WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Justyna Kułak |
Tytuł | Wojna na pierze |
Opis | Autorka o sobie: prawniczka nałogowo uzależniona od książek, historii sztuki, rysowania, i herbaty. Posiada milion czerwonych szpilek, dwa koty i najbardziej skrzywione poczucie humoru w Galaktyce. Marzy o tym, że pewnego dnia wyda własną książkę. A wtedy położy ją na biurku tuż obok odcisku własnej szczęki i dwudziestoletniej, zmumifikowanej pomarańczy i będzie się nią napawać. (Nie pytajcie.) |
Gatunek | humor / satyra, realizm magiczny |
Wojna na pierzeJustyna Kułak
Justyna KułakWojna na pierzeMieszkowi, który zza cackowego ramienia zezował na rozłożone na biurku papiery, udawanie spokoju wychodziło dużo lepiej – jak wszystko zresztą. Cacuś zerknął na niego z niechęcią. ― Ktoś musi ― wzruszył ramionami anioł. Wizytówka, którą na samym wstępie wręczył Dziękosławskiemu, głosiła, że ma na imię Iusariel i jest wyczepiście dobrym, niebiańskim radcą prawnym. ― Ale proszę się nie martwić, to zwykła formalność. Zawieramy kontrakt w tej sprawie równo co pięćset lat. Ostatecznie diabeł też człowiek – musi gdzieś mieszkać. No i maszyny do tortur także zajmują sporo miejsca. Kotły z wrzącą smołą, klatki z kolcami, żelazne dziewice… ― Aha…? ― Cacuś przebiegł myślą listę swoich grzechów i z ulgą stwierdził, że co jak co, ale dziewice i to do tego żelazne nie wchodzą w jego przypadku w grę. A jeśli zrobi dobre wrażenie na Iusarielu to może i z kotłów się wybroni. Cacek pokiwał głową tak gwałtownie, że przydługa blond grzywka zsunęła mu się na twarz. ― Kotły, klatki, maszyny tortur, jasne ― przytaknął Mieszko, podczas gdy Cacuś próbował dmuchnięciami odsunąć włosy sprzed oczu. Niesforne kosmyki co i rusz nasuwały mu się jednak na okulary. ― Jednego tylko nie rozumiem. Co ma anioł do dzierżawy terenu pod piekielną otchłań? ― No, jakże to? ― oburzył się Iusariel. ― Przecież to oczywiste. Czytali panowie kiedyś Księgę Rodzaju? Kolaż: Wojciech Gołąbowski Mieszko tylko zerknął na niego z pobłażaniem. ― Może załóżmy, że zaniedbałem ostatnio swoje studia biblijne ― zaproponował. Mina Iusariela wyrażała lekki zawód. ― Ale wiedzą panowie, gdzie jest Piekło, prawda? Cacuś wiedział. Potencjalnie. ― W innym wymiarze? ― zasugerował pytająco. Iusariel potrząsnął głową i wskazał kciukiem na podłogę. ― Pod ziemią? ― upewnił się Cacek. ― Dokładnie. A kto jest właścicielem Ziemi? Pod ciężarem anielskiego spojrzenia, w którym dało się już zauważyć pierwsze ślady rozczarowania z powodu poziomu cacusiowej wiedzy religijnej, Dziękosławski skupił wszystkie siły umysłowe. ― Ten, kto ma akt własności? ― Bóg. ― Bóg? ― Dokładnie. No, ale diabły też muszą gdzieś mieszkać, więc w swojej wspaniałomyślności Bóg zdecydował się wydzierżawić im jądro ziemi. ― Żeby przeciwdziałać kryzysowi bezdomności wśród istot piekielnych? ― upewnił się Cacek. ― Doskonale pan wszystko rozumie ― ucieszył się anioł. ― Czyli jak będzie, panie Dziękosławski? Wystąpi pan w imieniu ludzkości jako świadek? Cacuś bąknął nieśmiało, że tak, oczywiście. Wystąpi. Nie widzi żadnych przeciwwskazań, dla których miałby nie wystąpić. Niestety. ― Doskonale. Może wobec tego przejrzą panowie umowę, podczas gdy ja będę przyzywał przedstawiciela drugiej strony. Wszystko już wynegocjowane i jestem pewien, że nie znajdą panowie w tych papierach niczego podejrzanego, ale zawsze lepiej uważnie przeczytać, czyż nie? ― Przedstawiciela drugiej strony? Ma pan na myśli diabła?! ― Tak. Ale proszę się nie bać. Crimeneles nie będzie sprawiał problemów. To miły chłopak, wiele już razem przeszliśmy ― uspokoił ich anioł, po czym łaskawie wyraził zgodę na wypicie herbaty. Mieszko sięgnął po dokumenty i pogrążył się w czytaniu, podczas gdy oddelegowany do robienia herbatki Cacuś przyglądał się znad elektrycznego czajniczka poczynaniom Iusariela. Anioł pstryknął palcami i w jego dłoniach znikąd pojawiło się niewielkie pudełko. Położył je na biurku i delikatnie trącił je kilka razy. Po kilku chwilach, jakby z lekką irytacją, postukał w nie ponownie. Nie minęła nawet minuta, gdy z pudełka zaczął wydobywać się dym. Kółko z dymu unosiło się powoli w powietrze. Płynęło coraz wyżej i wyżej, mijając kolejne półki pełne książek, przykurzonych segregatorów i luźnych kartek papieru. W miarę podróży jego idealnie owalny kształt ulegał zatarciu, aż w końcu rozpływało się przy suficie w równomierną szarą mgłę. Jego trasę śledził nie tylko wzrok Cacka. Z pudełka kółkom dymu uważnie przyglądały się też i czarne oczy. Ich właściciel ostrożnie zamykał swoje niewielkie usta wokół papierosa i już po chwili kolejne kółko podążało w ślad za poprzednim. I w zasadzie nie byłoby w tym nic aż tak strasznie dziwnego, gdyby nie fakt, że część dymu wydobywała się z diabłu z nosa. Niewiele osób potrafi puszczać kółka z dymu samymi nozdrzami. Diabeł mrugnął wesoło do Cacusia z pudełka. ― Crimenelesa nie ma w biurze? ― zdziwił się anioł, spoglądając podejrzliwie na zadymioną postać. ― Miałem się z nim skontaktować w sprawie dzierżawy Piekła. Dzisiaj upływa ostatni termin na przedłużenie umowy. ― On już tu nie pracuje ― poinformował grzecznie diabełek. ― Został zwolniony. Za łapówkę. ― Crimeneles wziął łapówkę? ― Iusariel wydawał się być szczerze zdumiony. ― Właśnie problem w tym, że nie. Odmówił ― wyjaśnił diabełek. ― Ale miał pecha, bo interesant poszedł z tym na skargę do kierownika, a ten z hukiem go wywalił. Ale była afera…! ― Wyleciał za to, że nie wziął łapówki? ― upewnił się Cacuś. ― Normalne chyba, nie? ― Diabełek mrugał na niego nic nierozumiejącymi oczami. ― Każdy powinien mieć równy dostęp do łapownictwa. To fundamentalna zasada naszej konstytucji. Im ważniejszy problem, tym więcej płacisz, a im więcej płacisz, tym szybciej i lepiej się tobą zajmą. Mielibyśmy tu straszny burdel, gdyby każdy urzędnik załatwiał sprawy jak leci. Iusariel machnięciem ręki zbył dziwactwa w zarządzaniu piekielną administracją publiczną. ― Umowa o dzierżawę musi zostać podpisana dzisiaj ― oznajmił. ― Skoro zastępujesz Crimenelesa, to mam nadzieję, że masz wszelkie potrzebne upoważnienia. Jak się w ogóle nazywasz? ― Poena ― przedstawił się diabełek. Jego małe, czarne oczka wyglądały nieśmiało zza skołtunionych włosów. ― Mam pełnomocnictwa, oczywiście. Albo jeszcze niedawno miałem. Gdzieś tutaj w każdym razie powinny być… ― Twarz Poeny zniknęła na chwilę za ramą, a zza tafli dało się słyszeć stuknięcia i serię przekleństw. ― O, proszę. ― Diabełek pojawił się ponownie w lusterku i podał Iusarielowy plik dokumentów w złotych okładkach. ― W zasadzie wszystko wydaje się być w porządku ― przyznał anioł po kilkuminutowym studiowaniu upoważnień. ― Zdaje się, że możesz przechodzić. Chyba że macie panowie jakieś wątpliwości co do samej dzierżawy? Mieszko podniósł głowę znad umowy. ― Czynsz ma być płatny w grzesznikach? ― zapytał z niedowierzaniem. Obrót potępionymi duszami wydawał mu się dziwnie niemoralny. Poena zachichotał cienko. ― Standardowa procedura. My mamy za dużo ludzi, a w Niebie ciągle ich brakuje ― wyjaśnił, drapiąc się po brodawce na nosie. ― Piekło cierpi na permanentne przeludnienie, więc w ramach czynszu cedujemy niektórych grzeszników aniołom. Trochę z tym papierkowej roboty, ale przynajmniej ludzie nie kiszą się u nas w kotłach. Męczarnie męczarniami, tortury torturami, ale wymogi BHP trzeba zachować. ― Czyli to znaczy wy ich tak w ten sposób zbawiacie? Tylko tak jakby administracyjnie? ― upewnił się Cacuś. ― Coś w tym rodzaju ― przytaknął Poena, a potem rozpromienił się. ― W zasadzie to nieźle brzmi. Diabeł Poena – zbawiciel ludzkości. Poena ponownie zachichotał cienko i wypiął dumnie pierś. Potem wysunął dłonie na zewnątrz pudełka, złapał się z obu stron za ramę i powoli zaczął wysuwać ciało na zewnątrz. Po drugiej stronie najpierw ukazały się czerwone obcasy, potem długie, zgrabne nogi, nieco przykrótki tułów i głowa zarośnięta włosami przypominającymi afrykańskie loczki. Na samym końcu z cichym plaśnięciem wyskoczył długi ogonek. Poena delikatnie otrzepał swój kanarkowożółty garniturek, poprawił purpurowy krawacik i uśmiechnął się do wszystkich obecnych. Był wielkości zapałki. |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Sprzeciw! Wobec wyżej wymienionego aktu powinny być stosowane przepisy "Kodeksu Hammurabiego", albo nawet presumeryjskie, jako że Eden znajdował się na terenach zajmowanych pierwotnie przez Akadyjczyków.