Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Antoni Nowakowski
‹Przeistoczenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAntoni Nowakowski
TytułPrzeistoczenie
OpisAutor pisze o sobie:
prawnik i politolog, piszący opowiadania i nowele, głównie o tematyce fantastycznej. Ceni fantastykę, ale także historyczną literaturę marynistyczną, faworyzując książki Frederica Maryatta i niektóre pozycje napisane przez Cecila Scotta Forestera. Swoje teksty publikował na ogólnodostępnych portalach internetowych. Ulubiona książka – „Rok 1984” George’a Orwellla, opowiadanie – „Kłopoty to moja specjalność” Raymonda Chandlera, a film to „Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda.
GatunekSF

Przeistoczenie

« 1 2 3 4 12 »

Antoni Nowakowski

Przeistoczenie

Z namysłem potarł palcem czubek nosa.
– Inżynierowie zapowiadają – kontynuował – że w przyszłym roku wreszcie wytworzymy kosiarkę do zbóż. Postęp jest naprawdę duży, a zawdzięczamy go przewożonym przesyłkom. Wszystkie osady pracują nad postępem.
Potomek Cieśli nie wyglądał na przekonanego.
– Nie musimy tak ze wszystkim gonić – powtórzył. – Po co nam czteroskibowe pługi? Wystarczą jednoskibowe albo dwuskibowe. Trochę więcej pracy i pole zaorane. Człowiek i tak się spoci… Po cóż bierzemy z innych osad przesyłki i za nie płacimy? Wysyłajmy swoje – otrzymamy więcej srebra.
Charles zaczął się śmiać.
– Luc, dzięki przesyłkom wykorzystujemy technologie z innych siedlisk.
Mina chłopaka wskazywała, że dla niego sprawa jest oczywista.
– Kupujemy od Osady w Serraing kęsy przerobionej surówki. Fabrykujemy z niej stal, a potem narzędzia. W naszej okolicy jest za mało rudy, żebyśmy sami dali sobie radę. Naprawdę powinieneś to wiedzieć.
Perrault prychnął pogardliwie.
– Luc, pochodzisz z Nowej Osady na Wzgórzu – zauważył ktoś. – Tam ty i twoi rodzice to dopiero pierwsze pokolenie. Dla ciebie wszystko jest takie jak kiedyś, a to nieprawda. Chyba nie macie właściwej perspektywy.
– Panie Heritage. – Charlesa zdawał się interesować inny problem. – Nie rozumiem, czemu rozwozimy przesyłki i towary przez puszczę ardeńską. Nie byłoby szybciej i lepiej ekspediować je dawnymi drogami? Część z nich jeszcze istnieje i nadaje się do użytku.
– Prosta sprawa. – Jean uśmiechnął się. – Na drogach wybudowano posterunki celne Osady Centralnej.
Pokiwał głową.
– Pobierają myto, cło, opłaty… Nazwij to, jak chcesz. Jadąc z powrotem, płacisz podatek za korzystanie z traktu. Musimy korzystać ze szlaków leśnych.
– Ach! – Luc Perrault nie zamierzał ustępować. – Po prostu: zdobądźmy Osadę Centralną – mielibyśmy spokój. Koniec z głupimi haraczami.
Milczał przez chwilę.
– I nie mówcie tak, ludzie, o mojej osadzie – dodał ze złością.
Gniewny ton głosu wskazywał, że wcześniejsza uwaga mocno go dotknęła.
– Wojna jest najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się przydarzyć. – Heritage wstrząsnął się. – Wszystko pewnie poszłoby wniwecz. Załamałby się plan odrodzenia. Luc, wybij sobie z głowy tę myśl.
Jean dobrze pamiętał, z jakim naciskiem omawiano dawne wojny w osiedlowej szkółce – i jak mocno przestrzegali przed nimi mędrcy. Uczestnicząc w wielu starciach z ludźmi z dzikich osad, szybko przekonał się, że słusznie.
– Pewnie zdobylibyśmy Osadę Centralną – ciągnął powoli. – Zginęłoby kilku albo kilkunastu naszych i wielu jej mieszkańców. Potem ktoś z ich nowych osad wpadłby na pomysł pomszczenia zabitych i zdobycia naszego siedliska. Może jego spalenia po tym, jak zabraliby wszystko.
Jego pamięć przywiodła widok pierwszego widzianego trupa – z głową rozłupaną uderzeniem siekiery.
– Wyrzuć z mózgu te myśli, Perrault – powtórzył. – To się już zdarzyło w trakcie Wielkiego Zimna. Ludzie walczyli o magazyny żywności, odzieży i leków. Mordowali się nawzajem, czasami po prostu dla rozrywki. Jeżeli się nudzisz, przenieś się do dzikich siedliszcz. Żyją tam bez inżynierów, lekarzy i mędrców. Kradną przesyłki, towary i konie. Będzie ci tam lepiej.
Słowa Perraulta wymagały riposty i Heritage czuł zadowolenie, że to uczynił.
Chłopak wolno pokiwał głową. Otworzył usta, aby coś odpowiedzieć, ale powstrzymał go jękliwy odgłos wycia wydobywający się z wielu zwierzęcych gardeł, wyraźnie słyszalny przez grube ściany.
– Wilki – spokojnym tonem zauważył Herbert Montfort. – Zwołują się na polowanie. Lepiej wyciągnąć skałkówki i sprawdzić panewki.
Wilki miały w bród pożywienia w rozległych kniejach Lasu Ardeńskiego, ale wierzchowce stanowiły dla nich łatwy łup. Często próbowały nocami zagryźć któregoś.
– Trzeba będzie trzymać straż w nocy – dodał – i stale dokładać szczap do ognisk przy koniach.
Charles bez słowa sięgnął po strzelbę i róg z prochem.
– Dzięki wilkom mamy więcej napadów z dzikich osad. – Heritage pokręcił głową. – Mają tam niewiele broni na czarny proch, więc basiory atakują ich stada. Potem mieszkańcy rabują nasze bydło. Niepojęte, czemu ludzie nadal tam mieszkają.
Przed snem Heritage wyszedł na polanę zobaczyć, jak wyglądają księżyc i chmury. Z wyglądu wieczornego nieba wnioskowano o pogodzie następnego dnia.
Ktoś poruszał się gwałtownie w wysokiej trawie: Luc Perrault, jako pierwszy pełniący wartę. Sapiąc, zadawał w powietrzu wściekłe cięcia rapierem, kręcąc się w kółko. W świetle księżyca Jean widział jego twarz, zaciętą i pełną złości.
– Postęp – syczał chłopak, atakując pień olchy. – Haruj od rana do wieczora i myśl o rozwoju. Dawniej mieliśmy wychodki drewniane, teraz murowane. Rozwój, tylko gówno śmierdzi tak samo.
Jedna z gałęzi, ścięta silnymi ciosami, upadła na ziemię.
– Słuchaj tych jebańców, oni wiedzą wszystko – Luc prawie krzyczał. – Zamiast cieszyć się życiem, pracuj dla postępu!
Zabrał się za odrąbywanie następnego konaru.
– Opłacaj mędrków i inżynierków, a sam babraj się w gnoju… – Perrault otarł pot z czoła. – Żyją jak pączki w maśle, a ty na nich haruj!
Jean pomyślał, że dobrze się stało, że nie zaproponował wypicia po czarce wódki wytwarzanej z żyta. Wyciągnął butelkę z sakwy, przyniósł do schronienia, lecz zapomniał o niej.
Pomyślał ze smutkiem, że coraz częściej widuje takie zachowania. Coraz częściej ludzie pytali, po co przewozi emanujące srebrzystym blaskiem przesyłki. I półgębkiem rzucali uwagi, że mędrcy i inżynierowie za dużo kosztują. Jean wierzył, że przesyłki nadal mają wielkie znaczenie, może kluczowe. Ale wiele razy przekonywał się, że innych ludzi w ogóle nie interesują – i myślał, że jego pokolenie traci coś ważnego.
Trzy ogniska paliły się wysokim płomieniem. Konie spokojnie się pasły. Heritage nakręcił czasomierz, rodzinną pamiątkę z czasów pierwszego pokolenia po okresie zlodowacenia, czasami zwanego bohaterskim, i wrócił do schronienia będącego przedmiotem jego dumy.
• • •
Wyruszyli o brzasku i dotarli do Osady nad Potokiem o trzeciej po południu.
Gęsty bór porastający łagodne zbocze wzgórza skończył się szybciej, niż przewidywali. Pozostawili po drugiej stronie grzbietu źródło strumyka, ich dotychczasowego przewodnika. Nagle wjechali w wysoką trawę i wielkie skupiska chwastów.
Jean rozejrzał się z ciekawością. Tę część kniei wycięto, wykarczowano pniaki, a jamy zasypano ziemią. Wyrąb czekał na przeoranie pługami i posianie trawy albo zboża, aby stał się następnym pastwiskiem dla bydła, a może polem uprawnym.
Heritage uważnie spenetrował wzrokiem dalsze partie stoku. Przybyło ogrodzeń szatkujących przestrzeń łąk na równe kwadraty. Przy parkanie tłoczyło się sporo baranów, a w kolejnej kwaterze pasła się liczna gromada koźląt o długawej sierści i mocnych rogach. Widział więcej długich szop z szerokimi wrotami, zbudowanych z bali i obsypanych z trzech stron ziemią – cielętników dla młodych zwierząt. W kilku pustych miejscach bydło ze szczętem wyjadło trawę, za to w innych, czekających na przepędzenie tam stada, bujnie rosła.
Z odległości paruset metrów od osiedla dostrzegł wał z ziemi i bramę. Przed fortyfikacją wykopano głęboki rów, niespodziewanie kończący się kilkadziesiąt metrów dalej.
Jeźdźcy skręcili i przejechali jeszcze spory odcinek, zanim dotarli do przysadzistej konstrukcji usytuowanej przy trakcie prowadzącym do Osady Centralnej.
Heritage dokładnie przyjrzał się niezbyt wysokim wierzejom zbitym z grubych okrąglaków i wzmocnionych płatami żelaza. Nad wrotami wał zwieńczono konstrukcją z pni drzew, osłoniętą krawędziakami. Z boków platformy sterczały czubki trzech drabin, pewnie służących do wchodzenia na górę.
Heritage ocenił, że chyba ogląda stanowisko dla strzelców.
Przed wjazdem stali dwaj mężczyźni uzbrojeni w rapiery, pistolety zatknięte za pasami i strzelby skałkowe, oparte o odrzwia. Jeden palił fajkę o długim cybuchu.
To są po prostu wartownicy – ze zdziwieniem skonstatował Heritage.
« 1 2 3 4 12 »

Komentarze

« 1 2
14 VII 2020   17:40:27

"Czerwona Poświata" wyświetla się, to prawda, tyle, że nie ma tego tekstu - przynajmniej ja tak mam - w zbiorczym wykazie opowiadań opublikowanych w "Esensji". Zauważyłem to przypadkiem. Powinno być albo na trzeciej, albo na drugiej stronie tegoż wykazu. W sumie szczegół, bo i tak tekst stary, ale porządek powinien być.
Pozdrawiam.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Czerwona poświata
— Antoni Nowakowski

Operacja „Koziorożec”
— Antoni Nowakowski

Brama – opowieść o Aaronie Wintersie
— Antoni Nowakowski

Listy kochanków
— Antoni Nowakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.