Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 22 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Istvan Vizvary
‹Poproszę hordę krwiożerczych demonów (których nie sposób pokonać)›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorIstvan Vizvary
TytułPoproszę hordę krwiożerczych demonów (których nie sposób pokonać)
OpisAutor pisze o sobie:
Zawodowo zajmuje się projektowaniem programów komputerowych. Interesuje się ewolucją i powstaniem życia, sztucznym życiem i sztuczną inteligencją. W numerze 12/2010 „Science Fiction, Fantasy i Horror” ukazało się jego opowiadanie „Hel, mój ulubiony pierwiastek”.
Gatunekgroteska, groza / horror, humor / satyra

Poproszę hordę krwiożerczych demonów (których nie sposób pokonać)

« 1 4 5 6 7 8 »

Istvan Vizvary

Poproszę hordę krwiożerczych demonów (których nie sposób pokonać)

Przypomniało mi się, jak zeznawałem na komendzie i kiedy właśnie miałem powiedzieć o wielkiej, białej pijawce, poczułem ukłucie, jakby ktoś wbił mi szpilkę w mózg od środka i usłyszałem, dosłownie usłyszałem: „Lew. Wielki lew”. Nie zastanawiając się, opisałem dokładnie wielkiego lwa i jego grzywę oraz mnóstwo olbrzymich zębów, którymi ozdobiony był jego zwodniczy uśmiech. Policjanci patrzyli na mnie dziwnie, ale karnie wszystko zapisali. Zapytali potem jeszcze raz o tego lwa, zupełne niespodzianie, pomiędzy pytaniami o substancje halucynogenne, a niejasnymi i niebezpośrednimi insynuacjami na temat wizji i głosów. Do żadnych głosów ani wizji, rzecz jasna, się nie przyznałem. Do substancji też nie, chociaż zaprzeczałem dużo mniej energicznie, żeby nie wyjść na absolutnego kłamcę, a jedynie osobę skromną.
– Ewo, co w takim razie powiedziałaś policjantom?
– O tyranozaurze?
– O pijawce.
– Że widziałam lwa. A ty?
– To samo.
Myślałem, że szczęka opada tylko w przenośni, ale ona naprawdę siedziała z otwartymi ustami i wyglądała, jakby zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Musiałem wyglądać podobnie.
– Myślisz, że to żarówka? Ona nam podpowiedziała? – zapytałem w końcu.
– Chyba raczej zmusiła. Nie czułam możliwości wyboru. Po prostu powiedziałam o lwie i to tak naturalnie, jakbym całe życie tylko kłamała. Dopiero teraz mi przyszło do głowy, że złożyłam fałszywe zeznania.
– Całe szczęście, nie? Gdybyśmy policji zaczęli mówić o demonach, do tego każdy o jakimś innym, siedzielibyśmy teraz w areszcie za robienie sobie żartów z policji.
– I zapewne podejrzani o bestialskie zamordowanie kolegi z roku – dodała, a mnie zmroziło. Nie przyszło mi do głowy, że komuś to mogło przyjść do głowy.
– Albo raczej kolegi z uczelni w twoim przypadku – powiedziałem, byle coś powiedzieć i zagłuszyć chociaż na chwilę wyrzuty sumienia.
Ewa spojrzała na mnie tak intensywnie, że zacząłem się zastanawiać, czy nie jestem brudny na twarzy, i na wszelki wypadek wytarłem usta. Gapiła się dalej, więc chyba nie o to chodziło.
Ilustracja: Rafał Wokacz
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Demon mnie nie pożarł – powiedziała w końcu.
– No widzę. Wolał Maksa.
– Nie, Teo. Nie jestem z wami na roku! Studiuję prawo, pamiętasz jeszcze? Stałam bliżej krzaków, jaszczur mnie minął i dopadł Maksa, a on był z kolei bliżej niż wy. To nie był przypadek.
– Demon wolał studenta wydziału zarządzania? Myślisz, że żarówka aż tak skrupulatnie wypełniła nasze życzenie?
– Twoje, Teo. Twoje życzenie. Tak właśnie myślę i mam nadzieję, że się mylę.
– Bo?
– Bo nie prosiłeś przecież tylko o jednego demona, a jeśli więcej tego wyjdzie na ulicę, nie daję wam większych szans.
11.
W środku nocy do drzwi załomotała policja. Tak przynajmniej pomyślałem, budząc się w środku dziwacznego snu, pełnego Maksów bez głowy, tłustych, białych robaków i żarówek. Leżałem chwilę, zastanawiając się, czego może chcieć policja, i próbując wtłoczyć to wszystko w ramy snu, ale hałas nie chciał się w niego nijak wpasować. Był prawdziwy, zupełnie rzeczywisty.
Kiedy w końcu usiadłem, przypomniałem sobie wszystko, co działo się w ciągu ostatnich dni, i zdałem sobie sprawę, jak nieodwracalne zdarzenia miały miejsce, zrozumiałem w jednej chwili, kto dobija się do drzwi.
Tylko nie to, proszę.
Niech to nie będzie on.
Rytm nie zmieniał się, monotonny i bezduszny, jakby ktoś z bezsilności uderzał głową w mur, ja zaś stałem skamieniały z przerażenia, usiłując samego siebie przekonać, że to tylko koszmarny sen i że mogę obudzić się jeszcze bardziej.
– Otwórz mu. Nie przestanie, dopóki go nie wpuścisz. To jego mieszkanie – głos Ewy był znużony i matowy, ale ani trochę zaspany. Czyżby całą noc czekała na tę chwilę, nie zmrużywszy oka? Czyżby spodziewała się, że Max zjawi się właśnie teraz, gdy ciemność była najczarniejsza, a najcichszy nawet szelest wydawał się przerażająco głośny?
Wreszcie wziąłem głęboki oddech, tak głęboki, jakby miał wystarczyć mi na resztę życia. Odwlekając to, co musiało w końcu nastąpić, przesunąłem rygiel zamka, najostrożniej, jak tylko umiałem. Potem nacisnąłem klamkę, nieskończenie wolno, zaklinając czas, żeby jakimś cudem przestał płynąć, a najlepiej cofnął się o jakieś dwa tygodnie. Nie mogłem jednak oszukiwać się zbyt długo, zwłaszcza że koszmarny łomot wydawał się coraz głośniejszy i pragnąłem, żeby wreszcie umilkł.
Co spodziewałem się zobaczyć? Maksa sprzed tygodnia domagającego się tequili? Broczącego krwią trupa? Sztywnego jak sklepowy manekin nagiego ciała z zafastrygowaną na okrętkę szyją niczym jakiś nowy potwór Frankensteina?
Pociągnąłem drzwi. Nie zdawałem sobie nigdy sprawy z tego, jak głośno skrzypią.
W ciemnościach korytarza nie było właściwie nic widać, oprócz ciemniejącej na tle białych ścian korytarza sylwetki człowieka odzianego w powłóczystą szatę z kapturem. Świszczący, mechaniczny oddech zdawał się pochodzić od automatu, nie zaś żywego człowieka.
– Wejdź, Max – usłyszałem swój własny, łamiący się głos. Nie brzmiałem przekonująco ani gościnnie i mógł odnieść wrażenie, że nie cieszy mnie jego towarzystwo – w jego własnym domu!
– On chyba cię nie słyszy, Teo. On nie ma głowy – powiedziała Ewa niepokojąco rzeczowo. Wyminęła mnie i pociągnęła Maksa za rękę, którą jeszcze przed chwilą łomotał do drzwi, a teraz trzymał bezradnie wyciągniętą przed siebie, jakby do niczego innego niż łomotanie nie mogła służyć.
– Co to jest, Teo? – zapytał zza moich pleców Piotr. Obudził się mimo tych litrów tequili, które wlał w siebie w dzień. – Co to, kurwa, jest?!
– To Max, Piotrusiu. Prosiłeś przecież, żeby wrócił. I wrócił – wyjaśniła Ewa najspokojniejszym z uspokajających głosów.
Znowu przez chwilę wszyscy byliśmy razem. Dobre pięć, a może nawet dziesięć sekund – do momentu, kiedy Piotr wyskoczył na korytarz, a potem pobiegł schodami w dół, w piżamie i bez butów, krzycząc przeraźliwie i budząc tych wszystkich sąsiadów, których do tej pory nie zbudził Max swoim hałaśliwym powitaniem.
Tak, nie licząc Piotra, znowu byliśmy razem.
12.
Nie wiem, czy siedzieliście kiedyś przy stole z bezgłowym trupem, który jakimś cudem oddycha i w ogóle sprawia wrażenie prawie żywego. Mnie się to zdarzyło i przydarza od tamtej pory co jakiś czas, jeśli zapomnę wywietrzyć pokój przed snem. Znowu widzę wtedy wyraźnie pełną poszarpanych naczyń, kości, mięśni i dziwnych białych włókien szyję, w której rytmicznie rozwiera się i zamyka otwór tego, co kiedyś było tchawicą. Zasklepione kojarzącymi się z gotowanym mięsem szarymi bliznami naczynia pulsują pod ciśnieniem krwi, która na powrót krąży w ciele mojego kolegi, jeszcze poprzedniego dnia martwego i wykrwawionego niemal do białości. Wtedy to nie był sen, ale najczystsza jawa, bardzo trudna do zniesienia na trzeźwo.
Po tym jak Ewa przekonała mnie, że powinienem zostać z Maksem, i wyszła szukać Piotrka, zostaliśmy tylko we dwóch. Siedzieliśmy na kanapie i gadaliśmy sobie, ja ze szklanką Maksowej tequili w dłoni, Max po prostu, bo i tak nie miał ust. Mówić też nie mógł, więc tylko miarowo sobie oddychał, ale i tak się nie nudziłem.
– Jak to jest być martwym, Max? Czujesz coś? – pytałem.
– Hhhhhhhhhhhhhhhh, hhhhhhhhhhhhhhhh – odpowiadał spokojnie, nawet na chwilę nie przyśpieszając oddechu.
– No wiem, że nie masz głowy, ale skórą przecież też się czuje, nie?
– Hhhhhhhhhhhhhhhh, hhhhhhhhhhhhhhhh.
– Boli cię teraz? Wtedy pewnie koszmarnie bolało, co?
– Hhhhhhhhhhhhhhhh, hhhhhhhhhhhhhhhh.
– A skąd wziąłeś tę tunikę? Wygląda, jakbyś ją odgryzł z jakiejś zasłony, ale fajnie ją ułożyłeś w ten kaptur, serio. Trochę jak rycerz Jedi. Nawet mimo tego, że nie masz… no wiesz, głowy nie masz.
– Hhhhhhhhhhhhhhhh, hhhhhhhhhhhhhhhh.
I tak kilka rundek, bo ciągle zapominałem, o co go już pytałem.
W końcu jednak chyba się zniecierpliwił, bo zaczął stukać palcami o oparcie kanapy. Brzmiało to upiornie, bez jakiegokolwiek porządku czy rytmu – palce kurczyły się jak w jakimś ogromnym tiku, czasami jeden, czasami wszystkie naraz. Najpierw myślałem, że może Max próbuje nadawać Morse’em albo innym kodem, ale w końcu uznałem, że to zwykły bełkot. Może po prostu był zmęczony? Albo głodny?
Zacząłem się zastanawiać, czy trupy coś jedzą, ale ciężko byłoby coś dla niego zorganizować, bo przełyk wydawał się dokładnie zarośnięty, tak przynajmniej to wyglądało z mojego miejsca. Skóra zaczęła już, nie pytajcie mnie, jakim sposobem, porastać poszarpaną szyję, ale i tak wyglądało to gorzej niż dowolny kawałek zwierzaka w mięsnym, nawet te koszmarne, obdarte ze skóry szyje indyka ułożone w eleganckie stosy, które zawsze przyciągały mój wzrok, kiedy kupowałem mięso na grilla.
« 1 4 5 6 7 8 »

Komentarze

06 VI 2011   10:57:39

Zacne opowiadanie. Przypominając sobie swoje studenckie czasy jestem wstanie stwierdzić, że wręcz realne, rzeczywiste.

14 I 2012   17:44:50

Świetne opowiadanie.

10 V 2013   20:20:09

Jakoś dotrwałam do końca. ;/ Chcę zapomnieć.

15 VIII 2013   09:26:18

W sumie fajne :), tylko sporo bledow

15 VIII 2013   09:28:56

W razie jakis pytan moj tel 794778195
pozdrawiam

15 VIII 2013   22:30:26

Skond clickash?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Smok w szkatułce
— Anna Nieznaj

Tegoż autora

Przystawka, jakże udana
— Istvan Vizvary

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.