Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Osikowicz-Chwaja
‹Miasto›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Osikowicz-Chwaja
TytułMiasto
OpisCzyta dużo, pisze za mało. Miała zamiar pisać powieści historyczne, ale z powodu (nie tylko) lenistwa przerzuciła się na fantastykę. Chciałaby być genialna. W dziedzinie niemal dowolnej. Współpracuje z internetowym czasopismem poświęconym fantastyce pt. „Silmaris”.
Gatunekfantasy, kryminał

Miasto

« 1 3 4 5 6 7 9 »
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Nawet w tak niepewnych czasach trzeba czasem pozwolić sobie na odrobinę przyjemności. Prawda, kapitanie?
Asger zignorował tę uwagę, jak i fakt, że stróż prawa poczęstował go właśnie towarami z przemytu. Chwycił śliwkę, rozgryzł ją. W przeciwieństwie do sera, cenę tych owoców rozumiał doskonale. Uwielbiał ich słodycz, delikatną konsystencję, soczystość. Te były idealnie dojrzałe; oficer z rozkoszą stwierdził, że mają nawet chwilową moc rozluźniania napiętych mięśni.
– Dlaczego Malikę Erlen zwolniono z aresztu?
Wensel pobladł.
– Jej aresztowanie było pomyłką. Okazało się, że nie ma do tego żadnych podstaw, mała Agda paplała bez sensu.
– Może dlatego, że ją torturowano.
– Słucham?
Ale Asger ponownie go zignorował.
– Malika Erlen była jedyną aresztowaną osobą, która pochodziła z zamożnej rodziny. I zwolniono ją niemal zaraz po uwięzieniu. Zastanawia mnie to.
Wensel przywołał na twarz wyraz świętego oburzenia.
– Czy coś pan insynuuje, kapitanie?
Asger popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami, w których ujrzeć można było wyłącznie niewinność.
– Ja? Ależ skąd. Po prostu zdarza mi się myśleć. – Sięgnął po kolejną śliwkę, chwilę obracał ją w palcach. – Rozmawiałem wczoraj z katem. Twierdzi, że zeznania wymuszał mękami. Na pana polecenie.
– Bzdura! – Sędzia zerknął na żonę, jeszcze bledszą niż dotychczas. – Kapitanie, przejdźmy do mojego gabinetu.
• • •
– Rozumiem, że można czuć się zdezorientowanym. Wszystko zmienia się tak gwałtownie, prawo również. Ale tortury… Musi pan przecież wiedzieć, Wensel, że nigdy nie miały wartości. A od niemal roku są zabronione dekretem Rady Wojskowej przy…
Sędzia niecierpliwie machnął ręką.
– Rada Wojskowa wydaje różne dekrety. Zobaczymy, ile z nich zostanie w mocy, gdy wojna się skończy i masowe poparcie ludności nie będzie już tak potrzebne. Zresztą, jeżeli tutaj stosowano tortury, to bez mojej zgody i wiedzy.
– Kat twierdzi inaczej. Twierdzi również – Asger nieco podniósł głos, widząc, że sędzia ponownie chce mu przerwać – że zeznania spisywał razem z gwardzistami, a potem zanosił panu do podpisu.
– To prawda. Podpisywałem spisane zeznania. Ale nigdy nie byłem przy przesłuchaniu. To robota kata i gwardzistów.
Asger stanął przy oknie, popatrzył na ogród. Wiele drzew straciło już liście, pracowicie teraz zamiecione w rudawe stosy, ale zieleń wciąż zdecydowanie przeważała. I dobrze wpływała na spokój oficera.
– Wensel, dlaczego udaje pan idiotę? Nie mógł pan nie wiedzieć.
Sędzia stanął tuż za plecami Sidorta.
– No tak, paniczyk ma głowę w chmurach. Kat i jego metody okazały się skuteczne, czyż nie? Mamy podejrzanych, teraz tylko trzeba udowodnić im winę. Nie interesują mnie metody, jestem tu po to, by sprawiedliwości stało się zadość. To miasto ma być bezpieczne…
Asger odwrócił się błyskawicznie i chwycił Wensela za nadgarstek.
– Pokażę coś panu – syknął. Drugą dłonią złapał wskazujący palec sędziego, wygiął go do tyłu. Rozległ się cichy trzask, twarz sędziego zrobiła się biała jak ściana. Nie zdążył jednak wrzasnąć, bo Asger puścił jego rękę, ujął za kark i zasłonił usta.
– Mam kontynuować? Po którym palcu dowiem się, że urodziła pana wiedźma, a żona w nocy zmienia się w wilkołaka? – Zwolnił uchwyt, a Wensel opadł na dywan, zwinął się w ciężko dyszący kłębek. Asger ominął go zgrabnie, rzucając jeszcze przez ramię:
– Chcę się spotkać z obrońcą tych ludzi. Proszę to zorganizować.
• • •
Dziewczynka patrzyła na Asgera niechętnie i z pełną ciekawości nieufnością. Siedzący po drugiej stronie wąskiego kuchennego stołu oficer odpowiadał jej podobnym spojrzeniem, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Alika Ren stała oparta o kredens, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i hardo zadartym podbródkiem.
– Trzeba ją było widzieć, jak do mnie dotarła. Brudna, potargana, dzika. Nic dziwnego, chowały ją przecież te szalone wiedźmy. – Gospodyni zwróciła się do towarzyszącej Asgerowi szczupłej dziewczyny.
Dalina Trakia zignorowała te słowa, zmarszczyła nos i odwróciła głowę. Nieobecnym wzrokiem wpatrzyła się w szarość za oknem, nie udając już nawet zainteresowania obecnymi w ciasnej kuchni osobami. Asger westchnął w duchu. Przytargał ze sobą Trakię, bo uznał, że jako kobieta znajdzie wspólny język z dzieckiem. Właśnie dotarło do niego, jak bardzo się pomylił.
– Miałam kiedyś syna. – Alika, najwyraźniej urażona obojętnością żołnierki, zwróciła się do oficera. – Byłby teraz pewnie w pana wieku, oficerze.
Jednak Asger patrzył na dziewczynkę. Mimo powoli zapadającego w kuchni mroku widział jej bladą twarz, dwa ciemne warkoczyki ozdobione czerwonymi kokardami, zaciśnięte usta. Zofa co chwilę poprawiała sztywny kołnierzyk sukienki, w której musiała czuć się bardzo nieswojo. Szorstki materiał odcisnął na chudej szyi jasnopurpurową pręgę.
– Twoja matka, babka i siostra są w więzieniu – zaczął spokojnie, wbijając wzrok w wielkie, niebieskie oczy dziecka. Dziewczynka milczała.
– Tam, gdzie ich miejsce. Słyszał pan przecież, oficerze, co ta mała czarownica, Agda, zrobiła. Najpierw straciłam syna, teraz męża. Niech zgniją, żeby nie mogły skrzywdzić nikogo więcej.
Asger przymknął powieki, zacisnął dłoń w pięść.
– Doktor Banah powiedział mi, że śmierć Gorta Rena nastąpiła z przyczyn naturalnych, i że nie raz ostrzegał twojego męża…
Alika oderwała plecy od kredensu, postąpiła dwa kroki i zatrzepotała rękami.
– Banah, Banah! Doktor jest ślepy! A pan? Też pan nie widzi, co się wokół dzieje? Możemy zaprzeczać, jasne. Aż odrodzą się i przyjdą… Ja się boję. Nie mamy szans, trzeba ich zniszczyć, zanim… – Nabrała powietrza i zamilkła, jakby szukając odpowiednich wyrazów. – Zanim urosną w potęgę, zanim przyniosą zniszczenie… Jak dawniej.
Kapitan słuchał w milczeniu, próbując zdusić pojawiający się na plecach zimny dreszcz. Patrzył na kobietę, na jej rozbiegane spojrzenie i rozpaczliwie starał się nie dopuścić do siebie zrozumienia. Przełknął ślinę, by wypuszczone z gardła pytanie brzmiało dostatecznie pewnie.
– Łatwo sobie w ten sposób wiele wytłumaczyć, prawda? – rzucił głosem pozbawionym emocji.
Alika wykrzywiła wargi.
– Moja siostra przeklęła pana Rena. Słyszałam to. Moja babka jest wiedźmą, a matka jej pomaga.
Trzy pary oczu skierowały się na drobną, skuloną postać.
– Zofo, wiesz, że za czary wciąż karze się śmiercią? Że Agda, a także twoja matka i babcia mogą zginąć? Umrzeć… Wiesz, co to oznacza? Nie będzie ich. – Asger próbował znaleźć odpowiednie słowa.
– Wiem. To, co robiły, jest złe. Sprowadziły powódź zeszłej wiosny, chorobę na krowę młynarza, chodziły na cmentarz i mamrotały na grobach. A teraz Agda zabiła Gorta Rena – recytowała beznamiętnie dziewczynka.
Dalina z niechęcią patrzyła na pozbawioną wyrazu dziecięcą buzię.
– Pochodzę z Driny, ponad dwieście mil na północ stąd. Ostatnia powódź dotarła i tam. Mam rozumieć, że to dzieło twojej rodzinki? – mruknęła.
Zofa poczerwieniała, a potem zacisnęła wargi i, milcząc, utkwiła wzrok w jakimś punkcie przed sobą. Kapitan chwycił podwładną za łokieć, pociągnął lekko.
– Chodźmy stąd.
Wyszli na korytarz. Asger usiadł na schodach, rozpiął najwyższy guzik kurtki, oparł czoło na dłoni.
– Miałem nadzieję, że to ty z nią porozmawiasz.
Dalina Trakia popatrzyła na niego zdumiona.
– Nie znoszę dzieci – burknęła z odrazą w głosie.
• • •
Hadar przedzierał się przez gąszcz ogrodu, przeklinając przyrodę i nierówne ścieżki. Do altany dotarł zasapany, podrapany i pokłuty przez komary. Gdy salutował czekającemu na niego kapitanowi, był niemal pewien, że na twarzy młodego mężczyzny pojawił się cień ironicznego uśmiechu. Oficer oczywiście wyglądał, jakby szedł tu jakąś inną drogą, szeroką, czystą, równą, pozbawioną insektów i kolczastych roślin. Wyglądał idealnie, jak zawsze. No, prawie zawsze.
Hadar usiadł na ławie, oparł się plecami o ścianę, ostrożnie, bo altana niebezpiecznie trzeszczała pod wpływem każdego gwałtowniejszego ruchu. Asger zajął miejsce naprzeciwko, wyciągnął nogi i przymknął oczy. Mówił monotonnie, cicho, jakby do siebie:
« 1 3 4 5 6 7 9 »

Komentarze

« 1 2
06 VII 2017   01:45:19

Podpowiem, że jak się założy konto na Esensji to nie trzeba już liczyć komentując, a w bonusie dostanie się nicka na zielono. :-)

06 VII 2017   22:08:22

O, dzięki. Chyba nawet kiedyś zakładałam, ale nie pamiętam hasła. :( A to takie wygodne - jak zakupy bez rejestracji. :)
Ło matko, wynik chyba ujemny tym razem wyjdzie. Muszę się skupić...

07 VII 2017   22:08:44

Eee tam, przynajmniej człowiek sobie przypomina podstawy arytmetyki.
A w zielonym mi nie do twarzy ;-)
PS- jesteście pewni, że nie ma tam fantastyki? Ja miałbym trochę inne zdanie- przeczytajcie co Babka mówiła o aresztowanej, oraz końcówkę

07 VII 2017   22:44:08

A podobało się czy tak średnio?
Przyznam, że opinię, że fantastyki "w zasadzie nie ma" zrozumiałam jako "prawie nie ma". Bo rzeczywiście, za dużo to jej tu nie ma. Na wszelki wypadek jednak potwierdzam - jest. :)

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Rozstaje
— Agnieszka Osikowicz-Chwaja

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.