Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grażyna Sosińska
‹Dwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrażyna Sosińska
TytułDwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa
OpisPrzedstawiamy długie opowiadanie, przywodzące tematyką na myśl „Niebezpieczne związki” Choderlosa de Laclosa.
Gatunekobyczajowa

Dwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa – część 2

1 2 3 6 »
Deklarowałem swoje przywiązanie do niej przez pół roku. W tym czasie spotkaliśmy się trzy razy i raz wyjechaliśmy. Bardzo starałem się dbać o teatralność tych spotkań.

Grażyna Sosińska

Dwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa – część 2

Deklarowałem swoje przywiązanie do niej przez pół roku. W tym czasie spotkaliśmy się trzy razy i raz wyjechaliśmy. Bardzo starałem się dbać o teatralność tych spotkań.

Grażyna Sosińska
‹Dwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrażyna Sosińska
TytułDwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa
OpisPrzedstawiamy długie opowiadanie, przywodzące tematyką na myśl „Niebezpieczne związki” Choderlosa de Laclosa.
Gatunekobyczajowa
Nie dane nam było zdać matury w terminie. Chrobry, jako jedno z czterech liceów w Warszawie (o dziwo, same tzw. renomowane) zastrajkował w maju. Ja sobie bardzo gratulowałem, bo zupełnie bym nie miał pomysłu na wypracowanie z polskiego, gdybym musiał pisać te tematy, które były 11 maja.
Siedzimy więc sobie spokojnie pod szkołą, pijemy piwko, gramy jakieś bluesowe standardy na gitarze. Usłużnie podstawiony przez radiową reporterkę mikrofon niesie nasz luz w eter. Nagle zostajemy wezwani do auli, gdzie dyrektorka ogłasza decyzję szkolnego komitetu strajkowego: matura zostaje przesunięta na następną środę. Aśka zaczyna wrzeszczeć histerycznie, że to skandal i kpina, bo ona zdaje na dziennikarstwo, a tam egzaminy wstępne są wcześniej, więc ona nie zdąży. Po chwili dociera informacja z kuratorium – chętni mogą natychmiast zdawać tam maturę komisyjną. Kilka osób w pośpiechu opuszcza szkołę.
Ale większość siedzi, choć podminowany nastrój udziela się wszystkim. Olga zapala pierwszego w życiu papierosa. Od tygodni zakuwa do egzaminu na prawo, na które sam ją namówiłem, choć ma już zagwarantowany wstęp na romanistykę za olimpiadę z francuskiego. Mnie absurdalna decyzja senatu uniwersyteckiego otwiera drogę na wszystkie wydziały za piąte miejsce z olimpiady rusycystycznej. „Pomyśl, będziemy studiować razem” – snuję przed Olgą sielankową wizję. „O ile się dostanę”. Ale dostanie się na pewno, bo nauka historii idzie jej równie łatwo, jak nauka czegokolwiek innego. Uniknąć pecha pomoże zresztą znajomy wykładowca z wydziału prawa.
Jakakolwiek jest przyczyna, po 15 miesiącach wielkiej miłości zaczęliśmy się kłócić o byle co. Olga próbuje to tłumaczyć stresem przed egzaminami wstępnymi, ja mam na ten temat swoją teorię: coraz gorzej znoszę unoszący się nad nami cień Krzyśka, którego pieszczotliwie przezywam guanem i bezlitośnie naśmiewam się z jego mokasynów. Co ciekawe, Olga nie broni go już, a już najmniej jego odpustowego gustu. Więc gdy mówi, że Krzysiek ma jakieś kłopoty, ja tytułuję sytuację „Cierpieniami młodego guana, czyli gdzie zgubiłem swoje mokasyny”, a Olga nie jest w stanie powstrzymać śmiechu. Nielojalna wobec mnie, nielojalna wobec niego, choć to drugie niewiele mnie obchodzi.
• • •
Po dostaniu się na studia wyjechaliśmy w góry. Najpierw w Bieszczady, gdzie powłóczyliśmy się w deszczu przez trzy dni. Ubłoceni po pas postanowiliśmy przenieść się w Tatry. Jak się okazało, najkrótsza droga wiodła przez Kraków, do którego dojechaliśmy w okolicach północy. Dwie godziny później przyjechała „rzeźnia” – osobowy z Warszawy, dziwnie pusty.
Znaleźliśmy przedział, w którym siedział tylko jeden człowiek. Olga dość szybko zasnęła, ja nie mogłem – rzadko udaje mi się zasnąć w pociągu. Wyszedłem na korytarz, żeby zapalić papierosa. Współpasażer wyszedł za mną i też zapalił.
– Długa noc. Skąd jedziecie?
Palił nerwowo, machy brał takie, że po czterech papieros mu się skończył. Papieros, szlug. Spytałem kiedyś Krasulę, czy jest taki czasownik po niemiecku „schlugen”. „Chyba nie, ale gdyby był, to by pewnie był nieregularny. Rozumiesz? Schlugen, Schlogt, Geschlogen. Verstehen?”. „Ja, ja, naturlich”.
Wyciągnął od razu drugiego. Był przeraźliwie chudy, miał twarz hrabiego Drakuli.
– Z Zagórza. A ty?
– Ja z Poznania. Wsiadłem w Radomiu.
Pociąg zatrzymał się w Lanckoronie. Przez megafony ogłosili, że z powodu wykolejenia się pociągu przed Chabówką postój potrwa do odwołania.
– Słuchaj, macie jakąś łyżkę do pożyczenia na chwilę?
– Jasne.
Zajrzałem do przedziału. Olga się obudziła. Wyjąłem z plecaka starą aluminiową łyżkę i podałem Drakuli.
– Słuchaj, to narkoman, poszedł sobie podgrzać kompot w tej łyżce – powiedziała trochę przestraszona Olga.
– Co ty, pewnie miałby swoją. A może i masz rację. To co, zmieniamy przedział? – nocny horror z chudym Drakulą zaczynał mnie niepokoić. Wystarczyło, że miałby AIDS i depresję i już zrobiłoby się groźnie.
– Nie, nie bądźmy aż tak ostentacyjni.
Drakula wrócił po kilku minutach.
– Po minach widzę, że wiecie, co ze mną. Proszę, twoja łyżka. Odczyściłem ją, jak się tylko dało – rzeczywiście, była czystsza niż przedtem, tylko od dołu lekko ściemniała – Sorry, właśnie jadę na odwyk, ale wziąłem działkę na drogę i jak powiedzieli o tym postoju, to się zdenerwowałem i nie wytrzymałem.
– A dokąd jedziesz?
– Do znajomego pod Turbacz. Dzierżawi tam schronisko, pełna absta, asceza i obskurność. No i ciężka praca, bo trzeba zasuwać od rana do wieczora, drewno nosić i rąbać. A ja, widzicie, jaki chudy jestem.
– A kolega…
– No, też. Ale trzy lata temu wyszedł z nałogu – wyraźnie bał się nazwać rzecz po imieniu. – ja już innych znajomych od dawna nie mam. Nawet dziewczyny już nie mam, chociaż też brała. Ale facetom po jakimś czasie znika popęd, a babom nie. No to była jeszcze jakiś czas ze mną, bo sam robię… robiłem dobry kompot. No, ale później znalazła takiego z kasą i co mu jeszcze stawał. To i odeszła.
– Myślisz, że ci się uda?
– Nawet nie zadawaj takiego pytania. Musi się udać, bo inaczej to za pół roku mnie już nie będzie.
– Nie zhaltowała cię policja za to, że warzyłeś? – podświadomie przeszedłem na jego slang.
– No nie, jakoś się udało. A teraz to już droga w jedną stronę. Sprzedałem chatę i zniknąłem, nikomu nie mówiąc, dokąd. Bo, człowieku, najważniejsze jest zerwać z towarzystwem. Czytaliście „Dzieci z dworca ZOO"? No, to wiecie. Detoks nie jest taki straszny, po prostu kilka dni bólu i mdłości. Strasznie to się robi potem, bo nawet na miejsca, gdzie zagrzałeś, nie możesz spokojnie spojrzeć – od razu ci się chce. A jeszcze te plagi, żółtaczka, Adidas.
– Adidas?
– No, przecież mówię. HIV.
Spojrzałem pytająco, ale już bez strachu. Jakoś udało mu się bezwiednie wzbudzić moje zaufanie.
– Nie, nie mam – rozwiał moje wątpliwości – ale to też było czaderskie. Poszedłem się zbadać, bo to człowiek pamięta, czy na pewno siknął sobie własnym sprzętem? Pobrali krew i kazali przyjść za tydzień. No i przez ten tydzień to się naprawdę bałem, po głowie mi latały tylko „negatywny, pozytywny, negatywny, pozytywny”. No i przychodzę za tydzień, a ta siksa w rejestracji grzebie w tych papierach i grzebie. Wreszcie wyciąga moją kartę, patrzy i mówi „No, wynik badania ma pan” i tu, cholera, przerywa, kilkanaście sekund, mi już dzwoni w głowie „Pozytywny!”, a ona upewnia się chyba i mówi „Wszystko w porządku, negatywny”.
– Mocne. Ty, facet, a co ty robiłeś, zanim zacząłeś?
– No co, normalka, nie? Skończyłem technikum i miałem zdawać na Polibudę w Gdańsku.
Zamilkliśmy. Drakula mówił strasznie szybko, ale, jak dodać do tego „eee”, „noo”, i „yyy”, jego wypowiedzi robiły się nieznośnie rozwlekłe. Pociąg ruszył. Przysnęliśmy. Przez mgłę zaspania zobaczyłem, że przed Chabówką zaczął zbierać się do wyjścia.
– No, to ja się tu ulatniam – szepnął.
– Powodzenia.
– Mowa.
• • •
W Zakopcu byliśmy przed południem. Stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać i poszliśmy na Ornak, dokąd dotarliśmy wczesnym wieczorem. Pogoda nadal była beznadziejna – siąpił deszcz, wisiała mgła.
W schronisku poznaliśmy zjawiskową dziewczynę, jak na ironię – Justynę. Rasowa, ale i dobra twarz – kilka lat później nabrałem się na ten typ urody u Aniołka, największej zdziry, jaką zdarzyło mi się poznać.
Olga gawędziła z nią do późnego wieczora, ja im się przyglądałem, leżąc na piętrowym łóżku. Justyna chodziła po górach sama. Przypomniał mi się dylemat Krzyśka, który zawsze marzył o tym, żeby chodzić po górach z dziewczyną. Ale te, które mu się podobały, nie umiały i nie lubiły chodzić, natomiast te, które chodziły, Krzyśkowi się nie podobały. Ideał zatem musiał umieć przejść metamorfozę: od eleganckiej damy do trapera. Olga miała tę rzadką umiejętność. Może dlatego tak go pociągała?
Następnego dnia wyruszyliśmy z plecakami na Czerwone Wierchy. Olga jeszcze raz zrobiła coś, co kazało mi się cieszyć ze zbliżającego się spotkania z Justyną: wyznała, że Krzysiek zaproponował jej wspólny wyjazd. Odmówiła, ale po długim namyśle.
Tymczasem doszliśmy do grani. Deszcz lał coraz mocniej, a na szczycie wiał pozbawiający równowagi wiatr. Najbliższe schronisko – Gąsienicowa.
1 2 3 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.