Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magda Schreiber
‹Kapeć. Powiastka eschatologiczna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagda Schreiber
TytułKapeć. Powiastka eschatologiczna
OpisAutorka urodziła się w 1976 roku, w Warszawie – i tu spędziła prawie całe dotychczasowe życie. Studiowała na warszawskiej ASP. Teraz rzeźbi i pracuje w sklepie zoologicznym, żeby zarobić na materiały do tych rzeźb. Pierwsze – i jak dotychczas jedyne – opowiadanie („Pan Słoneczko”) opublikowała w „Esensji”; we „Frazie” (50/2005) ukazał się jej esej „Zwierzę w sztuce najnowszej”. Pisała też krótkie notki do „Twórczości”.
Gatunekrealizm magiczny

Kapeć. Powiastka eschatologiczna

« 1 2 3 4 5 »

Magda Schreiber

Kapeć. Powiastka eschatologiczna

– My też idziemy.
– My też!
– My też!
– Wszyscy pójdziemy – zdecydowały Sfatygowane.
Phi – pomyślały Nike, ale głośno nic nie rzekły.
Leżał w kącie, jak zwykle skromny i cichy. Promieniował spokojem. Na ich widok wstał. Buty zatrzymały się, nagle onieśmielone.
I tak sobie stali dłuższą chwilę.
Wreszcie gdy stało się jasne, że Kapeć nie zacznie, nieśmiało powiedzieli:
– Witaj.
Na co Kapeć odpowiedział równie niepewnie:
– Witajcie – i znów cisza.
– Kapciu, czy możesz nam udzielić błogosławieństwa? – spytały wreszcie Sfatygowane.
– I czy możesz nas nauczać? – zainteresowały się Szpilki przymilnie.
– Kiedy wrócisz do Szafki? – kolejne pytania posypały się jak lawina.
– Jaka jest Bestia?
– Jak wyglądała Próba?
– Gdzie byłeś?
– Słyszałeś Słowo Onych?
– Tak – odpowiedział Kapeć jakimś dziwnym głosem. – Słyszałem.
To sprawiło, że zamilkli.
Kapeć postarał się przybrać dostojną pozę (spróbujcie to zrobić, mając różowy ryjek!) i przemówił do zgromadzonych.
– Ja… słyszałem Słowo Onych… Ale na razie musi pozostać tajemnicą. Ja, yyy… nim zacznę was nauczać, muszę udać się w jeszcze jedną podróż. Obiecuję wam, moi drodzy, że jeśli powrócę szczęśliwie, wszystko wam opowiem.
– Jak to?
– Opuszczasz nas?
– Nie poprowadzisz nas?
– Myśleliśmy, że przekażesz nam Słowo Onych – marudziły Półbuty.
– Pójdziemy za tobą – zaofiarowały się Wysokie Szpilki.
– Nie, kochane – Kapciowi łgało się coraz łatwiej. – Muszę wyruszyć sam. Taka jest wola Onych i ani ją wam krytykować, ani mnie.
No tak, wola Onych. Buty ze zrozumieniem pokiwały noskami.
A Kapeć, ze zgryźliwością, o którą nawet siebie nie podejrzewał, pomyślał:
Ciekawe, co zrobią, gdy trafię na Śmietnik. Odgadną, że poszedłem TAM nawracać? Czy przeciwnie, uznają, że Oni mnie jednak potępili?
Ciekawa rzecz, Kapeć utracił wiarę w Onych, ale wciąż nie wątpił w Śmietnik.
Ścisk. Brud. Potworny zgiełk. Wobec tego, czym jest Śmietnik dla nieożywionego, bledną ludzkie wizje piekła.
Do Kapcia wciąż nie w pełni dotarła świadomość klęski. Leżał oszołomiony w stosie jakichś odpadków, po lewej miał resztki abażuru, przed sobą stłuczoną flaszkę. Abażur zawodził bez słów, widać kompletnie oszalał. Gnijące resztki warzyw darły się cienko, a ich wrzask, choć dokuczliwy i głośny, jednocześnie dziwnie się rozpływał. Kapeć zdał sobie sprawę, że widzi szybki rozpad osobowości i to mu nie poprawiło samopoczucia. Stłuczona butelka na szczęście nic nie mówiła, widocznie w sztok zalana.
Niepewnie stanął na nóżkach, przy okazji stwierdzając, że cały spód ma utytłany w resztkach kapusty i nasiąknięty rozlaną wódką. Rozejrzał się wokół, szukając jakiejkolwiek istoty zdolnej jeszcze do porozumienia.
– Nie ruszaj się! – rozległ się straszliwy zgrzyt tuż za nim. – Bo cię przebiję!
I coś go ukłuło w tył.
No tak, przecież wiedział o Śmietniku wszystko, co pobożne obuwie wiedzieć powinno. Również to, że nie jest to miejsce bezpieczne.
– Odwróć się w lewo – zakomenderował zgrzytliwy głos. – W lewo, mówię! Bo zginiesz!
To była stara, mocno zdezelowana poducha z jakiegoś krzesła, a może małego fotela. Wytarte granatowe obicie siedziska spoczywało na czterech sprężynach. Jedna z nich wywijała nad Kapciem w sposób raczej niekontrolowany.
– Wyskoczyło mi! – wyjaśniła Poducha, przekrzykując odpadki.
– A… Aha, rozumiem – powiedział Kapeć grzecznie, choć niewyraźnie, bo właśnie uskakiwał w bok. Niestety metalowy drut miał ostre zakończenie.
– Proszę przestać tym machać, to pani pomogę! – zaoferował się po chwili, gdy sprężyna znów śmignęła nad nim. – Zatknę to pani! Proszę pani!
– Co?
– Pomogę pani! Proszę tym nie machać!
– Co?!
– Nie machać!! Pomogę!!
Poducha zgrzytnęła coś do siebie, ale przestała wywijać swą bronią. Kapeć nie bez obaw zbliżył się do niej.
Przez drut wciąż przebiegało delikatne drżenie. Sprężyna wydawała się niemal Ożywiona. Jednym końcem pozostawała przymocowana do ramy, drugi należało zatknąć w otwór w bocznej listwie. Kapeć z respektem ujął metal w raciczki.
Drut okazał się ciężki. Kapeć musiał opaść i użyć obu przednich nóg, tylnymi mocno zapierając się w resztkach brokułów. Które zresztą protestowały.
– I co?! – przekrzyczała brokuły Poducha.
– Już, już – mruczał Kapeć, ryjkiem popychając oporne żelastwo. Sprężyna oparła się już o ramę, teraz wystarczyło tylko wepchnąć końcówkę w otwór…
– Buu!!! – znienacka zawył abażur.
Kapeć później twierdził, że zawiniły resztki warzyw, bo gdy się wzdrygnął, to na śliskich od zgnilizny odpadkach stracił równowagę. Zaraz też ciężki drut wysmyknął mu się z uścisku, wyskoczył jak z katapulty – i Kapeć ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że leci.
Właściwie mniej go to zaskoczyło, bardziej zirytowało. Znowu?! – zdążył pomyśleć i zaraz wylądował. Nawet dość miękko.
Tym razem w pobliżu nie ujrzał Bestii. Wokół było jakby ciszej – w każdym razie nie tak głośno jak w kapuścianych szczątkach. Paskudna woń świadczyła jednak, że Kapeć – niestety – nadal pozostawał w Śmietniku.
Właśnie, zapach. Właściwie smród. Wydawał się jeszcze bardziej intensywny i jakby lepki. Lepka i wilgotna okazała się też masa, na którą padł Niesparowany. I właśnie ta wilgotna masa o odrażającej woni wrzasnęła prosto w różowe ucho:
– Elo, ziom!!! – i dalej: – Zbuki, luknijcie, co nam przyniosło!
Zgniłe jaja otoczyły Kapcia. Może zresztą już wcześniej znajdował się wśród nich, ponieważ – stwierdził z przykrością – wylądował wprost na tekturowym jajniku. Jego mieszkańcy najwyraźniej przechodzili już w fazę wędrującą.
– Co to w ogóle jest? – pytał jeden, pęknięty i najbardziej chyba cuchnący.
– Ma uszy i ryj. Znaczy wieprzowina.
– Ziom, gdzieś ty się uchował. To tekstyl.
– Nie gadaj, gdzieś ty widział tekstyl z ryjem.
– Jestem Kapeć Bez Pary – przedstawił się Kapeć, bezskutecznie próbując się podnieść.
– Gówno mnie obchodzi, ktoś ty jest – odburknął pierwszy zbuk. – Zbiłeś mnie, dziadu.
– Hehe, stary Hektor się rozlał – zarechotała reszta.
– To niezły tekstyl!
– E tam, Hektor już i tak pękał.
– Sam pękasz, bałwanie!
– O, i jeszcze się rzuca.
– Nie rzucaj się, ziom, bo ci się dupa rozmaże!
Zbuki zarechotały. Kapeć znów spróbował wstać. Znów bezskutecznie.
– Przepraszam – powiedział ze skruchą. – Upadłem. Nie chciałem…
– Zamknij to ryło! – wrzasnął Hektor. – W nierozmazanej dupie mam, co chciałeś, złamasie. Już ty pożałujesz, żeś opuścił taśmę.
Zbuki zaszemrały.
– …żeś się urodził, tak się mówi. Pożałujesz, żeś się…
– Żeś opuścił taśmę. Produkcyjną. Taśmę. – oznajmił Hektor dobitnie. – Zapłacisz mi, żulu.
– Przecież nie chciałem! – krzyknął Kapeć, szarpiąc się z całej siły.
Niestety, spora część Hektora – a może i innych jego kamratów – tworząca płynną brązowożółtą masę szybko zastygała wokół Kapcia. Wyglądało na to, że nie da rady opuścić jajnika.
– Zostaniesz tu, mały draniu – obiecał Hektor.
– Zostawcie go! – rozległ się naraz przeraźliwy pisk.
Brzmiał znajomo.
– Odczepcie się! Odlepcie się! – wrzeszczała Świnka Przytulanka z Materiałów Ekologicznych. Podskakiwała bojowo, jak mały, brudnoróżowy balonik.
– Ej! Drugi tekstyl z ryjem! – wrzasnęły zbuki.
– Puszczajcie mojego kumpla!
– Ta, jasne. Dawać to tutaj, zabawimy się!
– Nawet nie myślcie o tym – maskotka cofnęła się przezornie. – Pożałujecie.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Pan Słoneczko
— Magda Schreiber

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.