Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Pewne formy zła›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułPewne formy zła
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 25 lat, studiuję na Poliechnice Gdańskiej na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa, trochę na przekór literackim zainteresowaniom. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu — z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naturalistycznej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Pewne formy zła

« 1 2 3 4 5 6 13 »

Dawid Zieliński

Pewne formy zła

— No dobra, pana na wierzchu — rzekł w końcu wzdychając. — Ale najszybciej będzie gotowy na jutro rano. I tak będę musiał pracować całą noc...
— Niech będzie.
— Ale kołpaka takiego nie mam, będziesz pan musiał kupić sobie nowy komplet.
— Nie szkodzi. To teraz mało istotne.
Papierkowe formalności załatwili w ciasnym, dusznym gabinecie na tyłach warsztatu. Mechanik odprowadził go do wyjścia, uścisnęli sobie dłonie, a kiedy Adam schodził w dół dość stromego podjazdu, usłyszał za sobą raz jeszcze głos brzuchatego:
— Powinieneś pan to zgłosić.
Znieruchomiał. Miał wrażenie, jakby ktoś położył mu na plecach mokry ręcznik, a szyję ciasno owinął pętlą wisielczego sznura. Odwrócił się bardzo powoli i z ukosa spojrzał na szczyt podjazdu.
Mechanik kiwnął na niego.
— Tą sarnę — wyjaśnił. — Powinieneś pan ten wypadek zgłosić do tutejszego leśnika. Tu zawsze tak się robi.
Adam pokiwał tylko głową, nie odzywając się, z ulgą słuchając własnego serca, którego bicie powoli wracało do normalnego rytmu.
— Mieszka nad jeziorem, na Leśnej 31, dobre co? — zarechotał głośno. — Leśnik na leśnej. Jak pan chcesz, to mogę do niego zadzwonić.
— Nie, nie trzeba — pospiesznie odpowiedział Adam, odrobinę za szybko i zapewne zbyt nerwowo, gdyż mechanik zmarszczył ze zdziwieniem brwi. — Niech się pan tym nie przejmuje i zajmie moim samochodem. Leśniczego poinformuję sam, proszę mi wierzyć.
Kiedy w końcu zdecydował się upić łyk kawy, ta także zdążyła już wystygnąć. Nie przejął się tym jednak zbytnio i przełknął chłodny, gorzkawy napój, który w pustym żołądku odezwał się krótkotrwałym, ściskającym bólem. Podziałało to na niego nieco orzeźwiająco, przywracając do świata i rzeczywistości. Adam podniósł głowę i przetarł twarz rękoma.
„Koniec z tym. Koniec z roztrząsaniem przeszłości. Stało się, trudno, ale już po wszystkim. Trzeba żyć dalej.”
Wyczuł na sobie czyjś wzrok i dostrzegł ją kątem oka. Nawet nie zauważył kiedy weszła do środka i usiadła obok, zaledwie dwa miejsca dalej. Zerknął na nią i dostrzegł uśmiech, nieśmiało igrający w kącikach jej ust.
— Nie sądziłam, że podają tu tak fatalną kawę — odezwała się lekkim, zmysłowo brzmiącym głosem.
Odchrząknął i wyprostował się nieco na barowym stołku.
— Słucham?
— Pańska kawa — wyjaśniła. — Wypił ją pan na zimno i skrzywił się. Szkoda, bo ja także zdążyłam już zamówić.
Adam przyjrzał się jej z zaciekawieniem. Spoglądała na niego z hamowanym rozbawieniem w piwnych, podkreślonych czarnym cieniem oczach, a w jej urodzie było coś tak niezwykle intrygującego, że momentalnie zapomniał o dręczących go niepokojach; niesamowite połączenie wdzięku kobiecej urody z lekkimi, młodzieńczymi rysami nastolatki. Subtelna, gładka twarz o perfekcyjnie, niemal posągowo zarysowanych kościach policzkowych otoczona była bujną kaskadą pofalowanych, czarnych jak heban włosów, które opadały jej nieco poniżej pasa. Mały, rozkosznie zadarty nosek i lśniące wilgocią, nieznacznie tylko pociągnięte różową szminką usta dopełniały wizerunku, który na kilka sekund odebrał mu oddech z płuc.
Siedziała bokiem do niego, jakby świadomie kusząc go widokiem swego kształtnego, długiego uda, które w bocznym, długim niemal do biodra rozcięciu białej, sięgającej kolan, wąskiej spódniczki prezentowało się ze swej najlepszej, przyspieszającej bicie serca strony. Także biała, odsłaniająca płaski, opalony brzuch bluzka na ramiączkach, wydawała się być co najmniej o dwa numery za mała, niemal w całości ukazując światu skąpy, koronkowy stanik, który niezbyt udanie usiłowała skryć. Kiedy nieznajoma poruszyła się, a jej pełne piersi zakołysały zmysłowo, Adam poczuł jak nagle robi mu się o wiele za gorąco, niż wynikałoby to z panującego na zewnątrz upału.
— Może zechciałby pan ją wypić razem ze mną? — kontynuowała. — Może w moim towarzystwie będzie smakowała nieco lepiej?
Adam uśmiechnął się do niej, nieco zakłopotany, wybity z rytmu bezpośredniością siedzącej obok piękności, a jego serce załomotało dziko w piersi. Dziewczyna bawiła się zsuniętym do połowy stopy białym butem na wysokim obcasie, kołysząc nim powoli, z rozmysłem, w przód i w tył, co skutecznie rozpraszało jego uwagę.
„Dlaczego nie? Skoro i tak mam spędzić tu kolejną dobę... Agnieszka jest daleko stąd, nie musi przecież o tym wiedzieć. Zadzwonię do niej później i coś wymyślę. Jak zawsze.”
— Nie potrafiłbym odmówić — odparł więc. — Nie takiej osobie jak pani.
Dziewczyna obdarzyła go szerokim uśmiechem, ukazując szereg białych, zadbanych zębów, a w jej oczach zatańczyły ogniki. Przez chwilę nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Chociaż Agnieszka była jego żoną od przeszło sześciu lat, nie potrafił teraz postąpić inaczej i nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby zaprzepaścił szansę chociażby krótkiej, przelotnej rozmowy przy kawie z kobietą taką, jak ona, ta anielskiej niemalże urody nieznajoma, która zjawiła się obok niego w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebował.
Pod dużym oknem, wychodzącym na położone za budynkiem baru ogród i jezioro, znaleźli wolny stolik, z okrągłym, drewnianym blatem, obstawiony czterema ręcznie rzeźbionymi krzesłami. Kiedy dziewczyna wstała od kontuaru a jej czarne włosy zafalowały jakby obdarzone własnym życiem, Adam spostrzegł, że nieznajoma jest nieprzeciętnie wysoka jak na kobietę. Z pewnością miała więcej niż sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i chociaż on sam nie należał do najniższych, poczuł się nieco nieswojo idąc obok niej, gdyż w swych butach na obcasie wyraźnie go przewyższała.
Usiedli naprzeciw siebie, a dziewczyna pełnym wdzięku ruchem odrzuciła swe jedwabiste włosy, które delikatnie, niczym muśnięcie skrzydeł motyla przemknęły po szczupłych, odsłoniętych ramionach koloru oliwki i zsunęły się w dół pleców. Nieznajoma oparła się o blat stołu i złożyła podbródek na splecionych przed sobą dłoniach. Miała długie, wypielęgnowane paznokcie, które pomalowane na perłowo błyszczały w padających zza okna promieniach słońca.
W jej dużych, sarnich oczach było coś magicznego; coś, co sprawiło, że dla Adama nagle przestał istnieć cały świat. Zmysłowość, z jaką na niego patrzyła przysłoniła ciemną kurtyną obraz własnej żony, jaki przez chwilę odmalował się wewnątrz jego umysłu. „Czy to możliwe, że może istnieć kobieta tak niesamowicie pociągająca?”, przeleciało mu przez głowę i w tym samym momencie zrozumiał, że pożąda tej dziewczyny tak bardzo, jak żadnej innej w swoim życiu.
— Często tu pani bywa? — zagadnął w pierwszy lepszy sposób, jaki przyszedł mu na myśl.
— Och, przestań — odparła. — Nie lubię, jak ktoś zwraca się do mnie w ten sposób. Mówmy sobie po imieniu. Jestem Ksymena.
Jej głos brzmiał jak szelest atłasowej pościeli, targanej bezkresną namiętnością dwojga kochanków, spragnionych siebie do granic możliwości.
— Ksymena? — Adam uniósł brwi. — To dość nietypowe imię. I równie piękne jak ty.
Uśmiechnęła się lekko, kącikiem ust zaledwie, tajemniczo i uwodzicielsko, lecz nie odezwała się.
— Ja nazywam się Adam Nowakowski — ciągnął dalej. — Miło mi cię poznać.
Zamilkł na moment, czekając aż dziewczyna powie o sobie coś więcej. Ona jednak przypatrywała mu się tylko uważnie swymi wielkimi oczami.
— Cóż... Przyjechałaś tu na wypoczynek? — spytał w końcu. — Odpocząć od wielkiego miasta?
Pokręciła głową.
— Nie, mieszkam tu razem z siostrą. Mamy dom nad brzegiem jeziora.
— Ja z kolei jestem tutaj tylko przejazdem. Miałem... drobny wypadek dziś w nocy i muszę poczekać do jutra, aż przywrócą mój samochód do porządku. Może w tym czasie pokazałabyś mi okolicę? Wydaje się być bardzo malownicza.
Nie zareagowała od razu, spoglądając na niego bacznie spod długich, gęstych rzęs.
— Dlaczego nie powiesz mi tego wprost? — odparła, bawiąc się palcami kosmykiem czarnych włosów. — Czy wy zawsze musicie zachowywać się tak samo? Tak... schematycznie?
Adam poruszył się niespokojnie na krześle.
— Słucham?
Ksymena pochyliła się w jego stronę, a w dekolcie bluzki Adam dostrzegł jej krągły, oliwkowy biust, który omal nie wyskoczył z miseczek koronkowego stanika. Na kilka chwil jej sutki uwypukliły rozkosznie miękki materiał.
— Dlaczego nie powiesz mi, że chcesz się ze mną przespać? — szepnęła, patrząc mu prosto w oczy. — Bo przecież od początku myślisz tylko o tym.
Adam zarumienił się lekko, a w ustach nagle zrobiło mu się bardzo sucho. Ksymena, najwyraźniej zadowolona z wywołanej przez siebie reakcji, przesunęła powoli koniuszkiem języka po ustach i opadła z powrotem na oparcie krzesła.
— Powiedz mi to — rozkazała, a w jej głosie było coś, co zdawało się nie znosić sprzeciwu.
« 1 2 3 4 5 6 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 2
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.