Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mirosław Bregin
‹Akcja „Smętek”›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMirosław Bregin
TytułAkcja „Smętek”
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik ’84, z wykształcenia historyk, z zawodu przedstawiciel handlowy. Mieszkaniec Krakowa o statusie metojka. Zainteresowany pograniczem historii i fantastyki ze wskazaniem na tą pierwszą. Nie gardzi też klimatem dystopicznym. Dotąd pisał głównie do szuflady co jednak planuje zmienić. Kiedyś. Nie licząc dwóch tekstów na łamach serwisu portalliteracki.pl, „Akcja ’Smętek’” jest jego właściwym debiutem.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Akcja „Smętek”

« 1 5 6 7 8 9 10 »

Mirosław Bregin

Akcja „Smętek”

– Kurwaaaa! – Dobrzyński zamiast strzelać cofnął się w panice. W akcie desperacji cisnął przed siebie lampę, którą trzymał w drugiej ręce. Ta z hukiem uderzyła o ziemię. Rozlana nafta na kilka sekund rozświetliła korytarz. Ale tylko po to, by mogli zobaczyć jak dziwny, ciemny, jakby ludzki choć zarazem nieludzki kształt rzuca się na drwala. Tego co było dalej nie widział już nikt. Farel, Witia i Profesor rzucili się do ucieczki, ścigani jękiem i charkotem Dobrzyńskiego. Istoty które ich napadły na chwilę zajęły się nim, gryząc go i rozszarpując, jak można było się domyśleć po odgłosach. Witia odwrócił się w biegu, posyłając w kierunku napastników serię z karabinu. Nie przejmował się tym, że może trafić kompana. Wiedział, że jest już po drwalu. Profesor też chciał strzelić, ale Farel złapał go za rękę i nie pozwolił mu się zatrzymać. Wiedział, że to na nic. Przecież przed chwilą sam strzelał do nich, i był święcie przekonany, że trafił, a kule jakby się ich nie imały. A może po prostu były cholernie szybkie.
Witia przekonał się o tym dopiero teraz. Jego wrzask na chwilę wypełnił korytarz, by błyskawicznie zamienić się w charkot. Rozszarpywany na strzępy podzielił los Dobrzyńskiego. Jednocześnie dało to kolejne cenne sekundy Farelowi i Profesorowi. Biegli ile sił w nogach starając się odtworzyć drogę, którą przyszli. Chłopak, młodszy i zwinniejszy, mógłby wyrwać do przodu, zamiast tego jednak ciągnął swego starszego towarzysza za ramię. Ten człapał i szurał. Ewidentnie kuśtykał na jedną nogę.
– Szybciej, Kwiatku, kurwa! Szybciej!
– Nie dam rady, dech tracę, nie dam rady.
Na chwilę przystanęli schowani za jednym z zakrętów. Profesor był siny, oddychał ciężko niczym parowóz.
– Biegnij… sam. Ja… będę cię… osłaniał – wysapał przyciskając swego visa do piersi.
– Gówno im tym zrobisz. Biegnijmy, do wyjścia niedaleko.
– Ja już nie pobiegnę. – Profesor przyłożył rękę do nogi, po czym pomazał policzek chłopaka ciepłą, gęstą cieczą. Farel zrozumiał od razu. Krew.
– To coś cię dziabnęło? – spytał.
– Dostałem… rykoszetem – wysapał Profesor. – Jak… Witia walił z pepeszy… Musisz mnie…
– Chodź – Farel szarpnął go, nie pozwalając dokończyć. Ciągnął ramię Profesora i co chwilę go ponaglał, wiedział jednak, że z rannym daleko nie ucieknie. Nie było innego wyjścia. Musiał gdzieś go zostawić. Musiał coś znaleźć. Macając cały czas ściany korytarza, w końcu natrafił na to, czego szukał. Ciężkie metalowe drzwi otworzyły się z trudem, za nimi znajdowało się niewielkie pomieszczenie czy bardziej wnęka. Schowek albo podręczny magazyn, nie było to jednak istotne. Grunt, że świeciło pustką. Wepchnął tam Profesora. Nim zatrzasnął za nim drzwi, rzucił jeszcze:
– Siedź cicho. Wrócę po ciebie.
W ten sposób pozbawiony balastu, Jakub rzucił się pędem do wyjścia. Już widział mętne światło w oddali, widomą zapowiedź ocalenia, już mijał ostanie skrzyżowanie wąskich tuneli, gdy nagle, tuż obok, usłyszał nagły huk i upadł na posadzkę. Napastnik wybiegł bezpośrednio na niego, wprost zderzył się z nim. Pędząc jednak na złamanie karku przypłacił to mniejszą celnością ataku i zamiast wbić się w ciało swej ofiary, zadrapał je tylko boleśnie, gdy sam uderzył o przeciwległą ścianę. Uderzenie było na tyle mocne, że ogłuszyło bestię na moment wystarczająco długi, by Farel podniósł się z posadzki, i bez oglądania za siebie, chwiejnym krokiem dobiegł do wyjścia. Był półprzytomny od bólu i szoku. Z trudem łapiąc oddech osunął się na stertę gruzów, jaka walała się na progu. Jeszcze trochę! Jeszcze trochę! Ostatkiem sił podniósł się i wybiegł na polanę. Nie poczuł się jednak bezpieczniej niż przedtem. Biegł dalej, mrużąc oczy wolno przyzwyczajające się do światła, choć wcale nie było go wiele. Chmury i gęsty las sprawiały, że wokół panował posępny półmrok. Wreszcie Farel dopadł uwiązanej do drzewa kasztanki. Klacz była mocno przestraszona i zareagowała na jego widok przeciągłym rżeniem.
– Ciiiiii – wysyczał chłopak, z trudem zrzucając ekwipunek z jej grzbietu, po czym z grymasem bólu na twarzy dosiadł ją chwytając mocno za lejce.
– Wio! – Uderzył obcasami w końskie boki. Kasztanka odzwyczajona od noszenia jeźdźca zarżała znowu, ale posłusznie puściła się kłusem, przeskakując rozwalone druty. Znaleźli się ponownie na ścieżce przy torach. Chłód ciemnej gęstwiny lasu ocucił i pokrzepił nieco Farela. Niestety, nie na długo. Ból z poszarpanego ramienia stał się na tyle przejmujący, że Jakub szybko zatrzymał konia. Chciał z niego zejść, by choć na chwilę położyć się pod drzewem. Musiał odpocząć. Czuł, że słabnie. Wtedy jednak znów usłyszał donośny skowyt. Taki sam jak przedtem, w bunkrze. A więc to coś wybiegło za nim i teraz go ściga.
Co robić? Kurwa! Gdzie uciec? Czuł, że wpada w panikę.
– Tędy, panoczku! – Gdzieś z boku, zza krzaków dobiegł go donośny, choć trochę przytłumiony głos.
• • •
Farel odwrócił się w jego stronę. Wśród gęstych ciemnozielonych krzaków zobaczył postać mężczyzny, jak on dosiadającego grzywiastego wierzchowca. Dziwny wygląd nieznajomego, przewieszona przez ramię brezentowa torba, a zwłaszcza wiszące na ramieniu łuk i kołczan ze strzałami mimowolnie wzbudziły w chłopaku jednoznaczne skojarzenie. Myśliwy.
Co tu robił? Farel nie miał jednak siły się nad tym zastanawiać. Ani tym bardziej czasu. Widząc jak nieznajomy odwraca się i popędza konia, pędem puścił się za nim. Gnali przed dobrą chwilę smagani po twarzach gałęziami drzew. Farel starał się choć pobieżnie zapamiętać drogę, którą zdążali, co nie nastręczyło trudności, jechali bowiem bez szczególnego kluczenia. Niemal prostą linią na zachód od bunkra, linii kolejowej i Chromalowej osady. Gdy znaleźli się w części lasu tak gęstej, że utrudniającej jazdę, myśliwy zsiadł z konia. Farel, choć cały czas nie był pewien czy może mu zaufać, zrobił to samo. Dalej szli pieszo prowadząc wierzchowce za uzdy. Po chwili oczom Jakuba ukazała się dziwaczna zapora zrobiona ze splątanych gałęzi, krzaków i pnączy. Coś na wzór afrykańskiej zeriby. Myśliwy zatrzymał się przed nią, w jednym miejscu odgarniając zasieki. Ma ukryte wejście, cwaniak, przemknęło Farelowi przez myśl. Gdy znaleźli się wewnątrz, jego oczom ukazało się drewniane domostwo. Ba, istna twierdza z ciosanych bali, z dachem pokrytym darnią i niewielkimi oknami będącymi właściwie dużymi dziurami w ścianach. Na zapleczu domostwa znajdowała się stajnia. Tam zamknęli wierzchowce. Po chwili siedzieli już wewnątrz chaty, grzejąc zmarznięte ręce nad świeżo roznieconym ogniem. Chłód lasu dawał o sobie znać.
– Odpocznę chwilę i trzeba mi do wsi, po pomoc… – pierwszy odezwał się Farel obwiązując kawałkiem szmaty obolałe ramię. Ból powoli ustępował, rana nie była tak dotkliwa jak mu się wydawało.
– Ano odpoczniesz, panoczku.
– Masz co zjeść? – Farel czuł, że słabnie.
– Mam gulasz.
– Daj!
Mężczyzna wstał zbliżając się do wielkiego dymiącego kotła. Chłopak mógł mu się teraz lepiej przyjrzeć. Długie, brudne włosy, broda w takim samym stanie. Wiek: na oko czterdziecha. Ubrany w jakąś potarganą, szarozieloną kufajkę, znoszoną i chyba dawno niezmienianą. Na piersiach nosił to, co od razu, obok łuku, zasugerowało Farelowi skojarzenie z myśliwym, a mianowicie naszyjnik z kłów jakiegoś zwierzęcia, chyba wilka. Ewidentnie wyglądał na dziwaka albo bardziej wariata.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Tymczasem nieznajomy solidnym ruchem chochli nalał miskę strawy i podał chłopakowi.
– Z czego to? – Jakub powąchał polewkę.
– Wiewiórka, nietoperz. Co się złapało.
Smaki wojny, przemknęło przez myśl Farelowi, nie nowina. Gorsze paskudztwa jadał w lesie, albo wcześniej, w getcie, zanim stamtąd uciekł.
– Nie było nic większego? – spytał podnosząc do ust łyżkę.
– Żebyś, panoczku, wiedział. – Myśliwy był śmiertelnie poważny. – Wszystko większe stąd uciekło.
Farel przełknął pierwszy kęs.
– Wiesz, kto mnie gonił?
– Wiem, panoczku.
– Oświeć mnie zatem.
– Diabły, panoczku. Odium humani generis. Nieprzyjaciele rodu ludzkiego.
Farel westchnął ukradkiem. A więc jednak wariat.
– To znaczy?
– Znaczy to, com powiedział. To sprawka Antychrysta. On je stworzył, panoczku.
– Antychryst?
– No tak panoczku, Antychryst, ten co wojnę rozpętał i przegrał. Ale jego diabelskie pomioty przetrwały i kto ma je zgładzić, jeśli ci, co wygrali, też Boga w sercach nie mają. – Myśliwy spojrzał uważnie na chłopaka. – Wiem, żeście do bunkra chadzali. Widziałem. Pięciu weszło, jeden ostał. A powiedz panoczku, czemu tylko pięciu, wiela was do wsi przysłali?
Farel odwzajemnił się równie podejrzliwym spojrzeniem.
« 1 5 6 7 8 9 10 »

Komentarze

11 XI 2014   04:26:42

A korekta i redakcja śpią sobie w długi weekend, to i takie kawałki wchodzą na główną stronę.

29 XII 2014   14:34:24

Niezłe. Chciało się doczytać do końca. Zwrot akcji w końcówce pierwszorzędny, ale na zakończenie trochę za łatwo poszło głównym bohaterom. Jedyna wątpliwość jaka mi się nasuwa, to że dziwnie się czułem kibicując UBowcom, ale widać takie czasy...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.