Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Witold Dworakowski
‹W stronę źródła wszystkich strachów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Dworakowski
TytułW stronę źródła wszystkich strachów
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1989. Tajemniczy osobnik o dwóch twarzach. Pierwsza należy do elektrotechnika, absolwenta pewnej politechniki. Druga – do niereformowalnego fana fantastyki. Debiutował w 64. numerze „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Widma pośród gwiazd”. Koneser coli i czekolady, które już niejeden raz osłodziły mu życie.
GatunekSF

W stronę źródła wszystkich strachów

« 1 12 13 14

Witold Dworakowski

W stronę źródła wszystkich strachów

Gdy Drax uciekła, Kurtzman ruszył za nią w pościg. Wylądowawszy na pokładzie sterowca, wznowił zabawę z czasoprzestrzenią. Powołał cyklon pełen przejść; burza stanowiła skutek uboczny ich istnienia. Najgorsze było jednak co innego.
Kurtzman dokonał tego wszystkiego bez pomocy medalionu.
Tak, nie doceniłaś go – rzekła Ayl. – Wróciłyśmy do punktu wyjścia.
Kayla zaklęła.
Obróciła artefakt w dłoni. Trudno jej było uwierzyć, że coś tak niepozornego może kryć w sobie taką potęgę. Z drugiej strony o Kurtzmanie pomyślała podobnie, więc może tak brzmiała jedna z reguł wszechświata?
Co robimy? – spytała Ayl.
– Zgadnij.
Kayla wstała, rzuciła dziennik na koję i założyła swój prochowiec. Namyślała się chwilę, po czym nasunęła na oczy gogle kapitana Freemana. W końcu otworzyła drzwi. Uderzenie wiatru załopotało jej płaszczem, twarz skropiły krople deszczu, uszy wypełnił grom pioruna. Emanacje Kurtzmana prześliznęły się po powierzchni umysłu dziewczyny, budząc wspomnienia z horroru w kopalni… a także te wcześniejsze. Z jej martwym ojcem, umierającym Velronem i triumfem Tomasza II.
Jak za starych dobrych czasów, co? – zaśmiała się Ayl.
– Dobre czasy dawno minęły – rzuciła Drax, przekrzykując wiatr. – Gotowa?
Jak Śmierć przed katastrofą.
Wystawiła nogę za próg, ale zaraz ją cofnęła.
– I żadnych numerów, jasne?
Na to musisz zasłużyć – rzekła Ayl.
Już miała przejąć kontrolę i skoczyć w burzową otchłań. Ale wtedy na wprost Drax otworzył się portal, z którego wypadły jelitowe macki. Chwyciły dziewczynę za ręce, nogi, talię, szyję – po czym wciągnęły w ciemność.
• • •
Na początku Kayla pomyślała, że śni. Szybko jednak doszła do wniosku, że ani ona, ani Ayl nie zdołałyby wymyślić czegoś tak chorego.
Stała na pomoście ciągnącym się wzdłuż cygara sterowca, zawieszonym nad zawaloną skrzyniami ładownią. Stała spętana mackami, wyrastającymi z potwora na wprost niej. Uczepiony kładki, kratownicowych wręg czaszy i balonetów z wodorem, wypełniał przekrój czaszy „Talosa” niczym błona – błona utkana z mięśni, kręgosłupów, skóry i ludzkich wnętrzności. Ociekała ciemnością gęstą jak smoła, ruchliwą jak rtęć. Kayla dostrzegła, że najwięcej mikroportali znajduje się w jej centrum.
W skupisku ludzkich głów.
– JEDYNY POŻYTEK Z PIRATÓW – stwierdziła czasoprzestrzeń.
Kurtzman wyłonił się z portalu tuż przed nosem dziewczyny. Odruchowo spróbowała się odsunąć i zaklęła – macki zacisnęły się na niej jeszcze mocniej.
– Zanim pole medalionu zgasło i oboje straciliśmy przytomność, użyłem jego mocy i zmieniłem siebie – rzekł doktor. – Teraz potrafię podłączyć się do mózgów innych ludzi i korzystać z ich, hm, mocy obliczeniowej. Potrafię rozbudzić ich ośrodki psychokinetyczne, rozwinąć je i wykorzystać w pełnym zakresie. Tak więc, zgodnie z twoją sugestią, wzniosłem się ponad superinteligentów i magów. Wiesz, co się teraz stanie, prawda?
Pod sklepieniem czaszki Drax wyczuła zaburzenia czasoprzestrzenne. Mikroportale wżerały się w strukturę neuronową jej mózgu, włączając go do organicznego komputera Kurtzmana. Oblał ją pot, serce zagalopowało. Przed sekundą chciała rzucić ripostą. Teraz przerażenie sprawiło, że głos uwiązł jej w gardle.
Doktor zabrał jej medalion. Potem odwrócił się i zrobił dłonią teatralny gest. Pod pomostem otworzyła cię gardziel portalu z widokiem na metropolię w sercu Alp: rozetę drapaczy chmur z wieżycą Urzędu Państwa w centrum. Wyglądała tak spokojnie, tak dumnie.
Tak bezbronnie.
Kayla odpływała. Przerażenie ustąpiło miejsca rezygnacji, tak jak wtedy, gdy wpadła w ręce bezpieki. Jednak o ile podczas tortur pozostała indywidualnym umysłem, tu rozpływała się w morzu innych, cichych, nieświadomych, pogodzonych z losem. Kurtzman w końcu znalazł sposób, by wyeliminować psychokinetyczne wrzaski.
Jej mózg stał się jego mózgiem, a „ja” nabrało nowego znaczenia. Sięgnęli myślami do miasta. Połączyli się z umysłami mieszkańców, rozpoczęli ich mapowanie i synchronizację. Najpierw przyswoją ich wiedzę i umiejętności, takie jak taktyka, medycyna, wywiad. Potem zmienią ich w żołnierzy i odbudują Imperium Rzymskie.
– To będzie nowy, wspaniały świat – zaśmiał się Kurtzman. – I co ty na to, królu?
Nagle pod sklepieniem czaszki usłyszał chichot.
Przy Szablownikach też byłeś tak żałosny?
Doktor uniósł brew zaskoczony.
– Ayl? Nie powinnaś…
…gnić pod tobą jak reszta umysłów? – spytała i wybuchła śmiechem. – Chciałbyś, śmieciu!
Jej istota wyzierała spomiędzy przygaszonych fal mózgowych Kayli – raz silniej, raz słabiej, niczym ognik na wietrze. Kurtzman wtłoczył ją z powrotem. A raczej spróbował, gdyż rozwiała się pod jego naciskiem na podobieństwo mgły, po czym wróciła do poprzedniej formy.
Ładny z ciebie bożek. Nie potrafisz udupić jednej cholernej duszyczki.
Zacisnął na niej sferę swej woli, by skompresować buntowniczkę w maleńką, nic nieznaczącą iskierkę. Ayl jednak bez trudu przeniknęła przez psychokinetyczne ściany.
Stać cię na więcej, panie boże – zaśmiała się, po czym zanurkowała w sieć umysłów Urlandczyków.
Kurtzman rzucił się jej śladem. Musiał ją schwytać. Stanowiła zbyt nieprzewidywalny czynnik. Mknęli wśród siatek procesów myślowych. Wśród oparów wspomnień, przemyśleń, zamiarów. Wśród roztańczonych iskier świadomości, nie wiedzących jeszcze, co znaczy ta nagła ospałość i ból głowy, jakie spadły na wszystkich ludzi.
Nagle Kurtzman skoczył w bok, skorzystał ze skrótu i spadł na Ayl niczym drapieżny ptak. Dostroił do niej swoje emanacje. Zacisnął na niej mentalne szpony. Nie miała już szans na ucieczkę.
– Tak, stać mnie – rzucił niedbale.
Ayl zadrgała w przypływie rozbawienia.
– Co cię tak śmieszy?
Może i jesteś lepszy od superinteligentów, ale ciągle brakuje ci podzielności uwagi. – Urwała, po czym zaczęła od początku: – Ładny z ciebie bożek. Nie potrafisz udupić jednej cholernej duszyczki.
Kurtzman wytrzeszczył oczy. Zrozumiał, że wpadł w pułapkę.
Nie schwytał alter ego Kayli. Schwytał widmo wgrane w jego własną psychokinetykę. Ruszył w pościg za samym sobą, a tymczasem…
Natychmiast rozszerzył perspektywę postrzegania. Odwrócił się do Drax i zaczął patrzeć własnymi oczyma. Sieć umysłów była już gotowa, mapowanie wiedzy właśnie trwało. Potwór w sterowcu wciąż trzymał dziewczynę. Jedyny problem stanowiła ona sama.
Raz, że odzyskała przytomność.
Dwa, że jej świadomość istniała teraz podwójnie. Kayla i Ayl funkcjonowały równolegle do siebie. Każda miała pełną władzę nad ciałem i ośrodkami psychokinetycznymi. Więcej – wzajemnie ze sobą rezonowały. Kurtzman pożałował, że nie zabił tej diablicy, gdy leżała nieprzytomna w kwaterze kapitańskiej. Jak na boga był zbyt łaskawy.
– Jakie jest twoje ostatnie słowo? – zapytała Drax głosem o dwóch zabarwieniach: zimnym i jadowitym nałożonym na gorąco i piekielną wściekłość.
Doktor zmusił się do uśmiechu.
– Sugerujesz, że przegrałem? Cóż, nie sądzę. A może myślisz, że się poddam? Myślisz, że umrę, szepcząc: „zgroza, zgroza”? To jest mój świat, a ja jestem jego bogiem! Jak mógłbym…
Urwał, gdy portal z Rozetą zaczął się zmniejszać i przesuwać ku niemu. To samo uczyniły ściany czasoprzestrzennego cyklonu, w którym tkwił sterowiec. Kurtzman zaklął w duchu. Podłączył się do programu wpisanego w czasoprzestrzeń, by powstrzymać zaciskanie się pułapki.
Jego próba została odrzucona, jakby wprowadził złe hasło.
– Kiedy goniłeś moje widmo, podłubałam nieco w twoim dziele – wyjaśniła Drax. – Wiesz, jak dobra w tym jestem.
Zrobiła krok w jego stronę. Kurtzman spróbował się odsunąć, ale nie mógł. Wektorowe liny przyszpiliły go do podłoża. Wszystkie portale znalazły się już w obrębie czaszy „Talosa”, coraz intensywnie wibrując krawędziami. Lada chwila miały się zamknąć.
Drax wyrwała medalion z dłoni Kurtzmana, po czym popatrzyła mu w oczy – spojrzeniem pełnym chłodu i ognia, nikczemności i gniewu. Uśmiechnęła się szaleńczo.
– Pozdrów diabła, panie boże – szepnęła mu do ucha. – Pa.
Portale zbiegły się w jednym punkcie. Rozdzieliły między siebie ciało doktora, eksponując każdy kawałek na inny rejon planety. Potem się zamknęły. Jak szczęki. Skrwawione fragmenty Adolfa Kurtzmana rozsypały się po całym świecie.
• • •
„Talos” opadał.
Burzę i Alpy zostawił daleko w tyle. Po śmierci Kurtzmana Drax przeprowadziła maszynę przez portal, który zostawiła specjalnie na tę okazję. Teraz sterowiec sunął po bezchmurnym niebie, mając pod sobą roziskrzoną taflę Morza Śródziemnego. Podążał śladem ogromnej jednostki pływającej w kształcie prostokąta.
Kayla obserwowała statek zza przeszklonych ścian sterowni. Rozpoznała w nim pływającą fabrykę, która kiedyś należała do Urland. Teraz stanowiła technologiczną kolebkę Republiki Nowego Rzymu, a jednocześnie bazę, do której kazał zawrócić kapitan Freeman. Gdy tylko Drax ją zobaczyła, zmieniła ustawienie wektorów sił, które zastępowały sterowcowi napęd. Aerostat zaczął schodzić do dokowania.
Pomyślała, że „Talos” jest teraz jak statek widmo. Wszystkie stanowiska opuszczone. Kabiny wyludnione. Pomost w czaszy i ładownia – istna makabra pełna fragmentów ciał i krwi. Błoniasty potwór rozpadł się, gdy Kayla wyłączyła jego czasoprzestrzenny program. Podobnie jak w przypadku Ravatiego załoga była nie do uratowania.
Drax stanęła między sterami kierunku i wysokości. Poprawiła gogle, które dyndały jej na szyi wraz z medalionem, po czym wepchnęła ręce w kieszenie prochowca, solidnie wyżartego przez ciemność. Zacisnęła dłoń na dzienniku pokładowym. Uwiarygodni jej zeznania.
– Udało mi się, Carlo – powiedziała cicho. – Przeżyłam i dotarłam na miejsce.
A zemsta na królu? – zapytała Ayl. Siedziała w kącie umysłu dziewczyny, wśród odtwarzających się z wolna ścian mentalnej klatki. Nie usiłowała przejąć kontroli. Nie miała po co.
– Poczekam, aż mi zejdzie ból głowy – odparła Kayla.
Patrzyła na mrowie geometrycznych platform i nadbudówek statku-fabryki. Odniosła wrażenie, że lada moment zostanie wywołana.
Miała rację.
– RNR „Lewiatan” do „Talosa”, odbiór! – rozległo się nagle z głośnika radiostacji. – Wracacie grubo przed planem, do tego bez silników. Co się stało?
Co zrobisz, jeśli piraci zrobią ci to samo, co Rose? – nie ustępowała Ayl. – Albo coś gorszego?
Kayla spojrzała znacząco na medalion Alchemików. Bała się go teraz równie mocno jak Wiktor Schuster. Miała ochotę zniszczyć to draństwo, nie dopuścić, by został wykorzystany przez takiego potwora jak Kurtzman. Wiedziała jednak, że zrobiłaby wówczas ogromny błąd, tak samo jak wtedy, gdy przegnała Ayl. Urland prężyło muskuły, a Republika Nowego Rzymu stanowiła wielką niewiadomą. Dziewczyna musiała mieć asa w rękawie.
A najlepiej dwa.
– „Lewiatan” do „Talosa”! Odbiór!
Podeszła do radiostacji i podniosła mikrofon.
– Tu „Talos” – powiedziała. – Sytuacja była ciężka. Zginęła cała załoga.
Przede wszystkim jednak musiała zemścić się na królu. Fakt, w każdej chwili mogła zawrócić sterowiec i ruszyć na Rozetę, ewentualnie zignorować potworne łupanie w głowie i stworzyć portal do Urzędu Państwa. Ale wojna z Kurtzmanem wyssała z niej wszystkie siły. Teraz, po splądrowaniu kuchni, chciała tylko wziąć gorący prysznic i przespać pół życia. Poza tym powrót do Rozety niósł zagrożenia, którym mogła sprostać dopiero po opanowaniu medalionu do perfekcji. Na to jednak nie była jeszcze gotowa.
Ravati miał rację. Zemsta mogła poczekać.
– Co?! – krzyknęła radiostacja. – Kto mówi?! Zidentyfikuj się!
Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle.
– Nazywam się Kayla Drax – rzekła. – Chcę, żebyście pomogli mi zabić króla Urland.
koniec
« 1 12 13 14
21 czerwca 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory
— Witold Dworakowski

Komnata szaleństwa
— Witold Dworakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.