Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiesław Gwiazdowski
‹Bestie z południowych krain›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWiesław Gwiazdowski
TytułBestie z południowych krain
OpisWiesław Gwiazdowski,rocznik 73. Mieszka w Suwałkach. W Fantastyka Wydanie Specjalne 3/2016, ukazał się jego „Jurand”. Pod koniec roku, jeśli plany się nie zmienią, wydawnictwo Genius Creations szykuje druk jego powieści „Góry pamięci”.
Gatunekgroza / horror

Bestie z południowych krain

« 1 2 3 4

Wiesław Gwiazdowski

Bestie z południowych krain

Anna nie odpowiada, bez strachu podchodzi do samych krat i wpatruje się zauroczona w bestię, która na nią czeka. Jest dokładnie taka jak na zdjęciach. Ogromna, dzika i piękna. Śniła o niej będąc dzieckiem, śniła o niej dorastając, w dniach kiedy stawała się kobietą. I oto teraz stoi przed swym marzeniem i przeznaczeniem. Bezbronna i uległa.
Czy mogłaby życzyć sobie czegoś więcej?
Tylko jedno przychodzi jej na myśl: dom rodzinny. Brat i matka. Miasto.
– Yes – odpowiada po namyśle. – I want you to burn my hometown, Warsaw.
Mężczyzna kłania się w pas.
– As you wish – odpowiada. – Allahu akbar.
• • •
– Przygotować się do zrzutu!
Raz, dwa, trzy, cztery…
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Brama rozładunkowa opada powoli, pozwalając nieskazitelnej czerni nocy wedrzeć się do komory. Podmuch wiatru szarpie linkami, wzbudza kurz.
Wdech, wydech, wdech…
Przyglądamy się, oczekując na skok.
Robiliśmy to już wiele razy. Nie mogło się nie udać.
Wdech, wydech, wdech, wydech…
Raz, dwa, trzy, cztery…
Ci z przodu zaczynają biec, by po kilku krokach przepaść w ciemnościach. Złapani przez grawitację prują przestworza, niczym aniołowie bez skrzydeł w samobójczym pędzie ku ziemi.
A ja wśród nich.
Wdech, wydech.
Najpierw skok, potem lot, adrenalina. Niżej, niżej i niżej.
Gdy sygnalizator rozwrzeszczał się czerwienią, ręka powędrowała do zawleczki. Szarpnięcie podniosło żołądek do gardła. Z pięćdziesięciu metrów na sekundę wyhamowałem do dziesięciu.
Pierwsi z drużyny byli już na miejscu, zgarniali bezwładne spadochrony.
– Orzeł osiem wylądował – szepnąłem, odpinając uprząż.
Najłatwiejsza część zadania wykonana. Teraz trzeba już tylko zaskoczyć wroga. I wrócić.
Przestroiłem hełm i dołączyłem do kumpli. Według mapy mieliśmy dwa kilometry do przebycia. Dziesięć, może piętnaście minut marszobiegu. Noc była dość ciemna, by to mogło się udać. Jeśli nie… Cóż, wiedzieliśmy, że nikt z otwartymi ramionami czekać tu na nas nie będzie.
Pierwszy etap mieliśmy za sobą, nim zdążyliśmy się zmęczyć. Wbrew nazwie pustynia oferowała sporo możliwości bezpiecznego przedostania się na teren wroga. Zresztą, miejsce ataku nie zostało wybrane przypadkowo. W grę wchodziło kilka lokalizacji. Ta wydawała się najłatwiejsza do przejścia.
I, jak się okazało, była.
Przyczailiśmy się na szczycie wydmy. Poniżej, jakieś trzysta metrów od nas, ziała w skale ciemniejsza od nocy dziura: wejście do jaskini. Tuż przed nią paliły się dwa ogniska, obok siedzieli dwaj mężczyźni, czterej inni spali.
Na sygnał dowódcy unieśliśmy broń i namierzyliśmy cele. Krótki trzask zakłócił ciszę. Siedzący przy ognisku osunęli się bezwładnie. Tymi, którzy leżeli, wstrząsnął lekki dreszcz. Nic więcej.
Biegiem pokonaliśmy dzielącą nas od jamy przestrzeń.
Jafet wbiegł pierwszy, potem Joseph, ja i reszta oddziału. Igor z Lee zostali na zewnątrz, jako osłona.
Tunel był wysoki i szeroki na co najmniej cztery metry. Trzymając się jak najbliżej ścian zanurkowaliśmy w głąb.
Korytarz skończył się sto metrów dalej. Znaleźliśmy się w przestronnej grocie, której ścian nie byliśmy w stanie dostrzec. Bez wątpienia jaskinia nie była dziełem rąk ludzkich. Bez wątpienia też coś czaiło się w mroku.
Dostrzegliśmy to równocześnie z liniami krat. Najpierw dwa żarzące się ogniki, potem przyczajony za nimi kształt.
– Smok…
Jednak wywiad nie kłamał. Naprawdę znaleźli kryjówkę bestii. Niezwykłe wydawało się tylko to, że strzegło jej zaledwie sześciu wojowników.
Gad dostrzegł nas w tej samej chwili, w której my zobaczyliśmy jego, choć niewykluczone, że wiedział o nas wcześniej. W mgnieniu oka znalazł się przy kratach i bez ostrzeżenia, zanim zdążyliśmy zareagować, plunął ogniem wprost na Jafeta.
Nagły wrzask zatrząsł jaskinią.
Tak wyją paleni żywcem – wróciło nieodległe wspomnienie. Sekundę później palec nacisnął spust i złote linie pocisków pomknęły w cel.
Bestia zaryczała wściekle, z pyska buchnął snop ognia. W jednej sekundzie w grocie zrobiło się jasno jak w dzień. Nie przerywając ostrzału wycofaliśmy się poza zasięg płomieni.
Potrzebowaliśmy większego kalibru lub większej precyzji. Niestety pierwsza opcja odpadała. Użycie granatnika mogło zawalić strop, a tego woleliśmy uniknąć. Kuloodporność smoka nie dotyczyła całej powierzchni jego skóry. Miał kilka słabszych miejsc. Podniebienie, podbrzusze, gałki oczne.
– Gaz – rozkaz w słuchawkach przypomniał mi, że dysponujemy różnego rodzaju bronią. Odpiąłem puszkę od pasa i rzuciłem za kraty.
To samo zrobili pozostali.
Gad cofnął się, może nawet zachwiał. Przypadł do ziemi zawijając ogon przed przednie łapy.
– Teraz!
Wznowiliśmy ostrzał. Jon, Max i Terry weszli do klatki, reszta za nimi. Smok szarpnął się jakby próbował zaatakować, lecz kolejne puszki z gazem, z których parę wylądowało przy ślepiach, skutecznie ostudziły gadzi zamiar. Wycofał się i przyczaił.
Jon z kumplami byli przy jajach. Rozłożyli torby i w dziesięć sekund później ruszyli do wyjścia. Osłanialiśmy ich, ani na moment nie przerywając kanonady. Gad próbował się rzucać, lecz nie daliśmy mu szansy na wypełznięcie z kąta.
Kiedy nasi znaleźli się poza klatką, z pomocą Terry’ego zarzuciłem stopione zwłoki Jafeta na plecy. Kombinezon wytrzymał smoczy atak, ciało już nie. Koszmarnie wykrzywiona twarz wyglądała zza szyby hełmu. Spojrzałem tylko raz.
Tunel pokonaliśmy biegiem.
U wylotu czekał Igor z detonatorem w ręku. Gdy oddaliliśmy się na bezpieczną odległość odpalił ładunki.
Pustynia zadrżała od eksplozji.
Już nie musieliśmy się kryć. Zadanie zostało wykonane.
Lee poinformował naszych na niebie i w kwadrans później byliśmy na pokładzie śmigłowca, zmierzając do bazy.
Bułka z masłem, prawda?
A jednak nie. Dokonaliśmy niemożliwego.
Tylko Jafeta żal. Był dobrym kompanem. W londyńskim Soho zostawił rodzinę, żonę z trójką malutkich dzieciaczków. Za trzy miechy kończył mu się kontrakt. Znałem ich osobiście, bawiliśmy się razem na chrzcinach najmłodszej córki Abigail. Wiedziałem, że myśleli o kredycie na dom, na wakacje planowali wypad nad Morze Egejskie. W jednej chwili ich marzenia i plany legły w gruzach.
Czuliśmy wściekłość i smutek.
• • •
Według informacji uzyskanych przez organizację Human Right Watch Państwo Islamskie weszło w posiadanie nowej broni – smoków bojowych. Po utworzeniu kalifatu na terenach Iraku i Syrii, wiadomości z ziem dżihadystów są niezwykle skąpe, dlatego wiele doniesień pochodzi z nieokreślonych źródeł. Według agencji Reutera filmy, które od jakiegoś czasu krążą w Internecie, są trudne do podważenia. Najwybitniejsi politycy i specjaliści łamią sobie głowy nad tym, jak bojownicy weszli w posiadanie legendarnych bestii.
Nikt nie ma wątpliwości co do tego, że terroryści dysponują co najmniej kilkunastoma osobnikami. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka twierdzi, że smoki żywią się dziewicami i rozsmakowały się w szczególności w dziewczynach o białej karnacji. We Francji po raz kolejny udaremniono wyjazd zwerbowanej nieletniej. Szacuje się, że do dnia dzisiejszego armię dżihadystów zasiliło dwa tysiące młodych dziewcząt. Ile z nich stało się pokarmem smoków, nie wiadomo. Pewne jest, że z żadną po wyjeździe do Państwa Islamskiego nie udało się uzyskać kontaktu i że mimo ostrzeżeń i wzmocnionej ochrony granic ochotniczki wciąż przedostają się na tereny kalifatu.

Dziś o szóstej rano czasu lokalnego potężny wybuch wstrząsnął centrum Londynu. Dzielnice Westminster, Kensington i Chelsea, Camden, Brent, Islington, praktycznie przestały istnieć. Ciemna chmura pyłów rozciąga się nad całym miastem, uniemożliwiając bezpośrednią transmisję z miejsca katastrofy. Na razie nie ma pewności, czy był to zamach terrorystyczny. Choć są to wciąż niepotwierdzone informacje, mówi się o dziesiątkach tysięcy zabitych. Nikt nie próbuje oszacować ilości rannych ani wynikłych z wybuchu strat, wiadomo, że są ogromne i bez pomocy międzynarodowej odbudowa zrujnowanych dzielnic może pogrążyć Wielką Brytanię w długoletnim kryzysie. Reakcja rynków finansowych jest jednoznaczna. Giełdy azjatyckie: Nikkei, Hang Seng i Shanghai Composite pikują ostro w dół.
Żadna z organizacji nie przyznaje się do ataku.

Ibrahim ibn Awwad śmiał się. Patrzył w ekran laptopa i śmiał się. Allach znów okazał łaskę i to, co na początku wydawało się porażką, przekuł w zwycięstwo.
Psy zakradły się do gniazda. Psy spłonęły w ogniu.
Dymy nad Londynem snuły się ciemnymi pasmami.
Jakieś cztery lata wcześniej stracili pierwszy miot. Wówczas jeszcze trzymali smoki w pobliżu baz. Wydawało się im, że sama obecność bestii wystraszy nieprzyjaciół. Zawiedli się. Ataki nasiliły się do tego stopnia, że postanowili przenieść jeden z obozów. Wojownicy załadowali jaja na wielbłądy, gdy nadleciały drony. Nie mieli szans na powrót do kryjówki.
Eksplozja wyrwała w pustyni lej na pół kilometra, fala uderzeniowa była tak silna, że zginęli wszyscy w promieniu pięciu. Wielu bogobojnych młodzieńców odeszło tego dnia. Wiele kobiet i dzieci.
Wrogie media podały, że drony natrafiły na skład materiałów wybuchowych. Nie miało znaczenia, że oprócz włóczni i mieczy, posiadali zaledwie kilka karabinów. Ibrahim domyślił się, co wywołało eksplozję, lecz wiedzę tę zachował dla siebie. Podwładnym kazał powtarzać informacje, którymi spekulowały zagraniczne media.
Dlatego, kiedy usłyszał o ataku komandosów na kolejne gniazdo, nie wściekł się, tylko zaczął zastanawiać, jaką może mieć z tego korzyść. Czuł, że to szansa, która prędko nie wróci.
Uderzyli tydzień później, ze zdwojoną siłą, zajęli parę miast, z pomocą pojmanych informatyków zhakowali sieć, groźbą i prośbą odkryli kilka prawdopodobnych miejsc, dokąd wróg mógł wywieźć smocze jaja.
Następnego dnia dżihadystki z pierwszego naboru wyruszyły w podróż do Europy. Odwiedzić rodziny w Londynie, Paryżu i Warszawie.
By nie narażać operacji nie utrzymywali z nimi kontaktu, a o szczegółach wiedziało jedynie kilku zaufanych wojowników.
Udało się.
Dlatego Ibrahim śmiał się, a głowie kiełkował mu nowy plan. Ostatniej nocy miał sen o wolnych ludziach południowych krain. Żywił nadzieję, że będzie to sen proroczy.
Dziś Londyn, jutro Paryż, pojutrze Warszawa. Cały świat.
Zasiali ziarno. Nadchodziła pora żniw.
koniec
« 1 2 3 4
6 sierpnia 2016

Komentarze

13 VIII 2016   19:44:21

Wciągnęła mnie wartka akcja i sprawnie zrobiony przeplot fantastyki z jakże aktualną rzeczywistością.

26 VIII 2016   08:26:07

Dzięki za pozytywny odbiór

30 VI 2018   01:01:19

Przeczytalem z ciekawoscia i zainteresowaniem wszystkie trzy opowiadania i musze przyznac, ze czekam na wiecej.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Stanisz
— Wiesław Gwiazdowski

Centurion
— Wiesław Gwiazdowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.