Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Karolina „Nem” Cisowska
‹Nazywam się Samotność›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKarolina „Nem” Cisowska
TytułNazywam się Samotność
OpisAutorka pisze:
Dziękuję za inspirację do stworzenia opowiadania Maćkowi „Ubikowi” Wodzie a dedykuję je Maćkowi „Toudiemu” Pitali za powstrzymanie mnie przed jego skasowaniem.
Inne moje publikacje znajdziecie na www.karolina-cisowska.blogspot.com.
Gatunekrealizm magiczny

Nazywam się Samotność

« 1 2

Karolina „Nem” Cisowska

Nazywam się Samotność

– Poprzedni właściciel dawno zwolnił to miejsce?
– Bardzo niedawno. Dlatego jest nadal wolne, mimo że już wrzesień.
Tak, musiał opuścić je niedawno, czułaś to w zapachu powietrza. Wywietrzono stąd obrzydliwy swąd, tak, ale coś jeszcze czuć było w pozostawionej wersalce i fotelu, coś jeszcze w zasłonkach, coś co się przebijało nawet przez lekki zapach tytoniowego dymu i chińskich kadzidełek – zapach mężczyzny, którym był poprzedni lokator. Pełno tu też było jeszcze jego śladów, widać nikt nie miał interesu w tym, żeby zebrać jego śmieci, a właściciel był zaskoczony Twoim zgłoszeniem się. To właśnie dlatego odkąd się wprowadziłaś, cały czas wpadałaś na jakieś po nim ślady: na torebki po kisielu, na zbierane, nie wiadomo po co, mandaty za jeżdżenie na gapę, na znaczki, które kolekcjonował w starym klaserze, na tanie książki, które musiał kupować w bibliotekach po złotówce, a upychał z braku lepszego miejsca w wersalce lub na wiecznie wilgotnych parapetach.
Ilustracja: <a href='mailto:aaturkiewicz@gmail.com'>A. A. Turkiewicz</a>
Ilustracja: A. A. Turkiewicz
Widzisz, że zbierał wszystko co mieli, tytuły nie są Ci znane, podobnie jak pisarze, zresztą nigdy nie znałaś się na literaturze, serie i okładki nic Ci nie mówią. Jedyne co je łączy, to fakt, że były widocznie zbyt trudne lub zbyt ciche na to, żeby zostać przeczytane. Wszystkie łączyło zapomnienie i przez to są ci bliskie. Ty też, poniekąd, czujesz się przecież zapomniana. I chłopak, który tu zakończył żywot też był zapomniany, chociaż on zapomnienie wybrał z pełną premedytacją. Nie wiesz jak się nazywał, ale po swoich książkach, czarnym atramentem (jak wszyscy ludzie, którzy piszą do nikogo) kreślił po pustych kartkach lub marginesach:
„Nazywam się Samotność”.
Resztki jego snu zostały jeszcze w materacu, czujesz je i starasz się wysupłać spomiędzy sprężyn. Sny o potędze, wiesz to, on też chciał być kiedyś wielki jak Twój ojciec, on też miał jakieś gigantyczne marzenie, jesteś tego pewna, chociaż nie wiesz, co dokładnie chciał robić. W łazience widzisz jakieś wzory fizyczne, w kuchni natykasz się na gazetki historyczne, w toalecie, w stojaku znajdujesz broszury przyniesione z galerii sztuki i przez chwilę zastanawiasz się, czy aby na pewno żył tu tylko jeden mężczyzna. I wszędzie te ślady, i wszędzie setkami różnych charakterów pisma zapisywał ciągle to samo, to jedno zdanie jak mantrę, choć nie podejrzewasz człowieka tak ruchliwego jak on o medytację. Ale spalony rondel jest tylko jeden, tylko jeden kubek i żałośnie samotny talerz obity już z dwóch stron. I jedna obsesja, którą przedwcześnie zaczynasz rozumieć, bo on naprawdę był samotnością.
Zaczyna się od tego, że znajdujesz za łóżkiem, tuż nad podłogą wydrapane w zaciekach pleśni krzyżyki, około pięćdziesięciu, poddajesz się z liczeniem po trzydziestu. Mniej więcej jedna trzecia krzyżyków jest połączona. Później pod parapetem, gdy szperasz już po domu z uporem maniaka, znajdujesz płaskie, niegdyś białe, tanie teczki, a w każdej z nich cieniutkie, wąskie paski z gazet, na których są nekrologi lub artykuły z gazet, informacje o samobójstwach lub zabójstwach młodych ludzi. Wtedy narasta w Tobie to niepokojące uczucie, że Twój współlokator, bo tak o nim myślisz, mógł nie być do końca normalny. Zaczynasz też rozumieć, że biurko, które dotąd miałaś za zwyczajnie pomazane, też nie jest do końca normalne. Kreski i wydrapane ślady łączą się w dziwaczną, nielogiczną konstrukcję, w której dopiero po dłuższym czasie poznajesz częściowy zarys szkicu miasta na podstawie mapy naklejonej na ścianie powyżej, tylko obrysowany dodatkowo pajęczyną niezrozumiałych zależności. Wtedy też zaczynasz śnić, a we śnie nie jest tak jak zazwyczaj.
Ilustracja: <a href='mailto:aaturkiewicz@gmail.com'>A. A. Turkiewicz</a>
Ilustracja: A. A. Turkiewicz
Bo jeszcze nim zaczęłam pisać do Ciebie, śniłam nie o Twoim świecie, a jakby o wstępie do niego. Leżałam w łóżku, a przez okienko wpadała odrobina, tylko odrobina światła z jeszcze nie wygasłych okien i było cicho, tak bardzo cicho jak jeszcze nigdy. Zawsze słyszałam nad sobą życie całego bloku. Woda nie przestawała na dobre szumieć w rurach, kroki niosły się po cienkich podłogach i zawsze docierały do mnie. Zawsze jakaś para postanawiała się pokłócić lub zadbać o leczenie niżu demograficznego, zawsze jakieś niemowlę decydowało się zanieść spazmatycznym, najczęściej nieuzasadnionym płaczem. Zawsze wiedziałam, co się działo u gospodarzy, którzy mieszkali tuż nade mną. Bywało, że nawet o tej porze późno wracająca gospodyni odkurzała mieszkanie lub stukała statkami, podczas gdy jej mąż, z zawodu właściciel kamienicy, oglądał mecz na swoim kineskopowym jeszcze, co mogłam poznać po głośnikach, telewizorze. Tej nocy było tak cicho, że przez chwilę myślałam, że ogłuchłam, a jasno na tyle, żebym na tej plamie podobnej skrzydłom zobaczyła ludzki cień. W momencie, w którym już byłam pewna, że mi się przywiduje, tak jak wtedy, gdy dotąd smakujemy jakieś słowo aż ostatecznie zatraca ono jakikolwiek sens, cień uniósł rękę i wskazał mi drzwi kuchenne. Później zamiast iść w tamtą stronę, jak poszedłby normalny człowiek, on się tam przesunął po ścianie w sposób niemożliwy, a razem z nim przesunęły się wypalone skrzydła. Nie poszłam za nim do kuchni. Następnego dnia ze strachu nie mogłam tam wejść, mimo że wypalone na ścianie w salonie plamy wyglądały jak dawniej.
Ale kolejnej nocy było jeszcze gorzej. Trwałam z zamkniętymi oczami ze strachu przed tym, że znowu zobaczę ten cień. Wtedy poczułam ciężar na piersiach, jakby coś się na mnie położyło – ale nie było ciężkie jak człowiek i nie czułam też wgniatających mi się w ciało kończyn – bardziej jak koc. Lub jakby położył się na mnie cień. Wtedy szepnął mi do ucha, a szept miał bardzo chłodny:
„Adresują do mnie listy, które piszą do nikogo. To oni mnie uczynili samotnością.”
Ma głos, który sprawia, że z miejsca się mu poddajesz. Dawna obsesja zmienia się teraz w coś w rodzaju przywiązania, bliskości, jakiej nie czułaś wcześniej z żadnym z członków rodziny, której nie czułabyś z przyjaciółmi, nawet gdybyś ich miała. W kuchni, zauważyłaś to już przy wprowadzaniu się, ktoś musiał nakleić nową tapetę tuż przed Twoim wprowadzeniem się. Nie poświęcałaś temu uwagi, bo po co, kuchnia nie wydawała Ci się interesującym miejscem. Może zachlapał, a może zadymił, bywa przecież. Ale teraz taki nadpalony ślad, obrys ręki, tak jak w salonie obrys całej postaci, i naderwana tapeta. Podchodzisz i odrywasz ją starannie, a pod spodem pod płatami kleju widzisz pisane setkami rąk rządki liter, jakby listy. Większości nie możesz rozczytać, ale natychmiast przedzierasz się dalej, zapominasz dawno i o uczelni i o pracy dorywczej i całe dnie zajmuje ci teraz odcyfrowywanie historii ludzi, którzy się zapisali w jakiś sposób na tej ścianie, których węglem zapisał twój współlokator. Gdy dopadasz gospodynię na korytarzu i pytasz o to, jak się nazywał, ona odchodzi kręcąc tylko głową – wie już, że coś jest z Tobą nie tak.
Ilustracja: <a href='mailto:aaturkiewicz@gmail.com'>A. A. Turkiewicz</a>
Ilustracja: A. A. Turkiewicz
A pod zlewem, tam gdzie w każdym polskim domu jest kosz, Twój współlokator trzymał w dwóch starych wiaderkach po proszku do prania kłódki. Pół setki kłódek, sekatory, piłki, wytrychy. Siadasz na podłodze i wpatrując się w swoje już z lekka przezroczyste odbicie na podłodze, zaczynasz rozumieć.
A ja widzę Twój cień w swoim świecie, odbity w żaglu jednej z atramentowych łodzi poznaczonym drobnym, starannym pismem człowieka mało znaczącego.
We śnie miasto dookoła mnie zatraca swoją głębię i ciężar, jakby ktoś poskładał je z zapisanych kartek papieru, jakieś obłędnie staranne i absolutnie niemożliwe origami i wszystko się z niego składa, a ulicami zamiast ludzi błądzą szepty. A w rzece, w której odbijają się światła, i ludzkie głosy, nie ma ani świateł ani głosów – bo ta rzeka to śmierć. Ziemia po której stąpam robi się cienka, coraz cieńsza, zapadam się w nią i zaplątuję się w papierowe korzenie drzew, które na zewnątrz marudzą poruszającymi się z wolna, mimo braku wiatru, gałązkami.
Wiesz już dobrze co masz robić, nie muszę Ci tego nawet mówić. Nocą, gdy całe miasto, które i za dnia jest senne, śpi snem nudnych i sprawiedliwych, ruszasz z sekatorem w ręku i zawsze wybierasz kłódkę, która z jakiegoś powodu wydaje Ci się nadwątlona. Później czekasz na reakcję i czasem czekasz na nią długo, aż w gazecie pojawi się nekrolog, o którym wiesz, że jest specjalnie dla Ciebie. Wtedy wycinasz go starannie i dodajesz do kolekcji. Czasem nie jadasz przez wiele dni, ale czujesz, że nie potrzebujesz już jedzenia tak jak kiedyś. Siadasz w miejscu, w którym wypalone plamy wyglądają jak Twoje skrzydła, i sycisz się smutkiem.
Zaczynam rozumieć, że miejsce, które odwiedzam we śnie, należy do samotności. Jest bardzo, bardzo suche. Gdyby dostała się tam chociaż jedna łza, wywołałaby deszcz, który zrujnowałby cały wątły, papierowy świat. Rzeka suchej ciemności dostarcza wszystkiemu co tam jest siłę do istnienia, rzeka syci też Ciebie. Teraz być może syci nas oboje.
Gdy siadasz na moście, a siadasz codziennie, widzę Twoje odbicie w swojej rzece. Czasem wyciągam do Ciebie rękę, a Ty wyciągasz ku mnie, zupełnie tak, jakbyśmy wzajem widzieli swoje odbicia. Wiesz? Jeśli jest się w kimś zakochanym, to wiesza się kłódkę na moście, a do rzeki wyrzuca kluczyk, tak aby nie można jej było odpiąć. Gdyby ktoś taką kłódkę zdjął, byłby to z pewnością zły omen.
Ilustracja: <a href='mailto:aaturkiewicz@gmail.com'>A. A. Turkiewicz</a>
Ilustracja: A. A. Turkiewicz
Most po tej stronie nie wygląda romantycznie jak tam, nie ma tu orientalnych ptaków mówiących w kanji, a siatka z żelaza nie jest pocięta sekatorem. Kim trzeba było być, by to wszystko niszczyć?
To zaczyna istnieć tylko po to, by zostać zniszczonym. Mój list czeka na ciebie.
Znajduję go, gdy odrywam dno z biurka, gdy znam mojego współlokatora już na tyle, żeby wiedzieć, że powinnam to zrobić. Wypisany ołówkiem, inny niż wszystkie, pismem zamaszystym a jednak niezdecydowanym, pismem człowieka, którego wszystkie zainteresowania miały się skupić na tym, by odsunąć jak najdalej zabójcze, potworne głosy w głowie. Zwierzenia, które ludzie zazwyczaj szepczą w poduszkę, których być może nie szepczą bo zachowują je dla siebie, zaczynam słyszeć. To są dopiero poszumy w chwilach absolutnej ciszy, ale już ich nienawidzę.
Zamknijcie się, powinniście wszyscy zdechnąć, kim jesteście by mnie tym zadręczać, w czym jestem od was gorsza, tylko przez to, że wy możecie poprzez swoje istnienie w przeciwieństwie do mnie cierpieć? Że możecie czuć, nienawidzić, rozpaczać? Że możecie tęsknić i…
Tęsknisz za możliwością tęsknienia. Chciałabyś się dostać do świata, w którym wiesz, że nie byłabyś sama. Wiesz doskonale, że nie pasujesz tam. To Ty jesteś cieniem snującym się smętniej nawet, niż snuje się co tydzień kobieta z walizką. Twojej szarości nie rozjaśnia nawet czerwień szalika, nie są w Tobie ostre nawet kontury kapelusza, nie pasujesz tam i swój brak dopasowania możesz wyrażać tylko żywiąc się niszczeniem ich.
Pamiętasz, mój świat karmi się ich smutkiem. Jesień jest dla mnie porą rozkwitu i urodzaju.
Ale moje ręce przechodzą przez wątłe siatki mostu, sekator wypada z nich, jakby ich nigdy nie było. Ostatnia kłódka tonie w odmętach wody, w której odbijają się migotliwe latarnie. Wchodząc do naszego mieszkania, właścicielka nie widzi ani skrzydeł, ani liter na kuchennych ścianach. A wiesz? Ich kłódka też tam gdzieś jest. Upiekło się im, szczęściarzom. Bo ten pocięty mimo naszej działalności most dalej kwitnie kłódkami. I setki innych takich mostów.
Ale wiesz doskonale, że kłódki nic nie znaczą i nic nie gwarantują. Świat nie byłby taki papierowy, gdyby istniało w nim coś prócz samotności rozpędzanej tylko chwilowo przez chwile szczęścia istniejące tylko po to, by żałość była tym głębsza.
By tym szersza była atramentowa rzeka papierowego świata.
Wchodzisz do niego, chociaż Twój palec jeszcze przed chwilą wodził po liście znalezionej w szufladzie biurka. Wątłe światło latarni gaśnie. Stoisz na moście jak z akwareli, a ja stoję tuż za Tobą, mimo że dalej tam jesteś i masz w ręku list. Mimo ciemności czytasz kolejne linijki. Gdy dochodzisz do tych słów, już to wiesz, prawda?
Pierwsze krople spadają na papierowy dom Samotności. On wiedział, że jego świat przestanie istnieć z chwilą, w której postanowi, że nie chce być sam. Z chwilą, w której przestanie czytać listy pisane do nikogo.
Wiesz już na pewno. Nie istniałaś, stworzyłem Cię dlatego, że popchnęło mnie do tego to samo, co dotąd popychało was wszystkich do tworzenia mnie, co może sprawia, że jesteśmy jednością.
Samotność
koniec
« 1 2
27 września 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

***
— Karolina „Nem” Cisowska

Świat Bezcienia
— Karolina „Nem” Cisowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.