Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Osikowicz-Chwaja
‹Miasto›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Osikowicz-Chwaja
TytułMiasto
OpisCzyta dużo, pisze za mało. Miała zamiar pisać powieści historyczne, ale z powodu (nie tylko) lenistwa przerzuciła się na fantastykę. Chciałaby być genialna. W dziedzinie niemal dowolnej. Współpracuje z internetowym czasopismem poświęconym fantastyce pt. „Silmaris”.
Gatunekfantasy, kryminał

Miasto

« 1 5 6 7 8 9 »
– Pan by wytrzymał?
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Asger wstał, niecierpliwym krokiem zaczął przechadzać się po salonie.
– Nie wiem. Nikt nie wie. Na szczęście nie miałem okazji, żeby to sprawdzić.
Kolejne spojrzenie, uważne i pełne troski, którym milczący Hadar obdarzył dowódcę, nie uszło uwadze doktora.
– A może jednak? – zapytał z przebiegłym uśmiechem. Ale zaraz zreflektował się, że zabrnął nieco za daleko. – Przepraszam. Zachowuję się gorzej niż Mirna. Zapominam, że to wino jest tak mocne. Przepraszam.
Ale Asger zatrzymał się już, odwrócił w jego stronę pobladłą twarz. W zielonych tęczówkach czaiły się ślady histerii. Wykrztusił z trudem:
– Nie wiem, doktorze, co bym powiedział, kogo bym zdradził. Nie wiem. Mnie wówczas o nic nie pytano.
• • •
Wśród młodych drzew królował pagórek. Niewysoki, porośnięty pożółkłą trawą. Nie zwracałby na siebie uwagi, gdyby nie to, że otoczony był starannie ułożonymi z kamieni, niemal identycznymi prostokątami.
Asger okrążał wzgórze, licząc prostokąty. Znalazł się w punkcie wyjścia, gdy dotarł do szesnastu.
– Wojskowy. – Bardziej stwierdził niż zapytał. Doktor Banah skinął głową.
– Kilka lat temu mieliśmy tu bitwę. Niezbyt wielką, zapewne niespecjalnie ważną. Ale zostawiła trupy. Większość zginęła od razu, leżą więc teraz tam, razem. Było lato, zaczęli cuchnąć niemal natychmiast. Nie mieliśmy czasu, by zadbać o każdego z osobna.
– Którzy?
Banah wzruszył ramionami.
– A co za różnica? Tamci, jeśli musi pan wiedzieć. Wasi pognali za niedobitkami, zostawiając nam ciała i rannych. Wykopaliśmy dół, pochowaliśmy martwych. Mój gabinet i mieszkanie zamieniły się w szpital. Potem trzeba było kopać kolejne doły, ale już bez pośpiechu, bo umierali pojedynczo.
Asger rozejrzał się uważniej. Leśne cmentarze nie były rzadkością, sam kilka razy miał okazję przypatrywać się tworzeniu nowych. Porzucali je potem, z gorzką świadomością, że mogiły niedawnych towarzyszy zostaną opuszczone już na zawsze, pochłonięte przez las, wkrótce nierozpoznawalne. Ale w tym cmentarzu było coś niezwykłego.
– Dbacie o to miejsce.
– Nie czujemy takiej potrzeby. Minęło już sporo czasu, nie ma tu naszych bliskich. Wolelibyśmy zapomnieć. Ale Alika Ren dba. Wyrywa chwasty, grabi ścieżki, czyści kamienie.
Asger drgnął zaskoczony. A doktor kontynuował, przystając przy jednym z prostokątów:
– Ta wojna zabrała jej jedynego syna. Dostała tylko wiadomość, że zginął. Pewnie leży w podobnym miejscu, daleko stąd. Nikt nie potrafi powiedzieć, gdzie. Dba o mogiły tych chłopaków, bo nie może zatroszczyć się o grób własnego syna. Mam nadzieję, że chociaż trochę jej to pomaga.
– Po której…?
Zanim Asger zdążył ugryźć się w język, Banah przerwał mu zirytowany:
– Po tej drugiej. Dostał powołanie, poszedł. Miał siedemnaście lat, nikt się go o zdanie nie pytał. A nawet, jeśli by pytał, to pewnie nie dostałby odpowiedzi. Młody Ren interesował się dziewczynami, a nie regentem i waszym powstaniem. – Zawiesił wzrok na oficerze, patrzył ze zmarszczonymi brwiami. W końcu potrząsnął głową, jakby nie dowierzając. – Z pana też przecież gówniarz. Tylko jakiś taki inny. Chodźmy, kapitanie. Chata Guny, jej córki i wnuczek jest już za zakrętem. Po tej bitwie Guna była tu pierwsza. Gdyby nie ona – zapewne musielibyśmy się więcej nakopać.
• • •
To było naprawdę urokliwe miejsce. Asger pomyślał, że mógłby tu spędzić resztę życia. A przynajmniej następnych kilka dni – szybko poprawił się w myślach. Łąka skrzyła się złotem i zielenią, soczystą wbrew porze roku. Otaczające chatę drzewa dodawały krajobrazowi dramatycznej, prawie kiczowatej czerwieni. Za budynkiem toczył się strumień. Z hukiem – jakby koniecznie chciał być górskim potokiem, a nie łąkowo-leśną strużką.
Chata jednak szpeciła pejzaż. Niska, koślawa, z zapadającym się dachem. Liche drzwi ustąpiły po lekkim pchnięciu. Wewnątrz panował zaduch, a unosząca się wokół mieszanina zapachów wciąż była bardzo intensywna. Doktor otworzył okna. Rozejrzeli się po ubogiej, zagraconej izbie. Nieład panował w niej chyba zawsze, ale teraz po podłodze walały się skorupy potłuczonych naczyń, pomięte ubrania, śmieci.
– Sporo już stąd zabrali. Jako… dowody.
Asger podszedł do stojącego pod ścianą stołu, chwycił leżące na nim naszyjniki, sznurki z powiązanymi supełkami, kilka amuletów. Przeniósł wzrok na półki, wypełnione częściowo poprzewracanymi i rozbitymi słoikami z substancjami, których nie potrafił rozpoznać. Sięgnął po ukryty w rogu moździerz, zerknął do środka i skrzywił się z obrzydzeniem na widok ususzonych chrabąszczy i larw, zakopanych w połyskującym proszku, utworzonym zapewne z ich pobratymców. Banah zajrzał mu przez ramię.
– Chrabąszcze kasztanowe. Nie mają specjalnych zalet, ale nie zaszkodzą. Jednak sporo ludzi wciąż wierzy, że potrafią leczyć. – Asger wzdrygnął się, odstawił moździerz. Banah kontynuował: – Również stosuję takie metody. Właściwe leczenie to oczywiście podstawa, ale istotne jest też, czy pacjenci wierzą w skuteczność naszych działań. Do Guny przychodzą inni ludzie niż do mnie. Bardziej związani z naturą, bardziej wierzący w to, że nie da się jej poznać. Czary wytępiono już kilka pokoleń wstecz, ale przecież magia istniała. Sam czasem nie wiem, czy starania okazały się do końca skuteczne… Jak pan myśli, kapitanie? – Jego głos lekko zadrżał, a kolejne pytania zadawał szybko, jakby recytując z pamięci, jakby już nieraz zastanawiał się nad odpowiedziami. – Czy możliwe jest zniszczenie czegoś, czego do końca nie rozumiemy? Nad czym chyba nie da się przejąć całkowitej kontroli? Te pogłoski, od których ostatnio huczy… Może jest w nich coś z prawdy?
Asger potrząsnął głową w nieczytelnym geście. Banah westchnął i mówił dalej:
– Trudno by mi było się dostosować. Z moją wiedzą, umiejętnościami. Nagle wszystko to, co wiem, mogłoby stracić wartość.
– Tak. Utrata kontroli jest przerażająca.
Doktor nie był pewien, czy te ciche słowa rzeczywiście padły, czy wytworzyła je jego wyobraźnia, bo Asger minął go pośpiesznie, zainteresowany tym, co zauważył na przeciwległej ścianie. Zatrzymał się, wyciągnął rękę i spróbował wyjąć jeden z wbitych w nią kołków.
– Przybijała choroby i nieszczęścia.
Asger odwrócił głowę i spojrzał na Banaha ciężkim, znużonym wzrokiem.
– No, stary obyczaj. Przychodził pacjent, mamrotała coś, okadzała, brała kołek i przyszpilała dolegliwość do ściany. A potem dawała woreczek z właściwym lekarstwem i odsyłała do domu. Mogę pana zapewnić, kapitanie, że większość z tych osób czuło się lepiej zaraz po przekroczeniu progu Guny, zanim jeszcze zaczęli się naprawdę leczyć.
– Za to groziła jej kara śmierci, wszystko jedno, czy wierzyła w zioła, czy w kołki.
– Zgadza się. Ale czy to ona jedyna? Przez ostatnie lata przymykano zresztą już oczy na takie drobiazgi. Gunę jednak aresztowano jakiś czas temu, tuż przed wojną. Udało jej się uniknąć kary, na pewno pomogły moje zeznania. Mówiłem dokładnie to, co mówię teraz panu. Guna posługuje się wiedzą, cała reszta to teatr. Proszę popatrzyć na to – chwycił jedną z leżących na stole ususzonych roślin. – Pokrzywa. Oczyszcza krew, wzmacnia, koi nerwy. Wystarczy wymamrotać nad nią kilka słów, by – według tradycji – nabrała mocy odganiającej od nas irracjonalny strach. Czy to nie to samo? Podobnie dziurawiec – wskazał kolejną gałązkę – uspokaja, uwalnia od smutków. A Guna potrafi uczynić tak, by przegnał dręczące nas demony. Bo to one są tym, co nam naprawdę dolega. Nie wątroba, żołądek czy płuca. Demony. I trzeba trochę pomamrotać, coś spalić, czymś okadzić, by się od nich uwolnić. Czy możemy być pewni, że nie ma w tym racji? – Odłożył zioła, odwrócił się do oficera. – Tak przynajmniej myślą pacjenci Guny. Na pewno im nie szkodzi. Zna też swoje ograniczenia, nieraz wysyłała chorych do mnie, gdy uznawała, że jej wiedza nie wystarczy.
– A zeznania Zofy?
Nagle zirytowany doktor pokręcił głową.
– Zofa ma siedem lat! Żal mi tego dziecka, bo nie ma lekkiego życia. Jej matka… – machnął ręką. – Guna się starała, może niewystarczająco. Mała ma w sobie wiele goryczy, poczucia niesprawiedliwości, gniewu. I bardzo wybujałą wyobraźnię. Poszła kiedyś sama do miasta, wróciła późno. Aby uniknąć kary, wymyśliła, że młynarz ją złapał i zamknął w piwnicy, a ona uciekła podkopem. Ukradła torebkę wdowie Ari, oskarżyła o to moją Mirnę. Pozwolić jej decydować o losie innych, to skazać na zagładę całą Oslę. Nie, kapitanie. Guna nie jest wiedźmą, a Gort Ren zmarł z powodu ataku dusznicy. Jeśli będzie trzeba, chętnie powtórzę to w sądzie.
« 1 5 6 7 8 9 »

Komentarze

« 1 2
06 VII 2017   01:45:19

Podpowiem, że jak się założy konto na Esensji to nie trzeba już liczyć komentując, a w bonusie dostanie się nicka na zielono. :-)

06 VII 2017   22:08:22

O, dzięki. Chyba nawet kiedyś zakładałam, ale nie pamiętam hasła. :( A to takie wygodne - jak zakupy bez rejestracji. :)
Ło matko, wynik chyba ujemny tym razem wyjdzie. Muszę się skupić...

07 VII 2017   22:08:44

Eee tam, przynajmniej człowiek sobie przypomina podstawy arytmetyki.
A w zielonym mi nie do twarzy ;-)
PS- jesteście pewni, że nie ma tam fantastyki? Ja miałbym trochę inne zdanie- przeczytajcie co Babka mówiła o aresztowanej, oraz końcówkę

07 VII 2017   22:44:08

A podobało się czy tak średnio?
Przyznam, że opinię, że fantastyki "w zasadzie nie ma" zrozumiałam jako "prawie nie ma". Bo rzeczywiście, za dużo to jej tu nie ma. Na wszelki wypadek jednak potwierdzam - jest. :)

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Rozstaje
— Agnieszka Osikowicz-Chwaja

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.