Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Klimkowicz
‹Ex aequo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Klimkowicz
TytułEx aequo
OpisAutor pisze o sobie:
Student psychologii wchodzący w trzecią dekadę życia. Urodzony w Dzień Dziecka, dzieckiem pozostaje do dziś. Uroki samodzielnego prozowania docenił za sprawą ukochanych Horyzontów Wyobraźni. Na razie bez debiutu papierowego, który jednak przy odrobinie szczęścia okaże się bestsellerem.
GatunekSF

Ex aequo

1 2 3 7 »
Tak, to było wyjątkowo proste. A jednak na twarzach wszystkich swych podopiecznych dostrzegłem zdumienie, niepokój i nerwy. Teraz miałem już pewność, co chce zrobić Pyszałek – przedstawić mnie w jak najgorszym świetle. Jego kolejne słowa były łatwe do przewidzenia.

Wojciech Klimkowicz

Ex aequo

Tak, to było wyjątkowo proste. A jednak na twarzach wszystkich swych podopiecznych dostrzegłem zdumienie, niepokój i nerwy. Teraz miałem już pewność, co chce zrobić Pyszałek – przedstawić mnie w jak najgorszym świetle. Jego kolejne słowa były łatwe do przewidzenia.

Wojciech Klimkowicz
‹Ex aequo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Klimkowicz
TytułEx aequo
OpisAutor pisze o sobie:
Student psychologii wchodzący w trzecią dekadę życia. Urodzony w Dzień Dziecka, dzieckiem pozostaje do dziś. Uroki samodzielnego prozowania docenił za sprawą ukochanych Horyzontów Wyobraźni. Na razie bez debiutu papierowego, który jednak przy odrobinie szczęścia okaże się bestsellerem.
GatunekSF
Gra rozpoczynała się o dziewiątej. Uczestnicy mieli się zgłosić przynajmniej kwadrans wcześniej. Sądziłem zatem, że stawiając się dwadzieścia po ósmej, będę jednym z pierwszych. Nie mogłem mylić się bardziej. Wszedłszy do budynku, stałem się natychmiast obiektem spojrzeń aż pięciu… nie, sześciu osób. Wszyscy wiedzieli, że w jednej Grze dopuszcza się udział maksymalnie dziesięciu zawodników – byłem więc prawie ostatnim, jeśli nie ostatnim z graczy. Zapewne moi konkurenci mieli problemy ze snem tej nocy… Czemu trudno się dziwić. Stawka, o którą przyszło nam toczyć bój, była ogromna.
W oczach, które wwiercały się we mnie, dostrzegłem te emocje, które spodziewałem się ujrzeć. Niepokój graniczący ze strachem, napięcie oraz wyraźna niechęć do mnie – kolejnego przeciwnika. Ci ludzie nie mogą pozwolić sobie na przegraną, zamierzają więc doprowadzić do przegranej innych. Zapewne niełatwo będzie przekonać do siebie takie towarzystwo.
Dopóki nie zjawi się przydzielony im Gospodarz Gry, uczestnicy czekają na niego w korytarzu. Dostępnych było pięć krzeseł, ale tylko trzy z nich były zajęte – gracze utrzymywali między sobą dystans. Przez chwilę miałem ochotę usiąść między dżentelmenem w średnim wieku a stukającym w komórkę młodzikiem, ale porzuciłem ten pomysł. Będzie jeszcze czas na przełamywanie lodów, a zbyt swobodne zachowanie uczyni mnie w ich oczach zanadto pewnym siebie i tym groźniejszym. Przeszedłem więc przez całą długość korytarza, oparłem się o ścianę naprzeciwko drzwi wejściowych, założyłem ręce i milczałem jak oni wszyscy. Zastanawiałem się, ilu jeszcze graczy dołączy do nas, ale przede wszystkim obserwowałem już przybyłych.
Oprócz tych, których nazwałem już w myślach Dżentelmenem i Młodzikiem, miejsce siedzące zajmował imponującej postury mężczyzna o rzadkich włosach, dla którego natychmiast nasunęło mi się przezwisko Bokser. Tuż przy drzwiach stało jego przeciwieństwo – długowłosy chudzielec wyglądający, jakby go ktoś chwycił i rozciągnął. Ochrzciłem go w myślach mianem Cienkiego i zwróciłem myśli ku dwóm najbardziej zastanawiającym uczestnikom Gry. A właściwie – uczestniczkom. Ze względu na istotę Gry na tym korytarzu z pewnością rzadko widziało się przedstawicielki płci pięknej, a tym razem mieliśmy aż dwie. Musiały zastępować jakichś bliskich krewnych. Były chyba w podobnym wieku, ale tak jak jedna z nich miała blond włosy sięgające ramion i spodnie (nadałem jej przydomek Chłopczyca), tak druga była długowłosą brunetką ubraną jak dziewczynka tatusia – typ kobiety raczej „uroczej” niż „seksownej”. Tak też określiłem ją na mojej liście graczy – Urocza.
W tym dość zróżnicowanym towarzystwie spędziłem kolejne dwadzieścia minut. Właśnie wtedy, gdy chyba wszyscy zdążyliśmy już nabrać pewności, że nikt więcej nie przyjdzie, drzwi otworzyły się. Spodziewaliśmy się Gospodarza – Dżentelmen i Bokser zaczęli już podnosić się z krzeseł, ale nowo przybyły uśmiechnął się i uniósł dłoń.
– Witam konkurencję – rzekł jakoś podejrzanie wesoło.
Przez ułamek sekundy wszyscy pomyśleli zapewne to samo: ten człowiek jest niebezpieczny. Oczywiście nie była to wina jego wyglądu – wręcz przeciwnie, zarówno wzrost, jak i tuszę miał wyraźnie poniżej przeciętnej. Nie był jednak tylko kolejnym uczestnikiem, co z pewnością wszyscy odczuli. Świadomie lub nie, gracze dostrzegli jego niezwykle swobodne zachowanie, jak również fakt, że zjawił się tuż przed czasem, a jednak nie znać było po nim żadnych śladów pośpiechu. Ten mężczyzna emanował pewnością siebie. Można by pomyśleć, że w jego przypadku sam udział miał gwarantować zwycięstwo.
Krótko mówiąc, wyglądał mi albo na pyszałka, albo na idiotę. A ja nie znoszę ani jednych, ani drugich.
Uniosłem dłoń.
– Hej – odpowiedziałem mu.
Niby niewiele, ale jak wiele. W ciągu sekundy od wejścia… Nie, być może jeszcze przed pojawieniem się tutaj Pyszałek uznał, że nie stanowimy dla niego żadnego zagrożenia. Zestresowani, sztywni, przestraszeni. Głupcy i tchórze. Cóż, będzie musiał zmienić zdanie, bo ja nie zamierzałem ulec strachowi i nieufności.
Uwaga wszystkich skierowała się znów na mnie. Wiedziałem, że zaprezentowanie mojej śmiałości może wzbudzić w nich uprzedzenia, ale ja zrobiłem coś jeszcze. Skontrowałem „atak” Pyszałka i nie bez znaczenia była tu kolejność. Gdybym to ja rzucił wchodzącemu śmiałe powitanie, a on odpowiedział, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Obsadziłbym się w roli „tego niebezpiecznego”, a on w korzystniejszej roli „tego, który nie dał się niebezpiecznemu”. Było jednak odwrotnie.
Spojrzał na mnie i coś powiedziało mi, że doskonale zrozumiał, co właśnie zaszło. Padły trzy słowa i oto zakończyła się pierwsza niewidoczna bitwa. Jeden zero dla mnie. Odniosłem wrażenie, że Pyszałek nie bez powodu czuł się pewnie, ale najwyraźniej istotnie sądził, że nikt mu nie podskoczy.
– Dzie… Dzień dob… ry – wydukała niespodziewanie Urocza, skłaniając się lekko.
Z miejsca ją polubiłem. Dorzucając swoje trzy grosze, sprowokowała reakcję łańcuchową. Teraz wszyscy gracze wybąkali jakieś powitanie; mniej lub bardziej oficjalne, otwarcie lub pod nosem. Przewaga, którą chciał uzyskać Pyszałek swoim wejściem, została zniwelowana, a napięcie w korytarzu opadło trochę.
Wtedy, za piętnaście dziewiąta co do sekundy, otworzyły się drzwi, obok których stałem. Obróciłem się i stanąłem oko w oko z wąsatym mężczyzną w okolicach może pięćdziesięciu lat. W przeciwieństwie do oczekiwań Gospodarz Gry zdawał się osobą dość swobodną.
– Siedem, osiem – mruknął, spoglądając po nas. – Cudownie, wszyscy są gotowi. Zapraszam zatem serdecznie. – Skłonił się lekko, a na jego twarzy błąkał się dziwny uśmiech. – Czas rozpocząć Grę.
• • •
Jak powszechnie wiadomo, Gra miała sprawdzać możliwości intelektualne przyszłych ojców. W naszym społeczeństwie, w którym najważniejsze były inteligencja, spryt, charyzma i śmiałość, potencjał obywatela we wszystkich tych dziedzinach sprawdzano jeszcze przed jego narodzeniem. Odbywało się to według zasady, że człowieka tworzą geny. Dla każdego mężczyzny, którego partnerka spodziewała się pierwszego dziecka, ustanowiono obowiązek wzięcia udziału w wielu testach, a ostatnim i decydującym była właśnie Gra. I chociaż osobiście bardzo ceniłem sobie przeróżne zagadki, łamigłówki i inne ćwiczenia umysłu, nie mogłem uznać tej idei. Było to bowiem coś więcej niż tylko testy informujące o perspektywach dziecka – to była okrutna selekcja. Dzieci, których ojcowie zdobyli zbyt mało punktów, odłączane były od rodziców we wczesnym niemowlęctwie i trafiały do państwowych ośrodków wychowawczych. Tam zmieniano im nazwiska, robiono pranie mózgu i wypuszczano w wieku lat osiemnastu jako „obywateli idealnych”. Na samą myśl człowiek dostawał mdłości.
Na samą myśl lub, tak jak w moim przypadku – na samo wspomnienie.
Ale teraz nadszedł w końcu czas, by wrócić do źródła problemu i skonfrontować się z tą sprawą po raz ostatni.
Idąc za Gospodarzem Gry długim i wąskim korytarzem, wbijałem wzrok w jego plecy. Szedłem tuż za nim, głównie dlatego, że w chwili jego pojawienia się stałem najbliżej drzwi. Jednak Pyszałek potraktował to chyba jako wyzwanie i zaraz zrównał się ze mną.
Minęliśmy wiele drzwi, ale to przez ostatnie przeszliśmy, trafiając do ogromnej sali. Jej rozmiar sprawiał tym większe wrażenie, że była niemal całkowicie pusta. Pod jedną ścianą stał rząd stołów z ogromną ilością jakichś papierów. Na środku sali ustawiono kilka dziwnych krzeseł w niewielkiej od siebie odległości. Wszystkie skierowane były w stronę podwyższenia, na które wchodził teraz nasz Gospodarz. Znajdowało się tam podium z mikrofonem, wyraźnie służące do przemówień.
– Śmiało, moi drodzy – rzekł Gospodarz prosto do mikrofonu; jego głos wydobywał się z licznych głośników na ścianach. – Podejdźcie tu bliżej.
Słysząc słowa Gospodarza, Pyszałek natychmiast ruszył w jego stronę śmiałym krokiem. Chyba chodziło o pokazanie mi, że wcale nie jest gorszy. Zaczynałem odnosić wrażenie, że swoim zachowaniem zraniłem jego dumę bardziej, niż przypuszczałem. Razem z pozostałymi graczami ruszyłem za nim.
Gospodarz rozłożył ręce w geście powitania.
– Pozwolę sobie w pierwszej kolejności złożyć wyrazy gratulacji wszystkim państwu – powiedział. – Szczerze podziwiam waszą determinację i odwagę. Stawiliście się tutaj, by własnymi siłami zadecydować o przyszłości. Przyszłości swojej i waszych bliskich. Zostaniecie wkrótce – wy lub wasi krewni, których dzielnie reprezentujecie – ojcami. To przede wszystkim radosna wieść. Nie mam wątpliwości, że dacie z siebie wszystko, by taką właśnie pozostała. Szczerze życzę wam wszystkim powodzenia.
1 2 3 7 »

Komentarze

13 IV 2012   12:31:27

Fajne ilustracje!

14 IV 2012   17:41:43

Naprawdę wciągnęło mnie. :D Przeczytałam z przyjemnością od pierwszego do ostatniego słowa.
Dobrze zarysowana gra psychologiczna, naprawdę. Tworzy napięcie, intryguje.
Konstrukcja gry, obmyślanie strategii, "co nie jest zabronione jest dozwolone" itd. - chyba wszystkie te motywy podobały mi się.

Jakbym miała pomarudzić to trochę nad oklepanym pomysłem "tworzenia ludzi idealnych" na zasadach kompletnie "odhumanizowanych". Ale tylko trochę, bo pomysł jest podbudową do dobrego tekstu.

Naprawdę świetna robota :)

Pozdrawiam,
Ada

10 V 2013   01:36:42

Eworm ;]
"Moje imię i nazwisko tłumaczy się jako „Victor wygrywa”, co najwyraźniej nie umknęło niczyjej uwadze. Cóż, mogłem mieć nadzieję, że zarówno z imieniem, jak i nazwiskiem oznaczającymi zwycięstwo, dopisze mi dziś szczęście." Odważnym jest założenie, że Esensję czyta chociaż jedna osoba, której by to trzeba było tłumaczyć.

Heh, czytając twoje opowiadania czuję się jak w niedzielne świąteczne popołudnie, gdy siadam przed kinem familijnym i oglądam filmy o sprytnych drużynach sportowych, dzielnych zwierzątkach, zwariowanych dzieciakach i letnich figlach. Zawsze wydawało mi się ciekawym, dlaczego zawsze podejmujesz się tematyki rodzinnej. Wydajesz się na to nieco za młody, a jednak ojcostwo, macierzyństwo, dzieci wydają się dla ciebie niezwykle pociągającym tematem. Nigdy nie przelewa się krew, nigdy nie sieje się mrok, zawsze jest tak zabawnie pogodnie i na wszelki wypadek nieskomplikowanie (w sensie braku abstrakcyjności, nie intelektu) żeby opowiadanie nie było nieodpowiednie dla przeciętnego czytelnika Artemisa Fowla. A przy całej tej pogodności, słoneczności i uczciwości twoje teksty nawet nie obrażają inteligencji. Da się, co prawda, czasem przewidzieć rozwiązania, ale najczęściej, właśnie jak autorzy wszystkich kryminałów lub filmów o sporcie zostawiasz sobie jakąś "sprytną" furtkę, tak aby ostatecznie wyjść z twarzą, niczym iluzjonista, nawet jeśli nie oszałamiający niemożliwym, to czarujący wykorzystaniem lekkiego nagięcia reguł. Dodajesz do tego masę przyjacielskiego entuzjazmu, zerwanych więzi i całego tego cudownego, słodziutkiego szczęścia. Coś takiego chcą czytać ludzie. Czasem nawet ja ;/
Prorokuję ci świetlistą przyszłość, nie tylko w życiu prywatnym, ale też jako pisarzowi i to za życia. Po śmierci... Cóż, inna para kaloszy. Nie ma się tym co przejmować teraz. Zdążysz.

31 V 2013   15:52:04

Aaaaarhhhhh nie ma to jak pisać komentarze przed drugą w nocy, ale baboli ;,c.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.