Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maria Dunkel
‹Piaskowe dziecko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaria Dunkel
TytułPiaskowe dziecko
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1993. Studiuje na Politechnice Śląskiej informatyczny kierunek o nieprzyzwoicie długiej nazwie. Lubi wiele rzeczy, przede wszystkim fantastykę, herbatę i wchłanianie zbędnych informacji. Debiutowała w 2012 tekstem w „Esensji”, a na papierze rok później w „Fantastyce Wydaniu Specjalnym”. Obecnie cierpliwie czeka, aż tryby procesu wydawniczego przemielą jej pierwszą powieść.
Gatunekfantasy

Piaskowe dziecko

Maria Dunkel
« 1 4 5 6

Maria Dunkel

Piaskowe dziecko

Ravken zebrał się w sobie i przywołał dżiny. Gdy stworzona przez Deviego mikroskopijna burza piaskowa uderzyła brutalnie w jego plecy, wzniósł ścianę białych płomieni, a te pomknęły z piachem i wiatrem. Cios tego ostatniego zbił Łowcę z nóg. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że spada w szczelinę, wraz ze spływającym do niej piaskiem. Oślepiony, głuchy z powodu ryku wiatru i uwięzionego w płomieniach smoka, młócił rękami wśród sypkiego złota, wpadającego mu do oczu i uszu.
Ravken!
Nowa fala okrutnego bólu wdarła się w jego umysł. Zadarł głowę, przez stojące mu w oczach łzy dojrzał Deviego, który zawisł nad nim, uderzając nierówno skrzydłami. Końcówka jego ogona, ze złożonym teraz pierzastym wachlarzem, kołysała się jak ratunkowa lina. Ravken uchwycił ją, a smok, rycząc z bólu, wywlókł go z paszczy ruchomych piasków.
Devi wylądował niezgrabnie kawałek dalej, zachwiał się i padł. Ravken runął obok niego.
– Dzięki, stary – wykrztusił ochryple, po czym splunął zgrzytającym mu w zębach piachem.
Z buchającej gorącem zadymki wyłoniły się trzy groteskowo zdeformowane łby. Wybałuszone ślepia, ścięte temperaturą białego ognia, wypłynęły z oczodołów. Stopione łuski utworzyły guzy i nacieki, w niektórych miejscach zwęgliły się zupełnie. Szczęki i same głowy drgały niesynchronicznie.
Ravken krzyknął, gdy z góry opadła potężna łapa. Odtoczył się na bok. Wielki pazur rozorał mu udo, głęboko, aż z bólu mroczki zatańczyły mu przed oczami. Grunt zadrżał pod siłą uderzenia. To był jednak ostatni, agonalny zryw. Zaraz potem trzy ogromne łby runęły na piach, wzbijając kurzawę. Jeden zarył tuż obok Łowcy, skulonego z dłońmi przy krwawiącej ranie. Ravken podziękował dobremu losowi za swój niebywały fart.
Nie żyje? – spytał, bardzo chcąc, żeby ktoś chłodno myślący potwierdził to, co widziały jego łzawiące od piachu oczy.
Mam nadzieję – odrzekł Devi.
Łowca podparł się na gorącym cielsku i chwiejnie podniósł na nogi. Zraniona kończyna wciąż krwawiła. Nogawka nasiąkła już krwią, skapującą po bucie i wsiąkającą w piach.
Wyleczę ci te żebra – powiedział półprzytomnie Ravken.
A później się wykrwawisz?
Jęknął. Huczało mu w skroniach, myśli miał rozbiegane. Zdał sobie sprawę, że zabraknie mu sił, by magicznie połatać ich obu. Powinno ich jednak starczyć na zatamowanie krwawienia i zainicjowanie zrastania kości. Co bynajmniej nie oznaczało, że zdołają wrócić do oazy jako para bohaterów. Raczej jako inwalidzi i grubo po czasie.
Łowca wciąż przyciskał dłonie do rany. Stwierdził, że nie pamięta odpowiednich formuł. Zachciało mu się śmiać. W końcu jego spowolniony, zamglony umysł znalazł odpowiednie słowa. Ravken zaczął je szeptać i czynił to tak długo, aż krwawienie ustało.
Wygląda na to, że Aron upewni się o mojej podłej reputacji – stwierdził, kuśtykając do swojego towarzysza pomimo zawrotów głowy.
Obejście smoczej łapy zabrało mu nad wyraz dużo czasu. W końcu dotarł do Deviego. Usiadł ciężko na piachu, oparł czoło o jego pysk.
– Na duchy pustyni.
– Co znowu?
– To było fantastyczne, prawda?
Devi sapnął z irytacją.
– Czasami mam cię dość bardziej niż ty mnie – stwierdził.
• • •
Pustynia przywodziła na myśl morze, choć różniła się od niego barwą i zapachem, a zamiast dynamiki fal, bez przerwy zmieniały ją powolne wędrówki wydm. Księżyc wisiał nad tym monotonnym, statycznym na pozór krajobrazem. Wielbłądy porykiwały, ich szerokie racice miękko, jednostajnie uderzały o sypką powierzchnię, podobnie jak łapy Deviego. Ludzie parli naprzód, a pustynia wciągała ich nogi, by po chwili opornie je uwolnić. Nocny chłód wdzierał się pod ubrania, przynosząc ulgę po gorącym dniu. Powietrze było suche, zdrowe, tak ostre, że zdawało się kaleczyć płuca. Przesycały je zapachy zmęczenia, dalekie od rozkosznych, słonych aromatów.
Ravken niósł Znajdę, zawiniętą w warstwy tkanin i skór, by małej nie dokuczał chłód. Dziewczynka wtuliła się w jego ubranie i spała, docisnąwszy małe piąstki do brody.
– Będzie jej wśród nas dobrze – zapewnił Aron.
Nie przyszli do niego, więc on odnalazł ich. Wiedział, że wyruszyli na północ, a gdy zbliżył się wystarczająco, za drogowskaz służyło mu ogromne cielsko. Zdążył w porę. Ze względu na bliskość tak wielkiej góry mięsa, hieny stawały się napastliwe. Obrona przed nimi wymagała podtrzymywania ognia bez opału. Ten wysiłek z kolei nie pozwalał Łowcy wypocząć dość, by ostatecznie uleczyć jego i Deviego. Gdyby przeznaczenie nie doprowadziło Arona w odpowiednie miejsce, podzieliliby los mieszkańców oazy.
– Będzie wśród was inna – sprostował Ravken.
– My lubimy różnorodność. Zwłaszcza wśród kobiet. Myślisz, że dlaczego noszą się tak barwnie?
Ravken uśmiechnął się.
– Wiem, że będziecie o nią dbali – zapewnił.
Dziewczynka czknęła, otwarła oczka. Popatrzyła na niego, a później wygięła usta w podkówkę i ryknęła głośnym płaczem.
– Och, nie – jęknął Ravken.
– Już nadciąga odsiecz – zapewnił z rozbawieniem Aron i rzeczywiście, jego córka, idąca wśród kobiet na końcu karawany, wyprzedziła ciągnących wielbłądy mężczyzn.
Ravken oddał jej płaczącą Znajdę, nie kryjąc ulgi. Rozejrzał się, omiatając wzrokiem cichy bezkres pustyni. Z boku, z jakiejś piaszczystej nory, wyprysnął fenek. Umknął w ciemność, niewyraźna sylwetka z puszystym ogonem i ogromnymi uszami. Wyglądało na to, że przynajmniej na razie ochrona Łowcy średnio przydaje się Ludziom Tęczy.
– Wiesz, co jeszcze o tobie słyszałem? – Aron był z tych gadatliwych, co Ravkenowi nie przeszkadzało, jako że on również.
– Oprócz tego, że jestem włóczęgą, naciągaczem i szarlatanem, który pod przykrywką niesienia pomocy opróżnia sakiewki życzliwych, by nażłopać się piwa?
Aron zaśmiał się.
– Pamiętliwy jesteś – stwierdził.
– Tylko trochę. No dobrze, co słyszałeś?
– Że faraon cię ściga.
– Ach, tak – westchnął Ravken.
– Chciałbym dowiedzieć się więcej na ten temat – dodał Aron, poklepując się pejczem do poganiania wielbłądów po udzie.
– Cóż, skrócona wersja jest taka, że pomyliłem igrzyska z wdarciem się dzikiej hydry na arenę i zabiłem ulubionego pupilka faraona.
– Pomyliłeś? – powtórzył Aron.
– No, prawie – potwierdził beztrosko Ravken. – Zmyliły mnie krzyki niewiernej kochanki jego syna.
– Chcę pełną wersję, Łowco. Czasu mamy dużo.
– Niech będzie. Postawisz mi w zamian piwo, gdy już dotrzemy do celu?
Aron znów się zaśmiał.
– Postawię – obiecał. – Ale jeśli okradniesz jakieś żebrzące dziecko, nie będę się za ciebie tłumaczył.
koniec
« 1 4 5 6
14 lutego 2015

Komentarze

23 II 2015   12:38:38

Nieśmiało zwrócę uwagę na fakt, że noworodki przeważnie nie płaczą łzami :)

01 IV 2015   22:07:34

fajne czytanko

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Grzechy naszych ojców
— Maria Dunkel

Jazda jazda, Szczurza Pani
— Beatrycze Nowicka

Biblioteka
— Maria Dunkel

Iskra w ciemności
— Maria Dunkel

Wilk wśród jagniąt
— Maria Dunkel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.