Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 22 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Aleksandra Brokman
‹Po to masz skórę, by czytać›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAleksandra Brokman
TytułPo to masz skórę, by czytać
OpisZ wykształcenia historyczka i antropolożka. Obecnie mieszka trochę w Warszawie, trochę w Anglii. Pisze pracę doktorską o psychoterapii w ZSRR i próbuje przetrwać w środowisku akademickim. Uzależniona od herbaty, książek i Star Treka. W wolnych chwilach uczy się tańca bollywood i podróżuje.
Gatunekurban fantasy

Po to masz skórę, by czytać

« 1 2 3 4 6 »

Aleksandra Brokman

Po to masz skórę, by czytać

– Rośnie ci konkurencja – stwierdził pewnego wieczoru, streszczając Michałowi Bez Ksywki swój brak postępów. Siedzieli w biurze fundacji, przy biurku udekorowanym stosem papieru, mozaiką z długopisów i wieżą z segregatorów. Nie mieli dyżuru, więc Sułtan raczył się średnio schłodzonym piwem. Michał, który z zasady nie ruszał alkoholu w tygodniu i nadrabiał zaległości w weekendy, sączył herbatę z porcelanowej filiżanki.
– Dopóki moja konkurencja zmienia się w jakieś nowoczesne arcydzieło na temat czytelnictwa, jestem spokojny – oświadczył, odstawiając naczynie na zdobiony niebieskim szlaczkiem spodeczek.
– Każdy z nas ma na swoim koncie spartaczone zaklęcia – zaprotestował Sułtan. On sam zyskał swoje przezwisko, gdy kilka źle zaakcentowanych słów zmiotło jego włosy i pokryło skalp fioletowo-złotą mazią, z której raz po raz wypełzały robaki wielkości paznokcia. Przez miesiąc oplatał głowę starym szalem matki i wyglądał, jakby chodził w turbanie.
Michał rozważał to przez chwilę, po czym skinął głową.
– Tak. Nawet ja – zgodził się, a jego wargi wygięły się w najszerszym z uśmiechów. – Ale nie aż tak spektakularnie.
Co było prawdą. Michał nie miał ksywki między innymi dlatego, że nigdy nie zepsuł niczego tak bardzo, by jego przyjaciele zapragnęli to upamiętnić.
– Tak czy inaczej ta dziewczyna to jakiś cud – nalegał Sułtan. – Uczy się jeszcze szybciej niż ty. To niesamowite. Jest niesamowita.
Michał zaśmiał się serdecznie i szczerze.
– No proszę, kto by pomyślał, że typ Sułtana to zwały papieru.
– Pojebało cię.
– Dawno temu, gdy wybrałem magię prawie pro bono zamiast inżynierii czy innego programowania za kasę. Ale dzięki temu mogę oglądać, jak takie dziwadło jak ty zakochuje się w jeszcze większym dziwadle.
– Hej! – zaprotestował Sułtan. Zamierzał kontynuować, przytaczając co najmniej kilkanaście niezbitych argumentów, ale nie znalazł ani jednego. Nie chciał tak kłamać. Głos Marleny prześladował go nawet teraz. Cichy głos, który tak bardzo pragnęła ukrywać przed światem.
Michał upił łyk herbaty, odstawił filiżankę na spodeczek, i przeciągnął się z zadowolonym westchnieniem.
– Dobrze, dobrze, jak chcesz. Właściwie miałem ci tylko powiedzieć, że chyba wiem, kto może ci pomóc. Tylko nie ekscytuj się za bardzo, bo to trudna sprawa.
– I zwlekałeś z tą informacją, bo…?
Michał przewrócił oczami, po czym kontynuował, nie zważając na komentarz kolegi:
– Jest jedna amerykańska czarownica, profesor Alison Lee. Szycha. Ekspertka od azjatyckiej magii, podobno cholernie zadufana w sobie, ale i tak rozchwytywana. Za dwa tygodnie przyjeżdża na konferencję do Londynu. Możesz spróbować ją tam złapać.
– Zadufaną w sobie szychę na konferencji, na którą mnie nie zaproszono? Już to widzę.
– Mnie zaproszono. Jeśli pojedziesz ze mną do Londynu, dam ci rozpiskę i pożyczę identyfikator. Będziesz mógł spróbować z nią pogadać.
Sułtan pociągnął duży łyk piwa. Miał nadzieję, że złocisty napój doda mu odwagi i natchnienia.
– I co? Wzruszę ją smutną opowieścią o mojej niekompetencji?
Michał przez chwilę przyglądał się filiżance, po czym uśmiechnął się od ucha do ucha. Jego oczy błyszczały jedyną w swoim rodzaju złośliwą sympatią.
– Wierzę, że coś wymyślisz. Kombinowanie i wzruszanie to zawsze była twoja działka. Obaj wiemy, że bez tego nigdy nie skończyłbyś naszych studiów.
• • •
Marlena podała mu kubek wściekle czarnej kawy, po czym usadowiła się na podłodze, wiercąc się, by znaleźć wygodną pozycję mimo kiełkujących z jej ciała książek. Błękit jej oczu wydawał się jeszcze intensywniejszy niż wcześniej. Był tak sugestywny, że prawie odwracał uwagę od coraz bardziej papierowej skóry. Uwodził i błyszczał złośliwością.
Sułtan z wahaniem pociągnął łyk kawy i skrzywił się z niesmakiem. Była paskudna. Paskudna i za mocna, niezłagodzona nawet kroplą mleczka kokosowego.
Uniósł brwi, pytając niemo, czym zasłużył sobie na podobną niełaskę.
Marlena uśmiechnęła się, udając, że nie rozumie, podczas gdy jej spojrzenie jednoznacznie obwieszczało, że rozumiała i wcale nie było jej przykro.
Sułtan przybrał zraniony wyraz twarzy.
Oczy Marleny odpowiedziały mu, że sam był sobie winien.
Wzruszył ramionami, by zapytać, co zrobił nie tak.
Marlena prychnęła.
– Nie jedź do Londynu – powiedziała, niespodziewanie kończąc ich bezgłośną rozmowę. Sułtan był już tak zmęczony, że miał ochotę się zgodzić. Jak długo można pomagać komuś, kto odrzuca pomoc?
– Jadę tam dla ciebie. Ta Lee może mieć zaklęcie, którego potrzebujemy – wyjaśnił po raz kolejny i po raz kolejny spotkał się z niewdzięcznością.
– Poradzę sobie sama. Na początku byłam przerażona, ale teraz umiem dużo więcej i nie potrzebuję amerykańskich profesorów. Zresztą już nie musisz się mną zajmować.
To była prawda. Po rozmowie z Michałem Sułtan pognał jak szalony do mieszkania Marleny, lekceważąc kilka znaków drogowych i jedno czerwone światło. Wzleciał na szczyt bloku, opowiedział o swoich nadziejach i prawie opadł na podłogę, gdy podcięto mu skrzydła. Sądził, że kobieta mu podziękuje. Może rzuci mu się na szyję, może obdarzy go przelotnym pocałunkiem wciąż miękkich, wolnych od papieru warg.
Zamiast tego Marlena cofnęła się z przerażeniem i plącząc się w słowach poprosiła, by nie robił sobie kłopotu. Gdy nalegał, zrobiła się bardziej stanowcza. W końcu, spoglądając mu prosto w oczy, wybrała numer fundacji i oświadczyła, że rezygnuje z ich pomocy.
Wyszedł wtedy, trzaskając drzwiami, jednak następnego dnia wrócił, oferując, że pomoże jej w wolnym czasie, bez względu na fundację. Zgodziła się, choć mniej chętnie, niż pragnął, a swoboda ich dni została zmącona przez zbliżającą się konferencję.
Marlena dzieliła się pomysłami z mniejszym entuzjazmem. Co jakiś czas specjalnie parzyła paskudną kawę i przestała oferować Tomaszowi ciasteczka. Wyraźnie nie chciała mu czegoś powiedzieć, ale nie zdobyła się też na to, by go przegonić.
Koleżanki z fundacji bezlitosnymi uderzeniami gazetą w głowę dawno oduczyły Sułtana wypowiadania ogólnikowych stwierdzeń o kobiecej logice i niezdecydowaniu. Dlatego zamiast narzekać na kobiety, które nie wiedzą, czego chcą, cierpiał w milczeniu, nie potrafiąc odgadnąć myśli Marleny.
Teraz też przyglądał się jej, nie rozumiejąc, czemu jeszcze nie wyrzuciła go za drzwi.
– Skąd ta nagła zmiana? – zapytał wreszcie. – Przestałaś się bać już dawno temu. Czemu nie chcesz pomocy Lee? Czym ona się różni ode mnie i Michała? Poza tym, że w przeciwieństwie do nas, rzeczywiście może pomóc.
Marlena zacisnęła usta i pięści. Sułtan znał ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej następne słowa będą kłamstwem lub niepełną, zawoalowaną wersją prawdy.
– Nie chcę prostego rozwiązania od jakiejś czarownicy ze Stanów. Chcę znaleźć je sama.
– Nie znajdziemy go sami – odparł, zastanawiając się, gdzie kryły się sekret i kłamstwo.
– Ja znajdę. Wiem, że to potrafię. Potrzebuję tylko jeszcze trochę czasu.
Jej ciało zawsze mówiło więcej niż jej głos, i w tej chwili jasno dawało znać, że nie ustąpi. Marlena upierała się przy samodzielności tak samo, jak wcześniej uparła się, by wypróbować na sobie zaklęcie od podejrzanego handlarza. Wierzyła, że wie lepiej, i nikomu nie ufała bardziej niż sobie.
Talent, arogancja i upór to wybuchowe połączenie. Zdolne tworzyć cuda, lecz w przypadku magii częściej tragiczne w skutkach.
– Proszę, nie wchodź mi w drogę – powiedziała, ściszając głos. Jej słowa były jednocześnie twarde i kusząco miękkie, gładkie i ostre, rozpięte nad przepaścią między błaganiem a groźbą. Sułtan nie potrafił się im oprzeć. Takim słowom i tak głębokim oczom nie odpowiada się „nie”.
Skinął głową, przełykając ślinę.
– Nie pojedziesz do Londynu?
– Nie pojadę – obiecał, ani przez chwilę nie zamierzając dotrzymać słowa.
Chwilę później Marlena pochyliła się, by złożyć na jego ustach upragniony pocałunek.
• • •
Poranny lot do Londynu był pełen ludzi na obcasach i pod krawatem, z niezwykłą sprawnością sięgających po kawę, gazetę i elektroniczne gadżety. Wiedzieli, kiedy ustawić się w kolejce, jak z gracją wrzucić podręczny bagaż do schowka nad siedzeniem i jak zająć się własnymi sprawami, nie poświęcając ani trochę uwagi współpasażerom i wiozącej ich przez niebiosa maszynie. Wyłączywszy strój, Michał – bywalec niezliczonych międzynarodowych konferencji – był dokładnie jak oni. Sułtan, który nie wyjeżdżał prawie nigdzie, rozglądał się na lewo i prawo, i jak dziecko uparł się, by siedzieć przy oknie.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

07 I 2017   12:00:13

Mocny głos w obronie inności. Świetny koncept!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.