Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Szymon Teżewski
‹O Babce, zwanej Znachorką›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSzymon Teżewski
TytułO Babce, zwanej Znachorką
OpisAutor pisze o sobie:
Jak mawia mój kolega: urodziłem się i to był największy błąd w moim życiu, chociaż popełniony dość niedawno. Drugim poważnym błędem jest pisanie przeze mnie opowiadań. Mieszkam w Augustowie – przyjemnym miasteczku wśród licznych jezior; interesuję się tyloma rzeczami, że bezcelowe jest ich wymienianie.
Gatunekfantasy

O Babce, zwanej Znachorką

1 2 »
A trzeba przyznać, że miała ona w okolicy niezwykłą reputację. Ludzie w obawie przed gniewem staruszki uciekali się do niej wyłącznie z przypadkami beznadziejnymi. I to tylko jeżeli wszystkie inne sposoby zostały już wypróbowane. Każdemu wiadomo, że zdenerwowana Babka może nieźle nakląć, czy, jak kto woli – rzucić urok. Dla przykładu – Omilijanom z Kamienia jednej nocy dwie krowy powiesiły się na własnych łańcuchach. Tylko dlatego, że stary Józef jadąc wozem ochlapał idącą gdzieś Babkę.

Szymon Teżewski

O Babce, zwanej Znachorką

A trzeba przyznać, że miała ona w okolicy niezwykłą reputację. Ludzie w obawie przed gniewem staruszki uciekali się do niej wyłącznie z przypadkami beznadziejnymi. I to tylko jeżeli wszystkie inne sposoby zostały już wypróbowane. Każdemu wiadomo, że zdenerwowana Babka może nieźle nakląć, czy, jak kto woli – rzucić urok. Dla przykładu – Omilijanom z Kamienia jednej nocy dwie krowy powiesiły się na własnych łańcuchach. Tylko dlatego, że stary Józef jadąc wozem ochlapał idącą gdzieś Babkę.

Szymon Teżewski
‹O Babce, zwanej Znachorką›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSzymon Teżewski
TytułO Babce, zwanej Znachorką
OpisAutor pisze o sobie:
Jak mawia mój kolega: urodziłem się i to był największy błąd w moim życiu, chociaż popełniony dość niedawno. Drugim poważnym błędem jest pisanie przeze mnie opowiadań. Mieszkam w Augustowie – przyjemnym miasteczku wśród licznych jezior; interesuję się tyloma rzeczami, że bezcelowe jest ich wymienianie.
Gatunekfantasy
W pobliżu lasu rozciągającego się pomiędzy Jasionowem a Krasnoborkami stała niewielka chatka. Jak przystało na chatkę stojącą w pobliżu lasu, który rozciąga się od Jasionowa do Krasnoborek, była stara. Wprawny cieśla od razu doceniłby jej wykonanie (zwracając uwagę chociażby na rzeźbione okiennice), z uznaniem pokręcił głową, splunął i powiedział: „Takich już teraz nie robią”. I miałby rację, wiadomo przecież, że wprawny cieśla myli się nadzwyczaj rzadko. Swoją drogą coraz ciężej takiego znaleźć. Żywych pozostało ich bardzo niewielu, wszyscy są w zaawansowanym wieku. Osobiście, z tych żyjących, znam tylko jednego. W dodatku nie mam całkowitej pewności czy nadal stąpa po tej ziemi… Przytaczając słowa wprawnego cieśli: „Takich już teraz nie robią”.
Wracając jednak do chatki – rzeczywiście była stara. Może wystarczy powiedzieć, że stała tam sobie już trzeci wiek. Nie była duża, mieściły się w niej tylko: sień, duża kuchenna izba, jeden pokój i naprawdę mały strych. Uprzedzając wszelkie pytania chcę powiedzieć, że, jak znakomita większość takich chat, ta również nie posiadała wynalazków takich jak łazienka i toaleta. Funkcję pierwszej pełniła duża miednica, do której w razie potrzeby nalewało się wodę z sagana stojącego na płycie. Latem często wykorzystywano w podobnych celach pobliską rzekę. Za toaletę służyła natomiast oddalona o kilkanaście metrów sławojka, z wyciętym w drzwiach sercem. Dla niewtajemniczonych: kształt wycięty na drzwiach sławojki – kier lub karo – rozróżniał Polaków od Białorusinów.
Rozpędzając się tak z opisem domu prawie zapomniałem o rzeczy najważniejszej – jego jedynej żywej mieszkance. Była to kobieta bardzo tajemnicza. Większość okolicznych mieszkańców mogłaby o niej z czystym sumieniem i pewnością powiedzieć tylko: „Kiedyś mieszkała w tym domu w Zielonej, niedaleko karczmy na zakręcie, tej co spłonęła.” Reszta informacji na temat babki pozostawała w sferze przypuszczeń, zasłyszanych opowieści, niesprawdzonych plotek. W Jasionowie mówili na nią po prostu Babcia Spod Lasu, w Krasnoborkach była już Babą Jagą, a w Wolnym – Znachorką. Sama babcia najbardziej lubiła gdy nazywano ją Babką, więc nie śmiałbym nazywać jej inaczej.
Pewnego dnia Halina Roszko postanowiła skorzystać z ostatniej deski ratunku. Problem był poważny. Jej trzynastoletni syn przestał rozmawiać, nie odzywał się od pół roku. Ciężko zresztą użyć tutaj słowa „przestał"… Mały Stasio (tak właśnie na niego mówiono cały czas) właściwie nigdy porządnie nie zaczął mówić. Słowa, jakie potrafił wypowiedzieć dało policzyć się na palcach, w dodatku Stasio rzadko mówił cokolwiek. Zdawało się, że nie lubi ludzi, zachowywał się, jakby ich nie zauważał. Sąsiedzi śmieli się, choć też odrobinę bali i mówili, że chłopiec jest wilkołakiem i rozmawia tylko przy nowiu, a przy pełni zupełnie milknie i sprawia wrażenie przerażonego. Niektóre ze starszych kobiet mówiły, że to wina wilka, który ugryzł Halinę podczas ciąży i „Stasio wilkołakiem nie jest, ale i chłopcem zwyczajnym też nie, ot, takie coś pomiędzy”. Inne dzieci bały się go. Bardziej niż Kasi Krysiuk, którą ze względu na wygląd przezywali Mongołką. Powiem wam w tajemnicy, że dziewczynka cierpiała na trisomię 21pary chromosomów, potocznie nazywaną zespołem Downa… Miała jednak coś wspólnego ze Stasiem. Widząc jej oczy miało się wrażenie, że dziecko radośnie cierpi. Ciężko to może zrozumieć, trudno też opisać, ale uwierzcie, że tak właśnie było. Kasia była również jedyną osobą, z którą Stasio się „dogadywał”. To dogadywanie wyglądało tak, że siadali i patrzyli sobie w oczy, uśmiechając się przy tym szczerze i ochoczo. Podczas gdy wszystkie dzieci bawiły się albo pomagały rodzicom, Stasio i Kasia siedzieli na szlabanie, schodach, stosie drewna, czymkolwiek i „rozmawiali”. Czasami trzymali się przy tym za rękę i zamykali oczy, a wtedy co bardziej wtajemniczone babki wyczuwały coś dziwnego.
Halina miała nadzieję, że może Babka będzie w stanie pomóc jej synkowi. Nie potrafiły tego zrobić wioskowe babki i znachorki, wizyta u Babki była ostatnia deską ratunku. A trzeba przyznać, że miała ona w okolicy niezwykłą reputację. Ludzie w obawie przed gniewem staruszki uciekali się do niej wyłącznie z przypadkami beznadziejnymi. I to tylko jeżeli wszystkie inne sposoby zostały już wypróbowane. Każdemu wiadomo, że zdenerwowana Babka może nieźle nakląć, czy, jak kto woli – rzucić urok. Dla przykładu – Omilijanom z Kamienia jednej nocy dwie krowy powiesiły się na własnych łańcuchach. Tylko dlatego, że stary Józef jadąc wozem ochlapał idącą gdzieś Babkę.
Halina wybrała drogę przez las, była ona sporo krótsza, a nie tak łatwo iść piechotą z koszem pełnym słoniny i wędlin. Ludzie mówili, że Znachorka nienawidzi, gdy ktoś wjeżdża wozem na jej podwórze, toteż wszyscy chodzili do niej pieszo. Pomiędzy drzewami prześwitywała już kryta gontem chałupa oraz słomiany dach stodoły. Halina i Stasio minęli wbitą na kiju sporą czaszkę i, wedle zwyczaju, przestali się rozglądać. Teraz należało zapukać w strzech seriach po trzy razy i zaczekać trzy zdrowaśki. Dębowe drzwi tłumiły odgłos pukania. Były wprawdzie zamknięte jedynie w charakterystyczny dla okolic sposób – „na zapadkę” i prowadziły nie do izby a do sieni, ale tak nakazywał zwyczaj. Dopiero teraz można było wejść do przedsionka i zapukać siedem razy do właściwych drzwi. Po kilku chwilach otworzyły się one bezszelestnie i samoistnie. „Chodźcie, chodźcie, uważać na głowy, bo futryna niska” – powiedział jakiś młody głos. Każdy pewnie zastanowiłby się skąd w domu samotnej babki wziął się młody głos, ale Halina nie miała teraz nastroju do myślenia. Weszli do środka. Na niskim stołku, przy piecu, siedziało coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na stertę łachmanów. W rzeczywistości była to Babka, która nawet w trzydziestostopniowym upale nie zdejmowała wełnianej kamizelki i plisowanej spódnicy. Tymczasem w drzwiach do pokoju znikła właśnie postać młodej dziewczyny w zwiewnej, białej sukience.
– Czego chcieli? – odezwała się babka skrzeczącym głosem, zupełnie niepodobnym do tego, który kazał im wejść – Co z chłopcem?
– Niemowa. Może by Babko poratowali?
– A od czego to ratować? Ni ma nic do gadania, niech nie gada, żopy mi nie zawraca. I bez tego można zdziełać wiele.
Halina wystraszyła się, nie chciała zadzierać ze Znachorką. Jednak Stasio, nie zwracając żadnej uwagi na staruszkę, podszedł do kredensu i zaczął głaskać wyrzeźbione na nim kwiatki. Babka, nie przerywając obierania bulwy, powiedziała:
– Nich ostanie na miesiąc.
Matka zupełnie zgłupiała. Wprawdzie ze Stasia nie miała żadnego pożytku, a często był dla niej źródłem kłopotów, jednak w końcu był jej jedynym synem… Co powie w domu i jak wyjaśni Kasi, że zostawiła syna z Babką? Halina myślała, że wystarczy przynieść trochę mięsa dla Znachorki, a ona wymyśli coś łatwego i szybkiego. Tak jak to zrobiła z małym Mikuckim, który moczył się w nocy, a miał już 15 lat. Kazała mu iść na most, zrobić w nim dziurę, wysikać się do niej, a potem ją załatać. I podziałało; proste, łatwe, szybkie i skuteczne. Tymczasem ona miała zostawiać syna sam na sam z Babką? Skąd wiadomo, że go nie skrzywdzi, nie złoży w ofierze jakiemuś czartowi, albo nie sprzeda Żydom na placki…
– Nie zastanawiaj się tyle – powiedziała babka, wiedząc o czym myślała Halina – Z tymi plackami to bujda. Ni ma żadnych wirujących beczków z kolcami do odsysania juchy z dzieci i ni ma też żadnych żydowskich rytualnych placków z krwią.
To, co powiedziała Baba brzmiało zawile i uczenie, jednak w jakiś sposób uspokoiło Halinę. Pomyślała sobie, że Stasio będzie przynajmniej siedział z uczoną Babką; może się czegoś przypadkiem mądrego dowie…
– To jak? Ostawiasz smyka?
– No…
– Wędliny weź z sobą, jeszcze mi ostało od Karbowskich.
Kobieta ukłoniła się (na co staruszka odpowiedziała skinieniem głowy) i wybiegła z chaty szybciej niż zdążyła o tym pomyśleć.
Babka odłożyła nożyk, którym skrobała kartofle, podeszła do Stasia, który cały czas bawił się kwiatkami, pochyliła i szepnęła mu do ucha: „Ło, z żywych zostaliśmy tu sami”.

Babka siedziała na schodach chaty i obierała ryby. Chłopiec nie mówił dużo, nadrabiał za to ogromnym apetytem. Przez ścianę przeniknęła postać smukłej dziewczyny.
– Może pomóc Babci w obieraniu ryb? – po głosie można było rozpoznać, że to ona zaprosiła Stasia do środka.
Ilustracja: Wojciech Gołąbowski
Ilustracja: Wojciech Gołąbowski
– Oż ty durna! – oburzyła się Znachorka – Przecie wiesz, że tobie słońce szkodzi! Już się robisz przeźroczysta!
– Babciu, ale ja nie mogę siedzieć cały czas w domu, kiedy świat taki piękny…
– Jak zechcesz to będziesz mogła. Patrz na tego Staśka – on cały dzień tylko je i się tym kredensem bawi.
1 2 »

Komentarze

06 XII 2009   19:47:29

Opowiadanie całkiem niezłe, potrafi wciągnąć. Jednak niektóre zdania są wyjątkowo źle zbudowane, (przyznaj się... ile razy czytałeś to opowiadanie zanim wrzuciłeś je tutaj?), aż mierzi ich budowa. Brakuje jeszcze rozwinięcia opisów. Początek ładny, składny... ale koniec... oj. Na koniec rzuciłeś urywki, jakbyś już nie miał pomysłu i chęci. Szkoda trochę. Ogólne wrażenie: pozytywne.
Jednak nigdy Ci nie wybaczę ignorancji w sprawie Zespołu Downa i autyzmu. Serio. Wystarczyło wygooglować. Zespół Downa to nie jest potoczna nazwa, ale jak najbardziej fachowa, a trisomia 21 pary chromosomów to jego etiologia (pracuję z takimi dziećmi). No i jeszcze jedno... Ani autyzm, ani Zespół Downa nie są chorobami! To ZABURZENIA. A opisałeś, jakby te dzieci na coś chorowały. To sprzyja rozwijaniu stereotypowego myślenia, więc wybacz, ale bardzo mi tym podpadłeś.
Pozdrawiam.

03 IV 2012   22:45:26

super;)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Burza nad Łaźniami
— Szymon Teżewski

Żytnia
— Szymon Teżewski

Tegoż twórcy

Nowotwór
— Szymon Teżewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.