Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Radomir Darmiła
‹Struny umarłych›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRadomir Darmiła
TytułStruny umarłych
OpisRadomir Darmiła to pseudonim z każdym rokiem bliższego czterdziestki pracownika jednej z wyższych uczelni w Poznaniu. Żonaty, z dwójką dzieci. Autor „Zabójcy przedsmoków” (QFant 19,04/2013) oraz „Sprawiedliwości grabarza” (wyróżnienie w konkursie Pigmalion Fantastyki 2013).
Gatunekgroza / horror

Struny umarłych

« 1 2 3 4 5 6 »

Radomir Darmiła

Struny umarłych

Zza drzwiami, które przedtem czarnoskóry zabraniał Pawłowi otworzyć, była ciasna i ciemna klitka z niewielkim łóżkiem. Pod brudnym kocem leżał tam mężczyzna o pustych, ślepych oczach. Jego ciało drżało, co jakiś czas wyprężał się, szepcząc coś bezgłośnie. Paweł usiadł przy nim i nachylił się, próbując dosłyszeć, co tamten mówi.
– Klękaj, suko… Klękaj, suko…
Paweł otrząsnął się i wstał gwałtownie. Otrzepał się, jakby oblazły go robaki.
– Nie można już mu pomóc.
Odwrócił się. W drzwiach stała Irina.
– To tylko strzęp. Przybylibyśmy nieco później, nie byłoby nawet i tego. – Irina ruszyła w stronę łóżka. Paweł zatrzymał ją wyciągniętym ramieniem.
– Zostaw.
– Nie jestem pająkiem – odpowiedziała. Nie ruszała się z miejsca, jakby nie mogła oderwać wzroku od leżącego. – Poza tym, naprawdę myślisz, że byś zauważył, gdybym… – nie skończyła zdania i wyszła pierwsza. Paweł, przezwyciężając wstręt, poprawił brudny koc na łóżku i wycofał się do głównej izby.
Struna kucała przy szafce, wyciągając stamtąd talerze i szklanki.
– Jestem głodna – powiedziała z roztargnieniem. – Bardzo głodna.
– Przecież to… – Paweł wskazał ręką chleb – to tylko złudzenie.
Wzruszyła ramionami. Ugryzła wielki kęs i przymykając oczy żuła go w milczeniu. Paweł przysunął sobie krzesło i usiadł na nim ciężko.
– Ta kobieta, mężczyzna, i ta mała… Co się z nimi stało?
– Zabiłam ją.
– Tylko ją? A co z resztą?
– To były tylko obrazy. Ona była tylko jedna.
– Ale…
– Ona była tylko jedna. – Irina podniosła do góry wyprostowany palec. – Struny zawsze żyją samotnie. Ja i Marianna to wyjątek. My jesteśmy… siostry bliźniaczki.
Paweł potarł w zamyśleniu podbródek.
– A co z tym… z tym człowiekiem, w tym pokoju? Co ona z nim zrobiła?
Irina nie odpowiedziała, przełykając mleko. Wreszcie otarła ręką usta.
– Jak długo można mieć orgazm, Pawle? – zapytała wreszcie. Paweł mimo woli zaczął się śmiać, ale Irina była poważna. – Jak długo? Tydzień, miesiąc, rok?
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że…
– Paweł, słuchaj – my, struny, nie istniejemy tak naprawdę, to znaczy: nie w taki sposób, jak ty to widzisz. To wszystko złudzenie. Widzisz to, co chcesz, rozumiesz? To, co sądzisz, że powinno się stać. Ty generujesz scenariusze, a my je spełniamy. Stajemy się tym, czego pragniesz. Pamiętasz, co mówił ci Rainer? My… żywimy się emocjami. A ona… ta struna… była zbyt zachłanna. – Irina nalała sobie znowu mleka.
– Emocjami? – Paweł zaśmiał się, pokręcił głową. – Teraz rozumiem, dlaczego chciała uprawiać seks.
Irina kiwnęła głową.
– Tak jest najłatwiej. Ale to mogą być dowolne, byle przyjemne odczucia. Posłuchaj – gdybyś zabił tych troje gołymi rękoma, to struna, która wytworzyła ich obrazy, nasyciłaby się wtedy twoją ulgą i radością ze zwycięstwa. A potem pokazałaby ci coś nowego.
– Raj dla seryjnego mordercy – mruknął Paweł i wzdrygnął się. – Raj pełen pasożytów.
– Nie, to nie tak. Posłuchaj – Rainer lubi mówić o wielowymiarowej przestrzeni, bąblach rzeczywistości, polach świadomości. Niech będzie i tak, że ludzie wytwarzają to jego szczególne pole, a my przebywając w nim, w tym polu, czerpiemy siłę do życia. Po prostu grzejemy się w nim jak roślina w promieniach słońca. Rainer powiedział ci, że wysysamy energię z ludzi, jak pająki. To nie tak. Czy kwiat pasożytuje na słońcu? Rozumiesz? Rainer promieniuje szczęściem, a ja odżywam w jego blasku. Takie porównanie podoba mi się dużo bardziej, wiesz?
Paweł pokręcił głową. Patrzył na Irinę, obserwując ją uważnie.
– Jak ty tak naprawdę wyglądasz?
– Nie wyglądam, głupku. – Irina parsknęła śmiechem.
– Nie mów tak do mnie.
– A jak mam mówić? Zobacz, poplułam się przez ciebie. Ja istnieję. Jestem istnieniem rozpiętym na stu wymiarach. Jak wygląda istnienie? – Irina podkreśliła ostatnie słowo pukając w stół. Potem podeszła znowu do szafki. Wróciła z puszką i zaczęła przy niej dłubać widelcem, próbując ją otworzyć. Paweł westchnął i wyciągnął do niej rękę.
– Daj spokój, pomogę ci. Skoro mieli konserwy, musieli mieć i otwieracz.
Rzeczywiście, w szufladzie był otwieracz. Paweł sprawnie rozpruł puszkę i podał Irinie. Ona wytrząsnęła zawartość na grubą kromkę chleba, pomagając sobie nożem. To dziwne, że w tej chacie są konserwy, myślał Paweł. Ciekawe, czy nie są już zepsute? To absurdalne, oczywiście, ale przecież tamta trójka to struny, więc konserwy musiały być dla tego szalonego mężczyzny w drugim pokoju. Jak długo mogły leżeć w tej szafce? W tej samej chwili Irinę nagle chwyciły torsje. Zgięta wpół wypadła na dwór; Paweł wybiegł za nią, zatrzymał się, wrócił do domu po ręcznik wiszący koło szafki. Gdy wyszedł znowu, Irina właśnie kończyła wymiotować.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje – powiedziała, klęcząc i trzymając się za brzuch.
– Czekaj, pomogę ci. – Paweł podniósł ją na nogi i spróbował wytrzeć jej twarz. Odepchnęła go, z jej oczu leciały łzy.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje! – krzyknęła. Wytarła oczy dłońmi i zmartwiała, patrząc ze zgrozą na swoje palce, wilgotne od łez. – Zobacz! Ja… ja się rozpuszczam!
Paweł wybuchnął śmiechem. Rzucił ręcznik na ziemię, wrócił do domu po swój worek podróżny. Gdy wrócił, ona wciąż jeszcze siedziała, ocierając oczy. Minął ją obojętnie i ruszył w dół wzgórza.
– Paweł!
Nie obejrzał się. Nie musiał. Wiedział, że ona za nim pójdzie.
• • •
– Nie urządzaj więcej takich komedii. Nie jestem głupi.
Irina milczała. Siedzieli razem przy ognisku. Nie pomagała mu przy rozpaleniu. Nie zbierała nawet chrustu. Stała tylko spokojnie, czekając, aż skończy, a potem usiadła z podkulonymi nogami, wpatrując się w płomienie.
Paweł wyjął chleb z worka, odkroił skibkę, przełamał na pół i podał Irinie.
– Mówię serio. Dlaczego to zrobiłaś? Myślałaś, że uwierzę? Że niby nigdy przedtem nie płakałaś? Jesteś wstrząśnięta, bo poleciały ci łzy? Myślałaś, że zacznę cię pocieszać?
Irina kruszyła chleb między palcami, patrząc w zamyśleniu na lecące na ziemię okruchy.
– Jak nie jesteś głodna, to mi oddaj. Nie powinno się marnować jedzenia.
Struna nie odpowiedziała. Podniosła z ziemi okruch i wrzuciła go do ognia.
– Ja jestem głodna – szepnęła. Uniosła dłoń i powoli dotknęła własnych policzków.
– Ja… Ja czuję ciepło na twarzy – powiedziała cicho, w zamyśleniu. – Dotykam dłonią chleba i czuję, jaki jest szorstki. Myślę, że gdybym włożyła rękę do ognia, oparzyłabym się.
– Fascynujące – powiedział sucho Paweł. – Teraz nareszcie zrozumiałem, że jesteś zwykłą dziewczyną, i mogę ci zaufać. Umierasz z głodu, więc kierowany litością zdejmę zaraz talizman, żebyś mogła się pożywić… Jak wampir.
– Jestem tutaj.
Zaskoczony spojrzał na nią i wybuchnął śmiechem.
– Przecież widzę.
– Jak ty nic nie rozumiesz, głupku. – Irina rzuciła w niego okruchem chleba. – Ja jestem tutaj.
Wstała nagle i podeszła do niego bliżej. Usiadła koło niego tak blisko, że prawie dotykali się kolanami; sięgnęła ręką za koszulę i wyjęła mały naszyjnik, podobny do tego, który Pawłowi podarował Rainer – z takim samym czerwonym kamieniem.
– Rainer mi go dał – powiedziała Irina. – Ja myślę… Że to przez to. To przez niego. Przez ten cholerny naszyjnik! Przez Rainera! Talizman! Cholerny naszyjnik! To dlatego… Przeklął mnie!
Zamknęła oczy, zaciskając naszyjnik w dłoni.
– Jestem tutaj. Tu, w tym ciele. Ja… Ja nie wiem, kim jestem.
– Jesteś struną.
– To Rainer wymyślił to słowo. Równie dobrze mogłabym myśleć o sobie jako o wampirzycy albo wielkim, włochatym pająku. – Irina otrząsnęła się i otworzyła oczy. – Wolę jednak słowo „struna”. Słowo…
Położyła się na plecach i wyciągnęła dłoń przed siebie, zasłaniając nią gwiazdy.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

08 I 2020   11:15:21

Dzień dobry,

"Struny umarłych" jest dla mnie faworytem w Twoich opowiadaniach.
Tych znanych naturalnie. Nie wiem czy istnieje grupa SF "duchowo -
zaświatowego" (kwestia szukania na necie - nie znam wielu takich
opowiadań po prostu) ale to konkretne jest bardzo wysokich lotów.
Dziwię że to drukiem nie poszło, nie było jakiejś krytyki publicznej,
reklamy itp.
Pomysł jest naprawdę niesamowity i nowatorski.
Można też pomysł traktować jako bardzo ciekawe rozwinięcie "Solaris" Lema a właściwie mocno przecież zmienionej wersji przygód Krisa znanej z filmowej realizacji Soderbergha. Ciekawe co było dla Ciebie inspiracją?


Pozdrawiam,
JS.

08 I 2020   15:29:46

Dzięki :D Solarisa oczywiście znam i uwielbiam, ale inspiracją było tutaj moje własne szaleństwo i obsesyjne rozważanie nad śmiercią, wolną wolą oraz naturą rzeczywistości jako takiej - chociaż nie wykluczam, że pojawiły się jakieś podświadome inspiracje.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Talenty Odmiennych Ludzi
— Radomir Darmiła

Wojownik i wiedźma
— Radomir Darmiła

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.