Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Osikowicz-Chwaja
‹Miasto›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Osikowicz-Chwaja
TytułMiasto
OpisCzyta dużo, pisze za mało. Miała zamiar pisać powieści historyczne, ale z powodu (nie tylko) lenistwa przerzuciła się na fantastykę. Chciałaby być genialna. W dziedzinie niemal dowolnej. Współpracuje z internetowym czasopismem poświęconym fantastyce pt. „Silmaris”.
Gatunekfantasy, kryminał

Miasto

« 1 4 5 6 7 8 9 »
– Rozmawiałem z obrońcą aresztowanych. Co prawda poprosiłem wczoraj Wensela, żeby zaaranżował spotkanie, jednak gdy od niego wychodziłem, nie czuł się najlepiej. Popytałem, trafiłem do adwokata. Chciałem z nim porozmawiać, ale nie za bardzo nam to szło. – Odetchnął głęboko. – W ogóle okazał się dość milczący. Mam właściwie wrażenie, że jest półgłówkiem. Nie wiem, czy zrozumiał wszystko, co do niego mówiłem, nie wiem nawet, czy go to w ogóle interesowało. Jak już udało mu się coś z siebie wydobyć, zaczynał od „sędzia mówi”, „sędzia kazał”. Wensel to, Wensel śmo. Nic dziwnego, że proces toczy się, jak się toczy.
– Tortury?
– Oczywiście. To zawsze był najprostszy sposób na czarownice, więc dlaczego nie skorzystać z niego i teraz? Ale Wensel zaprzeczy. Nigdy go przy przesłuchaniach nie było, nic o tym nie wie. Uprze się, nawet jeśli będzie przez to wyglądał na ślepego głupca. Trzeba to zatrzymać.
– Jak?
Asger wzruszył ramionami.
– Jakkolwiek.
Uniósł głowę, spoglądając w kierunku trzymających się na jednym zawiasie drzwi. Po chwili i Hadar usłyszał szelest. Ktoś przedzierał się przez zarośla, gniewnie do siebie mamrocząc.
Doktor Banah wcisnął się do środka, stanął przed żołnierzami i przeczesał dłonią zmierzwione włosy.
– Przechodziłem – zaczął. – Pomyślałem więc, że złożę krótką wizytę. Ale chyba jednak powinienem już wracać. – Zamyślił się nieco gapowato. – Kapitanie, sierżancie, gdybyście przyjęli zaproszenie na skromny obiad, byłoby mi bardzo miło.
– Z przyjemnością, doktorze. – Asger skinął głową. – A kiedy?
– Dziś, przed zmrokiem. Dajcie mi tylko chwilę, bym zdążył coś przygotować. – Banah popatrzył na przód surduta, próbując strącić z niego strzępy liści. – A także umyć się i przebrać.
• • •
Mirna siedziała przystrojona w zieloną sukieneczkę, z wielką różową kokardą w jasnych włosach. Gdyby nie łobuzerski uśmiech, trudno byłoby w niej poznać tę samą dziewczynkę, która wskazywała żołnierzom drogę do ratusza. Asger, ku własnemu zdumieniu, natychmiast poczuł sympatię do tego dziecka, tak różnego od ponurej Zofy. Nie zmieniło się to nawet wówczas, gdy dokładnie wycelowana kulka z ciasta odbiła się od jego podbródka i wylądowała na talerzu.
– Mirna! – krzyknął Banah, a dziewczynka pokornie spuściła oczy. Ale gdy Asger parsknął śmiechem, mała od razu przestała udawać skruchę.
Sidort nie mógłby się gniewać. Dawno nie czuł się tak dobrze, tak odprężony jak w towarzystwie serdecznego doktora i jego rozbrykanej córki. A do tego jedzenie, chociaż dość proste, było wyjątkowe. Krem z dyni okazał się świetnie doprawiony, ryba zapiekana z chrzanem idealna, a ciasto ze śliwkami, zwykłymi, nie kalijskimi, mimo że chyba wczorajsze, pierwszorzędne.
– Doktorze, musi mieć pan świetnego kucharza. – Hadar chyba również docenił kolację.
– Tata sam to wszystko zrobił! – wyrwała się Mirna, zarumieniona z dumy.
Asger spojrzał na Banaha z zaciekawieniem.
– Tak, to prawda. Gotowanie jest moją pasją, zaraz po tej bździągwie – brodą wskazał na córkę – i pracy. A ty, mała, kończ, bo musisz iść spać.
Dziewczynka zrobiła urażoną minę i widelczykiem grzebała w cieście, łypiąc cały czas na siedzącego naprzeciw oficera.
– Czy to jest twój tata? – zapytała wreszcie, kierując palec ku Hadarowi.
– Mirna!
Sierżant prawie się zakrztusił, tylko Sidort pozostał niewzruszony.
– Nie – odparł spokojnie. – Ale często tak się zachowuje. Bywa nieznośny. – Mrugnął do dziewczynki, a ta ze zrozumieniem pokiwała głową.
– Masz dzieci? – Asger najwyraźniej ją zainteresował.
– Nie.
– A chciałbyś mieć?
– Mirna! Czas spać! – Ponownie rozległ się oburzony głos Banaha.
Hadar spojrzał na zakłopotanego dowódcę z zaciekawieniem. Sidort rozchylił usta, zamknął je jednak zaraz, zmarszczył brwi i wyglądał, jakby przyszło mu rozwiązać wyjątkowo skomplikowaną łamigłówkę. Oglądanie kapitana, który zapomniał języka w gębie, wyraźnie sprawiało sierżantowi przyjemność.
– Kończ, Mirna, i do łóżka.
Dziewczynka chyba wyczuła, że jej pytanie wywołało konsternację, bo już bez większych protestów dała się wyprowadzić z jadalni. Doktor również zniknął na dłuższą chwilę, a gdy wrócił, minę miał wciąż niepewną.
– Przepraszam za nią. Zadaje mnóstwo pytań. Chyba nie wychowałem jej tak, jak powinienem. Jej matka zmarła cztery lata temu. Opłacam nianię, ale staram się, żeby miała przede wszystkim ojca. Różnie to wychodzi… – westchnął.
– Jest urocza – odparł Asger. – Proszę nie przepraszać.
Banah uśmiechnął się z wdzięcznością. Mężczyźni przeszli do saloniku, doktor wyjął z kredensu karafkę z winem i kieliszki.
– Wino również domowej roboty – powiedział z dumą. – Mam małą winnicę poza miastem. Klimat niby nie jest specjalnie sprzyjający, ale wino wychodzi mi nienajgorsze.
Trunek rzeczywiście okazał się całkiem niezły, chociaż nieco cierpki. Ale przede wszystkim – mocny. Doktor chwilę bawił się kieliszkiem, zbierając myśli.
– Kapitanie – zaczął wreszcie. – Przed południem dowlókł się do mnie sędzia Wensel. Ze złamanym palcem. Był bardzo zdenerwowany, twierdził, że to pan zrobił.
W spojrzeniu, jakim teraz Hadar obdarzył dowódcę, nie było zaciekawienia ani zaskoczenia. Było pełne spokojnej rezygnacji. Asger uniósł brwi.
– Bzdura – odrzekł beznamiętnie. Zaraz jednak w jego oczach zapaliły się złośliwe iskierki. – Jak mi się wydaje, sędzia nie ma żadnych świadków.
Banah chyba zrozumiał, bo przez chwilę patrzył na Sidorta, trwając w dziwnym stuporze.
– Taaak… No cóż, kapitanie… Przebadałem osadzonych, nie mam wątpliwości, że zastosowano na nich tortury. Obawiam się, że gdyby nie interwencja, kilkoro z nich nie przeżyłoby następnych dni. Czy sędzia o tym wiedział?
– Doktorze, a jak pan myśli?
Banah wyglądał na wstrząśniętego.
– I co z tym zrobicie?
Asger wzruszył ramionami.
– Burmistrz wydaje się rozsądnym człowiekiem. – Pytająco spojrzał na doktora.
– Tak. I mocno zagubionym.
– Musi więc nabrać trochę pewności. Ale z sędzią nie będzie łatwo. Wensel się wykpi, powie, że nic nie wiedział. Nigdy nie było go przy przesłuchaniach. Kat pracował tak, jak potrafił i jak go nauczono. Przecież do niedawna męki były dozwolone i często stosowane. Wszyscy wiemy, jaka jest wartość wymuszonych nimi zeznań, ale jakoś nie każdemu to przeszkadzało. Złożę mojemu pułkownikowi raport, zasugeruję rolę Wensela. Może to coś zmieni. Ale to później. Teraz mam inne pytanie: czy sędzia pochodzi z bogatej rodziny? Albo wżenił się w taką?
Banah najwidoczniej zorientował się, do czego zmierza oficer, bo odparł bez wahania:
– Nie, gdzie tam. Cały majątek pochodzi z jego… pracy. Nigdy nie mieszał się do polityki. Inni uciekli, zniknęli. Nie wiem nawet, czy Wensel ma wystarczające kompetencje, zawsze zajmował się sprawami majątkowymi. Rozumie pan, kapitanie? Jego wyroki bywały dziwaczne, niezrozumiałe. Bogacił się, ale nie miał poważania. Wydawało się do niedawna, że koniec jego kariery jest bliski i nieunikniony. Ale przeszedł front, pojawiła się nowa administracja i nagle okazało się, że nie ma nikogo innego. Dlatego nasza miejska gwardia wygląda jak wygląda, a sędzia jaki jest, każdy widzi. I rozwija skrzydła. Bo brakuje ludzi.
Przez twarz Asgera przemknął cień. Nie doczekawszy się innej reakcji, lekarz wrócił do tematu, który go wyraźnie nurtował.
– Czy wie pan, kapitanie, że wszystkie dalsze aresztowania odbyły się na podstawie zeznań matki i córki? Babka pozostała niewzruszona, a męczono ją tak samo.
– Ma inną odporność na ból. Wie pan przecież o tym dobrze, doktorze.
– Zastanawiam się… – Doktor przerwał i wychylił kielich do dna. – Zastanawiam się, czy byłbym w stanie się przeciwstawić… Gdyby chodziło na przykład o Mirnę…
– Po co się zastanawiać? Miejmy nadzieję, że nigdy nie będzie musiał się pan o tym przekonać.
Doktor dopełnił naczynia gości, a następnie swoje.
– A pan, kapitanie?
– Co, ja?
« 1 4 5 6 7 8 9 »

Komentarze

« 1 2
06 VII 2017   01:45:19

Podpowiem, że jak się założy konto na Esensji to nie trzeba już liczyć komentując, a w bonusie dostanie się nicka na zielono. :-)

06 VII 2017   22:08:22

O, dzięki. Chyba nawet kiedyś zakładałam, ale nie pamiętam hasła. :( A to takie wygodne - jak zakupy bez rejestracji. :)
Ło matko, wynik chyba ujemny tym razem wyjdzie. Muszę się skupić...

07 VII 2017   22:08:44

Eee tam, przynajmniej człowiek sobie przypomina podstawy arytmetyki.
A w zielonym mi nie do twarzy ;-)
PS- jesteście pewni, że nie ma tam fantastyki? Ja miałbym trochę inne zdanie- przeczytajcie co Babka mówiła o aresztowanej, oraz końcówkę

07 VII 2017   22:44:08

A podobało się czy tak średnio?
Przyznam, że opinię, że fantastyki "w zasadzie nie ma" zrozumiałam jako "prawie nie ma". Bo rzeczywiście, za dużo to jej tu nie ma. Na wszelki wypadek jednak potwierdzam - jest. :)

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Rozstaje
— Agnieszka Osikowicz-Chwaja

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.