Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Jurgielewicz
‹Wilk ze stali›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Jurgielewicz
TytułWilk ze stali
OpisO autorze: urodzony w 1979 roku, ukończył filozofię na UMK, parał się już kilkoma zawodami, obecnie pracuje jako web copywriter. Blog: www.absurdonomikon.blogspot.com.
Gatunekpost-apo

Wilk ze stali

Maciej Jurgielewicz
« 1 4 5 6 7 8 »

Maciej Jurgielewicz

Wilk ze stali

– Za to zginiecie!
– Nie podchodźcie nas!
– Złóżcie broń!
Wódz powoli wymierzył w majaczącą w ciemności sylwetkę. W tym momencie dostrzegł kątem oka, iż ktoś przemyka kilka metrów od niego. Błyskawicznie zwrócił się w tę stronę. Zarośnięty oprych dopiero teraz go zauważył. Szarpnął się, unosząc broń, ale nie zdążył strzelić. Punktownica plunęła ogniem. Pocisk trafił w szyję, niemal odrywając głowę od tułowia. Z ciemności znowu poszła kanonada, tnąc drzewa dookoła Sawy. Padł na ziemię i podczołgał się pod pobliski krzak. Słyszał stłumione szepty i skrzypienie śniegu pod stopami podkradających się zbirów. Dostrzegł dwóch napastników, którzy nawzajem się osłaniając, podkuleni szli prosto w jego stronę. Nie podnosząc się, wycelował karabin w jednego z nich. Próbował zarepetować, ale zamek ani drgnął. Sawa szarpał się z nim w ciszy. W tym momencie po lesie rozszedł się huk i jeden z mężczyzn padł, chwyciwszy się za brzuch. Drugi rzucił się niezgrabnie za pobliskie drzewo i tam przycupnął, rozglądając się nerwowo. Gdzieś z boku poszła palba kilku strzałów. Zanim przebrzmiała, wódz poderwał się i podbiegł do zbója. Ten zauważył go w ostatniej chwili. Sawa krótkim ciosem kolby roztrzaskał mu twarz. Uderzony osunął się na ziemię i kilka razy wierzgnął agonalnie.
– Siedliska, nie strzelać! – krzyknął ktoś z ciemności.
Suweren przywarł plecami do drzewa.
– Kto idzie?
– Swoi! Lubatowa Wola!
Od obozowiska grzmotnęło jeszcze kilka strzałów. Przez moment w głębi lasu było słychać oddalające się trzaski i nawoływania. Noc znowu zaległa śnieżną ciszą. Wódz podniósł broń zabitego oprycha. Przyjrzał się jej uważnie. Przejechał kilka razy dłońmi po kolbie i ruszył w stronę ogniska. Z nocy wyłoniły się trzy uzbrojone osoby. Ciągnąc niewielkie, załadowane zapasami sanie, przybysze zbliżyli się do ognia: wielki, stary mężczyzna w płaszczu z białego futra, może dwudziestokilkuletni młodziak z karabinem maszynowym oraz kobieta o ostrych rysach i czarnych, zrośniętych brwiach.
– Szymon, suweren Lubatowej Woli – przedstawił się duży facet. Na jego twarzy Sawa dostrzegł linię błękitnego tatuażu.
– Sawa, suweren z Siedlisk. – Rozejrzał się. – Wyjdźcie! To swoi!
Spośród drzew wyszli jego ludzie, niezbyt zdecydowanie opuszczając wymierzoną w gości broń.
– To Hasy, a to Juta – dowódca grupy wskazał swoich towarzyszy. Sawa odwzajemnił się. Rozsiedli się przy ognisku, tylko kobieta kręciła się niespokojnie, nasłuchując i rozglądając się. W końcu znikła gdzieś między drzewami.
– Idziemy za stalową bestią – Szymon zsunął futrzaną czapę, odsłaniając łysą głowę pokrytą grubymi bliznami. – Cztery dni temu przeszliśmy przez Siedliska. Podążaliśmy waszym śladem… Później ich śladem, rabusiów.
– Szli za nami?
Pokiwał głową i spojrzał na Sawę poważnym wzrokiem. Wódz pokazał mu zdobyczny sztucer.
– Ta broń należała do jednego z moich ludzi.
– Zrabowali twoją osadę.
– Zrabowali Siedliska?! – Tadek wychylił się w jego stronę.
– Osada spalona. Przykro mi.
Zapadło milczenie. Wpatrywali się w płomień. Szymon dorzucił kilka gałęzi.
– Bronili się dzielnie. Tych, którzy przeżyli, wysłałem do nas. Tam się schronili.
– Dziękuję. – Sawa zamarł z karabinem w dłoni.
– Wiesz, kto przeżył? – zapytał Karol.
– Nie znam waszych.
Jasny przysunął się do Sawy i spojrzał na broń.
– Igor…
– Kazałem mu zostać.
– Zły los nad nami – burknął Jasny. Spojrzał na wodza spode łba i wrócił na swoje miejsce.
Safcio siedział ze ściągniętymi ustami. Lekko podrygiwał. Oczy szkliły mu się łzami.
Mężczyzna nazwany Hasym zwrócił się do Sawy.
– To broń pana Igora?
– Tak.
– Miał być moim ojcem…
– Tobie wyswatano Marikę?
– Mnie. – Uśmiechnął się niepewnie. – Ona żyje. Pan Igor wysłał ją do mojej matki. Dzień przed napaścią. Pokój z nim.
Dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie. W końcu Hasy zapytał:
– Mogę wziąć tę broń?
Sawa zawahał się chwilę, ale podał mu karabin. Sam sięgnął po Punktownicę. Zaczął ją rozkładać. W krąg światła wsunęła się Juta, bezszelestnie jak cień.
– Nikogo nie ma. Uciekli.
Kucnęła obok Szymona. Spod ubrania wyciągnęła wielki nóż i śniegiem zaczęła usuwać z ostrza krzepnącą już krew. Tadek obserwował ją z uwagą, mocno kręcąc końcówkę wąsa.
Następnego dnia zebrali ciała zabitych. Było ich pięciu. Zabrali ich broń. Trupy wrzucili w skalną rozpadlinę i zakryli kamieniami. Szymon z dwóch kijów zrobił prosty krzyż i wetknął go w tę prowizoryczną mogiłę.
– Nie zasługują! – Safcio chciał wyrwać symbol, ale starzec go powstrzymał. Chłopak wyszarpnął się z jego chwytu i splunął na mogiłę.
– Moje przebaczenie – mruknął Tadek i zrobił to samo.
W dniach, które nadeszły, pogoda była dla wędrowców łaskawa. Śnieg nie padał, a promienie słońca niosły ze sobą przyjemne ciepło. Świat iskrzył się oślepiającą bielą. Nieustannie posuwali się w górę. Juta krążyła dookoła, niespokojna jak wilk. Dwa dni później powiedziała, że rabusie idą ich śladem.
– Ale trzymają się daleko.
Aby oszczędzać zapasy, zaczęli polować. Kobieta i Safcio wypuszczali się samotnie przed grupę i zazwyczaj wracali chociaż z zającem. Sawa pokazał ludziom z Lubatowej zrobione przez chłopaka zapalniki. Hasy na próbę wykonał broń do miotania – dwie laski dynamitu połączone sznurem, obciążone dodatkowo kamieniami. Uczyli się rzucać tym tak, by owijało się wokół celu. Chcąc sprawdzić skuteczność, z odległości kilkunastu metrów zarzucili sznur z odpalonym dynamitem na pień drzewa. Rozszczepiło go i rozerwało, zwalił się na ziemię. Po tym teście zrobili kilka egzemplarzy nowego oręża.
Gdy kilka dni później trafili na odchodzący od ich szlaku wąski wąwóz zakończony jaskinią, postanowili zasadzić się tam na tropiących ich rabusiów.
– Jeśli nie my, to zrobią to oni. Nie odpuszczą. – Szymon rozejrzał się po skalnych ścianach. – Tu jest idealnie. Zgnieciemy ich jak ziarno w moździerzu.
– O ile się nie połapią. To miejsce cuchnie pułapką. – Jasny ostrożnie zaglądał w ciemność jaskini.
– Nic nie wiedzą – uspokoiła go Juta.
– A więc? – Starzec spojrzał po grupie. Zatrzymał wzrok na Sawie.
– Lepiej wybrać, niż być wybranym.
– Dobrze powiedziane – przytaknął Tadek. – Sprawdzę teren. – Ruszył wzdłuż ścian wąwozu. Reszta poszła za jego przykładem. Zlustrowali dokładnie otoczenie, wybierając dobre stanowiska strzeleckie na zboczach oraz wypróbowując prowadzące z nich na dół zejścia. Wydeptali dodatkowe ślady uniemożliwiające prześledzenie ich ruchów. Przy wejściu do jaskini zamontowali ukryte ładunki, by móc zawalić prześwit, w razie gdyby udało się zwabić tam wroga. Linkę od zapalnika wyciągnęli wysoko w górę. Pułapkę można było zdetonować z bezpiecznej, oddalonej pozycji.
Szymon usypał ze śniegu spory kopiec, obłożył go kilkoma skórami i w to wetknął część przejętej od rabusiów broni. Po chwili zastanowienia wokół ułożył kilka stert kamieni. Jasny uważnie przyglądał się tej osobliwej sylwetce.
– Nie mam pojęcia, czemu ma służyć ten twój bałwan…
– Mam nadzieję, że oni też będą się zastanawiali.
Karol zmarszczył czoło. Po chwili zarechotał i pokiwał głową.
Safcio zmontował pułapkę – laskę dynamitu na krótkim loncie zaklinował w szczelinie zmarzniętego gruntu, podczepił pod zapalnik, a ten przymocował do wypchanej śniegiem sakwy. Całość zamontował tak, żeby wybuchła, gdy ktoś podniesie torbę z ziemi. Szymon pochwalił go ze ten fortel i wyraził swoje uznanie dla pomysłowości. Chłopak spłonił się zawstydzony.
Grupa była gotowa do walki. Juta pobiegła, aby z wyprzedzeniem dać znać o zbliżającym się wrogu. Dwóch suwerenów przykucnęło na skalnej stromiźnie. Był słoneczny, spokojny dzień. W klarownym, mroźnym powietrzu przed ich oczyma rozpościerał się widok odległej równiny.
– Masz dobrych ludzi. Wiernych i dzielnych – stwierdził Szymon.
– Tak jak i ty.
– Ostrożnie dobierałem. – Starzec uśmiechnął się. – Wilczycy nie rozumiem. Ale jej ufam.
« 1 4 5 6 7 8 »

Komentarze

10 I 2012   13:19:56

bardzo mi się podobało

14 I 2012   17:17:58

Trochę zbyt chaotyczne, żeby się dobrze czytało. Nie było złe, ale nie poleciłabym znajomym.

24 II 2012   16:02:32

Szkoła podstawowa w mowie i piśmie.Okropne

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Martwa
— Maciej Jurgielewicz

W obrotach sfer niebieskich
— Maciej Jurgielewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.