Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Pewne formy zła›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułPewne formy zła
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 25 lat, studiuję na Poliechnice Gdańskiej na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa, trochę na przekór literackim zainteresowaniom. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu — z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naturalistycznej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Pewne formy zła

« 1 2 3 4 13 »

Dawid Zieliński

Pewne formy zła

„Nie! Nie mogę tak żyć.”
Przełykając ciężko, przez ściśnięte gardło ślinę, schował telefon z powrotem do kieszeni.
Przecież ona i tak jest martwa. Gdyby jeszcze dawała jakieś oznaki życia wówczas sprawa przedstawiałaby się inaczej, o wiele korzystniej. Ale nie, nic z tych rzeczy. Zmarła prawdopodobnie już w chwili uderzenia głową o reflektor; widział połyskujące w jej policzku odłamki twardego szkła. Ta dziewczyna nie żyje, jest sztywna jak głaz, teraz już nic nie zrobi jej żadnej różnicy. Nie kiedy połowa krwi z jej ciała krzepła powoli, rozlana dookoła na drodze.
Rozejrzał się niepewnie, ale wokół było cicho i spokojnie. Znikąd nie nadjeżdżał żaden inny samochód. W samym środku ciemnego lasu o tej porze nie można było raczej spodziewać się kogokolwiek. Byli z dziewczyną całkowicie sami. Nikt nie miał najmniejszego pojęcia o ich spotkaniu.
Wstał powoli i popatrzył na nią z góry. To było jedyne wyjście z sytuacji. Jedyne, by zachować swoje życie i siebie samego. Jeszcze mógł powrócić do normalności. Skrzywionej, skrwawionej, lecz wciąż będącej tą, którą sam sobie stworzył. Musiał tylko zapomnieć, wymazać to z pamięci. Tak skutecznie, aby uwierzyć, że nigdy nie miało miejsca.
Most.
Pamiętał go dokładnie; mijał go przecież zaledwie kilkadziesiąt metrów stąd. Przypomniał sobie obraz księżyca, odbitego w wodach płynącej dołem rzeki. Jej wartki strumień z pewnością mógł unosić z prądem wiele ciężkich rzeczy przez setki kilometrów. Kto wie, może nawet i do samego Bałtyku.
Wrócił do samochodu po trzymany w bagażniku koc z wyszytymi głowami dzikich zwierząt. Nigdy za nim specjalnie nie przepadał, trzymał go tu, gdyż nie bardzo miał co z nim zrobić w domu. I teraz - proszę, lepszego zbiegu okoliczności w tej sytuacji nie potrafił sobie wyobrazić.
Wątpliwości dopadły go w drodze powrotnej. Myśli, jak fala przypływu, zalewały jego umysł, ale odsuwał je od siebie i odgradzał szczelnym murem. Sumienie kąsało go coraz boleśniej, niczym wygłodzony wilk upolowaną zdobycz, lecz zdołał znaleźć na nie skuteczne znieczulenie. Jego życie rozwidlało się tu, na tej leśnej, odosobnionej drodze i tylko od niego zależało, czy podąży właściwą ścieżką. W chwili obecnej najwłaściwsza była dla niego ta, którą podążał od chwili narodzin. Martwa dziewczyna zaś oznaczała wegetację; bezsilne, beznamiętne, bezsensowne trwanie w trzęsawisku, bez wyjścia.
„Nie, taką ewentualność muszę wykluczyć. Muszę się jej pozbyć. Natychmiast. Wyrzucić gdzieś daleko, skąd nigdy mnie nie dostanie.”
Zarzucił koc na ciało, szczelnie przykrywając każdy skrawek tego koszmaru i pieczołowicie wsunął go pod jej tors tak głęboko, jak tylko było to możliwe. Potem, przełamując wstręt i kolejną narastającą w nim falę obezwładniającej mdłości, podniósł gwałtownym szarpnięciem dziewczynę. Usłyszał jak z odgłosem przypominającym rozdzieranie mokrego materiału jej głowa oderwała się od nawierzchni drogi. Niespodziewanie ciało złożyło się w pół, jak kieszonkowy scyzoryk, przez co niemal nie wypuścił go z rąk. Żołądek podszedł mu do gardła, kiedy w odpowiedzi na swoje starania, by oprzeć dziewczynę o kolano i unieść ją z takiej pozycji, do jego uszu doleciał dźwięk zgrzytających o siebie, połamanych kości. Zachwiało nim; przez chwilę był już prawie pewien, że upadnie wprost w sam środek kałuży krwi. Zdołał jednak odzyskać równowagę i wyprostował się.
Dziewczyna nie była ciężka, jednak trzymana przez dłuższy czas dawała o sobie znać bólem w napiętych mięśniach. Jeszcze zanim dotarł do samochodu dyszał ciężko jak po długim biegu, a w dół pleców spływały mu strużki potu. Odniósł dziwne wrażenie, że z każdą mijającą chwilą ciało przybiera na wadze.
Początkowo zamierzał ułożyć zwłoki w bagażniku, teraz jednak zrezygnował z tego pomysłu; do mostu nie było aż tak daleko, widział wyraźnie żelazne sztaby jego trapezowego ożebrowania, prześwitujące pomiędzy drzewami tuż za zakrętem drogi. O pozostawiony samochód mógł być spokojny; nawet jeśli jakimś cudem znalazłby się w tej okolicy ktokolwiek, kto zechciałby go sobie przywłaszczyć, widok krwi skutecznie ostudziłby jego zapał. Ruszył więc dalej, raz po raz niezdarnie poprawiając krótkimi podrzutami ułożenie ciała, kiedy zsuwało mu się z ramion.
Szedł niepewnym, chwiejnym krokiem, czując jak coraz bardziej słabną mu mięśnie. Zaciskając zęby starał się przyspieszyć ten mozolny marsz, ale jego nogi zdawały się być obdarzone własną wolą i utrudniały każdy kolejny ruch.
Nawet przez materiał koca wyczuwał zniekształcone ciało dziewczyny, każdą jego nienaturalną wypukłość i wrażenie to przyprawiało go o dreszcze. Miał świadomość krzepnącej na wewnętrznej stronie krwi, niemal czuł ją, jak przepływa mu pod palcami, oddzielona tylko cienką warstwą ciemniejącej i wilgotniejącej z każdą chwilą tkaniny. Starał się nie patrzeć na wystające po jednej stronie, zlepione brunatnymi skrzepami włosy. Faliste, ciemnoblond pasemka niegdyś, w słonecznym świetle, musiały wspaniale wyglądać. Tuż obok nich zwieszała się nienaturalnie lewa dłoń, wysuwając się na zewnątrz na podobieństwo macki niezwykłego, morskiego stworzenia, którego skóra przybrała szkarłatny odcień. Mężczyzna odwrócił głowę, lecz to niewiele pomogło. Smukłe nogi dziewczyny, którym również udawało się wydostać, przewieszone przez jego ramię kołysały się bezwładnie w rytm kroków. Tylko na jednej stopie tkwił czarny, aksamitny pantofelek na płaskim obcasie. Druga miała zmiażdżone palce i podbicie.
Rzeka nie należała do największych, łączący jej brzegi most miał zaledwie dwadzieścia, może dwadzieścia pięć metrów długości. Grzmiała jednak w dole groźnie i majestatycznie, spienionymi falami przetaczając swe wody w dół niewielkiego wąwozu, spiesząc ku huczącemu u jego wylotu wodospadowi. Poszarpane, ciemne skały sterczały z jej nurtów niczym ostre, zdolne rozszarpać każdą zdobycz zęby olbrzymiego drapieżnika. Wbity nieopodal brzegu w dno metalowy słup głębokościomierza wskazywał cztery i trzy czwarte metra.
Mężczyzna dotarł do mostu i z wysiłkiem oparł owinięte kocem ciało o masywną, żelazną balustradę. Przez chwilę stał pochylony i ciężko łapał powietrze; zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że gdyby tylko rzeka znajdowała się zaledwie dwa metry dalej, ciało z pewnością wyślizgnęłoby mu się z rąk i upadło na drogę, a wówczas on nie znalazłby w sobie dość siły, by podnieść je ponownie.
Wyprostował się powoli i przełykając ślinę spojrzał w dół, przez barierkę. Wody rzeki szumiały niespokojnie, jakby przeczuwając zdarzenia, które właśnie miały nadejść i oczekując ich ze zniecierpliwieniem. Głodne, nienasycone wyciągały ku niemu swe dłonie, a w przybierających demoniczne kształty, skąpanych w srebrnym blasku falach dostrzegał błaganie o podarunek, o ofiarę, o coś, dzięki czemu będą mogły wykazać swą potęgę i destrukcyjną siłę. Rzeka szeptała do niego, w szumie tym słyszał echo najwyższego pożądania.
Nie mógł go zawieść.
Gdzieś w oddali mknął pociąg, stukot jego kół niósł się daleko przez okolicę, mieszając się z równie odległym ujadaniem rozdrażnionego psa. Drzewa wokół kołysały się lekko, szeleszcząc liśćmi i postukując konarami. W ich gęstwinie co jakiś czas odzywała się sowa, rozdzierając noc swym niskim krzykiem. A pośród tej okolicy na tle poznaczonej kraterami, księżycowej tarczy przygarbiona sylwetka z wysiłkiem uniosła sporej wielkości, owinięty przemoczonym materiałem pakunek o dziwnym, nie przypominającym niczego kształcie i postękując ułożyła go na żelaznej balustradzie mostu nad rwącą rzeką.
Wstrzymując na kilka długich chwil oddech, mężczyzna pchnął silnie oplecione zielonym materiałem ciało dziewczyny. Zawiniątko przechyliło się przez krawędź barierki i przez sekundę zakołysało się na niej, a potem runęło w dół z zawrotną prędkością, lecz mężczyźnie z zaciśniętymi kurczowo, mokrymi od potu dłońmi wydawało się, że trwało to całą wieczność, zanim z impetem uderzyło w wodę i znikło pod jej falami. Rzeka z pełnym wdzięczności sykiem pochwyciła darowane jej resztki człowieczeństwa.
Mężczyzna odwrócił się i przebiegł na drugą stronę mostu. Nie potrafiąc wytłumaczyć przed samym sobą dlaczego to czyni, usiłował odszukać ją pośród wzburzonej wody, by spojrzeć na nią po raz ostatni i móc obserwować jak odpływa. Dostrzegał dziewczynę tylko przez moment, jak wyrzucając ku górze białe ramiona uderzyła w jedną ze skał; pomimo szumu fal wydawało mu się, że usłyszał chrzęst jaki temu towarzyszył. A później ciemniejszy, pchany tonami wody kształt minął szczyt wodospadu i pogrążył się w kaskadach spadających w dół fal, całkowicie znikając mu z oczu.
Po dłuższej chwili beznamiętnego wpatrywania się w udekorowaną gwiazdami noc, wrócił do samochodu. Krwią nie zamierzał się przejmować, ostatecznie nikt przecież nie widział w tym miejscu jego samochodu. W przybrudzone, poplamione olejem i smarami szmaty zawinął oderwany kołpak, a potem schował go do bagażnika. Znalazł też drugi but dziewczyny i z rozmachem cisnął nim głęboko w las. Nieodparta chęć, by jak najszybciej oddalić się stąd i czym prędzej zapomnieć o wszystkim co zaszło, rozpierała go od środka coraz bardziej. Na tyle, na ile był w stanie to zrobić wytarł zakrzepłą już krew z prawego koła, a potem niemal biegiem okrążył samochód i wskoczył za kierownicę. Przekręcając kluczyk w stacyjce, pobieżnym spojrzeniem obrzucił tarczę wbudowanego w deskę rozdzielczą zegara. Minęła właśnie druga po północy.
« 1 2 3 4 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 2
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.