Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 22 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Aleksandra Brokman
‹Po to masz skórę, by czytać›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAleksandra Brokman
TytułPo to masz skórę, by czytać
OpisZ wykształcenia historyczka i antropolożka. Obecnie mieszka trochę w Warszawie, trochę w Anglii. Pisze pracę doktorską o psychoterapii w ZSRR i próbuje przetrwać w środowisku akademickim. Uzależniona od herbaty, książek i Star Treka. W wolnych chwilach uczy się tańca bollywood i podróżuje.
Gatunekurban fantasy

Po to masz skórę, by czytać

« 1 2 3 4 5 6 »

Aleksandra Brokman

Po to masz skórę, by czytać

Upór jak zwykle się opłacił. Wschód słońca oglądany z okna samolotu był zbyt piękny, by przegapić go, czytając gazetę. Nieprawdopodobny splot złota, czerwieni i błękitu.
– Liczysz na szczęśliwe zakończenie? – Głos Michała obudził Sułtana z transu.
– Co?
– Wzruszysz Alison Lee swoją historią, odczarujesz Marlenę i będziesz żył z nią długo i szczęśliwie. Jak w cholernej bajce Disneya. Tego właśnie chcesz, prawda? Dlatego lecisz ze mną na własny koszt, bez błogosławieństwa fundacji, choć normalnie skąpisz nawet na wypad na narty?
Sułtan nie wiedział, jak dać przyjacielowi do zrozumienia, że nie spodobała mu się jego dociekliwość. Wzruszył ramionami, mając nadzieję, że niedbały ruch wyglądał gniewnie.
– Chcę doprowadzić tę sprawę do końca.
– To nie jest już twoja sprawa – przypomniał łagodnie Michał.
– Jest – odpowiedział Sułtan, w myślach dodając, że fundacja od dawna nie miała z tym nic wspólnego. Marlena potrzebowała pomocy, a on chciał być tym, który jej pomoże. Bez względu na zakończenie.
Michał najprawdopodobniej nie umiał czytać w myślach, ale mimo to uśmiechnął się z zadowoleniem, jakby zrozumiał już wszystko.
• • •
Relacje między Sułtanem a organizatorami Międzynarodowej Konferencji Magów i Czarownic w Londynie wyglądały bardzo prosto. On co roku zgłaszał referat. Organizatorzy co roku go odrzucali, zawsze zapewniając, że konkurencja była ogromna, a im było niezmiernie przykro. Michał mógł wysłać napisany po pijanemu abstrakt i dostać oficjalne zaproszenie. Sułtan mógłby ślęczeć nad książkami aż do dnia Sądu Ostatecznego, a brytyjscy profesorowie pewnie i tak nie dopuściliby go do głosu.
Właśnie dlatego co roku obrażał się i zostawał w biurze, gdzie do znudzenia narzekał na uniwersyteckich magów, którzy zamiast zabrać się do roboty, dyskutują i piszą artykuły dla siebie nawzajem.
Teraz nagle znalazł się pośród nich. Jeśli miałby do czegoś porównać tę konferencję, jego wybór padłby pewnie na festiwal obciachu i dziwactwa. Stroje uczestników uczyniłyby ich atrakcją i skandalem każdego innego poważnego spotkania: włosy we wszystkich kolorach tęczy, tony biżuterii, powyciągane T-shirty z głupimi nadrukami, hawajskie koszule, właściwie przezroczyste bluzki i swetry w renifery. Tu ktoś z tatuażem na twarzy, tam w fioletowym kapeluszu z szerokim rondem.
Sułtan stał pośród nich w garniturze i czuł się jak zabłąkany biznesmen na hipisowskiej imprezie. Dlaczego nie zwrócił uwagi na złośliwy błysk w oczach Michała? Dlaczego najzwyczajniej w świecie nie zapytał kolegi, jak ubrać się na spotkanie tego cholernego towarzystwa wzajemnej adoracji?
Pół dnia minęło, nim w ogóle znalazł Alison Lee. Widział ją może przez minutę, zanim oddaliła się w towarzystwie jakiegoś podstarzałego faceta w – czy w ogóle można być bardziej pretensjonalnym? – pelerynie. Ona sama też nie prezentowała się najlepiej. Pomarszczona jak orzech włoski, bez makijażu, w workowatej sukience. Starsza pani z bazaru, która podobno posiadała wiedzę zdolną zatrząść światem. I pomóc Marlenie.
Trafił na nią ponownie dwie godziny później, podczas przerwy na kawę. Tym razem ich spojrzenia skrzyżowały się na kilka mikrosekund. Stanął przed nią, zapomniał języka w gębie i pozwolił się wyminąć.
Następnego dnia Michał wygłaszał swój referat i Sułtan mógł zapomnieć o pożyczeniu identyfikatora. Dzień później wrócił na konferencję na całe przedpołudnie, ale nie odważył się spróbować odbić Alison Lee młodej kobiecie, z którą rozmawiała. Potem znów musiał zwrócić Michałowi jego należne miejsce wśród najniebezpieczniejszych ekscentryków świata i do wieczora snuł się po Londynie, nasiąkając słynną angielską mżawką i przeklinając cały świat.
W przedostatni dzień konferencji był zdesperowany. Prawie błagał Michała, by pozwolił mu pójść na specjalny wykład Alison Lee i prawie ucałował go, gdy ten niechętnie wyraził zgodę. Usiadł z przodu sali, jak najbliżej kobiety, która być może potrafiła uzdrowić jego Marlenę. Błękitnooką Marlenę, której ciało znikało pod warstwami papieru.
Wiercił się, słuchając wykładu. Nie potrafił skoncentrować się ani na jego treści, ani na zadawanych później pytaniach. Przez chwilę rozważał, czy sam nie powinien unieść ręki, by zapytać o zaklęcie Marleny, ale bał się, że zostanie zakrzyczany, wyśmiany i wyproszony z sali. Mógł być absolwentem uniwersytetu i kompetentnym magiem, ale w tej chwili czuł się jak młoda foka w basenie pełnym rekinów.
Dogonił Alison Lee na korytarzu. Stanął przed nią, złowił jej spojrzenie, zaczerpnął powietrza w płuca.
– Przepraszam – odezwał się tonem, który miał zabrzmieć czarująco. – Pani profesor…
Nawet nie przystanęła. Wyminęła go, nie zmieniając wyrazu twarzy, po czym odnalazła tego samego faceta w pelerynie, z którym widział ją wcześniej. Poczęstowali się winem i stanęli w kącie, obok niezidentyfikowanej rośliny doniczkowej. Rozmawiali, co jakiś czas wybuchając śmiechem, a Sułtan gapił się na nich i miał ochotę walić pięściami w ścianę.
Pragnął nawrzeszczeć na tych przekonanych o własnej wielkości profesorów, zainteresowanych jedynie nauczaniem geniuszy, którzy niemalże nie potrzebowali już wskazówek. Porozbijać im kieliszki. Wyrwać rośliny z doniczek i połamać identyfikatory.
Mimo to nawet nie zaklął. Nie mógł zawieść Marleny, nawet jeśli ona upierała się, że nie potrzebowała pomocy. Nie mógł pozwolić, by całkiem zarosła nieczytelnymi książkami.
Czekał, aż Alison Lee skończy rozmawiać z miłośnikiem peleryn, a gdy chwilę później opuściła konferencyjny budynek, ruszył za nią tak, jak stał. Bez zostawionego w szatni płaszcza, bez parasola. Krzywił się, czując spływającą za kołnierz wodę, ale mimo to podążał za kobietą, która zdawała się nie zauważać ani deszczu, ani chłodu.
Przemierzali prawie puste ulice, szaro-pomarańczowe w świetle latarni. Większość sklepów była już zamknięta. Londyńczycy schowali się w domach lub przenieśli się do bardziej rozrywkowych dzielnic. Gdzieniegdzie drzemali bezdomni, a monotonny szum deszczu akompaniował krokom Sułtana i Alison Lee.
Dopiero po kilku minutach dotarło do niego, co właściwie robił. On – młody, wysportowany facet – śledził wieczorem samotną starszą kobietę. Jak jakiś cholerny bandzior, psychopata czy inny zboczeniec!
– Pani profesor! – zawołał, w nadziei, że szybkie ujawnienie się uczyni jego zachowanie mniej podejrzanym. – Alison Lee!
Zaczekała, aż pokonał kilka dzielących ich metrów, po czym odwróciła się, by uraczyć go miną babci rozbawionej ciągłymi psotami nieposłusznego wnuka.
– Nie dajesz za wygraną, chłopcze.
– Potrzebuję pani pomocy! – wyrzucił z siebie, nim zaciął się na niezręcznych przeprosinach.
Alison Lee przez chwilę przyglądała mu się wzrokiem, który pewnie mroził krew w żyłach jej studentów, ale Sułtan nie miał już żadnych złudzeń. Stracił resztki godności. Jąkał się i wyglądał jak zmokła kura. Równie dobrze mógł opowiedzieć jej wszystko, więc zaczął bredzić o azjatyckich zaklęciach, raz po raz przepraszając za swoje zachowanie.
– Spokojnie, chłopcze – Alison Lee przerwała mu w pół słowa, lekko unosząc lewą dłoń. – Gdybyś mnie niepokoił, już dawno zamieniłabym cię w żabę. Jeśli chodzi o klątwy, przepadam za klasyką – dodała, figlarnie mrugając okiem. – No dalej, rusz te młode stopy. Nie będziemy chyba rozmawiać w deszczu?
Znaleźli usytuowany na rogu dwóch ulic pub, pusty, jeśli nie liczyć pary grającej w bilard i grupki emerytów w kącie. Alison Lee natychmiast usadowiła się przy stoliku i zażądała szkockiej whisky. Sułtan posłusznie spełnił jej żądanie, przy okazji chwytając dla siebie pintę jasnego piwa.
Gdy wrócił, wznowił swoją opowieść, tym razem pilnując szczegółów i chronologii. Wyjaśnił, co stało się Marlenie, przedstawił jej zaklęcie i własne próby poradzenia sobie z jego nieoczekiwanym skutkiem. Alison Lee słuchała, sącząc whisky. Gdy wysączyła jedną, poprosiła o drugą, i dopiero gdy ją otrzymała, odniosła się do jego słów.
– To brzmi jak ściąga Sejonga Wielkiego – zawyrokowała.
Sułtan czuł się jak idiota, ale musiał przyznać, że to niczego nie wyjaśniało.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

07 I 2017   12:00:13

Mocny głos w obronie inności. Świetny koncept!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.