Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Walczewski
‹Myślogodzina›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Walczewski
TytułMyślogodzina
OpisMichał Walczewski – absolwent Wydziału Prawa i Administracji UMK w Toruniu. Zawodowo związany z prawną ochroną zabytków i zamówieniami publicznymi. W swojej twórczości interesuje się w szczególności nurtem fantastyki socjologicznej oraz science-fiction opartego na twardych podstawach naukowych.
GatunekSF

Myślogodzina

Michał Walczewski
« 1 2 3 4 5 »

Michał Walczewski

Myślogodzina

– Ale czy w ten sposób nie wracamy do metod z początków dwudziestego pierwszego wieku?
Maj pomyślał przez chwilę o idiotycznych chwytach, które stosowali jego poprzednicy, żeby przykuć ludzi do tych śmiesznych pudełek zwanych telewizorami.
– Czasami trzeba zrobić jeden krok w tył, żeby potem postąpić dwa kroki naprzód – odpowiedział filozoficznie. Spojrzał na studentów, wypatrując wśród nich miny wskazującej na niedowierzanie lub kpinę. Z zadowoleniem jednak zauważył, że wszyscy mieli oczy wbite w swoje elektroniczne notatniki, w których rejestrowali słowa wykładowcy z pomocą wbudowanych w tablety programowalnych mikro-inteligencji.
– Dobrze, możecie się teraz zgłosić do szefa… to jest – do profesora Ostrowskiego. Ja tymczasem będę tutaj kontynuował eksperyment. Nie będzie tu już dla was nic ciekawego – dodał.
Studenci hałaśliwie opuścili laboratorium. Maj otworzył raz jeszcze sześcian i podszedł do felernego posiadacza niepokornej głowy.
– I co ja mam z panem zrobić, panie Kapuściński – mruknął Maj. – Już trzeci raz mi pan wycina taki numer…
Pan Kapuściński niestety nie mógł odpowiedzieć, bo ciągle był pod wpływem Bazyliszka. Maj podszedł do interkomu i nacisnął przycisk.
Ilustracja: Michał Walczewski
Ilustracja: Michał Walczewski
– Służba porządkowa? Zabierzecie mi jeden obiekt doświadczalny do utylizacji. Co? Tak, zużył się. Wiem, że to trzynasty w tym miesiącu, co wy myślicie, że my tutaj testujemy antyperspirant?! Księgowość będzie protestować? Niech protestuje!… Dobrze, dziękuję.
Maj wyłączył interkom. Przez chwilę patrzył na człowieka, którego właśnie przeznaczył do utylizacji. Ze zdumieniem stwierdził, że nie czuje w związku z tym nic. Wypuszczenie go nie wchodziło przecież w rachubę ¬– bezdomni byli rutynowo łapani przez wszystkie przedsiębiorstwa zajmujące się inżynierią reklamy. Ktoś w końcu by go dorwał i znalazł w jego krwi pozostałości Bazyliszka. A potem, metodą odwrotnej inżynierii złamałby recepturę gazu. Nie, tajemnica korporacji była najważniejsza. Przez chwilę zastanawiał się nad granicą człowieczeństwa – ot, nagle ktoś ląduje na ulicy, traci wszystkie prawa i przestaje być człowiekiem, a zaczyna być obiektem doświadczalnym…
Te rozmyślania przypomniały mu o jego własnych problemach mieszkaniowych.
– Och, ty durny – zaklął pod swoim adresem. – O pierdołach myślisz, zamiast o sobie…
Zamknął szklany sześcian i wyszedł z laboratorium, zostawiając w nim szóstkę ludzi wpatrzonych w ekran telebimu. Wszystkie twarze z jednakowym wyrazem skupienia. Wszystkie nieruchome. Tylko po jednej płynęły grube krople łez.
• • •
Pełen ponurych rozważań przeszedł obok gabinetu dyrektora.
„A gdyby – pomyślał – namówić szefa na podwyżkę? W końcu tyrałem jak wół! Dorzuci tysiąc albo troszkę więcej, założę hipotekę na nerkę albo płuco i jakoś to będzie! Wcale nie muszę dłubać sobie w mózgu!”.
Ożywiony nowym pomysłem, zapukał i energicznie wkroczył do pokoju przełożonego. Ostrowski wypełniał właśnie formularze badań, wyświetlane na podręcznych czytnikach, które uformowały już spory stos na jego biurku.
Mimo że nadzorował Instytut prowadzący pionierskie badania między innymi nad cyborgizacją ludzkiego ciała, nigdy nie dał wszczepić sobie nawet najprostszego implantu sieciowego. W związku z tym musiał teraz wypełniać formularze ręcznie. Po jego minie nie widać było jednak, żeby ta perspektywa spędzała mu sen z oczu.
Dyrektor, mrucząc pod nosem, podniósł wzrok znad wypełnianego czytnika i spojrzał na Maja.
– Słucham pana, nadmagistrze. – Opuścił wzrok, skupiając się z powrotem na przerwanej pracy.
– Ja chciałem… – słowa ugrzęzły Jerzemu w gardle. Ostrowski miał nadnaturalny dar zawstydzania swoich pracowników w podobnych sytuacjach i Maj zastanawiał się czasem, czy nie korzystał on z jakiegoś potajemnego wynalazku, który testował na swoich podwładnych. Wystarczyłby odpowiedni miks feromonów rozpylony w jego gabinecie.
– Dalej, dalej – dyrektor ponaglił Maja. – Nie mam czasu, żeby słuchać, jak pan się namyśla, co ma do powiedzenia.
– Chciałem prosić o podwyżkę! – wypalił jednym tchem Maj. Dyrektor uniósł brwi, po czym odłożył czytnik, wyprostował się w fotelu i spojrzał na swojego pracownika.
– Proszę, proszę. A czym uzasadni pan tę nagłą chęć wzbogacenia się?
– Prowadziłem ostatnio same innowacyjne badania. Telehipnor, Smakolep – wyliczał na palcach Maj – nie wspominając o Bazyliszku, którego teraz zostałem kierownikiem…
– Jeśli chodzi o Telehipnor – przerwał szef – to pomysł był dobry, ale trwają dopiero testy. Smakolep za to nie przyjął się, bo lobby restauratorów przekonało rządzących do uchwalenia zakazu jego używania.
– Zbyt długi okres reklamowy?
– Dokładnie. Pomysł był poroniony od samego początku i żałuję, że wtedy go nie przerwałem. Klienci brali kęs pożywienia, który wywoływał określone widy reklamowe; zresztą nie zawsze były to widy. Mniejsza o to. Po prostu, zamiast zamawiać kolejne potrawy, siedzieli jak zahipnotyzowani w restauracji, „smakując” coraz to nowsze reklamy.
– Przecież w tydzień później rzuciliśmy na rynek Antysmakolep.
– A jakże! Ale każdy rodzaj Antysmakolepu działał na inny rodzaj reklamy. Jedne blokowały widy, inne zapobiegały zapisywaniu się reklamy w podświadomości, jeszcze inne przeciwdziałały halucynacjom słuchowym czy węchowym. Nie dałoby się zabezpieczyć przed wszystkim. W efekcie ludzie przestali korzystać z restauracji.
– Ale Bazyliszek! To będzie hit!
– Nie wątpię, nadmagistrze Maj. – Szef wstał i po ojcowsku poklepał Jerzego po ramieniu. – Ale póki co, jest to wielka klapa. Ten obiekt, który pan przeznaczył do likwidacji – to bardzo nienaukowe podejście, nadmagistrze. A co, jeśli jego zachowanie jest symptomatyczne? Jeżeli część ludzi będzie odporna?
– Szpiegował mnie pan… W moim własnym laboratorium?!
– Naturalnie! Przecież muszę wiedzieć, czy robi pan to, co do pana należy. No już, już – dodał, widząc zszokowaną minę Maja. – Niech pan nie sądzi, że traktuję pana jakoś specjalnie. Wszyscy tutaj podlegamy nadzorowi.
„Oprócz ciebie” – pomyślał Maj. Stał dalej z tą głupią miną, nie wiedząc co począć z rękami.
– Jeśli to już wszystko – powiedział dyrektor, wracając za biurko – to może pan odejść.
Maj skinął głową i zdruzgotany, skierował się ku drzwiom.
– Za pół roku pomówimy o pana podwyżce – dodał dobrodusznie szef, wypełniając kolejny formularz.
„Za pół roku będę już w laboratorium – w roli świnki morskiej” – pomyślał Jerzy i opuścił gabinet przełożonego.
• • •
Maj przekroczył próg apteki. Autonomiczny skaner przeskanował jego ciało, znalazł wszystkie niedoskonałości i zaproponował odpowiednie środki farmaceutyczne, a nawet suplementy diety. Jerzy grzecznie odmówił i podszedł do okienka.
– Poproszę Neurolink – powiedział.
Już od dawna implanty można było kupić w zwyczajnych aptekach.
Farmaceutka podała mu schludnie zapakowane pudełko.
– Ile płacę?
– Nic. – Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie. – Neurolink jest w pełni refundowany. Takie zarządzenie Ministerstwa Gospodarki i Reklamy.
– Instaluje się go normalnie?
– Oczywiście. Połyka pan tabletkę i popija wodą. Implant sam zagnieździ się w korze mózgowej. To już nie te czasy, kiedy wierciło się otwory w czaszce – tu uśmiech aptekarki był szczery i, jak gdyby, odrobinę nostalgiczny.
– A czy może mi pani powiedzieć, jak… Jak to wygląda?
– Mówi pan o aktywnym trybie implantu? Nawet pan nie zauważy. To zupełnie jak sen bez marzeń sennych – zamyka pan oczy w nocy, otwiera i ku pańskiemu zdumieniu, odkrywa pan, że już świta.
– Nie będę nic pamiętał?
– Nic. Implant wyłącza świadomość czy raczej: usypia ją. Tak, usypia. To właściwsze słowo.
– Dziękuję.
Maj odszedł od okienka i otworzył opakowanie z implantem. Napełnił plastikowy kubek wodą ze stojącego nieopodal dystrybutora. Tabletka na jego dłoni wyglądała niepozornie – mała, okrągła, o szarawym zabarwieniu.
Starając się nie myśleć o niczym, Maj wepchnął ją sobie pospiesznie do ust i wypił duszkiem wodę. Chwiejnym krokiem opuścił aptekę. Uczucie strachu powoli zamieniało się w euforię.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

18 VI 2023   10:32:36

Stephensonowsko-morganowski mroczny (post)cyberpunk (z echami Dicka) wymieszany z zajdloidalnym komentarzo-ostrzeżeniem, ale zauważyć się da i spore pokrewieństwo z "Kongresem futurologicznym" wymieszanym z "Ostatnią podróżą Ijona Tichego". A na koniec jakby coś znanego ze "Star Treka". Niezły, aktualny, kawałek, choć trudno być dziś stuprocentowo oryginalnym, jak widać (to niekoniecznie jest zarzut, kto czytał moje ledwo wznowione opowiadania, wie, że nie mam prawa rzucić kamieniem ;) ).

W każdym razie - jako kontynuatorka tradycji mówienia o rzeczach ważnych, i efektowny tekst - wygląda mi "Myślogodzina" na murowanego kandydata do przyszłorocznego Zajdla (do Żuławskiego też bym ją nominował, 1. gdyby wciąż nagradzano i krótkie formy, 2. nie podchodziłbym znów, chwilowo, pod definicję czynnego pisarza).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.