Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Jurgielewicz
‹Wilk ze stali›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Jurgielewicz
TytułWilk ze stali
OpisO autorze: urodzony w 1979 roku, ukończył filozofię na UMK, parał się już kilkoma zawodami, obecnie pracuje jako web copywriter. Blog: www.absurdonomikon.blogspot.com.
Gatunekpost-apo

Wilk ze stali

Maciej Jurgielewicz
« 1 2 3 4 8 »

Maciej Jurgielewicz

Wilk ze stali

– Broń na tym jakąś widziałeś? Pazury? Dziób?
Wieśniak niepewnie pokręcił głową.
– Nie, nie, nic z tych rzeczy, ale to, z drugiej strony, nie tak blisko było, nie widziałem wszystkiego. Jak przeszło, to jeszcze chwilę odczekaliśmy i tutaj – palcem pokazał w ziemię – wróciliśmy.
Sawa rozejrzał się i ze zbiegowiska wyłowił wzrokiem drobnego mężczyznę.
– Igor, zbierz ludzi. Idźcie do jamy, sprawdźcie wszystko i szykujcie pułapkę.
Zagadnięty skinął głową i zaczął kręcić się pośród zebranych. Wódz ruszył z Tadkiem z powrotem do domu. Dogonił ich syn Marwii.
– Panie Sawa…
– No?
– Czy mógłbym iść z wami? Na bestię iść?
Sawa uważnie przyjrzał się pryszczatej, chudej twarzy chłopaka.
– Chodź. Zaprowadzisz nas do tego miejsca, gdzie pająka widzieliście.
Safcio rozpromienił się w uśmiechu i pobiegł do organizującej się grupy.
– Ty, Tadek, przynieś obcą broń – polecił wódz idącemu obok niego ponuremu dryblasowi. – Wabik, lancę… weź też kilka lasek dynamitu… I pochodnie.
W domu wokół kuchni krzątała się już obudzona kobieta. Polecił jej, aby uwinęła się szybko. Dostał zaraz kawał białego sera i kilka pajd chleba. Zjadł, kręcąc się po izbie, kompletując ubiór i ekwipunek. Na koniec otworzył stojącą w kącie skrzynię i wyjął z niej podłużne zawiniątko. Odwinął skóry i szmaty, odsłaniając masywny, niezgrabny sztucer. Podszedł z nim do stołu. Wprawnymi ruchami otworzył zamek, wyjął magazynek i wsunął do niego sześć wielkich naboi. Dodatkowy zapas zawinął w kawałek skóry i schował do torby, którą przerzucił przez ramię. Mocno zaciągnął jej pasek, tak aby nie przeszkadzała mu w ruchach. Gdy przeglądał zakamarki otwartej strzelby, do chaty wkroczył Tadek, niosąc wyładowaną sakwę. W ręku trzymał lancę. Po litej, chromowanej powierzchni niemal dwumetrowego drążka wędrowały żyłki wyładowań jasnej energii. Od czasu do czasu na szczycie lancy blade światło zbiegało się w maleńkie kule, niknące szybko i płynnie, jak topniejący śnieg.
– Trzymaj ją – polecił mu Sawa, gdy Tadek wyciągnął broń w jego stronę. – Dzisiaj jest twoja.
Dryblas uśmiechnął się pod wąsem.
Gdy wyszli, podstawiono im konie. Wrzucili na nie ekwipunek. Zbliżyła się do nich szczupła, wysoka dziewczyna.
– Wodzu…
– Marika… – rozpromienił się na jej widok.
– Ludzie mówią, że bestia jest przy osadzie.
Kiwnął głową.
– Już tam jedziemy. – Sprawnie wskoczył na konia.
– Weź to, proszę. – Wyciągnęła mały drewniany wisiorek zawieszony na grubym rzemieniu.
– Co to?
– Będzie cię chronić.
Spojrzał na niewielki krzyżyk z jednym ramieniem dłuższym niż pozostałe. Schował to do kieszeni. Uśmiechnęła się niepewnie i z tym uśmiechem stała, obserwując, jak się oddalają.
Gdy dotarli do jamy, Igor właśnie skończył przegląd. Na środku polany ziała dziura w ziemi. Była głęboka na czterech rosłych ludzi, brzegi miała strome, niemal pionowe. Mężczyźni gromadzili przy niej gałęzie. Rozpalili też ognisko. Podchodzili do niego od czasu do czasu, aby rozgrzać zziębnięte ręce.
Przybysze zeskoczyli z koni i dołączyli do zawiadującego grupą.
– Zrobimy tak, jak mówiłem. Pułapka z rozjeżdżającym się poszyciem. Użyjemy wabika. Jak wpadnie bestia do dołu, to ją… wykończymy. Macie jakieś kamienie?
Igor wskazał kilka masywnych głazów rzuconych na skraju lasu.
– Starczą?
– Powinny… Jakby co, mamy jeszcze dynamit.
– Poradzimy – zapewnił ich Tadek i ruszył, by zająć się przetransportowaniem skał do krawędzi jamy. Gdy grupa zgromadziła już wystarczającą ilość gałęzi, skonstruowano prosty stelaż z belek. Przymocowano do nich liny, które wywiedziono w bok tak, by mocnym pociągnięciem można było szybko rozsunąć całą konstrukcję. Na niej ułożono gałęzie. Sawa polecił jeszcze posypać to śniegiem.
– Człowiek by się na to nie złapał… – stwierdził Igor, obserwując skończone już maskowanie.
– Ani niedźwiedź – dorzucił Tadek.
Sawa rozejrzał się.
– Nie mów tego do ludzi. Nie chcę, aby się bali.
– I tak się boją – drobna twarz Igora ściągnęła się w jakimś skurczu. Splunął na bok, pochylił się i garścią śniegu natarł sobie czoło. – Moja dzisiaj do ciebie przyjdzie? Dobrze ci gotuje?
– Dobrze… Czemu pytasz?
– Już niedługo będzie przychodzić. Zgadałem się z Grażą, wdową po Jakim z Lubatowej Woli. Pójdzie Marika za jej syna.
– To dobrze… – Sawa poklepał go po ramieniu. – To dobrzy ludzie?
– Porządni. Z Lubatowej Woli.
– Daleko nie będziesz miał.
– Ta… sam zostanę. – Igor splunął i rękawem otarł z twarzy wodę. – Gdyby z tobą nie była, mogliby u nas zamieszkać.
– Takie prawo.
– Takie prawo – powtórzył z przekąsem tamten.
Sawa zwrócił się do Tadka:
– Daj mu wabik.
Dryblas sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej porowatą kulę ciemnego metalu, wielkości męskiej pięści. Przekazał ją Igorowi, który ujął artefakt oburącz, przytrzymał go jedną dłonią, a drugą delikatnie przekręcił czerwoną obręcz opasującą sferę kryształowym równikiem. Wszystkie oczy skupiły się na przedmiocie.
– Milczy – przerwał ciszę wódz. – Jedziemy nad strumień.
Wygasili ogniska, zostawili ludzi, aby trwali w pogotowiu przy linach, po czym ruszyli. Czterech, którzy mieli wierzchowce – Sawa, Tadek, Igor i Karol zwany Jasnym. Oprócz nich Safcio. Powiedział, że nie chce na konia, bo straci orientację. Biegł, ze skrzypieniem znacząc głębokie ślady w szybko grubiejącej pokrywie śniegu. Poprowadził ich w głąb lasu, na zachód od jamy. Pewnie wiódł między drzewami. Czasami przystawał na chwilę, rozglądał się i zaraz ruszał dalej. Sprawnie przewędrowali dystans i stanęli nad strumieniem. Chłopak złapał wzrok Sawy i kiwnął głową. Igor uruchomił wabik. Z kuli dobywał się nikły wizg. Wódz wziął Safcia na swojego wierzchowca.
– Zawracamy!
Ruszyli z powrotem do jamy. W miarę jak pędzili przez las, dźwięk w artefakcie narastał. Z każdą chwilą był coraz wyraźniejszy. Pośród dudnienia galopu wizg zamienił się w niepokojące buczenie. Stopniowo, niepostrzeżenie wchodził na coraz wyższe rejestry.
– Rozdzielić się!
Monotonne, przenikliwe wycie świdrowało mózg. Rozpierzchli się w różne strony, cały czas utrzymując orientacyjny kierunek na polanę z pułapką. Gdzieś z tyłu zbliżała się rosnąca lawina trzasków. Coś pędziło przez las.
– Jest! – krzyknął Safcio. Wódz wstrzymał konia i szybkim ruchem ściągnął sztucer. Wśród nagich koron drzew migał cień, przelewając się od pnia do pnia z metalicznym łoskotem i trzaskiem łamanych gałęzi. Mknął ku Igorowi uciekającemu z wabikiem. Nagle dźwięk artefaktu urwał się. Sawa ustawił rumaka tak, by móc się wychylić i oprzeć barkiem o pobliskie drzewo. Przyłożył się i nacisnął spust. Huk rozszedł się po lesie. Cieniem szarpnęło gwałtownie. Runął w dół, ale za chwilę rozstrzeliły się długie odnóża – wczepiły się w otoczenie i bestia ruszyła w stronę wodza. Widać już było kulisty tułów. Nieforemna bryła metalu, błyskająca bursztynową poświatą kilku bezkształtnych kryształów. Sawa zarepetował, wymierzył prosto w ten korpus i strzelił. Grzmot zmieszał się z jękiem stali. Pająk runął na ziemię, głucho uderzając w warstwę śniegu i poszycia.
– Trzymaj! – Sawa oddał broń Safciowi i poderwał konia. Za nimi stalowa furia siekła dookoła odnóżami. Gdzieś nieopodal rozległo się buczenie wabika. Pająk zwrócił się w tamtą stronę i wystrzelił nagłym szarpnięciem, rzucając się w pościg.
Jechali uważnie, nasłuchując wycia artefaktu. Zawsze gdy cichł, z jego pobliża rozlegał się huk strzału, a chwilę później wabik znowu pracował, wiodąc za sobą stalową bestię. Sawa jeszcze raz zajechał jej drogę, na szczycie stromego wąwozu. Przystanął, oczekując zbliżającego się pościgu. Safcio zarepetował broń i podał wodzowi.
– To piękny karabin, panie Sawa…
« 1 2 3 4 8 »

Komentarze

10 I 2012   13:19:56

bardzo mi się podobało

14 I 2012   17:17:58

Trochę zbyt chaotyczne, żeby się dobrze czytało. Nie było złe, ale nie poleciłabym znajomym.

24 II 2012   16:02:32

Szkoła podstawowa w mowie i piśmie.Okropne

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Martwa
— Maciej Jurgielewicz

W obrotach sfer niebieskich
— Maciej Jurgielewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.