Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Iwona Kowalczyk
‹Leszczynowa Panna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorIwona Kowalczyk
TytułLeszczynowa Panna
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1965 r. w Łodzi, jestem absolwentką łódzkiego kulturoznawstwa, dość wcześnie nabawiłam się nałogu czytania (w tym również fantastyki i fantasy). Zawodowo zajmuję się nauczaniem języka angielskiego. Od pewnego czasu dla własnej przyjemności oraz uciechy przyjaciół pisuję rozmaite opowieści z wymyślonego świata, głównie z królestwa Kernnu. Oto trzecie – po „Niebieskich paciorkach” oraz „Duchu niedźwiedzia” – moje opowiadanie w Esensji.
Gatunekfantasy, kryminał

Leszczynowa Panna

1 2 3 10 »
– Mówiłem wam, że taki amulet nie jest zbyt trwały. W tym wypadku wytrzymał dość, by nie podziałało na was pierwsze zaklęcie, a może i drugie, skoro w ogóle zdołaliście zauważyć, że dzieje się coś niezwykłego, a nawet wyjść za nimi z karczmy. Potem solny kryształ się rozpadł i niewiele mogliście już zrobić.

Iwona Kowalczyk

Leszczynowa Panna

– Mówiłem wam, że taki amulet nie jest zbyt trwały. W tym wypadku wytrzymał dość, by nie podziałało na was pierwsze zaklęcie, a może i drugie, skoro w ogóle zdołaliście zauważyć, że dzieje się coś niezwykłego, a nawet wyjść za nimi z karczmy. Potem solny kryształ się rozpadł i niewiele mogliście już zrobić.

Iwona Kowalczyk
‹Leszczynowa Panna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorIwona Kowalczyk
TytułLeszczynowa Panna
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1965 r. w Łodzi, jestem absolwentką łódzkiego kulturoznawstwa, dość wcześnie nabawiłam się nałogu czytania (w tym również fantastyki i fantasy). Zawodowo zajmuję się nauczaniem języka angielskiego. Od pewnego czasu dla własnej przyjemności oraz uciechy przyjaciół pisuję rozmaite opowieści z wymyślonego świata, głównie z królestwa Kernnu. Oto trzecie – po „Niebieskich paciorkach” oraz „Duchu niedźwiedzia” – moje opowiadanie w Esensji.
Gatunekfantasy, kryminał
1.
Uchylił się przed opadającym ostrzem, spróbował cięcia przez bark na sposób zwany merocką ripostą i nie dał wytrącić się z rytmu błyskawiczną paradą. Natychmiast zaatakował wzdłuż linii ciała, mając nadzieję, że zmyli tym przeciwnika. Nic z tego. Tamten znał wszystkie sztuczki. Ani razu się nie odsłonił i widać było, że sam tylko wyczekuje okazji. Kedrin w ostatniej chwili zdołał zatrzymać proste z pozoru pchnięcie, którego w ogóle się nie spodziewał, zrobił krok w tył, osłaniając się klingą. Gdyby tylko zyskał moment wytchnienia…
Nie miał go, a kiedy spojrzał w nieruchome oblicze mężczyzny, który przez cały czas nieustępliwie na niego nacierał, doznał nagłego ukłucia paniki. Machnął mieczem z czystego odruchu, od razu świadom, że właśnie popełnił niewybaczalny błąd, wystawiając się na cios, którego żadną miarą już się nie dało sparować. Mógł tylko bezradnie patrzeć, jak jego broń odlatuje po łuku, gdy zdrętwiałe palce mimowolnie wypuściły rękojeść.
Pan Ean opuścił klingę, po czym ukłonił się grzecznie.
– Dobra walka. Dziękuję.
Kedrin, zdyszany, kiwnął jedynie głową. Czuł rwący ból w całym ramieniu, mimo że wzmocniony stalą karwasz spełnił swoje zadanie i miecz o specjalnie stępionym ostrzu zostawił na nim tylko lekkie wgniecenie. W końcu zdołał wykrztusić kilka uprzejmych słów, a potem patrzył, jak Saldarczyk odchodzi, nie po raz pierwszy zastanawiając się, czemu woli bywać tu, nie zaś na placu ćwiczeń królewskiej Lwiej Gwardii. Gwardia Książęca, służąca następcy tronu i nieco zaniedbana od czasu koronacji króla Thorkila, cieszyła się o wiele mniejszym prestiżem, a wysoko urodzeni panowie ze dworu raczej nie odwiedzali jej koszar.
Kedrin przywołał do pomocy jednego z żołnierzy, którzy przerwali własne ćwiczenia, by przyglądać się starciu. Po odpięciu pasków przytrzymujących karwasz okazało się, że na przedramieniu pozostała mu szeroka czerwona pręga, podchodząca już opuchlizną. Nic poważnego, chociaż łatwo było przewidzieć, że przez kilka dni będzie odczuwał skutki dzisiejszego spotkania.
– Całkiem ładnie żeście go przetrzymali – powiedział żołnierz kiwając z uznaniem głową. – Nawet dłużej niż pan kapitan ostatnim razem.
Kedrin nie odpowiedział, a zakłopotany żołnierz umknął spojrzeniem. Od śmierci kapitana Jagila minęło niewiele czasu, a że był on powszechnie lubiany, jego podkomendni nadal odczuwali żal z powodu tej straty. Kedrin, który przynajmniej po części zawdzięczał mu własny awans i miał go za przyjaciela, tym bardziej.
Nie powinno było do tego dojść – pomyślał. – Kapitan Gwardii nie powinien potykać się nie wiadomo z kim, nocą, w królewskich ogrodach.
I nie powinni go potem znaleźć tak, jak znaleźli – zesztywniałe już ciało na zrujnowanej rabacie. Ten, kto zabrał jego broń i sakiewkę, nie pofatygował się, by zamknąć mu oczy. Taka śmierć z pewnością nie przysparzała nikomu chwały, tym bardziej, że pojedynki były surowo zakazane w obrębie murów stolicy. Dlaczego więc Jagil zdecydował się złamać prawo i kim był jego przeciwnik? Na razie pozostawało to tajemnicą, choć sam królewicz Thened wyznaczył sutą nagrodę za wskazanie zabójcy.
Oczywiście, pojawiło się mnóstwo plotek, tym bardziej przykrych, że zmarły pozostawił żonę, od niedawna ciężarną i teraz pogrążoną w zrozumiałej rozpaczy. Kedrin, który czuł się w obowiązku odwiedzać wdowę, z ulgą przyjął wiadomość o jej planowanym rychło wyjeździe na wieś, do krewnych. Dzięki temu, nawet jeśli istotnie miałoby się w końcu okazać, że Jagil zginął walcząc o względy innej kobiety, ona nie musiałaby się o tym dowiedzieć. A już na pewno nie powinna nic słyszeć o owym wianku z leszczyny, który ponoć znaleziono na piersi zmarłego. Kedrin powtarzał sobie, że to jedynie wymysł, albo podczas walki jakaś przypadkowa gałązka spadła na ziemię, a ludzka wyobraźnia dodała resztę, niemniej ów szczegół wciąż budził w nim nieokreślony niepokój.
Zdjął z siebie resztę niepotrzebnego już pojedynkowego rynsztunku, odprawił zbrojnego i przeszedł na drugą część placu, gdzie pół tuzina innych atakowało słomiane kukły długimi pikami. W zimnym powietrzu nad ich ciałami unosiły się kłęby pary. Nie mógł nie zauważyć, że niektórzy nie radzą sobie zbyt dobrze, ale uznał, że strofowanie ich teraz mogłoby raczej zaszkodzić nauce. Z czasem nabiorą wprawy.
Obserwując ich, wrócił myślami do pojedynku, który przed chwilą sam stoczył. Fakt, że go przegrał, nie zadrasnął ambicji Kedrina, bo o umiejętnościach Saldarczyków od dawna krążyły legendy. Co prawda, jeśli idzie o pana Eana, to on sam raczej słabo kojarzył się z tymi opowieściami, prowadząc na co dzień tak spokojny żywot, jak to tylko było możliwe na cesseldarskim dworze. Wieści z pałacowych korytarzy zawsze w końcu przenikały również do koszar, dlatego Kedrin wiedział, jaką opinią cieszy się tam jego niedawny przeciwnik. Mówiono na przykład, że został przysłany do miasta, ponieważ jakaś dawna kontuzja w znacznym stopniu odebrała mu zdrowie, uniemożliwiając tym samym zwyczajną służbę. Po dzisiejszym dniu Kedrin szczerze powątpiewał, by była to prawda. Przyszło mu na myśl, że tak naprawdę chyba nikt nie wie, co pan Ean robi w stolicy. Pilnuje, żeby w pobliżu nie zalągł się jakiś wrogi czarodziej? Dość wątpliwe, skoro nad bezpieczeństwem królewskiej rodziny stale czuwał mistrz Cyned, który po wielokroć dowiódł swoich umiejętności, ostatnio zeszłej jesieni, gdy z dnia na dzień wygnał z miasta zarazę przywleczoną przez jedną z kupieckich karawan. W dodatku Saldarczyk i czarodziej, miast rywalizować ze sobą, żyli w przyjaźni, poniekąd dzieląc te same upodobania. Pan Ean również znany był z wielkiej miłości do ksiąg oraz z tego, że prędzej da się zaprosić na przedstawienie poważnej maski niż na łowy albo na huczną dworską zabawę. Podobno bywał również w Grath, podmiejskim sanktuarium Bogini, gdzie z upodobaniem przysłuchiwał się kapłańskim dysputom. Przez to wszystko niektórzy mieli go za dziwaka, a poza tym raczej za uczonego, niźli człowieka czynu.
Gdyby go tylko widzieli na placu – pomyślał Kedrin. – Prędko zmieniliby zdanie.
• • •
Para żonglerów wędrowała pomiędzy stołami, przez cały czas zręcznie przerzucając do siebie z pół tuzina drewnianych kul pomalowanych w jaskrawe kolory. Niektórzy goście uchylali się odruchowo, kiedy te niezbyt groźne pociski przelatywały wprost nad ich głowami, a potem śmiali się z własnego krótkotrwałego przestrachu i zachęcali artystów do dalszych popisów. Chłopiec, na oko dwunastoletni, posuwał się za nimi krok w krok, potrząsając glinianą misą, w której brzęczały groszaki.
Kedrin nie bardzo zważał na to wszystko, więc kiedy naczynie nagle znalazło się prawie pod jego nosem, odruchowo sięgnął do sakiewki i nie patrząc rzucił monetę, jak się okazało srebrną półsztukę. Wyrostek, nim przeszedł dalej, skłonił się przed nim wytwornie, a Kedrin zaklął pod nosem, myśląc, że i tak miał szczęście, bo w tym stanie ducha równie łatwo mógłby pozbyć się złota. Jakby żyjąc z samego żołdu miał go w nadmiarze. Ale to nie stan jego kiesy sprawiał, że przez ostatnie dni chodził roztargniony i zły.
– Witajcie, poruczniku. Napijecie się ze mną?
Kedrin, nie będąc w nastroju do rozmów, najchętniej odburknąłby cokolwiek na odczepnego, ale w porę się zmitygował. Z pewnością nie pomógłby swojej karierze, lekkomyślnie obrażając królewskich dworzan, czy wręcz królewskich doradców, bo i do tego tytułu pan Ean łatwo mógł sobie rościć pretensje. Zaprosił go więc do stołu udając radość z niespodziewanego spotkania. Może i nie do końca mu się udało, ale Saldarczyk najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi. Wołał już posługacza, coś mu klarował przez chwilę, a potem na stole pojawił się kamionkowy dzban z pieczęcią, na widok której Kedrin wytrzeszczył oczy. Wina z Trifu uchodziły za najprzedniejsze w Królestwie, a w dodatku to, tak zwane zimowe, stanowiło prawdziwy rarytas. W ogóle nie przypuszczałby, że tutejszy oberżysta ma je w swoich zapasach.
– Miałem z waszego powodu wyrzuty sumienia – powiedział pan Ean rozlewając trunek do kielichów – ale widzę, że już bez kłopotów władacie ręką.
– Dzięki wam za troskę – mruknął Kedrin niezbyt zadowolony, że mu się przypomina tamto zdarzenie. – Nic sobie nie macie do zarzucenia, to ja powinienem był się lepiej pilnować.
– I tak żeście robili, aż coś wam niespodziewanie przyszło do głowy i przestaliście uważać. Bywa. No, wasze zdrowie.
Kedrin podziękował, wypili. Wino okazało się tak dobre, jak jego reputacja, więc nastrój porucznika trochę się poprawił.
– A tak z ciekawości, o czym wtedy pomyśleliście? – zapytał Saldarczyk.
1 2 3 10 »

Komentarze

01 XI 2012   10:48:22

Dobrze się czyta. Trochę mi żal,że nie wiem ,czemu to rodzeństwo morduje, ale klimat, napięcie, postacie świetne.

07 XI 2012   18:09:57

Ale fajne! Pani Iwono, jest czego gratulować, zbudowała pani świat całkiem interesujący (znam wcześniejsze opowiadania)i z radością stwierdzam, ,że jakoś wcale się nie nudzę przy kolejnej wycieczce do Kernu. Myślała pani o książce?

29 XI 2012   16:48:18

Fajnie się czyta i to opowiadanie i poprzednie. Czekam na następne.
P.S Gdybym ja była w Kernie i spotkała Saldarczyka to bym uciekała gdzie pieprz rośnie - "spotkasz Saldarczyka spodziewaj się kłopotów" :)

06 XII 2012   14:05:06

@maciejka
"Gdybym ja była w Kernie i spotkała Saldarczyka to bym uciekała gdzie pieprz rośnie - "spotkasz Saldarczyka spodziewaj się kłopotów" :)
"

Dobre! :D

08 XII 2012   12:16:28

A gdybyś była w Kernnie i miała kłopoty? :)

17 XII 2012   13:25:14

Pani Iwono. A może jakieś opowiadanie o historii Saldarczyków.

@Riyall
Saldarczyk na kłopoty pożądany, ale lepiej nie szukać i jednego i drugiego.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Owieczki
— Iwona Kowalczyk

Mam na imię Ceyall
— Iwona Kowalczyk

Duch niedźwiedzia
— Iwona Kowalczyk

Niebieskie paciorki
— Iwona Kowalczyk

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.