Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leon Baar
‹Ryż›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeon Baar
TytułRyż
OpisLeon Baar na co dzień pod innym nazwiskiem zajmuje się nieco czym innym, ale pisanie uważa za najlepszą rozrywkę. Czytanie też. :) Pod koniec 2018 roku ukaże się jego książka pt. „Opętani i Święci”.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Ryż

« 1 2 3 4 5 »
– Niewiele widzę, panie kapitanie – zameldował na pokładzie, wyciskając spodnie. Nawet nie próbował ukryć ulgi z powrotu. – Trzeba by w dzień. Normalnie powiedziałbym: płyńmy do najbliższego portu – wskazał palcem Santa Evę. – Drewno nadwerężone, ale nie skaleczone. Pozostaje logować ładownię i się modlić. Rano spróbuję uszczelnić, ale długo tym nie pofruwamy. Wypada wyslipować na brzeg.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Jeszcze raz opuścili szmatę do ładowni. Sucho. Kapitan usiadł na pokładzie i poczęstował Ignacia winem z prywatnych zapasów. Ten chwycił ciężki kubek, wydobył z torby suchara i stuknąwszy nim o pokład, żeby wytrząsnąć robaki, rozgryzł głośno. Siedzieli, czekając na świt. Załoga rozlazła się po kątach.
– Czemu się zgłosiłeś? – zapytał kapitan, wpatrując się w mury fortu, na których zapadła złowroga ciemność. – Korona docenia wiernych poddanych – dodał bez przekonania.
Ignacio popił winem. Korona wywiozła mu rodzinę do kolonii. Do fortu w tej okolicy. Żonę i córkę. Chciał je zabrać. Zarobić i wybłagać ich zwolnienie u dowódcy. Zdobył już pieniądze na łapówkę. Siedem lat pracy. Trochę ukradł. Jako cieśla miewał dostęp do różnych skrzyń.
Nie zdążył. Obie zginęły podczas jednego z najazdów Indian. Obiecał Marii przed ślubem, że nigdy się nie rozstaną. W dupie miał króla i całą wdzięczność Korony. Najchętniej puściłby ich wszystkich z dymem. Teraz chciał już tylko zabrać ciała ukochanych kobiet do domu, albo w najgorszym razie zostać tu z nimi. I nadarzyła się okazja darmowej podwózki.
– Nie miałem nic lepszego do roboty – powiedział prawdę. Wyjął z torby mały, zszarzały fragment materiału, niegdyś będący białą chustką, którą wyhaftowała mu Maria, by o niej nie zapomniał. Przyłożył ją do ust. Dla niego wciąż pachniała żoną.
Nad cichym pokładem poniosło się chrapanie księdza Mateo. Barkas jęknął dziwnie. Nikt nie zwrócił na to uwagi, ale Ignacio pracował z drewnem i odruchowo opuścił głowę, by lepiej słyszeć. Coś było nie tak.
• • •
Rankiem statek wciąż leniwie bujał się na kotwicy przed wejściem do skąpanej w porannej mgle zatoki. Xanti spreparował haczyk z gwoździa i próbował łowić ryby, ale któraś zaplątała mu zestaw wokół kotwicznej liny. Obudził wszystkich stekiem przekleństw i zaraz zabrał się za przekupywanie Ignacia, który jako jedyny na pokładzie, być może oprócz kapitana, umiał pływać, żeby zanurkował i odzyskał cenny haczyk. Obiecał, że jeśli na końcu będzie ryba, podzieli się z Ignaciem po połowie. Oferta była tym hojniejsza, że rzeczywiście prawie nie mieli już co jeść.
Znów opuszczono szmatę do ładowni i znów wróciła sucha. W ciągu dnia widziano też krążące wokół łodzi trójkątne płetwy. Marynarze na wyprzódki szacowali, jak wielkie muszą to być sztuki. Kapitan od rana wpatrywał się w mury fortu, raz tylko rzucił okiem na przepływające rekiny, a potem na Ignacia. Nie kazał mu ponownie sprawdzać stanu burty.
– Może się pomylili? – zagadnął dowódcę ksiądz.
– Nie powiedzieli „odpływać”, tylko „nie podchodzić” – burknął de Montoya i uniósł się nagle, wbijając palce w obudowę busoli.
– Gdyby chcieli nas zatopić, nie mieliby kłopotu – wtrącił się Xanti. – Mają tam tyle prochu, że mogliby wysłać do nieba cały kontynent.
Ojciec Mateo i kapitan zbyli jego przesadzone porównanie, bo w tej samej chwili mgła się rozwiała, znów ukazując mury fortu, zza których wystawał szereg zacumowanych u wejścia do zatoki okrętów. Wszystkie miały odpiłowane maszty. Spomiędzy wysokich burt wychynął niewielki jol pod banderą. Zmierzał w ich kierunku.
– Klarować dek – zarządził kapitan i odruchowo otrzepał spodnie.
Tym razem cała załoga ochoczo zabrała się do roboty, chcąc zapracować na szybkie pozwolenie na wejście do portu.
Wkrótce okazało się, że łódź wiozła tylko jednego człowieka. Jachcik obszedł ich do linii wiatru i z gracją przytulił się do barkasu. Żaba złapał cumę i po uzyskaniu zgody na wejście na pokład, przez drabinkę sznurową wgramolił się do nich korpulentny, łysiejący urzędnik królewski. Powiódł wzrokiem po załodze i skinął w kierunku steru.
– Załoga na rufę – powiedział kapitan, nie odwracając się.
Wszyscy potulnie stanęli na samym końcu pokładu. Koordynacji mogło im pozazdrościć niejedno wojsko. Urzędnik rozmawiał z kapitanem dobry kwadrans, a potem, przedstawiwszy mu jakieś papiery, zażądał złamania królewskiej pieczęci i inspekcji towaru. Kapitan długo wpatrywał się w nakreślone atramentem litery, a w końcu wzruszył ramionami i nakazał otworzenie luku. Kiedy klapa się uniosła, stojący najbliżej odskoczyli zaskoczeni. Gotowymi na to, co zobaczą w środku wydawali się tylko kapitan i urzędnik, który dotychczas nie raczył się przedstawić. Ignacio obserwował to wszystko z odległości, polerując drewno kabestanu, ale teraz przerwał zaciekawiony. Nakazano Żabie zejść pod pokład. Zeskoczył niechętnie i już po chwili wydobył na światło dzienne udręczone ciało młodej kobiety. Oddychała ciężko, miała długie blond włosy i prostą lnianą sukienkę. W umorusanej twarzy rysowały się pełne usta i nieprawdopodobnie niebieskie oczy, których nie zgasiło nawet skrajne wyczerpanie. Podano jej wodę. Ujęła miskę zamkniętymi w kajdany rękami i piła tak łapczywie, że kilkukrotnie się zakrztusiła. Urzędnik obrzucił ją beznamiętnym spojrzeniem i przesunął się na bok, żeby odsłonić słońce. Zajrzał do środka, pokiwał głową i nakazał wrzucić dziewczynę na miejsce. Kapitan szepnął mu coś do ucha. Urzędnik znów pokiwał głową. Klapa została zamknięta, a dziewczynę przykuto do masztu na pokładzie.
Ignacio wreszcie odrobił dzienną działkę robót ciesielskich, wepchnął naprędce dosztukowany handszpak na miejsce i musiał nieskromnie przyznać, że świetnie mu wyszło. Właściwie zajmował sobie czas, bo nie spodziewał się, by kiedy wreszcie dopłyną, ktokolwiek w kolonii chciał jeszcze używać tej leniwej krypy. Urzędnik udał się z kapitanem do kajuty. Słychać było, że pili. Z dziewczyną zakazano rozmawiać. Próbowała przez jakiś czas rozejrzeć się po okolicy, ale nie mogła podnieść powiek w słońcu.
Dopiero w nocy Ignacio zobaczył wielkie białka jej oczu, odbijające światło księżyca. Wydawało mu się też, że od brzegu do burty statku biegną po wodzie jakieś szaleńcze cienie. Jakby małe przygarbione dzieci. Rozpędzone w gonitwie, przebierając chudymi nogami, zniknęły pod burtą, która w tej samej chwili jęknęła przeraźliwie. Ignacio się obudził. To był sen. Ale dźwięk, dałby głowę, prawdziwy. Dziewczyna też nie spała.
– Jacqueline – szepnęła z francuskim akcentem i odsłoniła zęby.
Wzruszył ramionami, odwrócił się do niej plecami i zasnął.
• • •
Następnego dnia, tuż po ponownym sprawdzeniu, czy statek nie nabiera wody, okazało się, że Xanti zniknął. Nie było także łodzi, którą przypłynął urzędnik. On i kapitan źle znieśli nocną libację i próbowali teraz odzyskać noc, zachowując grobowe miny. Załoga była rozdarta między poszukiwaniem Xantiego a wpatrywaniem się w urzędnika. Ten jednak nie kwapił się z wydaniem zgody na wejście do portu. Żaba siedział na dziobie, smarując kikut nogi jakąś mazią.
– Jacqueline mi dała – pochwalił się. – Zaniosłem jej nieco smoły, miodu i nie powiem czego jeszcze. Powiedziała, że urośnie mi stopa.
– Co innego sobie posmaruj! – skomentował Juan Pablo. – Może też ci urośnie!
Ignacio się zaśmiał.
– Czarownica? – syknął ojciec Mateo. – Może to ona zrobiła coś z Xantim?
– Gdzieżby – machnął czarną od smoły dłonią Żaba. – Całą noc miałem na nią baczenie. Zwiał na łodzi. Diabli z nim.
Tak minęło im pół dnia. Urzędnik powiedział, że muszą czekać na zgodę z fortu, a bez łodzi niczego nie przyspieszy i znów poszedł pić z kapitanem. Po południu barkas wydał z siebie jęk tak przeraźliwy, że nawet pijany urzędnik wykazał zainteresowanie. Żaba wyciągnął skądś zdechłe szczury i wykopywał je z Juanem Pablo za burtę, uprzednio rozcinając brzuchy. Liczyli, że zobaczą jakieś rekiny. Rzeczywiście, pojawił się jeden. Inny, prawdopodobnie znudzony czekaniem okaz, uderzył chyba mocno w linę kotwiczną, bo całą łódź dosłownie przestawiło na wodzie. Z kajuty wychynął pijany w sztok kapitan, wybełkotał jakieś przekleństwo i wpadł z powrotem do środka.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.