Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leon Brand
‹Zelotka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLeon Brand
TytułZelotka
OpisAutor pisze o sobie: Warszawiak przyjezdniak. Chronicznie chory na fantastykę, odmawia leczenia.
Gatunekpost-apo, SF

Zelotka

Leon Brand
« 1 2 3 4 10 »

Leon Brand

Zelotka

Przekrzywił głowę jak lodownik, kiedy podejrzewa pułapkę.
– Nieee, lepiej teraz. – Pokręcił głową. – Potem, to wiesz… wszystko może się zdarzyć!
Nagle spojrzał w górę. Za nami stał nadzorca. Poczułam, że mam mokre plecy i robi mi się słabo.
W tej samej chwili wielka kamienna ściana przed nami zadrżała i słup, jak zwykle, ruszył w dół. Najpierw dotarł do nas smród wypychanego z czeluści powietrza. Przyzwyczailiśmy się do jego ciągłej obecności w tle każdej woni unoszącej się w Urc. Miasto po prostu śmierdziało. Nawet pomimo mrozu. Jednak, kiedy słup opadał, smrodu robiło się tyle, że szczypały oczy, a niektórzy dostawali alergii na twarzy. Obraz tego, z jaką siłą ma się do czynienia, dawały unoszące się nad dachami ubrania, skrzynie, a nawet kawałki metalu, wypychane wzdłuż zapadającej się ściany. Do dziś niewiele zostałoby z miasta, gdyby nie wykonane przez inżynierów osłony przekierowujące powiew ponad budynkami. Kolos opadał coraz szybciej, a przed oczami migały nam linie poziomów jego zanurzenia, oznaczane latami przez słupologów. Nigdy też nie było widać jego szczytu, nawet gdy był na samym dole.
W tym momencie słup dotarł do dna. Przez całą okolicę przetoczył się ryk konstrukcji przyjmujących na siebie falę sejsmiczną. Budynki stęknęły na elastycznych fundamentach. Gdzieś w okolicy strzelił odkształcony metal. A może pękł lód? Teraz już wszyscy na tarasie przerwali rozmowy i patrzyli w napięciu na zastygłą ścianę. Skrzywiłam się, bo nagle zabolała mnie głowa. Jakby hałas wbił mi w uszy potężnego bratnala i niemal natychmiast wyjął. Z trudem ustałam na nogach.
Słup tymczasem zadrżał i zamruczał jak zaniepokojony szponiarz, kiedy myśliwi zaskoczą go w leżu. A potem powoli zaczął się wznosić. Wiatr odkręcił wskaźniki nad osłonami w drugim kierunku. Teraz powietrze zasysane było pod konstrukcję. Najlepsza pora na puszczanie latawców. Zmarnowana okazja. Powinnam teraz stać gdzieś na dachu i mieć chwilę dla siebie, zadowolona, że pomogłam bratu. Przez tłum przeszedł jęk ulgi. Daleko poniżej naszego tarasu skrobacze, balansując na prymitywnych, wysuniętych nad czeluść platformach, wyciągnęli swoje narzędzia. Dziś, jak co dzień, ryzykują życiem, by pozyskać oleum. Dla wielu z nich ten dzień będzie ostatnim. Miris jest za mały na coś takiego.
– Pójdziesz ze mną – powiedział nadzorca.
No, tak! Przypomniałam sobie, że wciąż tu stoi. Próbowałam z jego twarzy wyczytać, kim mógł być wcześniej – cieślą, dyrektorem przedszkola, może nawet informatykiem. W tych czasach mógł cię aresztować każdy. Jedyne, co znalazłam w jego oczach, to wola przeżycia. A może go tylko podświadomie tłumaczyłam i widziałam go takim, jaką sama byłam?
Spojrzałam na Jaketana. Uśmiechnął się krzywo i podniósł ręce w bezradnym geście, jakby nie wiedział, o co chodzi. Nad nami smętnie zwieszały się od dawna niedziałające kamery. To niemożliwe, żeby ktoś mnie rozpoznał. Jaketan mnie podkablował. Zęby same mi się zacisnęły. Nadzorca wbił palce w gruby rękaw mojej kurtki i pchnął ku drzwiom do budynku.
• • •
Wygenerowano przy pomocy canva.com
Wygenerowano przy pomocy canva.com
Miris siedział na krześle, a Haprit stała nad nim. Spoglądał na mnie wzrokiem zastraszonego zwierzątka. Chciałam rzucić się do niego, ale nadzorca wciąż mnie trzymał. Kobieta skinęła głową.
Wysypali zawartość mojego plecaka na blat. Oprócz przyborów szkolnych, mięsa i lodownika, wypadła też moja szczęśliwa zabawka: metalowa figurka dziewczynki, która puszcza latawiec. Na cienkim druciku doczepiony był jego szkielecik pokryty materiałem z chustki mamy. Kiedy się postawiło figurkę, wyglądała jakby z rozwianymi włosami beztrosko biegła przed siebie, a latawiec wisiał nad jej głową. Dziś taka scena aż mdliła naiwnością.
– Talizmany na egzamin? – zapytał funkcjonariusz.
– Zabawki – odparłam szybko.
O mało nie dodałam „chyba widać”, ale wyczuwałam obok siebie drżącego Mirisa i nie chciałam więcej kłopotów. „Nie wychylaj się!”. Im szybciej stąd wyjdziemy, tym lepiej. Byle nie spanikować i nie dać się sprowokować. Wiedziałam, skąd to pytanie. Podpucha, żeby oskarżyć mnie o krzewienie religii. Spodziewałam się, że zaraz zaczną wypytywać o kradzież. Tylko po co im mój brat?
Haprit dała znak nadzorcy i ten odsunął się pod drzwi. Założył ręce za sobą i zamarł jak posąg.
– Czy wiesz, dlaczego zrezygnowaliśmy z religii? – zapytała profesorka, podchodząc do nas.
Była stara i wyschnięta. Podniosła maskotkę. Dłonie miała, jakby ktoś nałożył cienką skórzaną rękawiczkę na druciany szkielet.
Miris popatrzył na mnie wielkimi oczami. Cały się trząsł.
– Mogę wszystko wytłumaczyć – zaczęłam. – Przepraszam, ale…
– Bo zajmuje się głównie szukaniem usprawiedliwień na to, co się już stało. – Haprit mówiła, nie zwracając na mnie uwagi. – I dodatkowo krzewi deprawację.
Nadzorca zaplótł ręce i stanął za Mirisem, który skulił się jeszcze bardziej.
– To ważne, żebyśmy się w tej sprawie zgadzali. – Haprit uniosła chudy palec. – Żadne przewidywania religii, które dały się sprawdzić, nie sprawdziły się.
Skinęłam głową i widziałam, że Miris, jak mała papużka, robi to samo.
– Nauka przewiduje przyszłość albo przyznaje się do tego, że nie zna odpowiedzi – mówiła profesorka. – Religia twierdzi, że zawsze zna odpowiedź, przy czym najczęściej jest to „wola boska”. Religia plącze się w swojej logice…
Haprit się rozkręciła, a my nadal nie wiedzieliśmy, po co tu siedzimy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz biurka, krzeseł oraz masy poukładanych w sterty papierów i książek, nie było tu nic wartego uwagi. Zabawne, że wszędzie wokół wciąż znajdowaliśmy ślady dawnego świata. Kontakty w ścianach, kamery, czytniki kart, komputery. Odkąd klimat powoli stawał się nie do zniesienia, nie nadążaliśmy z adaptacją. Przestały działać kopalnie. Fabryki zwolniły, a potem stanęły zupełnie. Technologia zaczęła się psuć. Przenoszono części z jednych komputerów do drugich, przekładano z jednych maszyn do innych. Odbierano właścicielom działające urządzenia, by pomagały w szpitalach czy policji. Ale potem i tego było za mało. Pomarła też większość specjalistów, więc potrafiliśmy naprawiać tylko najprostsze mechanizmy. Wreszcie technologia zamarła, oczy kontrolek pogasły, ale nikt ich nie usuwał, jakby w nadziei, że kiedyś jeszcze w cudowny sposób się obudzą. Nadal tliła się w nas myśl, że któregoś dnia kamery podniosą zaspane łebki, a biura wdechem ulgi znów wciągną powietrze w obudowy komputerów wraz z uruchomieniem radiatorów.
– Dziś wszystkie siły kierujemy na przetrwanie. Walczymy z całym światem. Czy to zrozumiałe?
Znowu skinęłam głową. Miris natychmiast skopiował mój gest.
– Nie udawajcie durniów! – krzyknęła nagle Haprit. – Jak wytłumaczycie to?
Rzuciła nasze testy. Kartki rozjechały się po blacie. Teraz naprawdę byłam zaskoczona. Nie chodziło o kradzież? Spojrzałam na profesorkę, która oparła się o biurko i najwidoczniej czekała na jakąś odpowiedź.
Miris zaczął płakać. W domu ta strategia się sprawdzała. Tu nie miał co liczyć na łaskę.
– Nie rozu… – wyjąkałam.
– Gdzie są obliczenia? – Haprit nie poczekała, aż dokończę.
Niestety, nie było obliczeń. Bo nie liczyłam. To był mój problem z matematyką. Po prostu widziałam odpowiedzi. Ale zupełnie nie wiedziałam, skąd je biorę. Nie potrafiłam ich udowodnić ani sprawdzić. Bałam się, że uznane to zostanie za jakiś religijny wymyk. W panice szukałam słów, których można użyć, zamiast „jakaś wyższa siła mówi mi, co mam pisać”, bo wtedy równie dobrze mogłabym od razu skoczyć z okna na główkę.
Haprit pokiwała głową i założyła ręce za sobą. Zaczęła chodzić po pomieszczeniu, okrążając mnie i brata.
– Zdarzają się spryciarze, którzy przepisują wynik od kolegów. Ale tu nie o to chodzi – mówiła. – Testy skomponowano z zadań na różnym poziomie, by tworzyć odpowiednie grupy zadaniowe.
„Grupy zadaniowe” – wyniosła pani zarządzająca raczyła podle zażartować. W dzisiejszych czasach można było należeć tylko do jednej z dwóch grup: skrobaczy, czyli właściwie posłanych na śmierć, albo naukowców, czyli tych, którzy ogarniali cokolwiek trudniejszego od obsługi młota, i którzy próbowali wymyślić sposób na powstrzymanie lodu, wdzierającego się do miasta. Czasu było coraz mniej. Tak jak i nas. Jaki miało to sens? Nie znaleźliśmy rozwiązania wcześniej, kiedy świat był jeszcze wielki i normalny, a widzieliśmy przecież, co się święci. Co może teraz zrobić garstka niedobitków przyparta lodem do ściany? Bez prądu, na kartkach, z ołówkami za uszami?
« 1 2 3 4 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.