym przez jelenie. Jej największą pasją jest pisanie, lecz z zapałem oddaje się również kaligrafii (japońskiej i europejskiej), malarstwu i rysunkowi. Zadebiutowała w 2009 roku w numerze 14 „Magazynu Fantastycznego” opowiadaniem „Włamywacz na latającym wozie”. Najzabawniejsza praca dorywcza, jaka jej się przytrafiła: wypisywanie pismem gotyckim dyplomów na Mistrzostwach Świata w Sumo.
Gatunekfantasy

Pasterz gwiazd

« 1 3 4 5 6 »

Magdalena Wolff

Pasterz gwiazd

Kiedy Lonarie obudziła się o poranku, pomyślała, że jednak miała piękny sen. O bogu o delikatnym głosie. Żałowała trochę, że nie wydarzyło się to naprawdę, ale i tak tego dnia szło jej się lepiej. Było jej lżej na duszy. Łatwiej jej było uwierzyć, że dotrze do celu.
Pod koniec dnia jednak ponownie opadła z sił. Ucieszyła się więc ogromnie, gdy z nastaniem zmierzchu Yala powrócił. Ponownie jako widmo, z twarzą przesłoniętą maską.
Rozmawiali, wspólnie patrząc w gwiazdy i Yala znów ukołysał dziewczynkę do snu swym łagodnym głosem. Po raz pierwszy też cieszył się, że musi mieć maskę na twarzy – pozwalała zasłonić wyraz troski, która pojawiła się w jego oczach.
Widział bowiem, że mała Dec jest coraz słabsza, kto wie, czy nie chora. Nie powinna chodzić sama po górach, a trafić do suchego łóżka i pod troskliwą opiekę. Gdy napomknął Lonarie o tym, że może powinna wracać, energicznie pokręciła głową.
– To chyba rzeczywiście byłoby gorsze od śmierci.
Dekyjki były bardzo dumne. Zrezygnować z misji znaczyłoby poddać się, a to wykluczało ze społeczności wojowniczek. Już lepiej umrzeć i zapewnić sobie chwałę po śmierci – Dekyjki ceniły ją bardziej niż długie życie.
Yala nigdy nie potrafił tego zrozumieć. Ale one po prostu już takie były.
Dlatego Lonarie uparcie parła naprzód.
Następnego dnia cel był już blisko, należało tylko dojść na szczyt. Nawet, gdy nastało południe, temperatura nie wzrosła zbyt znacząco.
Lonarie potknęła się. Nie czuła już nóg, była wyczerpana. Postanowiła położyć się i odpocząć. Bolała ją głowa. Niewykluczone, że się przeziębiła. Stopniowo ogarniała ją gorączka.
Dziewczynka nie zauważyła, kiedy zasnęła. Obudził ją kaszel. Przeklęła w duchu swoją słabość.
Otworzyła oczy i zobaczyła obok siebie Yalę.
– Zobacz, chyba nie jest ze mną najlepiej – wyszeptała. – Szkoda, że nie możesz podać mi wody…
Yala tylko bezradnie pokręcił głową. Widział, że z dziewczynką nie jest dobrze. Nawet nie dotykając jej zauważył, jaka była rozpalona. Jeszcze chwila, a może nie udać się już jej odratować.
Przygryzł wargi. Musiał podjąć decyzję.
Lonarie zalała kolejna fala gorąca. Pod powiekami wykwitły jej ogniste plamy. Znów zaniosła się kaszlem. Jej głowa opadła bezwładnie, ale nie oparła się na torbie podróżnej, a na czyimś ramieniu.
– Jestem przy tobie – usłyszała szept. I poczuła czyjś zapach…
Rozchyliła powieki i ujrzała nad sobą niebo. Spadały z niego tysiące gwiazd.
– Deszcz… gwiazd… – wymamrotała.
Ktoś mocno trzymał ją w ramionach. Uczyniła jeszcze jeden wysiłek, walcząc z ciężkimi powiekami.
Jego jasne włosy opadały jej na twarz, miło łaskocząc. W jego srebrnej masce odbijało się światło spadających gwiazd.
• • •
Yala użył swoich boskich mocy, by uratować Lonarie. Natychmiast wyzdrowiała i dzięki temu udało jej się wykonać zadanie. Wróciła do domu, lecz bóg Gwiazda nie przestał się z nią spotykać – jednak teraz ukazywał jej się już wyłącznie jako widmo.
Lonarie wciąż wychowywała się wśród Deców, ale zauważono, że od czasu wyprawy w góry zmieniła się. Częściej bywała rozmarzona i jakby łagodniejsza.
Dec nie mogła być łagodna. Dlatego nauczycielka Lonarie postanowiła z nią porozmawiać.
Gdy tego samego dnia wieczorem Lonarie spotkała się z Yalą, miała zmartwioną minę.
– One uważają, że nie powinnam tak się do ciebie przywiązywać. W ogóle do kogokolwiek – powiedziała mu. – Mówią, że… że jesteś moją słabością.
Yala spojrzał w szare oczy dziewczynki, którą znał już od dwóch lat.
Była zdecydowana.
– Nie przychodź więcej – powiedziała, odwracając się do niego plecami. Po to, by ukryć łzy.
Odszedł ze smutkiem w sercu.
Ale nigdy nie opuścił jej naprawdę. Był z nią duchem w każdej trudnej chwili, a gdy dorosła – towarzyszył jej w każdej bitwie.
• • •
Lonarie leniwie otworzyła oczy. Promienie słoneczne wpadały przez okno jej sypialni. Przeciągnęła się i jej prawa ręka natrafiła na czyjąś głowę.
Ach, no tak, przypomniała sobie dziewczyna.
Czarnowłosy mężczyzna u jej boku zamruczał niewyraźnie i przewrócił się na drugi bok. Lonarie wstała z łóżka, ubrała się i zostawiła go swojemu losowi. Miała dużo spraw do załatwienia.
Była zajęta aż do wieczora. Po kolacji postanowiła przejść się na spacer do pobliskiego lasku. Znała teren doskonale, a księżyc oświetlał jej drogę. Długo spoglądała w czyste niebo.
W pewnym momencie drgnęła. Coś ją zaniepokoiło. Rozejrzała się. Czyżby dostrzegła coś wśród ciemnych drzew?
– Yalo… – powiedziała cicho. – Yalo, wiem, że to ty. Wyjdź do mnie.
Wtedy go zobaczyła. W tej samej połyskującej szacie, z jasnymi włosami i maską na twarzy.
– Skąd wiedziałaś? – zapytał miękko.
– Nie co dzień gaśnie moja ulubiona gwiazda – Lonarie uśmiechnęła się krzywo. – Nie co dzień wyczuwam tak wyraźnie twoją obecność… Yalo, Yalo… Tak dawno cię nie widziałam… Spójrz, jestem już dorosła. Mam swój własny miecz.
Milczał.
– Nie przychodziłeś przez tyle lat… Czemu jesteś tu teraz?
– Bo wiem, że jutro ruszacie. Znowu ruszacie na wojnę.
Lonarie wodziła kciukiem po ochraniaczu na lewej ręce. Jej uśmiech pogłębił się.
– Tak, to prawda – odparła.
Yala zbliżył się do niej.
– Nie ruszaj z nimi – powiedział. – Nie idź tam, Lonarie.
Roześmiała się.
– O czym ty mówisz? Przecież chyba wiesz, kim jestem.
– Wiem. Ale ja czuję… nie, ja to wiem, że już nie wrócisz.
– Zawsze idę w bój z taką świadomością. Że mogę nie wrócić.
– Tak chciałbym cię chronić… – szepnął jej do ucha.
– Wiem, Yalo – głos lekko jej zadrżał. Przejechała dłonią po twarzy. – Zdaje się, że moje nauczycielki miały rację co do ciebie. Przy tobie tracę panowanie nad sobą.
– Przyrzeknij, że zostaniesz.
– Nie – powiedziała twardo. – Mówiłam ci: jestem wojowniczką. Zostałam nią poświęcając moją przyjaźń z tobą. Nie mogę zrezygnować z czegoś zdobytego za taką cenę.
– Lonarie…
– Widzisz? Przez ciebie nic tylko się rozklejam. Ale, Yalo, skoro już twierdzisz, że idę na śmierć, to chyba mogę sobie pofolgować, prawda? Żałuję tylko, że nie możesz być tu osobiście, bym mogła się z tobą pożegnać. I że nie mogę zobaczyć twojej twarzy. Często o tym marzyłam…
– Skoro nie chcesz zmienić zdania, to wiedz, że nie opuszczę cię w czasie bitwy. Będę ci towarzyszył.
– Wiem, że będziesz – powiedziała patrząc wprost w jego osłoniętą maską twarz. – Zawsze to robiłeś.
• • •
Bóg Gwiazda nie mylił się w swoich przewidywaniach. Lonarie odniosła śmiertelne rany w pierwszej bitwie.
Zmierzchało już, a pole bitwy zasłane było trupami. Bezradny Yala stał nad żyjącą jeszcze Lonarie i patrzył na nią z rozpaczą.
– Mogę cię uratować… – mówił. – Tak jak już kiedyś to zrobiłem. Pozwól mi tylko to zrobić!
– Jak nie w tej bitwie, to zginę w innej – odpowiedziała. – Ja już prawie nie czuję bólu… A to będzie piękna śmierć… Otoczona trupami wrogów. Będą o tym śpiewać, zobaczysz…
– Lonarie!
– Ya…lo… Przepraszam, że ci powiedziałam wtedy… żebyś już nie przychodził… Teraz mogę ci to powiedzieć… Przepraszam…
Wiedział, co jeszcze by chciała powiedzieć, ale nie mogło przejść jej przez gardło.
Nikogo nigdy nie kochałam tak jak ciebie.
Spod srebrnej maski wypłynęły dwie słone strużki.
Chciał powiedzieć: dlaczego zostawiasz mnie samego? Znów nie będzie nikogo, o kogo mógłbym dbać… Kto dbałby o mnie.
Widział, jak gasły jej oczy.
Wyciągnął ramiona i zamknął ją w mocnym uścisku.
– Jestem przy tobie.
Nie będziesz umierać samotnie, Lonarie.
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

06 II 2011   11:32:04

Wzruszające :).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bo wiemy więcej, niż nam się wydawało…
— Agnieszka „Raven” Szmatoła

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.