Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Radomir Darmiła
‹Struny umarłych›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRadomir Darmiła
TytułStruny umarłych
OpisRadomir Darmiła to pseudonim z każdym rokiem bliższego czterdziestki pracownika jednej z wyższych uczelni w Poznaniu. Żonaty, z dwójką dzieci. Autor „Zabójcy przedsmoków” (QFant 19,04/2013) oraz „Sprawiedliwości grabarza” (wyróżnienie w konkursie Pigmalion Fantastyki 2013).
Gatunekgroza / horror

Struny umarłych

« 1 2 3 4 6 »

Radomir Darmiła

Struny umarłych

Kiedy kogoś spotkam, skąd będę wiedział, czy to człowiek, czy struna? To samo pytanie zadał Rainerowi. Tamten uśmiechnął się wówczas niewesoło, samymi ustami.
– To proste. Będzie wszystkim, czego pragniesz. Wszystkim, czego chcesz. Są takie sny, które wypierasz na najdalsze dno świadomości. Najciemniejsze marzenia, których istnieniu chciałbyś zaprzeczyć. Takie, do których nie przyznajesz się nikomu – nawet samemu sobie. Masz w sobie coś z homoseksualisty? Struna stanie przed tobą jako muskularny, nagi mężczyzna. Jesteś sadystą? Zjawi się i poda ci siekierę, żebyś mógł ją porąbać na kawałki.
Paweł spojrzał znowu za siebie – struny już nie było widać. Zawahał się. Zamknął oczy, tylko na chwilę, i nagle uświadomił sobie, że boi się je znowu otworzyć. Maszerował dalej spokojnym, równym krokiem, chociaż coraz więcej wysiłku sprawiało mu powstrzymanie się od biegu. Ziemia była oprószona szarą, suchą trawą, chrzęszczącą nieprzyjemnie pod nogami. Rainer uprzedzał go, że tak będzie.
– To będzie tak, jakbyś szedł przez ciemny korytarz, pełen ciężkich, zakurzonych kurtyn. Jakbyś wędrował po kartach czarno-białego albumu. Nie bój się wtedy. To minie. Nic ci się nie może stać. Jesteś martwy. Jesteś samą myślą, niczym więcej. Nie musisz nawet oddychać, rozumiesz? Cokolwiek zobaczysz, cokolwiek poczujesz, to będą tylko majaki, tworzone przez twój własny umysł.
Podniósł wzrok. Niebo, zasnute brudnymi chmurami, pod jego spojrzeniem powoli zaczęło nasiąkać wyblakłym błękitem. Ten widok był nie do zniesienia.
Paweł krzyknął i zaczął biec, gnany własnym panicznym strachem.
• • •
Na wzgórzu stał samotny drewniany dom. Paweł chwiał się na miękkich nogach, nie mogąc podjąć decyzji, co robić dalej. Patrzył na dom, dom odwdzięczał się pustym, beznamiętnym spojrzeniem.
– Nie wyglądasz jak realizacja moich najbardziej mrocznych marzeń – powiedział Paweł. Czekał na odpowiedź, ale dom milczał. – Chyba mnie nie pożresz, co?
Wszedł na werandę po skrzypiących schodach. Drzwi były otwarte; mimo to zawahał się i zapukał. Nie doczekał się odpowiedzi. Zebrał się w sobie i wszedł.
W środku, w niedużej izbie, przy stole siedziały trzy osoby: dwoje dorosłych – mężczyzna i kobieta – oraz młoda dziewczynka, nie mogąca mieć więcej niż dwanaście, trzynaście lat. Mężczyzna był muskularny, czarnoskóry, wysoki; za jego plecami Paweł dostrzegł czarne, jakby okopcone drzwi. Obok niego siedziała biała kobieta, bardzo blada, o kruczoczarnych włosach. Była nienaturalnie piękna, piękna tą podrasowaną, podretuszowaną urodą modelek z kolorowych magazynów. Dziewczynka musiała być córką tej pary – chociaż nie wyglądała na mulatkę. Cała trójka spokojnie obserwowała Pawła, nie odzywając się ani słowem.
– Jestem Paweł Serbin – powiedział ochrypłym głosem. Wyprostował się, zdjął z ramienia worek podróżny i niemal podskoczył, gdy worek stuknął o podłogę. – Szukam… Szukam… – umilkł, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Nieruchome spojrzenia siedzących niepokoiły go.
Kobieta uśmiechnęła się do niego pełnymi, krwistoczerwonymi wargami. Wstała i podeszła, kołysząc biodrami. Paweł odruchowo cofnął się, za plecami poczuł ścianę. Próbował gorączkowo namacać za sobą drzwi, zarazem bojąc się odwrócić, bojąc się choćby na chwilę spuścić kobietę z oczu.
– Chciałbym tylko… chciałbym odpocząć trochę, zanim ruszę w dalszą drogę – wychrypiał. – I może… napić się czegoś.
– Ależ oczywiście – odezwała się kobieta, miłym ciepłym głosem. – Proszę pójść do pokoju. Odpocznie pan przed dalszą drogą. Córka przyniesie panu coś do picia.
Paweł odepchnął się od ściany i ruszył na miękkich nogach w kierunku drzwi, znajdujących się za plecami siedzącego przy stole mężczyzny. Tamten jednak wstał, tarasując przejście swoim wielkim cielskiem, i bez słowa wskazał ręką przeciwległą ścianę. Dopiero wtedy Paweł zauważył, że tam też jest przejście, przyjaźnie otwarte na długi, jasny korytarz. Powinien je dostrzec wcześniej. Na końcu korytarza znajdowały się kolejne drzwi, a za nimi wielkie, przestronne pomieszczenie. Dom musiał być większy, niż mu się wydawało. Na środku pokoju rozkraczało się gigantyczne, staroświeckie łóżko. Rzucił na nie swój worek podróżny i usiadł.
Na ścianach wisiały lustra – widział w nich siebie samego, stojącego w pokoju i rozglądającego się wokół. Było w nich coś niepokojącego, drażniącego. Podszedł do nich, zastanawiając się, co jest z nimi nie tak. Postaw naprzeciw siebie dwa lustra, co w nich zobaczysz? Będą wzajemnie odbijać swoje własne obrazy, tysiąc – milion – miliard razy, w nieskończoność. Tutaj każde lustro odbijało się tylko raz. Ich odbicia ziały pustką, niczym deski pokryte aluminiową folią. Cofnął się o krok i wzdrygnął się gwałtownie. Obok niego stała dziewczynka.
– To jest moja sypialnia – powiedziała. Tak musiało rzeczywiście być, pokój wyglądał jak sypialnia dziecka, chociaż wcześniej Paweł nie dostrzegł różowego misia na łóżku i kołdry pokrytej obrazkami wesołych zwierzątek. Ona zbliżyła się do niego powoli, z rozmarzonym wyrazem twarzy.
– Proszę nie robić mi krzywdy. – Oblizała zmysłowo wargi i położyła mu rękę na ramieniu.
Paweł odskoczył jak oparzony. Dziewczynka uśmiechnęła się, nie spuszczając z niego przymrużonych oczu.
– Zawsze marzyłam o kimś takim, jak ty – wymruczała. Jej ręce powędrowały ku niewielkim piersiom, pieszcząc kształty ledwie zarysowane pod koszulą. – Proszę nie robić mi krzywdy…
Wszystkie twoje najgłębiej skryte pragnienia, mówił mu Rainer. Sny, które wypierasz na najdalsze dno świadomości. Najciemniejsze marzenia, których istnieniu chciałbyś zaprzeczyć. Dziewczynka powoli rozpięła sukienkę. Podeszła do niego, przymknęła oczy.
– Nie – powiedział Paweł. – Ja nie jestem taki.
Odepchnął ją od siebie. Dziewczynka zatoczyła się i upadła na podłogę, i leżała tam, tak samo uśmiechnięta i rozmarzona, rozchylając zapraszająco nogi. Paweł rzucił się ku drzwiom, zdecydowany uciec z tego domu, i cofnął się gwałtowanie, omal się nie przewracając: w przejściu stała ta kobieta o czarnych włosach.
– Zawsze marzyłam o kimś takim, jak ty – powiedziała.
– Proszę mnie natychmiast wypuścić.
– Oczywiście, ale najpierw odpocznij trochę. Przecież chcesz odpocząć, prawda?
Paweł próbował przecisnąć się obok niej, lecz ona złapała go za ramię. Drugą ręką zaczęła rozpinać mu guziki koszuli. Chciał ją odepchnąć, nie mógł. Jej dłonie ruszyły w stronę jego krocza.
– Naszyjnik – powiedział ochrypłym głosem. Dłonie kobiety zatrzymały się. – Nie możesz mi nic zrobić. Mam naszyjnik Rainera.
Kobieta roześmiała się, pewna siebie, ponętna.
– Nieprawda. Ten naszyjnik nie działa. Wyrzuć go.
– Nie.
– Ten naszyjnik nie istnieje. Rainer cię okłamał. Jak coś, co nie istnieje, może działać?
– Nie!
– Wyrzuć go!
Paweł chciał wyrwać się z jej objęć, ale ona nie chciała go puścić. Czepiała się jego koszuli, spodni; uderzył ją w twarz. Krzyknęła i wtedy obok niej wyrósł spod ziemi czarnoskóry mężczyzna. Paweł uchylił się przed ciosem tamtego, uderzył, trafił w szczękę, poprawił, czarnoskóry upadł. Paweł skoczył nad nim do wyjścia, nie dał rady – tamten złapał go za nogi i po chwili tarzali się po podłodze, okładając się pięściami. Czarnoskóry rozerwał mu koszulę i szarpnął za wiszący mu na szyi, płonący krwistą czerwienią kamień.

Pokój staje w ogniu.
Czarnoskóry wije się w konwulsjach po ziemi. Jego dłoń dymi. Dłoń kobiety dymi.
– Pawle!
Przy ścianie stoi Irina, niewzruszona jak posąg. Jej włosy lśnią, powiewają, od ich blasku ściana faluje i rwie się w strzępy. Przed nią drgają i migoczą trzy obrazy, kobieta, mężczyzna, dziewczynka – trzy słupy czarnego dymu, szarpane przez wiatr. Nagle tamci znikają – trzy jednocześnie zdmuchnięte płomienie świec.
Cisza.
Pokój jest pusty. Nie ma w nim luster, łóżka, dziecięcych szafek. To zwykły, ciemny i duszny, mały pokój.

Paweł podniósł się z wysiłkiem i podszedł do Iriny. Dotknął jej włosów, nie mogąc z siebie wydusić słowa podziękowań.
– Jestem… jestem bardzo słaba – powiedziała i osunęła się wolno na kolana.
• • •
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

08 I 2020   11:15:21

Dzień dobry,

"Struny umarłych" jest dla mnie faworytem w Twoich opowiadaniach.
Tych znanych naturalnie. Nie wiem czy istnieje grupa SF "duchowo -
zaświatowego" (kwestia szukania na necie - nie znam wielu takich
opowiadań po prostu) ale to konkretne jest bardzo wysokich lotów.
Dziwię że to drukiem nie poszło, nie było jakiejś krytyki publicznej,
reklamy itp.
Pomysł jest naprawdę niesamowity i nowatorski.
Można też pomysł traktować jako bardzo ciekawe rozwinięcie "Solaris" Lema a właściwie mocno przecież zmienionej wersji przygód Krisa znanej z filmowej realizacji Soderbergha. Ciekawe co było dla Ciebie inspiracją?


Pozdrawiam,
JS.

08 I 2020   15:29:46

Dzięki :D Solarisa oczywiście znam i uwielbiam, ale inspiracją było tutaj moje własne szaleństwo i obsesyjne rozważanie nad śmiercią, wolną wolą oraz naturą rzeczywistości jako takiej - chociaż nie wykluczam, że pojawiły się jakieś podświadome inspiracje.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Talenty Odmiennych Ludzi
— Radomir Darmiła

Wojownik i wiedźma
— Radomir Darmiła

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.