Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Walczewski
‹Myślogodzina›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Walczewski
TytułMyślogodzina
OpisMichał Walczewski – absolwent Wydziału Prawa i Administracji UMK w Toruniu. Zawodowo związany z prawną ochroną zabytków i zamówieniami publicznymi. W swojej twórczości interesuje się w szczególności nurtem fantastyki socjologicznej oraz science-fiction opartego na twardych podstawach naukowych.
GatunekSF

Myślogodzina

Michał Walczewski
« 1 3 4 5

Michał Walczewski

Myślogodzina

Tak czy inaczej, rozwiązał przecież swój problem. Nie będzie musiał przeprowadzać się do dzielnic biedy lub, co gorsza, nie skończy na ulicy. A cena za to wszystko? Kto by się nad tym zastanawiał, kiedy rozwiązanie kłopotów leżało na wyciągnięcie ręki, a teraz wędrowało powoli po systemie pokarmowym Maja, by już wkrótce zagłębić się w fałdach jego mózgu.
• • •
We śnie znowu towarzyszyła mu jasnowłosa dziewczyna. Hipnobudzik delikatnie wyrwał go z marzenia, zmieniając częstotliwość fal jego mózgu. Z błogim uśmiechem, wspominając jeszcze resztki pokrzepiającego snu, Maj wyczłapał z łazienki, zostawiając na podłodze mokre ślady stóp. Stanął w kuchni, szykując sobie śniadanie i naraz zdębiał.
Na krześle przed nim siedziała dziewczyna z jego snu i uśmiechała się do niego promiennie.
– Cholera, dalej śnię – mruknął Maj. – Hipnobudzik musiał się zepsuć.
W głębi duszy poczuł ukłucie strachu. A jeśli Hipnobudzik, zamiast go obudzić, wepchnął go w jeszcze głębszy sen? Taki, z którego się już nie wybudzi? Podobno to się zdarzało – raz na miliard przypadków.
– Nie śpisz. – Dziewczyna pokręciła głową. Wstała z krzesła i złapała go za rękę. Jej dłoń była ciepła. Żywa.
Zbyt realna jak na sen.
– Więc?
– Byłeś samotny, więc przyszłam do ciebie.
Maj patrzył na nią z otwartymi ustami.
– Jerzy… – szepnęła dziewczyna, zbliżając twarz ku niemu.
Nagle jej rysy rozpłynęły się, a spod smukłej sylwetki wynurzyła się kanciasta postać Marka.
– Jerzy! Jurek!!! – Marek potrząsnął współlokatorem. – Jasna cholera!
– Co… Co jest?! – Maj uwolnił się od uścisku kumpla.
– Cholera, stałeś tak jak zahipnotyzowany przez ponad pół godziny! Myślałem, że dostałeś jakiegoś udaru!
Marek usiadł na krześle, ciężko dysząc. Zszokowany Maj przycupnął nieopodal, opierając się o blat kuchenny.
– Co z tobą? – zapytał, widząc pobladłą twarz kolegi.
– Neurolink – szepnął Marek. – Wiesz, chyba miałeś rację.
– W czym?
– Czuję go… W mojej głowie. To nie jest zwykły implant reklamowy. Może to głupie, ale wydaje mi się, że… – Marek przerwał, jakby niepewny, czy może zaufać Majowi.
– Że?
– On do mnie cały czas mówi, Jurek.
– Mówi? Co ty opowiadasz! – Jerzy zmusił się do śmiechu. – Może masz go niewyregulowanego? Powinieneś po prostu zgłosić się do serwisu.
– Mówię poważnie, Jerzy. Jeżeli jeszcze nie masz tego gówna w głowie, to nawet o tym nie myśl. Tego cholerstwa nie da się wyłączyć!
– Za późno. – Maj wzruszył ramionami, krojąc chleb na kanapki.
– Może… Może nie jest za późno, żeby go wyjąć. – Oczy Marka błyszczały szaleństwem.
– Marek – Maj położył mu rękę na ramieniu – nic mi nie jest. I nie będzie. A ty jesteś po prostu przemęczony. Weź te pieniądze, które dostałeś za Neurolink i pojedź na wczasy. Do Szanghaju albo Pekinu. Albo do Petersburga. Podobno, odkąd wzięli się za niego Chińczycy, znowu jest pięknym miastem.
Marek pokręcił głową.
– Sam zobaczysz – powiedział bezbarwnym głosem, wychodząc z kuchni.
– Hipochondryk – mruknął pogardliwie Maj, wgryzając się w smakującą kartonem warstwę pieczywa.
• • •
Maj siedział za konsoletą biolabu. Badania nad Bazyliszkiem wyraźnie mu nie szły. Musiał odesłać kolejną trójkę obiektów do utylizacji. W tej chwili zastanawiał się, czy nie zrobić tego z kolejnym. Westchnął i poprawiając się w fotelu, przetarł zmęczone oczy. Wyciągnął ze służbowej aktówki ampułkę z hiperkotyną (sprzedawaną w promocji za jedyne dziesięć juanów) i wstrzyknął jej zawartość przez wbudowany na stałe wenflon. Przez chwilę rozmasowywał dłoń.
Wyciągnął się na fotelu i przymknął powieki. Niemal od razu poczuł nad sobą zapach – delikatny zapach łąki, kwiatów; aromat, który w społeczeństwie przesiąkniętym do cna technologią, nie miał już prawa istnieć.
Maj otworzył oczy.
Zamarło w nim serce.
– Przemęczasz się – powiedziała stojąca nad nim dziewczyna.
– To znowu ty! – mruknął niechętnie, chociaż w głębi duszy cieszył się, że skoro i tak ma halucynacje, to przybrały one tak przyjemną formę.
– To nie halucynacje – odrzekła dziewczyna, odgadując jego myśli. – Przynajmniej nie w znaczeniu dosłownym.
– Daj mi spokój – odrzekł, chociaż wciąż zerkał na nią spod półprzymkniętych powiek. – Przecież w umowie było, że Neurolink ma wykorzystywać mój mózg, kiedy jest mi on niepotrzebny. A w tej chwili jak najbardziej go potrzebuję.
– To nie tak – Maj poczuł dotyk jej dłoni na swojej twarzy. – Ty jesteś niezwykły. Inny niż wszyscy. Marnujesz się tutaj.
– Co ty nie powiesz! – Jerzy parsknął śmiechem, choć słowa dziewczyny zrobiły na nim wrażenie. Rzeczywiście! Czy już dawno nie powinien dostać bardziej odpowiedzialnej pracy? Z jego doświadczeniem, powinien być już szefem działu, a nie robić za wyrobnika w podziemiach jakiegoś laboratorium!
Maj otworzył oczy i zerwał się z fotela. Pomieszczenie laboratorium było puste. Wszystkie testowane obiekty zniknęły.
Drżącymi rękami podniósł słuchawkę telefonu.
– Przecież kazał pan przed chwilą zutylizować cały zestaw obiektów – powiedział do niego zaskoczony dyspozytor.
– Ja… Ja kazałem tak zrobić?
– Oczywiście. Mamy przecież pański podpis. Dobrze się pan czuje, panie Maj?
– Tak… Dziękuję. – Strużka zimnego potu potoczyła się po jego plecach.
„Co się ze mną dzieje?!” – pomyślał. – „Pełny zestaw do utylizacji! Przecież to załatwiło cały projekt!”
Na konsoli pojawiła się wiadomość wzywająca go do gabinetu szefa.
„A więc już wie!” – Maj drżącymi rękami zgarnął z biurka swoje rzeczy i schował do torby. – „Czyli już po mnie”.
– Nie bój się – usłyszał w głowie głos dziewczyny. – Ja się tobą zaopiekuję. Nie bój się.
• • •
– Jest pan zwolniony, nadmagistrze! – przywitał Jerzego przełożony.
– Ależ…
– Zmarnował pan cały projekt. Cofnął go pan do samego początku.
– Próba była fatalnej jakości. Nie miałem innego wyboru.
Szef wstał zza biurka i podszedł do Maja. Zajrzał mu głęboko w oczy. Nie znalazł jednak widocznie w przestraszonym wzroku Jerzego tego, czego szukał, bo zaraz odwrócił się i wbił wzrok w ścianę, na której złociły się litery dyplomów.
– Nie wiem, co się z tobą dzieje, Jerzy – powiedział Ostrowski. – Ale ja nie potrafię ci pomóc. I nie mogę cię zatrzymać w Instytucie.
– Ależ, profesorze! – Niewiele brakowało, a Maj rzuciłby się dyrektorowi do nóg.
– Nie bój się – usłyszał znowu głos dziewczyny w swojej głowie. – Wszystko jest dobrze. Wszystko idzie zgodnie z planem. Ja się tobą zaopiekuję. Nie potrzebujesz tej żałosnej pracy. Pamiętasz, jak on cię traktował? Lepiej powiedz mu, co o nim sądzisz. Tylko wtedy będziesz prawdziwie wolny!
– Maj? Wszystko w porządku? – Dyrektor przypatrywał się badawczo swojemu ex–pracownikowi.
– Wiesz co? – Jerzy odwrócił się w progu. – Pieprz się! Pieprz się ty i cały ten cholerny dom wariatów! – krzyknął w twarz zdumionemu Ostrowskiemu, po czym wyszedł z gabinetu, trzaskając drzwiami.
• • •
Już przekraczając drzwi Domu, poczuł, że coś jest nie tak. Światła we wszystkich pomieszczeniach były wygaszone. W środku panowała cisza tak przejmująca, że można było niemal jej dotknąć.
Maj zajrzał do salonu. Znalazł tam Marka skulonego w rogu pokoju. Wyglądał na martwego. Maj delikatnie dotknął jego ramienia.
– Zostaw mnie! – krzyknął Marek, zrywając się na równe nogi. – Nie słuchałeś mnie! Nie chciałeś mnie posłuchać!
Maj, zaskoczony zachowaniem przyjaciela, dał krok do tyłu. Marek, zataczając się, chwycił go za kołnierz laboratoryjnego ubrania.
– Już po wszystkim, Jerzy! – Maj próbował uwolnić się z uchwytu Marka, ale ten zacisnął tylko mocniej palce. – Zrobią z nas zombie. Nie czujesz, jak ten cholerny implant wyżera nam mózgi?! Dziesięć minut, pół godziny, doba… Zabiera nam coraz więcej czasu. Wkrada się do naszej świadomości! Manipuluje nami!
– Uspokój się! – krzyknął mu w twarz Jerzy. Poczuł, że przerażenie zamienia się w gniew. Ten idiota, Marek, zawsze był lekko opóźniony. Po prostu jego mózg nie wytrzymał obciążenia i zaczął teraz wariować.
– Nie mam zamiaru! Naprawdę tego nie rozumiesz?! – Marek puścił kołnierz Maja. – To nie superkomputer jest celem Neurolinku, tylko armia zdalnie sterowanych bezmyślnych ludzi! Kiedyś próbowali tego dokonać za pomocą mediów i socjotechniki! A teraz… Teraz mają znacznie skuteczniejszy sposób!
Marek zaczął się histerycznie śmiać.
– Nie słuchaj go, Jerzy – odezwała się dziewczyna. – Czy Neurolink nie pomaga ci w codziennym życiu? Zapewnia ci pieniądze, mieszkanie, pozycję społeczną. Stajesz się częścią czegoś większego od nas wszystkich. Elitą.
– Jurek?! – krzyknął Marek. – Nie słuchaj tego gówna! Nie słuchaj, mówię!
Marek rzucił się w kierunku Jerzego. Apatyczny dotąd Maj, naraz wziął zamach i z całej siły uderzył przyjaciela pięścią w twarz. Marek upadł na podłogę. Z jego ust obficie sączyła się krew.
– Tak – powiedziała dziewczyna. – Dobrze. Teraz daj mu odpocząć. Jest zmęczony. Nigdy nie był taki silny jak ty. Ty jesteś wyjątkowy, Jerzy.
Maj usiadł w fotelu i przymknął oczy. Marek zebrał się z podłogi i podpełzł do niego. Spojrzał w twarz przyjaciela.
– Jerzy! Maj!
– Co? – Maj otworzył oczy. Twarz stojącego nad nim Marka zaczęła tracić na wyrazistości. Rysy złagodniały. Włosy stały się długie, jasne, o kolorze świeżej słomy. Dziewczyna uśmiechała się do niego, trzymając go za rękę.
Maj, na granicy świadomości, usłyszał brzęk tłuczonego szkła i krzyk.
– Marek? – szepnął Maj.
– Nie przejmuj się nim, Jerzy – odpowiedziała dziewczyna. – Nic mu nie będzie.
Pochyliła się i pocałowała go. Jej usta miały smak słodkich orientalnych przypraw: cynamonu i…
„Ale zaraz, skąd ja wiem, czym jest cynamon?” – pomyślał zaskoczony Maj.
– Nie myśl tyle – zaśmiała się dziewczyna, przytulając się do niego. – Teraz twoja głowa należy do mnie.
Maj wtulił twarz w burzę jasnych włosów. Znów poczuł zapach łąki, kwiatów; zapach wolności.
– Jerzy?
– Tak?
– Nigdy mnie nie opuścisz?
– Nigdy.
Resztki gasnącej świadomości Maja rozpływały się w błogim odrętwieniu.
koniec
« 1 3 4 5
27 maja 2023

Komentarze

18 VI 2023   10:32:36

Stephensonowsko-morganowski mroczny (post)cyberpunk (z echami Dicka) wymieszany z zajdloidalnym komentarzo-ostrzeżeniem, ale zauważyć się da i spore pokrewieństwo z "Kongresem futurologicznym" wymieszanym z "Ostatnią podróżą Ijona Tichego". A na koniec jakby coś znanego ze "Star Treka". Niezły, aktualny, kawałek, choć trudno być dziś stuprocentowo oryginalnym, jak widać (to niekoniecznie jest zarzut, kto czytał moje ledwo wznowione opowiadania, wie, że nie mam prawa rzucić kamieniem ;) ).

W każdym razie - jako kontynuatorka tradycji mówienia o rzeczach ważnych, i efektowny tekst - wygląda mi "Myślogodzina" na murowanego kandydata do przyszłorocznego Zajdla (do Żuławskiego też bym ją nominował, 1. gdyby wciąż nagradzano i krótkie formy, 2. nie podchodziłbym znów, chwilowo, pod definicję czynnego pisarza).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.