Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leon Baar
‹Ryż›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeon Baar
TytułRyż
OpisLeon Baar na co dzień pod innym nazwiskiem zajmuje się nieco czym innym, ale pisanie uważa za najlepszą rozrywkę. Czytanie też. :) Pod koniec 2018 roku ukaże się jego książka pt. „Opętani i Święci”.
Gatunekgroza / horror, historyczna

Ryż

« 1 2 3 4 5 »
– W ryżu wieziecie potężną księgę heretycką – mówił dalej urzędnik. – Ostatni niezbędny artefakt. Księga ta może istnieć tylko w trzech kopiach, a przekazać ją można albo następcy, albo w przypadku braku takowego, należy zabrać ze sobą do grobu. Kto wyjmie ją z dłoni zmarłego, ten naznaczony zostaje władzą nad zawartymi w niej rytuałami. W ryżu jest trumna. W trumnie właściciel, który przyciska do piersi wolumin. Francuski szlachcic, alchemik, heretyk… mag – Mario dobierał najlepsze określenie. – Wszystko miało być rozpieczętowane na brzegu, a moc księgi przeniesiona na dowódcę fortu, byłego kapłana, dziś wyznawcę diabła. Niestety, przygotowawcze rytuały wymknęły się spod kontroli i księga, która może wskrzeszać zmarłych i przywołać demony z samego dna piekła, a potem puścić je w kierunku portów angielskich, nie dotarła na czas. Tam już nikogo nie ma, cieślo! Tylko poobgryzane do czysta szkielety! Zostaliśmy tylko my. Zabierz klucze kapitanowi, błagam. Jest pijany w sztok.
– A więc o to ci chodzi. – Ignacio zazgrzytał zębami. – Dobrze, żeś przykuty. – Poklepał go po policzku. – Powiedz, jak uciekłeś z fortu? Chciałeś księgę dla siebie? Nie, to niemożliwe, prawda? Ty? Taki dobry, wierny sługa korony? Pokorny Mario?
Urzędnik westchnął.
– Złe duchy gromadzą się nad barkasem. – Smutno pokręcił głową. – Dała im waszego kamrata – pokazał palcem dziób, gdzie w bezruchu spoczywały okryte zwłoki Xantiego – żeby jeszcze przez chwilę nie pożarły was. Nie mamy wiele czasu. Posłuchaj mnie…
Ignacio patrzył na niego z kamienną twarzą.
– Jeśli nie chcesz mnie uwolnić, to chociaż ją zabij! – Urzędnik wskazał brodą Jacqueline. – Wyrzuć za burtę. Niech rekiny walczą o nią z diabłami. Ona skłóca załogę. To czarownica. Miała tłumaczyć dowódcy rytuały. Zabij ją, zanim będzie za późno. Diabły są głodne. W forcie wszystkie ciała już wystygły. Błagam! Nie dam rady drugi raz… Czemu ciągle nikt mnie nie słucha… – Mario znów się rozpłakał.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Ignacio wrócił na swoje miejsce, przykrył się kocem i raz jeszcze obrzucił spojrzeniem pokład, który jak na komendę wydał głośny, zawodzący jęk. Teraz nawet Jacqueline rozejrzała się z szeroko rozwartymi oczami. Ich zlęknione spojrzenia się spotkały. Cieśla odwrócił się tyłem i przykrył kocem, ale nie zmrużył już oka do świtu. Przyłożył do ust chustkę od żony i leżał, patrząc w horyzont między słupkami relingu, aż do chwili, w której ciemna linia oceanu odcięła się od jaśniejącego nieba.
• • •
Nad ranem zasnął, a obudziło go dopiero dziwne kołysanie barkasu. Podniósł się i ruszył w kierunku burty.
– Ocean wspina się do nas po burcie – powiedziała czarownica. Słychać było, że tym razem autentycznie się boi. Rzeczywiście, barkas zachowywał się jakby był o wiele cięższy, a na pewno zanurzony bardziej niż wczoraj. Gdyby nie panująca na wodzie flauta, nawet byle jakie fale mogłyby już przelewać się przez pokład. Jakby jakaś gigantyczna łapa chwyciła statek za stępkę i powoli ciągnęła w kierunku piekła.
Ignacio wrzucił log do ładowni. Szmata wróciła sucha. Nawet grama wilgoci. Cieśla podrapał się w głowę. Dopiero teraz rozejrzał się po pokładzie i kolana się pod nim ugięły. Zwłoki Xantiego zniknęły. Juan Pablo, Żaba i Mateo leżeli z wywróconymi białkami, a z ich posmarowanych maścią ran w deski pokładu leniwą, rubinową strugą sączyła się krew.
– Otworzyłaś im rany, suko – warknął cieśla, odzyskując jasność umysłu. Czarownica uśmiechnęła się bez cienia radości. Siedziała obok masztu, a kajdany leżały obok. Ignacio domyślił się, że któryś z tych naiwnych chłopaków wymienił klucze za maść, która i tak sprowadziła na nich zgubę. Jacqueline podniosła się ostrożnie i ruszyła w kierunku ładowni.
– Czemu mnie oszczędziłaś? – zapytał Ignacio.
– Żebyś podniósł kotwicę. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Ryż pije krew. – Wskazała spływające między deski rubinowe strugi. Juan Pablo spojrzał na cieślę i jęknął ledwo słyszalnie. – Nic już nie możesz zrobić…
– Ryż pije – powtórzył Ignacio nieświadomie. No tak! Teraz zrozumiał! Czemu wcześniej na to nie wpadł! Ten przeklęty ładunek! W burcie jednak była dziura, ale log pozostawał suchy, bo w ładowni mieli ryż, który…
Jezusie, synu Najwyższego – przeleciało mu przez głowę i nagle potworny trzask przeciął poranne powietrze nad zatoką. Pokład pod nogami Ignacia dosłownie rozstąpił się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Napompowany sączącą się od kilku dni wodą ryż napęczniał tak, że rozsadził konstrukcję barkasu, która broniła się, ile mogła, a teraz wystrzeliła niczym naprężony łuk, siejąc wokół drzazgami i metalowymi okuciami. Na oczach Ignacia wrzeszczącemu urzędnikowi Mario dosłownie wyrwało rękę. Mocowania kajdanów rozdzielone teraz poszerzającą się szczeliną darły resztki ścięgien. Kapitan próbował wyjść z kajuty, ale strzaskana kabina zablokowała drzwi. Przez chwilę słychać było jego walenie i krzyki. Ignacio dałby głowę, że jeszcze spod wody dotarło doń ostatnie, daremne błaganie.
Czarownica mozolnie brnęła pośród chaosu desek, bryzgów wody i rozmiękłego ryżu w kierunku serca ładowni. Ignacio łapiąc się relingu przeskoczył na dziób, który najmniej ucierpiał w trakcie katastrofy i jeszcze trzymał się nad powierzchnią. Po drodze minął Żabę, który wykrwawiony, z obojętną miną, pogrążał się w toni oceanu.
Nagle biała ryżowa papka wypluła sprasowaną narastającym od paru dni ciśnieniem trumnę. Czarownica w amoku przypadła do niej i gołymi rękami jęła drapać popękane wieko, odrywając kawałki drewna, aż w końcu udało jej się umieścić obie dłonie w środku. Pociągnęła z całej siły. Ale Ignacio nie miał teraz czasu interesować się losami przeklętej księgi. Tuż obok niego z pluskiem na powierzchnię wystrzelił spory fragment pokładu. Cieśla ostatkiem sił skoczył na niego i objął wyłamaną tralkę relingu. Węzeł jakiejś wanty huknął go w głowę. Mężczyzna natychmiast stracił przytomność.
• • •
Kiedy ponownie otworzył oczy, zmierzchało. Jego prowizoryczną tratwę zniosło do brzegu fortowej zatoki, gdzie utknęła między skałami, wśród innych szczątków z pokładu barkasa. Na szczycie graciarni obijającej się o ląd, niczym tryumfujący król karzełek, wpasował się między dwa wielkie głazy jol urzędnika. Ignacio w panice sięgnął za pazuchę. Przemoczona i sterana, ale wciąż tam była. Chustka od Marii.
W tej samej chwili nad zatoką poniósł się głos, który mężczyzna bez trudu rozpoznał. Uniósł głowę. Na tle szarzejącego nieba dostrzegł sylwetkę Jacqueline. Rozpaliła wielki ogień na jednej z wież fortu i wiła się nago, z księgą uniesioną wysoko nad głową. Tańczyła, śpiewając rytmicznie w języku nie przypominającym Ignaciowi żadnego z tych, na które natknął się podczas licznych podróży. W zapamiętałym tańcu miotała się od jednej krawędzi murów do drugiej. Obijała się o kamienie, zapewne raniąc plecy, kolana i łokcie, ale nie przestawała.
Otarł rękawem nos i spróbował się podnieść. Lekko kręciło mu się w głowie. Kucnął i na czworakach, kamień po kamieniu pokonał skaliste nabrzeże, obszedł niewielki cypel i dotarł do kei. Mario mówił prawdę. Fort był zupełnie opustoszały. Indiańscy zwiadowcy zapewne donieśli już o tym wodzom. Cieśla miał niewiele czasu. Mijając niechlujnie brukowane uliczki i domy wzmocnione cienką warstwą zaprawy, nasłuchiwał jakiegokolwiek dźwięku. Nie licząc szumu wiatru grającego na słomianych dachach i niekończącego się, coraz głośniejszego zaśpiewu Jacqueline, miasto pogrążone było w ciszy. Cieśla starał się nie zaglądać do mijanych domów. Raz mignęła mu oderwana kończyna, innym razem dałby głowę, że zobaczył w oknie wykrzywioną przerażeniem nieruchomą twarz, która w większości pozbawiona była skóry, a gałki oczne, jakimś cudem pozostałe na miejscu, zerkały spod naciągniętych na czoło brwi. Wszystko to komponowało się w obraz, który śnić się może do końca życia.
Ignacio wreszcie dotarł do murów fortyfikacji, a później wąskimi schodami na szczyt wieży. Ostrożnie wyjrzał na dach. Pośród fortowych armat i beczek z prochem, jakby nieświadoma niebezpieczeństwa, Jacqueline ułożyła stos, który teraz strzelał iskrami na kilka metrów. Rzucała się, intonując słowa zapisane w księdze, to znów kładła się w drgawkach, wyjąc i powtarzając jeden wyraz, którego Ignacio nie mógł złożyć z żadnych znanych zgłosek. Nagle ogień przygasł i cieśli zdało się, że między kołami armat z dziwnym klekotem przewinęły się małe, żwawe cienie.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.