Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dawid Zieliński
‹Pewne formy zła›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDawid Zieliński
TytułPewne formy zła
OpisAutor pisze o sobie:
Mam 25 lat, studiuję na Poliechnice Gdańskiej na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa, trochę na przekór literackim zainteresowaniom. Pisaniem zajmuję się od 10 roku życia, ale na poważnie zacząłem robić to dopiero kilka lat temu — z mniejszymi bądź większymi sukcesami. Do tej pory udało mi się opublikować kilka swoich opowiadań w magazynie „Fahrenheit”. Staram się tworzyć klasyczną literaturę grozy, osadzoną w naturalistycznej rzeczywistości, rzadziej science-fiction czy fantasy.
Gatunekgroza / horror

Pewne formy zła

« 1 3 4 5 6 7 13 »

Dawid Zieliński

Pewne formy zła

Serce waliło mu w klatce piersiowej tak mocno, że miał wrażenie, iż jego bicie rozchodzi się po całej sali. Z trudem opanował drżenie rąk.
— Jeśli usłyszę to z twoich ust, wówczas pierwszą rzeczą, jaką pokażę ci w tym mieście, będzie moja sypialnia. — Ksymena obserwowała go bez mrugnięcia okiem, z nieruchomą, pełną niezachwianej pewności siebie twarzą. Zdawała się czerpać perwersyjną przyjemność z tryumfowania nad nim własną kobiecością. — Obiecuję też udawać najlepiej jak potrafię, że nie widzę obrączki na twoim palcu.
Adam nie pozwolił jej długo czekać. Zbyt obawiał się skutku, jaki mogłoby wywołać jego przedłużające się wahanie.
— Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. Masz rację, chcę spędzić z tobą noc.
Nie potrafiłby wydobyć z siebie innych słów. Ksymena była ucieleśnieniem wszelkich jego marzeń i męskich fascynacji; prawdopodobieństwo spotkania drugiej takiej jak ona sięgało zera. Gdyby teraz wstał i wyszedł, zapewne do końca życia miałby przed oczyma obraz jej nagiego, opalonego niemal na brąz ciała, będący tylko zwykłym wyobrażeniem i niczym więcej, i zawsze już zastanawiałby się, jakie byłoby w dotyku. Jaki smak miałyby jej usta.
To było nieuczciwe; zdawał sobie sprawę, że skrzywdzi Agnieszkę, może nawet tak dotkliwie, że ból ten będzie odczuwała przez całe życie. Wciąż pamiętał o obietnicy, którą złożył samemu sobie po tym, jak dowiedział się, że owocem ich przelotnej znajomości na jedną noc jest córeczka, że bez względu na wszystko będzie dla niej dobrym mężem, a przynajmniej będzie starał się nim być; jeśli jej nie pokocha, to przynajmniej będzie szanował. Po dwóch latach zawartego pod presją rodziców małżeństwa wyznała mu, że zaczyna coś do niego czuć, i że może w związku z tym jest jeszcze dla nich jakaś szansa. Wówczas on też zaczął ją dostrzegać; może dlatego, że nie miał innego wyjścia. Dziś jednak to wszystko nie miało chwilowo większego znaczenia. Teraz liczyła się tylko Ksymena i noc, jaka wkrótce miała nadejść. W obliczu nieziemskiej wręcz urody kruczowłosej dziewczyny bledły wszelkie wątpliwości.
„Przecież Agnieszka nigdy się nie dowie. Nawet się tego nie domyśli.”
Dziewczyna, jakby znając jego myśli, zmrużyła z zadowoleniem oczy; w ich głębi wyraźnie dostrzegalny był błysk szybko narastającej, erotycznej drapieżności. Na jej rozchylonych ustach igrał pełen zwycięstwa uśmiech. Adam doszedł do wniosku, że nigdy jeszcze nie widział cudowniejszego, bardziej fascynującego uśmiechu. Uśmiechu, który obiecywał tak wiele.
• • •
Maja nalewała właśnie tęgiej, starszej kobiecie drugą już filiżankę kawy, kiedy jej wzrok przypadkowo padł na dwójkę ludzi siedzących przy stoliku pod obszernym oknem. Zauważyła tam uśmiechającą się osobliwie, czarnowłosą dziewczynę, którą widywała tu już kilka razy wcześniej. Towarzyszący jej mężczyzna odwrócony był do baru plecami, kelnerka nie mogła więc dostrzec wyrazu jego twarzy.
Dziewczyna, której imię Maja przypadkowo uchwyciła podczas którejś z poprzednich wizyt, niemal za każdym razem zachowywała się tak samo. Wybierała samotnego mężczyznę, trzepotała przed nim rzęsami, by po krótkiej rozmowie wyjść w jego towarzystwie. Piotr Górecki, właściciel baru, sądził, iż była luksusową prostytutką, a ponieważ wygląd i zachowanie czarnowłosej nie budziły zastrzeżeń, tolerował jej obecność w restauracji. Jednak Maja nie podzielała tego zdania; Ksymena miała w sobie coś, co nie pozwalało sklasyfikować jej tak łatwo. Emanowała z niej zbyt duża siła i pewność siebie. Poza tym, zdaniem Mai, była na to stanowczo zbyt inteligentna i niemal za każdym razem sprawiała wrażenie za bardzo rozbawionej tą swoją zabawą, by stanowiła ona tylko jej zawód. Nie zmieniało to jednak faktu, że kelnerka nie przepadała za tajemniczą dziewczyną. Gdyby to od niej zależało, wyrzuciłaby Ksymenę na zewnątrz i z hukiem zatrzasnęła za nią drzwi.
Ciężko przyszło jej się do tego przyznać przed samą sobą, lecz Maja w końcu stwierdziła, pomimo całej tej antypatii, że Ksymena była niesamowicie piękną kobietą, chociaż stosunek młodziutkiej kelnerki do innych kobiet nigdy nie wykraczał poza ramy zwykłej przyjaźni, gdyż dalszy obszar zupełnie jej nie interesował. Niemniej po czysto kobiecym, krytycznym spojrzeniu na urodę potencjalnej rywalki, Maja zgodnie podzielała opinię wszelkich bywających w barze mężczyzn, iż Ksymenie natura nie poskąpiła piękności i czaru. Teraz zaś, kiedy kątem oka złowiła jej uśmiech, którym to najwyraźniej zadowolona z osiągniętego efektu obdarzyła kolejnego nowo poznanego przyjezdnego, Maja dostrzegła w nim coś niepokojącego, co burzyło idealną harmonię piękna, wdzięku i gracji. Fałszywą nutę, która odezwała się ukłuciem irracjonalnego, instynktownego strachu w sercu kelnerki.
Maja poczuła dreszcz przebiegający jej w dół pleców. Dłoń jej zadrżała, przez co część kawy rozlała się po wypolerowanym blacie kontuaru.
W uśmiechu Ksymeny nie było śladu radości. Cień złowieszczego zadowolenia, jaki padł w ten sposób na twarz czarnowłosej wyparł z niej wszelką kobiecość. Prysł w jednej chwili intrygujący, anielski urok, zastąpiony wykrzywioną maską wściekłej wilczycy. I chociaż siedzący przed nią mężczyzna zdawał się tego nie dostrzegać, w głębi oczu Ksymeny zalśnił przerażający chłód, od którego wszystko wokół zdawało się pokrywać grubą warstwą szronu.
Mai ten krzywy, imitujący uśmiech grymas przywiódł na myśl oblicze głodnego drapieżnika, który pewien swego panowania nad upolowaną właśnie zdobyczą przymierza się już do zatopienia w niej przesiąkniętych paraliżującym jadem kłów. Mogło to być jedynie przywidzenie, lecz Maja mogłaby przysiąc, że na kilka krótkich chwil długie, czarne włosy poruszały się same, falując wokół głowy jakby obdarzone własnym życiem, a kilka lśniących kosmyków wijąc się wzdłuż ramion dziewczyny sięgało w stronę mężczyzny na podobieństwo macek ośmiornicy.
Potem wszystko minęło, równie nagle, jak się pojawiło, a Ksymena szepnęła kilka słów wprost do ucha mężczyzny i wyszła powolnym, powłóczystym krokiem, pozostawiając go wpatrzonego w jej rozkołysany chód. Stukot wysokich obcasów napełnił salę echem.
Mężczyzna zanotował coś pospiesznie na kawałku miękkiej chusteczki, lecz Maję niespecjalnie to interesowało. Widywała coś takiego już wiele razy wcześniej; za chwilę ten przyjezdny podejdzie do kontuaru i zapyta jak dotrzeć pod zapisany na restauracyjnej chusteczce adres. Jeśli Ksymena nie wychodziła od razu z mężczyzną, zostawiała ich w takim właśnie, nieznośnym oczekiwaniu. A do jej domu nad brzegiem jeziora można było trafić stosunkowo łatwo.
Kiedy mężczyzna wyszedł, dokładnie poinstruowany jak tam dotrzeć, ruch w restauracji na kilka chwil zmalał na tyle, iż Maja mogła pozwolić sobie na krótką przerwę. Zapaliła więc papierosa, za nic mając ostrzeżenia przyjaciół o jego szkodliwości, i powróciła do lektury miejscowej gazety, którą zwiniętą w rulonik trzymała pod ladą. Zainteresował ją artykuł na pierwszej stronie, jednak zanim zdążyła zacząć go czytać, zjawili się nowi klienci i zmuszona była powrócić do pracy.
Nagłówek na górze pierwszej strony głosił:
NIEWYJAŚNIONE ZNIKNIĘCIA CZTERECH OSÓB.
POLICJA POSZUKUJE POWIĄZAŃ
Wieczorem, po ciężkim dniu Maja zupełnie straciła ochotę na jakąkolwiek lekturę i po drodze do domu wyrzuciła gazetę do pobliskiego kosza.
• • •
— Miłej nocy — rzucił zmęczonym głosem do siedzącego w ciasnej dyżurce młodego sanitariusza doktor Kruk, po czym poprawił zapięcie swego płaszcza i wyszedł na zewnątrz.
Metaliczny, niezwykle głośny odgłos, jaki wydało zatrzaskujące się za nim ciężkie skrzydło drzwi, odbił się echem od zielonych ścian korytarza i trzech sal miejskiego prosektorium, drażniąc nerwy wibracją drżących okiennych szyb, przeszklonych drzwi i medycznego sprzętu. Ucichł dość szybko, lecz w uszach Roberta rozbrzmiewał jeszcze przez jakiś czas. W ciszy, jaka nastąpiła wkrótce potem dało się słyszeć monotonne tykanie zawieszonego nad wejściem zegara o tarczy pozbawionej cyfr. Sanitariusz został sam; oczywiście jeśli nie brać pod uwagę kilkunastu rozłożonych po salach ciał.
Robert rozsiadł się wygodniej na swym krześle, odchylił do tyłu i zarzucił nogi na blat biurka, zaśmieconego papierami, pustymi opakowaniami po batonach i jogurtach oraz wszelkiego rodzaju niepotrzebnymi drobiazgami, w rodzaju zużytych wkładów do długopisu, czy rozgiętych spinaczy. Odetchnął z zadowoleniem, w którym pobrzmiewała też nuta ulgi. Sekcja znalezionego w kanałach ciała mężczyzny w średnim wieku przedłużyła się niespodziewanie o ponad dwie godziny i wiele wskazywało na to, że potrwa jeszcze dłużej. Sędziwy doktor Jakub Kruk nigdy nie należał do patologów sądowych szybko wykonujących powierzoną im pracę („Po co mam się spieszyć, możesz mi to wyjaśnić? Przecież nie jestem chirurgiem, a oni i tak są martwi.”), co w pewnych warunkach stawało się dość uciążliwe. W soboty takie jak ta robiło się wręcz niepokojące. Robert wolał nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby łysy jak kolano Kruk zamarudził dziś jeszcze dłużej i w efekcie spotkałby się przy wyjściu oko w oko z tym kurduplem, Maleckim. Cały, tak dobrze układający się interes mógłby runąć. Oczywiście zawsze można było się wyłgać, ale od pewnego czasu pośród personelu prosektorium krążyły pewne plotki, a spotkanie takie z pewnością przyczyniłoby się do ich nasilenia, a wówczas zaczęliby stąpać po dość niepewnym gruncie. Niemniej teraz w budynku nie było już nikogo — nikogo żywego, poprawił się w myślach — więc nikt nie mógł przyłapać ich w najbardziej newralgicznym momencie.
« 1 3 4 5 6 7 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Manuskrypt
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 2
— Dawid Zieliński

Głęboki Grób – część 1
— Dawid Zieliński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.