Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Robak-Reczek
‹Czerwcowe›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Robak-Reczek
TytułCzerwcowe
OpisOd autorki: Urodziłam się w 13 sierpnia 1975r. Udało mi się już skończyć studia (Organizacja Produkcji Filmowej i Telewizyjnej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach). Pracuję od kilku lat - wcześniej przy produkcji filmów fabularnych, teraz w Wizji Sport. I nawet lubię swoją pracę... Piszę "od zawsze" i co się da - opowiadania, wiersze, scenariusze, porwałam się też na powieść. Nie wiem, co mogłabym napisać o swojej własnej twórczości. Mam nadzieję, że będzie to dla wszystkich czytelników interesująca lektura.
Gatunekgroza / horror

Czerwcowe

« 1 2 3
- Jesteśmy sobie najbliżsi. W końcu jesteśmy rodziną. Aniu.
Roztrzęsiona dopadła samochodu. Nie wiedziała nawet, że razem z nią wybiegła Monika. Razem wsiadły do pojazdu. Samochód ostro ruszył z miejsca.
- Widziałam - powiedziała Monika. Była znacznie mniej przestraszona, niż można by się spodziewać. - Wiem, gdzie musimy się udać.
Maria rzuciła swej towarzyszce tylko jedno uważne spojrzenie. Zachowanie Moniki przyjęła jako kolejną odsłonę innej strony rzeczywistości.
- Prowadź - poprosiła. Coś ją niepokoiło, męczyło. Zastanowiła się chwilę.
- Masz coś od niego? - zapytała Monikę.
Monika przeszukała kieszenie. Znalazła karteczkę z napisanym numerem telefonu. Spojrzała pytająco na Marię.
- Wyrzuć - poleciła Maria, ledwie rzucając okiem na papier.
Karteczka wylądowała za oknem.
Monika rzucała krótkie informacje, jak jechać. Poza tym nie rozmawiały.
Kolejna ucieczka. Czy raczej, kolejny etap nieustającej ucieczki. Dotarły do niewielkiego domku. Przyjął je mężczyzna w średnim wieku, którego Monika przedstawiła jako pana Piotra. Kiedy spojrzał na Marię ta poczuła, jakby nosiła wypalone znamię, jakby czerwone plamy słońca z tamtego popołudnia zostawiły na jej twarzy blask. Miała wrażenie, że ten człowiek wyczytał z niej historię tamtej chwili.
Pan Piotr mówił niewiele. Wysłuchał opowieści Moniki o wydarzeniu w knajpie. Potem zaprowadził Marię do niewielkiego biureczka. Wyjął z jednej z szuflad pierścionek, czy raczej prostą obrączkę ze srebra ozdobioną wzorami.
- Jak mu na imię? - zapytał.
Maria wypowiedziała to imię, które choć mówiła w dzieciństwie co dnia, teraz parzyło ją w wargi. Pan Piotr zniknął za drzwiami, usadowiwszy uprzednio obie kobiety w fotelach.
- Poszedł do pracowni - wyjaśniła Monika.
Maria dobrze czuła się w tym domu. Fala paniki odpłynęła już od niej. Czuła się dziwnie bezpieczna. Jej spokój powiększał się z każdą minutą pobytu w tym miejscu. Nie zwracała uwagi na mijający czas. Monika nie pytała o nic. Pan Piotr przyniósł w końcu obrączkę. Na wewnętrznej stronie był świeżo wygrawerowany ciąg znaków. Przypuszczała, że to imię.
- Niech pani tego nie zdejmuje - powiedział. - Dzięki temu wokół pani jest bezpieczny teren, na odległość około metra. Śmiało - dodał, widząc jej wahanie.
Włożyła więc obrączkę. Nie odczuła niczego niezwykłego. Monika podeszła do nich. Widziały się wtedy po raz ostatni. Pan Piotr odprowadził Marię do drzwi.
- Niech pani to nosi tak długo, jak to konieczne.
- Dziękuję panu.
- Jeśli tylko może to pani pomóc - powiedział patrząc jej w oczy.
Opuściła wzrok. Drzwi zamknęły się za nią cichutko.
Mijały kolejne miesiące i lata w zmienianych mieszkaniach i miastach. Wciąż czuła obcą obecność, wciąż świat pełen był wrogiej siły. Starała się żyć jakby nigdy nic, jak każdy człowiek. Temu podporządkowała swoją działalność. Miała niewielu znajomych, ale od czasu do czasu spotykała się z kimś przez kilka miesięcy.
Żyła w rytmie nowych miejsc i zajęć. Podróżowała po świecie. Z jednej z takich podróży przywiozła sobie nowe nazwisko. Jedna Maria uznana została za zaginioną. Przyjechała druga Maria, z troszkę innym życiorysem. Obrączka od pana Piotra dodawała jej pewności przynajmniej nie groził jej kontakt fizyczny.
Spotkała go znów. Odsunięty na odległość metra mówił do niej. Widziała wykrzywione usta. Rysy twarzy ułożone w złośliwy grymas. Wciąż był groźny. Niósł ze sobą martwotę popołudniowego upału.
- To niepotrzebne - mówił - to niepotrzebne. To niczego nie zmienia.
Krążył wokół niej. A ona głuchła na to, co chciał jej powiedzieć.
Starała się nie myśleć o Beni, o małej siostrzyczce, o tym, co stało się z dziewczynką. Nie myślała też o matce (ojciec zmarł, gdy urodziła się Benia). Nie wspominała dzieciństwa, stron rodzinnych. Żyła chwilą teraźniejszą, którą określała inna chwila w przeszłości.
W kolejnym mieście, w kolejnej firmie poznała pewnego starszego pana. Był miły, ciepły. Opiekował się Marią na swój sposób. Czasem z wielkim uczuciem opowiadał o swojej żonie. Chodzili razem na papierosa, na przerwy obiadowe. Niekiedy po prostu milczeli sobie spokojnie. Kiedyś obejrzał uważnie pierścionek Marii. Powiedział, że ładna, oryginalna biżuteria. Marii wydawało się jednak, że rozpoznał znaczenie znaków, że znał jego właściwości. Ale nie mówili ze sobą na ten temat.
Przyszedł czas, że Maria poczuła się zmęczona. Męczyły ją kolejne wiosny. Męczyło ją widmo brata, jego nieustanna obecność w jej życiu. Była znużona. W tym czasie została zaproszona do domu pana Jana i jego żony Berty.
Dom był ładny, schludny i przytulny. Pan Jan powiedział, że jego żona źle się poczuła i drzemie w swoim pokoju. Ale że bardzo chciałaby zobaczyć Marię, więc sprawdzą potem, czy już się obudziła. Pan domu podał kawę i ciasto. Ciasto przykuło uwagę Marii. Przeczucie, które miała od jakiegoś czasu, zmieniło się w pewność.
- Berta to skrót od jakiego imienia? - zapytała.
- Od Bernardetty - odpowiedział spokojnie, mimo że pytanie nie było związane z tematem prowadzonej rozmowy.
- Czy mogę odwiedzić pana żonę? - spytała.
Skinął głową. Wstał z fotela i poprowadził ją w kierunku wyjścia z pokoju. Przystanął, aby przepuścić ją przodem. Ale Maria zatrzymała się, wiedziona niewytłumaczalnym impulsem. Stanęła przy komódce i nie patrząc na dłonie zdjęła z palca obrączkę. Trzasnęła cichutko odkładana na błyszczący blat.
Pokonali schody, korytarzyk. Zatrzymali się przy drzwiach z jasnego drewna. Zapukał. Z wnętrza dobiegło niegłośne "proszę".
- Masz gościa, kochanie - zapowiedział Marię otwierając drzwi.
Maria weszła do pokoju. Pan Jan wycofał się dyskretnie. Na łóżku leżała starsza, siwa pani. Wypielęgnowane dłonie miała ułożone na kocu, którym była przykryta. Była zwrócona w stronę wchodzącej. Kobiety patrzyły na siebie. W tym spokojnym pokoju napięcie pomiędzy nimi zdawało się mieć materialną formę. Ta, która była wciąż piękna i młoda patrzała na tę, którą już była blisko końca życia. Starsza kobieta bardziej niż cokolwiek innego na świecie była świadectwem, że życie Marii jest nieustającą próbą przemienienia nieodwracalnego. Oszukiwanie nie miało sensu. Młodsza z sióstr była stara. Starsza z sióstr wciąż miała urodę i młodość niezmienione od lat, za sprawą tej siły niedobrej, która skaziła ją dawno temu. Nie można było temu zaprzeczyć, ani tego odwrócić.
- Aniu - kobieta leżąca na łóżku, przywołała swego gościa imieniem, które było jak z innego świata. Trzeba było przyjąć.
Podeszła więc do łóżka. Przysiadła na jego brzegu.
- Dlaczego? - zapytała Benię. W tym pytaniu zawarta była cała jej niezgoda na takie życie. Pytanie kryło ból jej sytuacji i strach przed przyjęciem rzeczywistości, którą trzeba akceptować pomimo jej potworności.
Pociętą zmarszczkami twarz rozpogodził uśmiech.
- Moje biedactwo - powiedziała ze współczuciem Benia.
- Jak tobie się udało? Jak żyłaś? - zapytała Anna swoją siostrę.
Benia przymknęła powieki.
- Wtedy... - zaczęła, ale urwała, jakby zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co czuła jako pięciolatka.
Annę zalało wspomnienie, z najdrobniejszymi szczegółami: gorącą skórą brata, silnym uścisku szczupłych ramion. Suche usta na szyi. Suche usta i palący język, który wypalał jej skórę. Miała wtedy otwarte cały czas oczy. Widziała małą Benię podnoszącą się z poduszki, kurz opadający w smudze światła, czerwony poblask na meblach. Pamiętała łzy, które spływały po policzkach. Słyszała, jak on mówił do niej uspokajająco: już dobrze, spokojnie. Będzie pięknie, zobaczysz. Wysunęła się wtedy z jego objęć i poszła do łazienki. Nie spojrzała w lustro, napiła się zimnej wody. A potem wyszła z łazienki, z mieszkania i zaczęła biec. Już w tym momencie wiedziała dokąd biegnie i co chce zrobić.
- Wtedy - głos Beni przywołał ją do teraźniejszości - wtedy nic się ze mną nie stało. Może byłam za mała? Nigdy nie zapomniałam tego, ani jednego szczegółu. Ty uciekłaś, a on nigdy nie próbował ponownie. Nie mam pojęcia, dlaczego. Mama bardzo przeżyła twoje zniknięcie. Ale ja wiedziałam, że żyjesz. On nigdy nie zrobił nic mamie, a ona nie dowiedziała się prawdy. Wyprowadził się w końcu i czasem tylko nas odwiedzał. Mama umarła, kiedy ja już byłam mężatką.
- Przychodził do ciebie? - spytała Anna.
- Przecież to mój brat - usłyszała spokojną odpowiedź.
- A Jan?
- Wiedział. O tobie także. Zresztą, jesteście prawie identyczni.
- Wiem. Wciąż mnie prześladuje - powiedziała Anna.
- To także twój brat. Nie powinnaś go odrzucać - Benia mówiła cicho i spokojnie. Wzięła dłonie Anny w swoje.
- Musiałaś wtedy uciec, rozumiem - mówiła do siostry. - Ale nie możesz uciekać cały czas.
Anna grzała się w cieple swojej siostry. Łagodny dźwięk głosu, spokojne słowa zapadały w nią. Wiedziała już, że skończyło się oszukiwanie siebie. Anna i Benia żyły w tej samej przestrzeni świata, ale na różnych prawach. Reguły rządzące nimi były inne. Anna już była bliska przekroczenia granicy, w której zacznie żyć w pełni. Inaczej, ale zgodnie z tym, czym była. Jej życie nie było wieczne, ale rozłożone na znacznie dłuższy czas. Rozpaczliwa była jej walka o życie. Jak zwykłemu człowiekowi sprawiała cierpienie. Tylko poprzez przyjęcie swej istoty mogła stać się spokojna. Może nawet szczęśliwa. Ta siła była niedobra i złośliwa, ale Anna była jej częścią.
- Zdjęłaś obrączkę - zauważyła Benia.
- Kiedy szłam tu do ciebie na górę.
- Zostaw ją już u mnie.
- Tak zrobię.
Mówiły o różnych momentach swojego życia. Wieczór stał się nocą. Ktoś zapukał do drzwi. Zanim Jan wprowadził gościa, Anna wiedziała, kto to będzie.
- Witaj, Łukaszu - Benia przywitała swego pięknego, młodego brata.
Anna także odwróciła się w jego stronę. Ostatni raz obdarzyła go spojrzeniem pełnym nienawiści. Głównym rysem jego twarzy pozostała złośliwość. Cała jego postać wyrażała świadomość mocy, jaką dysponował.
- Stało się, Aniu - powiedział podchodząc do swoich sióstr.
Anna ostatni raz wzdrygnęła się, gdy przekroczył odległość jednego metra. Ostatni raz skrzywiła się, gdy dotknął jej ramienia.
Ucałował dłonie obu kobiet. Anna wiedziała już, że nie ma sensu pytać go o przyczynę. Nie ma sensu oskarżać. Stało się, dawno, dawno temu.
koniec
« 1 2 3
1 maja 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wędrowny Teatr Lalek Jeremium Patajasz
— Anna Robak-Reczek

Bezpieczna przestrzeń
— Anna Robak-Reczek

Spotkanie
— Anna Robak-Reczek

Zaufanie
— Anna Robak-Reczek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.