Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Filipczak
‹Eva›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Filipczak
TytułEva
OpisOpowiadanie osadzone w realiach świata Hitalia.
GatunekSF

Hitalia: Eva

« 1 5 6 7
– Judith…
– Dobrze, już dobrze, Kalen. Idźcie spać, skoro macie wstać o świcie.
• • •
Dochodziło południe, gdy w końcu się zatrzymali. Dopiero wtedy Coreder nie wytrzymał i wypowiedział głośno cisnące się im wszystkim na usta pytanie.
– Kaktus, na diabła włóczymy się po tym lesie? Przecież, i Sahm, i szpiedzy, jeśli mają tylko odrobinę oleju w głowie, uciekli na sawannę.
– Coreder, chłopie, może by tak odrobina zaufania? Nie bój się, wiem co robię.
– Ale….
– Żadne „ale”. Wiem co robię. Wkrótce odnajdziemy nasze ptaszki.
– Zanim sami nie potoniemy w bagnie - burknął O’Callan.
• • •
– Sahm, słuchaj. Nie skręcajmy do lasu. Zostańmy na brzegu. Schowamy się, gdy zauważymy pogoń.
– A jeśli i oni nas wówczas zauważą? Nie, Shogun. Lepiej nie ryzykować. Ukryjemy się w lesie. Jak to mówią: „Najciemniej jest pod latarnią”. Tutaj nie będą nas szukać. Zresztą mamy tu spotkanie.
– Z Barbarzyńcą?
– Dokładnie tak, mój drogi rasisto. Głowa do góry - odwrócił się plecami do spochmurniałego nagle Shoguna i zaczął przedzierać się przez splątane chaszcze.
• • •
– Khorst! Zaczekaj!
– Co się stało? - pułkownik był wyraźnie zniecierpliwiony. Kalen znacznie opóźniał jego zwykłe tempo. - Co się stało? - powtórzył ostrzej.
Zdyszany rolnik dopiero teraz doszedł do niego.
– Nic takiego - uśmiechnął się przepraszająco. - Matka natura wzywa. Muszę iść za potrzebą.
– No to idź - burknął. Zrzucił sakwę z pleców i usiadł na trawie. Spokojnie patrzył, jak Kalen zmierza do pobliskiego zagajnika. - Ech, chłopie kilka dni w warunkach frontowych i nie szukałbyś drzewek. Starczyłyby ci nawet najmniejsze krzaczki. Daleko ci jeszcze do prawdziwego żołnierza, Kalen, daleko… - mruczał sobie pod nosem.
Przysadzisty mężczyzna właśnie zniknął między pierwszymi drzewami, gdy w głowie pułkownika odezwał się alarm. Coś było nie tak. To miejsce… Znał je. Ale przecież nigdy tu nie był. Russo… Ten obraz wciąż przewijał się w jego wspomnieniach, gdy niósł go na grzbiecie… To samo ukształtowanie terenu… Te dziwne drzewa… A w nich…
– Kalen! Stój!!! Stój, do jasnej cholery!!! - ruszył biegiem w kierunku zagajnika. Chociaż nie robił tego od lat, modlił się teraz, aby się mylił, aby to nie było to miejsce. Daremnie. Jedyne, co mu pozostało, to wkroczyć w dziwnie regularny krąg wielkich kamieni i podnieść nieprzytomne ciało z leżącej w centrum wielkiej kamiennej płyty. Szedł, a w jego oczach po raz pierwszy od dziesiątek lat zakręciły się łzy.
• • •
– Jesteśmy już blisko - Kaktus zrzucił prowizoryczną sakwę na ziemię i przeciągnął się. - Na dziś wystarczy. Zaraz i tak będzie zbyt ciemno na dalszą wędrówkę. A jutro rano podzielimy się na mniejsze grupki. Rozciągniemy sieć, w którą wpadną nasze rybki. Potrzebuję trzech ochotników, którzy nazbierają chrustu. Co, ochotnicy zginęli pod Silver Dale? A czy wspomniałem, że będą zwolnieni z nocnej warty? Spokojnie, zaraz. Trzech. Powiedziałem trzech…
• • •
Pułkownik na próżno próbował ocucić przyjaciela. Nie miał pojęcia jak daleko oddalił się Kalen i że klepanie po policzkach oraz zimna woda to zbyt mało, by powrócił…
• • •
Nagle poczuł się lekki jaki jak piórko. Ogarnął go spokój, jakiego nie znał do tej pory. Gdzieś w pobliżu siebie usłyszał ludzki głos, mówiący: „Ty i te twoje potrzeby. Zachciało ci się kobiety, to uwolniłeś szpiega, chciałeś się załatwić, to załatwiłeś się na cacy. Do diabła, i co ja mam teraz z tobą zrobić, Kalen?!”
To Khorst, przyjaciel. Płacze nad nieprzytomnym ciałem leżącym koło ogniska. Nie widzi, że tak naprawdę go tam nie ma, że stoi tuż obok klęczącego pułkownika. Zaraz, co on mówił? Ach tak, szpieg. Piękna kobieta, która go oszukała. Serce zabiło mu mocniej. Uniósł się w górę, w rozgwieżdżone niebo i pozwolił się porwać wiejącemu wiatrowi…
Znalazł ją skuloną koło żarzącego się ogniska, które rozpaliła w załomie kamieni. Tak jak przypuszczali, uciekała brzegiem klifu na północny wschód. Teraz, zmęczona, spała. Pochylił się nad nią i delikatnie pocałował w usta.
• • •
Obudziła się. Nie była tu sama. Zerwała się na równe nogi i oparła o najbliższy kamień. Nikogo nie widziała, ale intuicja mówiła jej, że ktoś tu jest.
– Kim jesteś? - zapytała ochrypłym głosem, ale nie czekała na odpowiedź. Już wiedziała. Tylko jakim cudem mu się to udało? Przecież dwa dni temu był zwykłym przeciętnym człowiekiem. Jak w tak krótkim czasie opanował Siłę?
– Witaj, piękna.
– Witaj. Zapewne przybyłeś tu, aby się zemścić?
Uśmiechnął się.
– Jeśli nie, to czego tu szukasz?
– Ciebie.
– Daj spokój tym bredniom - parsknęła. - Nie udawaj, że nadal jesteś zakochany. Oboje dobrze wiemy, jak to było naprawdę.
– Owszem, ale to nie zmienia faktu, że nadal mi się podobasz.
– Naprawdę? I dla mojego uśmiechu gotów jesteś zapomnieć o wszystkim i puścić mnie wolno? - zapytała sarkastycznie.
– Być może.
Szarpnęła się. Miała dość tych bredni.
– Odchodzę. I lepiej nie stawaj mi na drodze, mój natchniony Romeo.
Jej ciało nagle stawiło opór. Nie mogła oderwać się od kamienia, o który się opierała.
– Puszczaj, bydlaku!!! - krzyknęła ze wściekłością.
– Po co?
Absurdalność tego pytania doprowadziła ją do śmiechu.
– A jak myślisz? - zapytała pokonując wesołość.
– Chcesz iść dalej, w ciemnościach, po kamienistym brzegu? To niebezpieczne. Możesz złamać nogę.
– Patrzcie państwo, jak ty się o mnie troszczysz. A może powiedz otwarcie, że nie chcesz bym dotarła do nadajnika i zawiadomiła Federację o sytuacji na Hitalii.
Poczuła ciepło jego uśmiechu.
– To też, ale przede wszystkim kieruje mną troska o twoje dobro. Błądzisz, szukając przyjaciół tam, gdzie są tylko wrogowie. Czyż to nie zastanawiające, że zamiast pozostać na orbicie, „Fenix” rozbił się na powierzchni planety, że jakoś nikt nie oczekiwał na komunikat od ciebie…
– Ty łajdaku, wszedłeś do mego umysłu, gdy spałam…
– Nie musiałem. Ta myśl była widoczna z daleka. Zresztą, błądzisz nie tylko w tej sprawie. Idziesz złą drogą. W ten sposób nigdy w pełni nie zrozumiesz Siły.
– A ty pewnie znasz właściwy sposób?
– Znam. Spójrz we mnie…
Nie zamykał się przed nią, nie bronił przed wtargnięciem, wręcz przeciwnie, zapraszał. Wielki, szczery, dobry… Cofnęła się. Bała się zatracić w tej otchłani. Bała się ujrzeć tam… utraconej części własnej jaźni.
– Jak sobie chcesz - mruknął. - Do niczego nie będę cię zmuszał. Nie będę też dłużej cię więził. To musi być twój własny wybór. Chcę tylko abyś wiedziała jedno. Moje uczucia w stosunku do ciebie nie uległy zmianie. Nadal cię kocham.
Zniknął.
• • •
Powrócił do swojego ciała. Otworzył oczy.
– Kalen!!! - radosny okrzyk pułkownika rozdarł nocną ciszę.
– Khorst. Dobrze cię znów widzieć. Wracajmy do domu.
– Ale… - wojskowy zawahał się. - A Sahm, a ten wredny szpieg?
– Nie martw się o nich. Wracajmy do domu. Zaufaj mi, pułkowniku.
Coś w jego głosie sprawiło, że Khorst mu uwierzył.
• • •
– Szukają nas.
– Cicho. Przejdą obok.
– Ale jak nas znaleźli?
– Nie wiem, Shogun. Naprawdę nie wiem. Może te hełmy nie są aż tak szczelne? Zresztą nieważne. Minęli nas. Możemy iść dalej.
Dwie oblepione błotem postacie poderwały się z zarośli. Wchodzili na niebezpieczny teren. Minęli już dwa gejzery, gdzieś między drzewami mignęła im tafla jeziora. Podłoże było coraz bardziej wilgotne. Zbliżali się do bagien. Zresztą potwierdzał to coraz mocniejszy zapach zgnilizny.
– Sahm, jesteś pewien, że wiesz, gdzie szukać Barbarzyńcy?
– Wiem, wiem. Nie marudź już.
Szli dalej. Sahm przyśpieszył. Miał nadzieję, że na bagnach zgubią pogoń. W jaki sposób ich tu znaleź…
Głuche tąpnięcie.
– Sahm!!! Sahm, ratuj!!!
– Cicho bądź. Nie drzyj się tak. Zaraz cię wyciągnę. Nie ruszaj się. Podaj mi najpierw walizkę. To nasza przepustka do przyszłości. Teraz spokojnie, podaj mi rękę…
– Zapadam się - głos Shoguna zabrzmiał rozpaczliwie. Szarpnął się, ale jedynym wynikiem było szybsze pogrążenie się w bagnie.
– Poczekaj chwilę. Muszę znaleźć jakiś kij. Zaraz cię wyciągnę.
– Pośpiesz się!
Był już zanurzony po pas.
– Sahm, na litość boską, pośpiesz się!
Gruby kij tuż przed jego twarzą. Złapał się go. Albinos zaparł się i zaczął ciągnąć. Nagle przerwał i przekrzywił głowę. Zza drzew dobiegły ich obce okrzyki.
– Tam są! Teraz już nie uciekną!
Ich oczy zetknęły się.
– Sahm, proszę - szepnął.
– Fajny był z ciebie kumpel, Shogun - krzyknął albinos i rzucił się do ucieczki.
– Sahm, ty gnido!!! - wrzasnął za nim. Szarpnął się, ale to tylko pogorszyło jego sytuację. Nagle ktoś mignął między drzewami.
– Hej, tutaj! Na pomoc! Niech mi ktoś pomoże!!!
Było ich dwu, ale gdy większy dostrzegł uciekającego albinosa ruszył za nim, wydając dziki okrzyk. Drugi dopadł do niego. Znał go. Coreder.
– Pomóż mi - powiedział błagalnie.
Zanurzony po pierś w cuchnącej mazi patrzył jak człowiek, który go ścigał, sięga po porzucony kij i podaje mu. Chwycił mocno, próbując się podciągnąć. Człowiek na brzegu zachwiał się.
– Czekaj - sapnął. - Nie tak. Może to ja cię wyciągnę.
Szarpnął, ale Shogun zapadał się dalej. Lustro brudnej wody sięgało już jego szyi.
– Nie dam rady - Coreder wychrypiał zrozpaczony. - Sanders!!! Sanders, ty pieprzony osiłku!!! Chodź tutaj!!! Zostaw tego zboczeńca!!! Shogun zaraz utonie!!! Sam nie dam rady!!! Sanders!!!
Uwięziony w bagnie musiał odchylić głowę do tyłu, aby ust nie zalała mu cuchnąca woda. Ściskał gruby kij jak wybawienie. Wybawienie, które nie nadchodziło. Nie chciał umierać… Nie w taki bezsensowny sposób…
Gwałtowne szarpnięcie o mało nie wyrwało mu ramion ze stawów. Potężna siła zaczęła ciągnąć trzymany przez niego kij. Powoli jego ciało zaczęło się wynurzać z gęstej mazi. Tak, dobrze. Jeszcze trochę. Jeszcze troszeczkę. Zaraz będę bezpieczny. Będę żył. Dzięki wam, chłopaki. Niech wam Bóg błogosławi. Niech…
Cios pięścią oszołomił go.
– Za to, że przez ciebie musiałem wypuścić Sahma.
– Nie przejmuj się, Sanders - Coreder poklepał olbrzyma po plecach. - Może wpadnie na kogoś z naszych.
• • •
Kończyli właśnie szkielet pierwszego bambusowego domku. Ostatnia burza ujawniła wszelkie nieszczelności namiotu. Uznali zgodnie, że szałasy były znacznie bardziej praktycznym rozwiązaniem. Budulca mieli pod dostatkiem, technologię wyjaśnił im Obuchowitz. Mieli też dość rąk do pracy, odkąd Russo doszedł do siebie. Jakoś nie kwapił się z odejściem z osady. Postanowili, że dla każdego zbudują niewielki domek, oraz jeden większy, służący za spichlerz i świetlicę.
– Nadchodzi pomoc - stwierdził spokojnym tonem Russo.
Kalen obejrzał się. Na niewielkim wzniesieniu przed osadą majaczyła się jakaś sylwetka. Chociaż stąd nie można było tego rozpoznać, był pewien, że jej włosy mają rudy kolor. Uśmiechnął się.
– To dobrze. To bardzo dobrze - powiedział.
Krasne, grudzień’98- luty ’99
koniec
« 1 5 6 7
1 kwietnia 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Kamuflaż
— Marcin Jankowski

Projekt „Hitalia”
— Andrzej Filipczak

Gwardia
— Andrzej Filipczak

Historia interaktywnej opowieści
— Jarosław Grzędowicz

Cyfrowo
— Marcin Jankowski

Przyjaciel dobrego
— Marcin Jankowski

Legenda o ukrytym skarbie
— Michał Studniarek

Marnotrawny
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.