Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Robak-Reczek
‹Czerwcowe›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Robak-Reczek
TytułCzerwcowe
OpisOd autorki: Urodziłam się w 13 sierpnia 1975r. Udało mi się już skończyć studia (Organizacja Produkcji Filmowej i Telewizyjnej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach). Pracuję od kilku lat - wcześniej przy produkcji filmów fabularnych, teraz w Wizji Sport. I nawet lubię swoją pracę... Piszę "od zawsze" i co się da - opowiadania, wiersze, scenariusze, porwałam się też na powieść. Nie wiem, co mogłabym napisać o swojej własnej twórczości. Mam nadzieję, że będzie to dla wszystkich czytelników interesująca lektura.
Gatunekgroza / horror

Czerwcowe

« 1 2 3 »
Dziecinne rysy jej twarzy szybko przeobraziły się, naznaczone przeżyciami, które nie mijają bez śladu. Była szczupła, zwinna i stawała się coraz piękniejsza. Miała powodzenie, choć otaczała ją zawsze jakby nieprzenikniona, szara zasłona. W oczach młodych mężczyzn dodawała jej ona osobliwego uroku... Tajemnicza Maria przyciągała spojrzenia. Dawano wiarę dokumentom: samotna dwudziestolatka, zapewne z traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa, skoro rodzice byli nieznani. Nie dziwiono się, że nie mówi o przeszłości.
Lata studiów mijały właściwym sobie rytmem, podzielone na sesje i letnie miesiące laby. Dla Marii był to czas ciężkiej pracy. Zdobywała sobie uznanie profesorów, na kolejnych egzaminach wypadała coraz lepiej.
Śmiała się bardzo rzadko. Uśmiechała się tylko od czasu do czasu, ale z widocznym wysiłkiem. Kochało się w niej kilku; odchodzili zawsze z niczym. Miała powodzenie, dobrą opinię i zdobyła w końcu pierwszą "prawdziwą" pracę.
Trwała przy tym w nieustającej czujności. Każdy poranek przynosił świadomość, że on istnieje. Że jest gdzieś blisko. Że żyje w niej samej. Każdy dzień był zwycięstwem nad tą świadomością, a każda noc przypomnieniem strasznych chwil z pewnego popołudnia.
Maria gotowa była do ucieczki w każdej chwili. Nie mogła znieść nawet myśli o spotkaniu. Wiedziała, ze on nie jest sam. Wypatrywała ich w tramwajach, na dworcach i salach wykładowych. Każde zwrócone na nią oczy mogły być oczami wroga. Za każdym zakrętem mogło czyhać niebezpieczeństwo. Maria była całkiem sama ze swoim strachem i przekonaniem, że on nigdy nie da za wygraną. Nie miała przeciw niemu żadnej broni. Jedynym ratunkiem była ucieczka.
Pewnego kwietniowego dnia Maria niespodziewanie się zakochała. Szła alejką parkową. Patrzała na drzewa okryte zieloną mgiełką świeżych liści. Uderzyła ją uroda wiosennego, słonecznego dnia. Hojność tego uroku, dostępnego dla wszystkich, trochę też ponad ludźmi. Natura obojętna była na fakt, że jej częścią jest też potworność i brzydota. Maria po raz pierwszy od bardzo dawna dała się ponieść wiosennej atmosferze. Zachłysnęła się nią. I w tym momencie rozluźnienia zabezpieczających ja zasłon, zobaczyła swoją miłość. Szedł w jej kierunku. Minęliby się być może. Ale przystanął zauroczony jej widokiem, a ona uśmiechnęła się do niego. Rzecz przesądziła się w tych kilku sekundach pierwszego ich spotkania.
Wstał czas słoneczny, piękny i czysty. Maria na chwilę zatraciła się w przeżywaniu, choć nie straciła smutku i powagi. Świadomie ogłuchła, na krótką chwilę szczęścia, na głos przywołujący ją do ostrożności. Ten jeden jedyny raz dała się ponieść. To była wielka, spełniona miłość. A zakończenie - takie właśnie - było wpisane w nią od początku: wieczorny chłód wchodził przez uchylone okna - pierwsza zapowiedź jesieni. Maria obudziła się z krótkiej drzemki. Ukochanego nie było obok niej. Uniosła się na łokciach i zaczęła nasłuchiwać odgłosów dochodzących z mieszkania. Usiłowała na ich podstawie zlokalizować swą miłość. Usłyszała szum wody w łazience. I coś jeszcze. Rozbudziła się momentalnie. Zwróciła twarz w stronę wejścia do pokoju.
Przedpokój był ciemnawy. Światło z łazienki rozrzedzało ciemność w różnorakie tony szarości. Maria stała się napięta i czujna. Nasłuchiwała całą sobą. Szarość przedpokoju była wypełniona czymś niepokojącym. Wiedziała czym, tylko w pierwszym momencie nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Wstała z łóżka, poprawiła ubranie i przez balkon zeskoczyła z parteru na ziemię. Serce waliło jej jak tego dnia, kiedy zaczęła się jej ucieczka. Było chłodno, ale ją rozpalało wewnętrzne gorąco. Nie podjęła żadnej świadomej decyzji, działała zgodnie ze swoją intuicją. Szybkim krokiem ruszyła w kierunku swojej stancji. Po drodze wróciła do stanu skupienia i uwagi. Odsunęła w głąb siebie uczucie do mężczyzny. Zepchnęła obudzoną na chwilę Annę (przybrane imię gniotło ją). Przestraszona Maria szła ulicami miasta.
Krótki okres szczęścia był już za nią. Przed nią kolejne zmiany. Przeżyte uczucie stanowiło źródło siły i pociechy na tygodnie przeprowadzki, zmiany uczelni, miasta, pracy. Nie myślała o tym, jak zostało przyjęte jej odejście, co myślał mężczyzna, który nie zastał jej w pokoju, kiedy wyszedł z łazienki. Wspomnienia, przeżycia skupiły się w niej, uformowały w twardy kamień szlachetny. Przechowywała go w sobie.
Mijały miesiące. Były chwile, kiedy nie odczuwała natarczywej obecności złowrogiej siły. Ale były też momenty, kiedy wiedziała, że minęła się z nią o krok, o drobny ułamek chwili. Wiedziała, że gdyby tylko chciał, gdyby się o to postarał, stanęliby naprzeciw siebie.
Czujność weszła jej w krew, ostrożność stała się naturą.
Zamieszkała w tym okresie z pewną znajomą dziewczyną. Koszty wynajmu mieszkania były mniejsze. Zresztą - lubiła pogodną i miłą Monikę. Dziewczyna nie pytała za wiele, nie dociekała dziwnych czasem zachowań Marii. Przyjmowała ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Starała się wprowadzić odrobinę rozrywki w wyciszone życie współlokatorki. Czasem wychodziły do knajp, na imprezy, do kina. Czasem jechały gdzieś poza miasto.
Kiedy obie obroniły prace magisterskie, wybrały się do miłego lokalu, by uczcić sukces piwem. Wchodząc do knajpki Maria poczuła na sobie czyjś wzrok, ale nie zdołała zlokalizować osoby, która jej się przyglądała. Zaniepokoiło ją nie tyle to, że ktoś się jej przygląda, ale to, że nie zobaczyła, kto to. Usiadła przy jednym ze stołów. Monika poszła po piwo do baru. Maria zapaliła papierosa. Niepokój narastał, podchodził do gardła. Broniła się przed nim, broniła się przed potrzebą ucieczki. Instynkt nakazywał jej opuścić przyjemne wnętrze knajpki. On był w pobliżu. Był na pewno, może nawet tu, w barze. Nie rozglądała się za bardzo.
Nagle wezbrała w niej wściekłość. Tu, w miejscu zapełnionym ludźmi nie mógł jej zagrozić. Niech więc przyjdzie, niech przed nią stanie. Nich spojrzy na nią. Obejrzała się tylko na drzwi - czy w razie czego droga ucieczki jest prosta.
Przyszła Monika z oszronionymi szklankami. Złociste zimne piwo i papieros - Maria rozkoszowała się nimi na równi z wypełniającą ją złością. Tym razem chciała stawić mu czoła.
Były w połowie pierwszego piwa, kiedy przysiedli się do nich znajomi. Było gwarno, wesoło i beztrosko. I tylko w Marii narastało napięcie, proporcjonalnie do poczucia zbliżania się nieuchronnego.
Najpierw poczuła na karku gorąco. "Już" - pomyślała.
Do ich stolika podeszły dwie osoby. Przywitane zostały z hałaśliwą radością przez sporą część towarzystwa. Maria została przedstawiona najpierw bardzo przystojnemu blondynowi. Wymienili uściski dłoni i uśmiechy. Następnie przyszła kolej na pięknego szatyna. Pierwszy wyciągnął do niej rękę.
Mocny uścisk brata wywołał falę gorąca, która uderzyła jej do głowy. Wytrzymała jego spojrzenie i komentarz:
- Maria to piękne, biblijne imię. Maria córka Anny.
Usiadł niedaleko siostry i przyłączył się do ogólnej rozmowy. Tak jak ona przyciągała spojrzenia panów, tak on przyciągał wzrok kobiet. Wyglądał wspaniale, ale Maria zastanawiała się, ile osób wyczuwa jego prawdziwą istotę. Uśmiech pozostał mu taki sam jak dawniej: złośliwy. Marię uderzyło ich podobieństwo. Mieli takie same gesty, pochylenia głowy, podobne rysy twarzy. Czy nikt inny nie widzi podobieństwa? Była napięta, ale nie przerażona. Pamiętała każdą chwilę tamtego czerwcowego popołudnia. Pamiętała każdy szczegół.
Wreszcie odwrócił się do niej. Patrzyli na siebie ponad kuflami, ponad papierosami żarzącymi się w dłoniach. Rodzeństwo.
Wiedziała, że on coś zrobi, że przyszedł tu z jakimś ukrytym zamiarem. Nie potrafiła zgadnąć, co się zdarzy, ale na pewno nie niosło to z sobą niczego dobrego.
Odwrócił głowę. Zaczął adorować Monikę. Coś tam pisali na karteczkach z notesu. Maria nie piła już piwa, bawiła się zapalniczką. Zastanawiała się nad więzami łączącymi ją z bratem. Zwarła się w sobie. Umysł pracował jasno, myśli stały się uporządkowane.
Monika wyszła do toalety. Wtedy on zwrócił się wprost do niej:
- Niepotrzebnie uciekasz - powiedział. Ktoś z obecnych zdziwił się tej wypowiedzi, ale uznał, że raczej się przesłyszał.
- Niepotrzebnie mnie prześladujesz - odpowiedziała. Znów ktoś uznał, że chyba źle zrozumiał, co mówią.
- Jesteśmy sobie najbliżsi - powiedział z kolei.
- Bardzo chciałabym móc nawet nie pamiętać o tobie - odrzekła.
Teraz już zaczęto przysłuchiwać się tej konwersacji. Chłodne zdania spływały kolejno z ust mężczyzny i jego siostry.
- Stało się i będzie trwać - stwierdził.
- Nie zgadzam się na to - odparła.
- To nie ma znaczenia. Tylko utrudnia twoje życie.
- Próbuję. Staram się - powiedziała.- To jedynie ma dla mnie sens.
Wtedy jakby uniósł się nad stołem. Stał się ogromny, potężny. Zgromadzeni w knajpie ludzie patrzyli w zdziwieniu pomieszanym ze strachem. On ogromniał. Zdawał się być samą siłą - niezwyciężoną. Zerwała się z krzesła i stanęła naprzeciw jego potęgi. Pochylił się do niej i wyciągnął rękę. Zdawało się wtedy, że chciała coś zrobić, odpowiedzieć na tę demonstrację czymś równie demonstracyjnie silnym. Jednak krzyknęła tylko i zaczęła wycofywać do wyjścia. Pobiegła do drzwi. Ścigał ją głos:
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz
— Anna Robak-Reczek

Bezpieczna przestrzeń
— Anna Robak-Reczek

Spotkanie
— Anna Robak-Reczek

Zaufanie
— Anna Robak-Reczek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.