Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Jurgielewicz
‹Wilk ze stali›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Jurgielewicz
TytułWilk ze stali
OpisO autorze: urodzony w 1979 roku, ukończył filozofię na UMK, parał się już kilkoma zawodami, obecnie pracuje jako web copywriter. Blog: www.absurdonomikon.blogspot.com.
Gatunekpost-apo

Wilk ze stali

Maciej Jurgielewicz
« 1 5 6 7 8 »

Maciej Jurgielewicz

Wilk ze stali

– I ja mam wilka w swojej drużynie – zaśmiał się Sawa.
– Tadek?
Młody wódz kiwnął głową.
– Wilk gryzie, kiedy zły albo głodny. Dobrze mieć wilka – zawyrokował stary. – Tak dzikiego, aby nie potrafił kłamać.
– To jeden z tych, którzy chcieli mnie na wodza.
– Kiedy cię wybrali?
– Miesiąc temu.
– Pamiętam Siedliska bez suwerena.
– Jestem pierwszy. Nie wszyscy byli zadowoleni.
– Nigdy wszyscy nie są zadowoleni.
Umilkli. Podszedł do nich Tadek.
– Chciałbym tutaj – oznajmił, patrząc na starca. – Chronić suwerena.
Szymon uśmiechnął się szeroko i wstał.
– Szlachetna twoja powinność. – Zanim odszedł, zapatrzył się na bezkres równiny. – Podobno, jeśli ma się dobry wzrok, to z Szarego Wierchu dostrzeże się Zniszczone Miasto. Tam Josza umarł na krzyżu. To nie tak daleko stąd. Juta by widziała… – Ruszył powoli, aby zająć inne stanowisko.
Po dłuższym czasie, który spędzili wpatrzeni w wejście do wąwozu, przybiegła Juta. Na jej ubraniu były świeże ślady krwi. Musiała zabić wrogiego zwiadowcę, aby nie wykrył zasadzki. Banda była tuż.
Najpierw ujrzeli dwóch zbirów. Szli śmiało środkiem wąwozu. Co jakiś czas jeden z nich gwizdał przeciągle. Rozglądali się uważnie. Gdy spostrzegli bałwana, przystanęli. Za nimi ukazała się reszta grupy. Ruszyli w kierunku pułapki niezbyt zwartą kolumną, z nastawionymi karabinami. Było ich ponad dziesięciu. Rozproszyli się nieco i półkolami zbliżali się do usypanej przez Szymona sylwetki. Stanęli przy niej i zaczęli ją oglądać, ostrożnie dotykać skóry i broni. Dwóch zajęło się kopcami z kamieni. Kilku ruszyło w stronę jaskini, po drodze natknęli się na zamontowaną przez Safcia pułapkę. Jeden z nich trącił sakwę lufą karabinu, przystanął i zaczął lustrować ściany wąwozu. Gwizdnął i machnął do grupy przy bałwanie. Nagły huk rozszedł się między skałami. Rabuś legł jak długi. To Szymon rozpoczął ostrzał. Wrogowie gorączkowo szukali miejsc, w których mogliby się schronić. Jednak strzelano ze wszystkich stron, z wysoka, więc nigdzie nie było bezpiecznie. Trzech padło, zanim banda się ogarnęła. Zaczęli ostrzeliwać otoczenie, wypatrując pozycji napastnika. Najeżoną lufami grupą zmierzali w stronę jaskini.
Bestia runęła z nieba jak grom. Wychynęła nagle ponad krawędzią wąwozu i z hukiem wylądowała na jego dnie, wzbijając tuman śniegu. Oddzieliła bandytów od groty. Była gigantyczna – uciekający na boki rabusie sięgali ledwie do przegubów masywnych łap, grubych niczym drzewa. Poruszała się z wizgiem i sykiem, a ze szczelin jej ciała gwałtownie uchodziły wytryski gęstej pary. Pokręciła monstrualnym łbem osadzonym na długiej, masywnej szyi. Kanciasta bryła rozwierała się bezlitosną paszczęką, złowrogo wyszczerzoną stalowymi zębiskami. Dwoje kryształowych ślepi pulsowało bursztynowym blaskiem. Potwór spiął się i niezbyt długim susem dopadł jednego z uciekających. Przepołowił go szybkim kłapnięciem, rozbryzgując dookoła fontannę krwi. Śnieg zakwitł jaskrawą czerwienią. Reszta rabusiów dopadła ścian wąwozu i zaczęła się wspinać, tam szukając schronienia. Stalowy wilk pożarł jeszcze dwóch, zanim pozostali ukryli się pośród skał. Strzelali w bestię. Kule ze świstem przecinały powietrze, po czym odbijały się od szarej stali z żałosnym brzęknięciem.
Dwóch bandytów trafiło na stanowisko Jasnego. Wywiązała się szarpanina. Hasy ze swojej pozycji zdołał ustrzelić jednego z nich, ale drugi ciosem kolby strącił Karola z pochyłej ściany. Chciał go zastrzelić, ale reszta grupy zaporowym ogniem zmusiła go do ukrycia się. W tym czasie Jasny podniósł się i kulejąc ruszył w stronę jaskini. Bestia wczepiona pazurami w skałę wyłuskała z kryjówki jednego z bandytów, który teraz wrzeszczał i wił się, nabity bokiem na klinowate zęby. Wilk szarpnął łbem, przerzucając ofiarę w głąb paszczy. Zmiażdżył ją błyskawicznym kłapnięciem. Kanciasty łeb zwrócił się w stronę Jasnego. Syknęły wypchnięte ze stalowych trzewi kłęby pary i monstrum skoczyło ku uciekającej ofierze. Lądując, przygniotło mężczyznę przednią łapą, masakrując mu dolną połowę ciała. Karol krzyknął przeraźliwie. Zaterkotała broń maszynowa. Hasy skokami zsuwał się ze zbocza, tłukąc nieczułą stal seriami pocisków.
– Lanca! – Sawa poderwał się. Tadek podał mu broń i wódz pobiegł wzdłuż ściany wąwozu. Bestia zwróciła się w stronę Hasego, jedną z łap miażdżąc konającego Karola. Powietrze z furkotem przecięła lina z dynamitem rzucona przez Szymona. Ładunek obwiązał się wokół tylnej łapy potwora. Eksplodował w chwili, gdy stwór spinał się do skoku. Wytrącony z ruchu wilk wybił się niezgrabnie i poszybował kilkanaście metrów, po czym runął bokiem na ziemię. Znacząc długi ślad, siłą impetu przesunął się po śniegu i staranował próbującego uskoczyć Hasego. Mężczyznę odrzuciło na bok.
Monstrum podnosiło się ze zgrzytem, spowite gęstymi kłębami. Kończyna, na której eksplodował ładunek, była lekko zdeformowana, ale nadal sprawna. Szymon biegł do leżącego Hasego. Szkaradny czerep płynnym ruchem zwrócił się w jego stronę. Stalowy koszmar natarł na niego gwałtownie. Starzec w ostatniej chwili oddał strzał. Pocisk ześlizgnął się iskrzącym wypryskiem tuż pod jednym z kryształów. Strzelec zdołał uskoczyć przed kłapnięciem gigantycznych szczęk, które zwarły się z ciężkim, metalicznym hukiem. Szarża przeszła bokiem, ale wijący się, masywny ogon smagnął go po nogach niczym stalowy wąż. Suweren upadł, a wilk niespodziewanie szybko i lekko zwinął się w miejscu, nawracając ku ofierze. Spiął się z sykiem uwalnianej pary. W tym momencie ze ściany wąwozu na grzbiet runął mu Sawa. Huknął w korpus rozświetloną lancą. Wyładowania zagrały na stalowym cielsku, bestię na chwilę przygięło do ziemi. Wódz zeskoczył z niej i pobiegł do Szymona. Chwycił go pod pachy i zaczął odciągać w stronę jaskini. Tadek uruchomił wabik i wyrzucił go najdalej, jak mógł. Monstrum dopadło wyjącą kulę, zanim upadła na ziemię. Zmiażdżyło ją potężnymi zębiskami i ruszyło w stronę Sawy. Jedna z łap zahaczyła o pułapkę Safcia. Eksplozja ścięła bestię z nóg. Wódz zdołał wciągnąć Szymona do jaskini.
– Hasy! – ponaglił go starzec. Sawa z wahaniem spojrzał na jego nogę – w strzępach skóry żółciła się kość. Krew uchodziła szybko. Ranny syknął:
– Dam radę! Idź!
Młody wódz kiwnął głową i z ociąganiem ruszył do wyjścia z jaskini. W tym momencie ogłuszył go huk. Impet eksplozji rzucił nim w głąb groty.
Odzyskał przytomność rozrywany pulsującym bólem. W głowie szalało mu kłębowisko pisków i dudnień. Nic nie widział. Grzbietem dłoni otarł strużkę krwi spływającą mu z nosa. Wydało mu się, że w pobliżu słyszy charczący, słaby oddech.
– Szymon?
Odpowiedziało mu urywane rzężenie. Sawa ostrożnie zaczął się podnosić. Bolało, ale mógł wstać. Był cały. Po omacku ruszył w stronę oddechu. Znalazł starca, dłońmi odkrył rumowisko kamieni przygniatające większą część jego ciała. Twarz Szymona była lepka od krwi.
– Dasz radę?
– Dam.
Wódz nerwowymi ruchami zaczął obmacywać zawalisko, próbując znaleźć kamień, od którego mógłby zacząć odkopywanie towarzysza.
– Sawa… przestań… – Bulgoczący kaszel. – To mój czas. – Starzec chwycił go za rękę i zmusił do przerwania poszukiwań. Młody wódz siadł, pozostając w jego uścisku. Usłyszał, jak Szymon drugą ręką szpera w połach płaszcza.
– Weź, proszę.
Z trzęsącej się dłoni wyjął masywny, metalowy amulet. Krzyż.
– Pokażesz to moim ludziom. Będą wiedzieć… – zakrztusił się. Sawa puścił jego rękę i podłożył dłoń pod głowę umierającego. Uniósł ją nieco. – Zaopiekujesz się nimi.
Charczenie ustało. Ciężki oddech wypełnił ciemność.
Starzec zaniósł się spazmatycznym kaszlem. Kurczowo chwycił dłonie Sawy.
– Trzydzieści lat temu suweren oddał swojego syna na wychowanie innemu suwerenowi. W Jastrzębinie. Zgodnie z tradycją… – słowa uchodziły z niego ciężko jak ostatnie tchnienia.
– Jestem z Jastrzębina.
Szymon ścisnął go mocniej. Przez nieskończenie długą, ciemną chwilę panowało milczenie, po czym starzec wydyszał:
– Boli… pozwól mi odejść.
Sawa zacisnął szczęki. Z kieszeni wyciągnął krzyżyk, który dostał od Mariki. Położył go na piersi starca. Przystawił mu lufę do głowy i przesunął spust. Huk był końcem świata. Nastała absolutna ciemność i cisza. Siedział w niej bez ruchu, niemal nie oddychając. Po twarzy spłynęły mu łzy. Pierwsze i ostatnie w jego życiu. Ukryte w nieprzeniknionym mroku.
« 1 5 6 7 8 »

Komentarze

10 I 2012   13:19:56

bardzo mi się podobało

14 I 2012   17:17:58

Trochę zbyt chaotyczne, żeby się dobrze czytało. Nie było złe, ale nie poleciłabym znajomym.

24 II 2012   16:02:32

Szkoła podstawowa w mowie i piśmie.Okropne

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Martwa
— Maciej Jurgielewicz

W obrotach sfer niebieskich
— Maciej Jurgielewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.