Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magda Schreiber
‹Kapeć. Powiastka eschatologiczna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagda Schreiber
TytułKapeć. Powiastka eschatologiczna
OpisAutorka urodziła się w 1976 roku, w Warszawie – i tu spędziła prawie całe dotychczasowe życie. Studiowała na warszawskiej ASP. Teraz rzeźbi i pracuje w sklepie zoologicznym, żeby zarobić na materiały do tych rzeźb. Pierwsze – i jak dotychczas jedyne – opowiadanie („Pan Słoneczko”) opublikowała w „Esensji”; we „Frazie” (50/2005) ukazał się jej esej „Zwierzę w sztuce najnowszej”. Pisała też krótkie notki do „Twórczości”.
Gatunekrealizm magiczny

Kapeć. Powiastka eschatologiczna

« 1 3 4 5

Magda Schreiber

Kapeć. Powiastka eschatologiczna

– Jest woda?! – pisnęła poniżej Przytulanka, która jeszcze nie osiągnęła szczytu Ściany.
– Nie… Nie wydaje mi się.
Świnka zmobilizowała się i pośpiesznie pokonała ostatnie kroki.
– Oj – powiedziała, wlepiając krótkowzroczne oczy w Nic.
– No… – mruknął Kapeć.
– No więc…
– No właśnie.
– Ale może tam jest jakieś dno – Świnka nie chciała stracić resztek nadziei.
– Może.
– A może nie.
– Może.
– Do licha, Kapeć, chcesz tak tu zostać?
– Wolę tu niż na dnie.
– A nie chcesz spróbować? W końcu co mamy do stracenia?
– Świadomość?
– To ją najprędzej stracisz tu, w Śmietniku!
– Nigdy nic nie słyszałem o końcu czy granicy Śmietnika – mruknął Kapeć.
– Ja też nie… Ale widać, że jest.
– Albo nie. Może to jest po prostu wielka pustka, w którą skoczymy i będziemy tak spadać i spadać bez końca. Albo po prostu znikniemy.
– A może na dnie coś jest. Może nawet woda, chociaż… Już trochę mniej śmierdzi – pociągnęła ryjkiem Świnka.
– Śmierdzi, śmierdzi – zagrzmiało coś nad nimi. – Wszystko tu śmierdzi. Smród to życie.
Świnka spojrzała w górę i zadygotała. Nad nimi stał Kot.
– Wezwałaś mnie – odezwał się Demon Świata Niematerialnego.
– Ja… eee… tak… panie…
– Czego zatem chcesz?
– Ja właściwie… Przez pomyłkę…
– Przez pomyłkę?
– No…
– Mnie? Przez pomyłkę?
Świnka zmalała o połowę.
– O wielki! – wtrącił Kapeć. – Powiedz nam, czy tam w dole – ryjkiem wskazał kierunek – jest jakieś dno?
– Cicho, głupi! – syknęła Przytulanka, zasłaniając ryjek uszami.
– Dno? – prychnął Kot – Jest ziemia. Chodnik.
– O! A czy woda…?
– Woda! A idźcie! Tak, tuż obok jest kałuża.
– Woda! Słyszałaś, Świnko! Dziękujemy, o wielki!
– A co mi dacie? – zainteresował się Kot.
– …
– Idiota – pisnęła Świnka.
– Co mamy ci dać, panie?
– No, jak to, wzywacie mnie, zadajecie pytania… Gdzie ofiara?
– Ja… My…
– Mrr?
– My chyba… Zaszło nieporozumienie…
Kot wysunął pazury i obejrzał je uważnie.
– Nie chcieliśmy ci się narzucać…
– Tak wyszło…
Kot oglądał teraz – bardzo dokładnie – pazury drugiej łapy.
– Nie miałam zamiaru ciebie wzywać… – mamrotała Świnka spod osłony uszek. – Ale te jajka…
– Jajka? – zainteresował się Demon. – Lubię jajka.
– Trochę śmierdzą…
– Życie śmierdzi. Gdzie?
– Tam! W dole…
Obrócił się i skoczył – tyle go widzieli.
– Nnno! – sapnęła maskotka z ulgą. – Mało brakowało.
– Aha…
– Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania do tego typa, to zastanów się najpierw, czy masz czym mu zapłacić, dobra? To nie stworzenie Onych, to demon!
– Dobrze, dobrze… Świnko?
– Co?
– Myślisz, że spodobają mu się te zbuki?
– No, nie wiem. Nie jest wybredny… Trochę smrodu mu nie przeszkadza.
– To było „trochę” twoim zdaniem?!
– No… nie.
Kapeć intensywnie wpatrywał się w dal. Słaby wzrok nie pozwalał mu dostrzec nic poza mgłą.
– Czy jesteś pewna, że się nie wścieknie?
– Nie…
– To może spadajmy stąd, co?
I spadli.
Ogromna kałuża roztopionego marcowego śniegu zalegała podwórko. Rozciągała się od drzwi wejściowych aż po kontenery ze śmieciami. Ktoś zapobiegliwy ułożył kładkę ze starych desek, słabo zresztą widoczną w szybko zapadającym zmroku.
Gdyby ktoś po niej szedł i był naprawdę spostrzegawczy, zauważyłby dwa przedmioty utytłane teraz w błocie, ale niegdyś – prawdopodobnie – różowe. Gdyby zechciał je dokładniej obejrzeć, stwierdziłby, być może, że to dwie stare zabawki, lub może resztki jakichś kapci, albo może i to, i to. A gdyby poświęcił im chwilę uwagi i odrzucił idiotyczne stereotypy, usłyszałby może rozmowę. I zdziwiłby się pewnie, słysząc, że jeden z ubłoconych przedmiotów wykrzykuje z ulgą:
– Jak to dobrze wreszcie być czystym!
– Cudownie, bez tego smrodu – piszczała Świnka, z lubością taplając się w błocie. – Sam widzisz, Oni czuwają nad nami.
– Hm – mruknął Kapeć.
Nie podzielał entuzjazmu maskotki do wilgoci. Był w końcu butem! Niemniej lepiej już zmoknąć solidnie, niż śmierdzieć gorzej niż cały Śmietnik.
– Nie wierzysz mi – Przytulanka podejrzliwie zerknęła na Kapcia.
– No, nie bardzo.
– No ale sam zobacz: Śmietnik jest? Jest. Byliśmy tam? Byliśmy. A teraz jesteśmy wolni? Jesteśmy, jeśli tylko Kot nas nie będzie szukał. To co to jest, jeśli nie łaska Onych?
– Przypadek. Szczęśliwy traf.
– Ale strąceni do Śmietnika zostaliśmy!
– No, niby tak. Nie wiem. Patrz, Świnko, ja się utrzymuję na wodzie!
– Pływasz!
– No!
– Słuchaj, a weźmiesz mnie na siebie? Może byśmy pożaglowali?
– Po… co?
– Pożaglowali. Czytałam raz taką książkę o żaglowaniu. To jest takie pływanie bardzo daleko.
– Daleko – zamyślił się Kapeć. – Jak bardzo?
– Jak tylko chcesz – wyjaśniała maskotka, coraz bardziej ożywiona. – Bo w tej książce stało, że wszystkie zbor… że cała woda na świecie ze sobą się łączy.
– Nie rozumiem?
– No, to jest tak wszystkie zbo… wszystkie stawy, jeziora, kałuże, wszystko to spływa do rzek, a rzeki do morza, a morza do oceanów.
– Oceanów?
– To jest taka wielka, wielka ogromna woda. Możesz po niej płynąć całymi dniami…
– Sezonami? – wtrącił Kapeć z zainteresowaniem.
– Sezonami też.
– I nic tylko po tym pływasz?
– Nie, bo możesz sobie wpłynąć z tego oceanu do innego morza, z morza do rzeki i w ten sposób trafić do jakiejś innej kałuży, zupełnie gdzie indziej.
– Ciekawe… I myślisz, że by się udało?
– Dlaczego nie? Co masz tu do roboty?
Kapeć już miał powiedzieć, że faktycznie nic. Ale zamiast tego zdrętwiał i zesztywniał ze strachu.
Znad brzegu patrzyła na nich Bestia.
Piesek zwlekał z powrotem do domu. Na podwórku działo się sporo interesujących rzeczy. Pogonił jakiegoś sierściucha śmierdzącego zgniłymi jajami. Państwo nie byli chyba zachwyceni, to przestał. Później zobaczył TO. Pewnie znów chcieli go wypróbować, ale Rufus wiedział swoje.
Nigdy, nigdy w życiu nie będzie polował na buty. Zwłaszcza z tego materiału. I w ogóle na nic z tej paskudnej szmaty, choćby udawało zwyczajną zabawkę. Rufus raz w życiu spróbował sobie pożuć takiego papucia i do dziś pamiętał lanie, jakie dostał. A ci nowi Państwo dawali mu jeść i nie bili, i Rufus (dawniej Azor) nie zamierzał dać się stąd wygnać. Raj to raj, trzeba go umieć dostrzec i docenić zawczasu – żeby nie utracić.
Dlatego, gdy Pani zawołała go po raz drugi, pobiegł – bez żalu zostawiając podwórko, kota i prześladujące go ekologiczne kapcie.
– Widzisz! Widzisz! Mówiłam!
– Widzę, Świnko.
– A więc przyznajesz, że czuwają nad nami?
– Przyznaję.
– Przyznajesz, że Śmietnik był próbą?
– No, chyba tak.
– Jak możesz mieć jeszcze wąt… Ejże, co ty robisz?
– Wyruszam.
– Co? Jak to?
– To już bądź konsekwentna – zaproponował Kapeć dość oschle. – Wierzysz? Mówisz o żeglowaniu i zjawia się pies… Bestia. Patrzy na nas i odchodzi.
– I myślisz…?
– Jeśli to nie jest znak, to co innego. Wsiadasz?
– Sądzisz, że to jest znak? Zesłany przez Onych?
– Może być. Wsiadasz?
– Co? A, tak, jasne, jasne! Czyli uwierzyłeś?
– Myślę, że nas ochronią w tej podróży. Tyle zrozumiałem.
– To co, kierunek Ocean?
– Tak jest.
koniec
« 1 3 4 5
21 czerwca 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Pan Słoneczko
— Magda Schreiber

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.